Nauka
Ziemia straciła siostrę. Badanie Wenus dowodzi, że nie jest podobna
17 grudnia 2024
„Kluczem naszego programu jest założenie, że korzyści czerpią z niego obie strony. Po takim doświadczeniu w uczniach rodzi się zupełnie nowe podejście do osób o innym kolorze skóry, czy innym wyznaniu” - mówi Anna Hora-Lis.
Monitor, mikrofon, kamerka – wszystko gotowe. Uczniowie siadają przed komputerem i czekają na połączenie. Po chwili na ekranie pojawia się grupa dzieci z drugiego końca świata – z Pakistanu, Ugandy, Maroka, Ghany, Kenii. Dzieciaki śmieją się, machają, wymieniają doświadczeniami, ćwiczą angielski i francuski. Potem zaczynają wspólne lekcje, organizowane przez swoich i tamtejszych nauczycieli.
Wszystko odbywa się face to face, online i live z innej części globu. Dzięki programowi Face to Face with the World dzieci z całego świata stają się dla siebie nawzajem chodzącymi podręcznikami i wielką lekcją tolerancji.
ANNA WILCZYŃSKA: Uczniowie z dwóch różnych krańców świata siadają przed komputerem i mogą się nawzajem zobaczyć i usłyszeć. Jakie są pierwsze reakcje po jednej i po drugiej stronie ekranu?
ANNA HORA-LIS*: Najczęściej występują dwa rodzaje takich „pierwszych reakcji”. Czasem uczniowie potrzebują chwili, żeby przełamać stres, barierę językową i dopiero po kilku minutach ośmielają się zadawać pytania. Ale to normalne – przecież właśnie otwarło się przed nimi okno do zupełnie nowego, często skrajnie innego świata. Ale bywa też zupełnie odwrotnie, a uczniowie już od pierwszej chwili nie mogą przestać mówić, są zafascynowani sobą nawzajem. Aż żal im przerywać, gdy kończy się lekcja.
Zainicjowany przez panią projekt Face to Face with the World łączy na żywo uczniów z Polski oraz krajów Afryki i Azji poprzez wspólne internetowe lekcje. Jak to się zaczęło?
Za czasów studenckich bardzo angażowałam się w projekty humanitarne. Gdy zaczęłam pracować w szkole, zaproponowałam dzieciom włączenie się w podobne działania. Zapraszałam do klasy przedstawicieli różnych organizacji pomocowych. Jednak w zajęciach prowadzonych w szkole przez instytucje humanitarne – zawsze czegoś mi brakowało. Fantastycznie, że mogliśmy poznać problemy jakiegoś odległego regionu świata, zobaczyć zdjęcia z tych miejsc i zebrać fundusze na wsparcie lokalnej społeczności. Ale w uczniach niewiele z tego zostawało. Pamiętali tylko tyle, że zrobiliśmy akcję na rzecz jakichś bezimiennych „biednych dzieci z Afryki”.
Takie akcje bardziej utrwalały popularne wyobrażenie na temat krajów Afryki, niż przełamywały stereotypy i przynosiły nową wiedzę?
Zdecydowanie. Niewiele się w ten sposób uczyliśmy. Dlatego postanowiłam pokazać uczniom inną perspektywę. Pomyślałam, że skoro żyjemy w dobie internetu, to łatwo można sprawić, by dzieciaki ze szkół znajdujących się na dwóch różnych krańcach świata mogły się spotkać bez pośredników i pogadać face to face. Tak powstał – i stąd wziął nazwę – program Face to Face with the World. Wykorzystując kontakty, które zdobyłam, angażując się w działalność humanitarną, nawiązałam relacje z placówkami w Maroku, Ugandzie i Pakistanie. Gdy już dobrze poznałam te szkoły i ich nauczycieli, podczas lekcji połączyłam za pomocą internetu moich uczniów z Polski z dziećmi z tych krajów. W przeciwieństwie do zajęć na temat Afryki i Azji, które organizowaliśmy wcześniej, te spotkania zostały uczniom w pamięci na zawsze.
