Nauka
Serce ma swój „mózg”. Naukowcy badają jego rolę i funkcje
20 grudnia 2024
„Edukacja seksualna powinna być traktowana jako prawo do wiedzy. Szkoła jest jednym z niewielu miejsc, gdzie możemy uczyć o seksualności i relacjach międzyludzkich. Niestety, polska szkoła na tle innych krajów nie ma się czym pochwalić” - mówi psycholożka Aleksandra Żyłkowska
Sposób prowadzenia edukacji seksualnej różni się w zależności od kraju, a dyskusja na ten temat dotyczy nie tylko wad i zalet poszczególnych modeli nauczania, ale także samej jej potrzeby. „Mamy badania, ekspertyzy i statystyki różnych organizacji i krajów, w których przedmiot ten jest prowadzony jako obowiązkowy i na podstawie tych danych jednoznacznie widzimy, że edukacja seksualna nie szkodzi. Wręcz przeciwnie – ma same pozytywne skutki” – mówi Milena Adamczewska-Stachura, prawniczka z zespołu ds. równego traktowania w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich.
Jako przykłady Adamczewska-Stachura wskazuje obniżenie liczby niechcianych ciąż wśród nastolatek, spadek zachorowań na infekcje i choroby przenoszone drogą płciową, zmniejszenie skali homofobii, a także spadek liczby przestępstw na tle seksualnym. Wynika to między innymi z faktu, że wiedza nabyta na zajęciach, skłania młodych ludzi do podejmowania bardziej odpowiedzialnych i przemyślanych decyzji.
„Przeciwnicy wskazują często na problem seksualizacji oraz demoralizacji dzieci i młodzieży na takich zajęciach. Ale mylimy tu pojęcia. Czym innym jest seksualizacja, a czym innym seksualność. Myślę, że wiele dorosłych osób nie ma odpowiedniego przygotowania i wiedzy z zakresu tego tematu, dlatego kiedy czytamy i słyszymy o rekomendacjach WHO dotyczących edukacji seksualnej, możemy to źle rozumieć. W Polsce jest nam potrzebna szeroka debata o tym, czym tak naprawdę jest ten przedmiot, jak powinien wyglądać, gdyż tylko w taki sposób będziemy mogli obalić te wszystkie mity, które krążą wokół tego tematu” – wyjaśnia ekspertka.
W Polsce edukacja seksualna prowadzona jest w klasach IV–VIII szkoły podstawowej oraz liceach, technikach i szkołach branżowych, w ramach przedmiotu „Wychowanie do życia w rodzinie”, z którego rodzicie mogą zwolnić swoje dziecko, jeżeli nie ukończyło ono 18 lat. Na zajęcia przeznacza się po 14 godzin w roku szkolnym, w tym po pięć godzin z podziałem na grupy dziewcząt i chłopców. Podstawa programowa zawiera sześć bloków tematycznych, takich jak rodzina, dojrzewanie, seksualność człowieka, życie jako fundamentalna wartość, płodność i postawy (wobec siebie i innych).
„Sam program jest dosyć obszerny i bardzo holistycznie opisany, niemniej jednak na jego zrealizowanie przeznaczona jest zbyt mała ilość godzin w roku szkolnym” – tłumaczy Aleksandra Żyłkowska, psycholożka i edukatorka seksualna na Uniwersytecie SWPS w Katowicach.
„Pozwala to na pewną dowolność w wyborze tematów dla osób, które ten przedmiot prowadzą. Zdarza się więc, że to od poglądów i przekonań danych nauczycieli zależeć będzie, o czym i w jaki sposób takie lekcje będą prowadzone. Jeżeli ktoś uważa, że nie warto mówić np. o antykoncepcji, może ten temat pominąć, tłumacząc, że nie starczyło na to czasu” – dodaje.
Podobnego zdania jest Aleksandra Dulas, socjolożka i założycielka Fundacji Nowoczesnej Edukacji „Spunk”, która podkreśla, że taka dowolność dobierania tematyki w zakresie jednego przedmiotu może prowadzić do znacznych nierówności w zakresie poziomu wiedzy, nie tylko pomiędzy szkołami, ale także samymi klasami.
„Ze swojego doświadczenia widzę, że wszystko tak naprawdę zależy od nauczyciela. Są szkoły, gdzie te zajęcia prowadzone są wzorcowo, ale są też niestety takie, gdzie prowadzący WDŻWR kierują się swoimi własnymi przekonaniami. Mogą więc poruszać poszczególne tematy na naprawdę różne sposoby, np. pokazywać, że wszystkie metody antykoncepcyjne są nieskuteczne, niezgodne z nauką Kościoła itp., zamiast przedstawić kolejno, jakie metody są obecnie dostępne, jakie są ich plusy i minusy, i pozostawić uczniowi prawo wyboru i decydowania o sobie” – wyjaśnia Dulas.