Dzisiaj, po sześciu latach działania programu, z jakimi szkołami można się połączyć?
Na dzień dzisiejszy współpracujemy z 67 różnymi placówkami w 24 krajach świata. Przez nasz program polscy uczniowie mogą poznać dzieciaki m.in. z Gambii, Somalii, Bangladeszu, Strefy Gazy, Maroka, Ugandy, Egiptu, Pakistanu i wielu innych. Są to nie tylko szkoły, lecz także domy dziecka, placówki opiekuńcze, instytucje położone w buszu, czasem na peryferiach, oddalone o cztery godziny drogi od najbliższego miasta, a nawet zlokalizowane w slumsach wielkich metropolii.
Często są to miejsca, w których dzieci nie mają przed sobą wspaniałych perspektyw i mierzą się z problemami, o których młodzież w Polsce nie ma pojęcia. Kontaktujemy się z placówkami na wysokim poziomie, ale też takimi, gdzie uczą się osoby zagrożone bezdomnością, schorowane, porzucone, które nigdy nie miały kontaktu z osobami z innego kontynentu. Warto doświadczyć tej różnorodności. I chociaż jest między nami masa różnic, to w tym aspekcie „inności” jesteśmy sobie zupełnie równi – i my dla nich jesteśmy całkowicie egzotycznym widokiem, i oni dla nas.
Uczymy się, że inność nie musi być straszna. Co jeszcze zyskują uczniowie biorący udział w programie?
Kluczem tego programu jest założenie, że zawsze obie strony czerpią z niego korzyści. Nie tylko dzieci w Polsce oferują pomoc, ale następuje wymiana. Nasza młodzież na własne oczy może przekonać się o problemach innych części świata. Po takim doświadczeniu z zupełnie nową wdzięcznością patrzy na to, co sama dostaje i jakie ma możliwości. Rodzi się w nich zupełnie nowe podejście do osób o innym kolorze skóry czy innym wyznaniu.
Jedna z nauczycielek uczestniczących w naszym programie opowiadała mi, że widząc na ulicy ciemnoskórego cudzoziemca, była tak ciekawa, czy to ktoś z kraju, z którym łączyła się podczas lekcji, że od razu podeszła i zagadała do niego. Bariera językowa zniknęła, uprzedzenia zniknęły, narodziła się zupełnie nowa ciekawość świata i człowieka. Jednak naszym głównym celem jest edukacja. Dzieci i opiekunowie nie tylko przełamują stereotypy, ale przede wszystkim odbywają ciekawą lekcję, łącząc się z uczniami z obcego kraju. Przez taki kontakt na żywo uczniowie otrzymują potężną dawkę wiedzy od razu popartą doświadczeniem.
Jak taka lekcja przez internet wygląda w praktyce?
Zanim dojdzie do spotkania uczniów i rozpoczęcia lekcji, trzeba najpierw wszystko przygotować. Wcześniej każdą zagraniczną placówkę bardzo dokładnie sprawdzamy. Jako koordynator projektu kontaktuję się osobiście z nauczycielami i dyrektorami szkół w Afryce i Azji, na długo zanim przed ekranami zasiądą uczniowie. Musimy mieć pewność, że współpracująca z nami instytucja jest realną szkołą lub placówką wychowawczą. Zdarza się bowiem, że osoby tworzą fikcyjne organizacje i szkoły za granicą, żeby w ten sposób wyłudzać pieniądze z zamożniejszych krajów.
Jak sprawdzacie takie szkoły i skąd je pozyskujecie?
W kilku krajach mam sprawdzone osoby, z którymi od lat współpracuję i które pomagają w weryfikacji szkół do programu. Przez lata korzystaliśmy w tym zakresie z pomocy UNICEF oraz pokrewnych organizacji. Mamy także wielu ambasadorów programu w krajach Afryki, którzy pomagają nam promować inicjatywę i docierać do lokalnych szkół. O naszym programie opowiadało np. Radio Uganda.