Krytycznie odnosi się również do materiałów edukacyjnych, które są wykorzystywane podczas prowadzenia zajęć. „Znajdziemy tam treści nierównościowe w kontekście rodziny, dyskryminujące ze względu na płeć, orientację seksualną, tożsamość płciową czy wyznanie i światopogląd. Uczymy dzieci, że ta rodzina musi być jakaś, że jest mama i jest tata, nie dopuszcza się innej możliwości. A przecież nie wiemy, z jakich rodzin pochodzą nasi uczniowie, jaką mają orientację. Nie dajemy im tej możliwości, aby czuli się swobodnie podczas zajęć, ponieważ z góry mówimy im, co jest normalne, a co nie jest. W XXI w. takie podejście jest wręcz absurdalne” – dodaje.
UNESCO rozgranicza trzy typy programów edukacji seksualnej, która prowadzona jest w różnych krajach na świecie. Do pierwszej kategorii zalicza się sposób prowadzenia zajęć, który ukierunkowany jest przede wszystkim na zachowanie abstynencji seksualnej przed zawarciem związku małżeńskiego. Ten styl zyskał znaczne poparcie w republikańskich stanach USA, Europie Wschodniej i wielu krajach rozwijających się.
Innym podejściem jest program, w którym abstynencja seksualna traktowana jest jako zachowanie opcjonalne. Wybór należeć ma do młodego człowieka, a zadaniem nauczyciela jest dostarczyć mu jak najlepszej wiedzy o różnych możliwościach. Taki styl prowadzenia zajęć występuje m.in. we Francji, Włoszech, Niemczech czy Szwajcarii. Kładzie się tu też mniejszy nacisk na zagrożenia związane ze współżyciem, przygotowując program nauczania tak, by seks przedstawiać jako normalny, zdrowy i pozytywny akt, który równocześnie może nieść ze sobą różne konsekwencje.
Ostatnim rodzajem jest tzw. holistyczna edukacja seksualna, podczas której tematy poruszane na zajęciach przedstawiane są w szerszej perspektywie, w zależności od wieku i rozwoju uczniów. Takie podejście przyjęła przykładowo Szwecja i Holandia, w których realizacja programu odbywa się już od najmłodszych lat.
Wiek, w którym rozpoczyna się edukację seksualną, jest zróżnicowany w poszczególnych krajach europejskich. Różnice wynikają z samego zrozumienia definicji i programu edukacji seksualnej, do której nie zalicza się tylko tematów związanych z fizycznością i seksualnością, ale także budowania relacji, rozmawiania o emocjach, poczuciu bezpieczeństwa, tłumaczenia, czym jest zły dotyk, a także gdzie i z kim młodzi ludzie mogą rozmawiać o swoich problemach. Są to tematy, które rekomenduje WHO.
Rozpatrując różne modele edukacji seksualnej, jako jeden ze wzorów wskazuje się kraje skandynawskie. Prym wiedzie Szwecja, gdzie przedmiot ten jest obowiązkowy już od 1955 r. Podstawa programowa dopasowana jest do wieku uczniów. W założeniach przyjęto, że seksualność nie powinna być tematem tabu oraz że nie ma w tym zakresie informacji szkodliwych dla dzieci, o ile będą przekazywane w sposób odpowiedni dla ich wieku. Model podzielony jest na dwa elementy edukacji szkolnej.
Pierwszy stanowi właściwy przedmiot, podczas którego uczniowie uczą się o tym, co jest istotne na danym etapie ich życia. Drugi natomiast integruje poszczególne tematy związane z edukacją seksualną w programy pozostałych przedmiotów. Przykładowo, dzieci na lekcji historii uczą się o prawach i doświadczeniach osób LGBT, na lekcji biologii o różnicach dotyczących płci, a podczas czytania lektur mogą usłyszeć o parach homoseksualnych. Podkreśla się również, że szkoła nie może wyrażać opinii na temat wyborów życia seksualnego ucznia, jej zadaniem jest natomiast przekazać mu rzetelną wiedzę, aby jego decyzje były dla niego najbardziej odpowiednie.
„Ciekawym przykładem jest też Holandia, gdzie o seksualności mówi się od najmłodszych lat na kompletnym luzie. Dzieci w szkole podstawowej uczą się, skąd się biorą dzieci, czym jest orientacja seksualna. W domu nie jest to temat tabu. Seksualność traktuje się jako coś normalnego, rozmawia się o tym” – tłumaczy prezeska fundacji Spunk.
„W Holandii dzieci nie muszą się chować, dowiadywać rzeczy z internetu. Oznacza to też, że one będą wychowywane w poczuciu, że nie muszą się z niczym spieszyć. 16-latka może po prostu zasnąć ze swoim partnerem, przytulić, całować się, a gdy będzie gotowa do kolejnego kroku, to zrobi to świadomie, nie będzie musiała się ukrywać i będzie potrafiła porozmawiać o tym z dorosłymi, jeśli będzie potrzebowała” – dodaje.
Światowa Organizacja Zdrowia i UNESCO, w najnowszej publikacji zawierającej rekomendacje dotyczące edukacji seksualnej podają, jakie informacje w kontekście seksualności i swojego ciała dziecko powinno znać na danym etapie życia. Eksperci wskazali jednak, że wytyczne te powinny uwzględniać kontekst kulturowy każdego kraju, co oznacza, że państwa powinny wdrażać je samodzielnie i decydować, jaki sposób przekazywania informacji będzie akceptowalny w danym społeczeństwie.
„To jest bardzo ważny zapis, bo poszczególne państwa różnią się między sobą. Nie da się dziś w Polsce wprowadzić edukacji seksualnej na wzór krajów skandynawskich. Tam o seksualności mówi się otwarcie, w domu, w szkole, w mediach, w audycjach dla dzieci i młodzieży. Każdy kraj będzie podchodził do tej tematyki inaczej, ale edukacje seksualna, medyczna i psychologiczna muszą być wprowadzone. Nie może tak być, jak to się dzieje obecnie w Polsce, że konserwatywny rodzic odbiera swojemu dziecku prawo do wiedzy” – podkreśla Dulas.
Ekspertka podaje także przykład Anglii, która do 2021 r. zobowiązała się wprowadzić nowy program nauczania tego przedmiotu. Szkoły będą miały możliwość ułożenia i dopoasowania planu edukacji pod każdą placówkę indywidualnie. Będą musiały się trzymać podstawy programowej, ale otrzymają także pewną dowolność dotyczącą jego zakresu. Programy te będą publikowane na stronach internetowych, tak by rodzic przed zapisaniem dziecka do szkoły mógł zdecydować, czy taka forma i plan edukacji seksualnej mu odpowiadają. Jednocześnie, poza wiedzą wyniesioną ze szkoły, na terenie Anglii działają kliniki zdrowia seksualnego, w których każda osoba pomiędzy 13. a 24. rokiem życia może liczyć na bezpłatne konsultacje medyczne, badania, a także dostęp do środków antykoncepcyjnych.
Organizacje takie jak WHO i UNESCO przekonują, że edukacja seksualna pomaga w przygotowywaniu młodych ludzi do życia, nie tylko seksualnego, ale przede wszystkim do budowania satysfakcjonujących relacji. Prawo do wiedzy, do informacji jest prawem powszechnym, dlatego powinno ono dotyczyć również kwestii związanych z rozwojem i seksualnością.
„Dzieci powinny uczyć się na tych zajęciach rozumieć siebie, wiedzieć, o co chodzi w związku, że ich seksualność to tylko ich sprawa. Tematy dotyczące prywatności, świadomej zgody, o tym, co można, a czego nie można, czym jest przemoc – to wszystko wiąże się z edukacją seksualną” – mówi Aleksandra Żyłkowska z SWPS.
„To sprawy, które dotyczą każdego człowieka. Gdzie dzieci mają się tego nauczyć, skoro w wielu domach to są tematy, na które się nie rozmawia? Pozostaje więc telewizja, prasa, internet, znajomi, ale jak wiemy, nie zawsze są to wzorce, z których dzieci powinny korzystać, by uczyć się rozumieć własne ciało czy budować relacje z innymi” – dodaje.
„Pozostaje więc zadać sobie pytanie, czy chcemy, by nieformalna edukacja seksualna stanowiła główne źródło wiedzy wśród młodych ludzi. W dobie nowych mediów i technologii nie da się uniknąć dziś treści, które są niewłaściwe, niestosowne bądź krzywdzące. Nastolatkowie nie chcą rozmawiać o tych sprawach z rodzicami, bo zwyczajnie się wstydzą. Dorośli natomiast podkreślają, że nie mieli edukacji seksualnej i o wielu rzeczach nie potrafią rozmawiać. Szkoła jest więc jednym z niewielu miejsc, gdzie możemy uczyć o seksualności i relacjach międzyludzkich” – podkreśla Żyłkowska.