Wspierają nas również osobistości ze świata kultury krajów partnerskich, np. raper Baby Blaq z Kenii. Ja także osobiście kontaktuję się ze szkołami – zawsze muszę zobaczyć to miejsce, poznać grono pedagogiczne i dyrekcję, zobaczyć dzieci. Na koniec procesu weryfikacji instytucje przystępujące do programu podpisują z nami umowę, w której potwierdzają zaznajomienie się z regulaminem.
Załóżmy, że szkoła pozytywnie przeszła taką weryfikację. Co dalej?
Wtedy po dwóch stronach ekranu spotykają się nauczyciele z kraju partnerskiego i Polski. W naszym projekcie biorą udział nauczyciele nauczania początkowego, angliści, poloniści, nauczyciele francuskiego, geografii, a nawet muzyki. Stąd, podczas lekcji online, podejmujemy różne tematy, dzielimy się różnymi doświadczeniami i umiejętnościami. Nauczyciele wraz ze swoimi nauczycielami-partnerami za granicą wybierają temat zajęć, a potem przygotowują lekcję do przeprowadzenia z dwiema grupami na żywo przez internet. Rozmawiają też o tym, jak najlepiej przygotować uczniów na spotkanie.
Jeśli szkoła partnerska jest bardzo uboga lub jest położona w regionie postkonfliktowym, warto przygotować dzieci na tę nową rzeczywistość, zaznajomić z sytuacją kraju i jego mieszkańców, porozmawiać o kwestiach kultury i wrażliwości na odmienność. Musimy także pamiętać o ustaleniu kwestii technicznych, bo z niektórymi krajami dzieli nas duża różnica czasu.
W jakim wieku są uczniowie przystępujący do programu?
Łączyliśmy przez internet dzieci na każdym etapie kształcenia – od przedszkola do liceum. Oczywiście, do każdej grupy dobieramy partnerów z zagranicy w odpowiednim wieku, a przed spotkaniem przypominamy o właściwym przygotowaniu dzieci po obu stronach ekranu. Co ciekawe, im młodsze dzieci, tym lepiej sobie radzą w kontaktach z rówieśnikami. Najlepiej idzie przedszkolakom, które nie czują strachu, nie mają barier językowych i najbardziej entuzjastycznie reagują na widok kolegów i koleżanek z drugiego końca świata. Dogadują się nawet bez słów.
Takie internetowe spotkania z rówieśnikami w Ghanie czy Gazie są jednorazowym eventem klasowym czy zostają z dziećmi na dłużej?
Uczestnicy naszego programu potwierdzają, że to doświadczenie zostanie z nimi na zawsze. Niektóre klasy, uczestniczące w programie już od trzech lat, co tydzień łączą się z tą samą partnerską szkołą i dalej chcą kontynuować przygodę poprzez wspólne lekcje. W niektórych klasach te spotkania przerodziły się także w prywatną korespondencję pomiędzy uczniami – nawiązały się przyjaźnie na odległość, mimo że pierwsze spotkanie dzieciaków było pełne strachu i uprzedzeń.
Z czego, pani zdaniem, wynikał ten strach przed uczniami z innego kraju?
Po pierwsze, jest to strach spowodowany barierą językową. Bo rozmawia się po angielsku lub francusku, w zależności od kraju i przedmiotu, którego dzieci chcą się razem uczyć. Więc osoby, które słabiej czują się z wybranym językiem, mogą mieć z początku problemy. Po drugie, w uczniach pojawia się wstyd. Te rozmowy odbywają się przy nauczycielach i przy całej klasie. Po trzecie, jest to normalny lęk przed innością. Nie zawsze uczniowie są pewni, jak to wszystko będzie wyglądało, jacy oni będą, ci uczniowie z Bangladeszu czy Egiptu, i czy nas polubią.
Te same lęki dzielą zarówno uczniowie, jak i nauczyciele?
Oczywiście, ponieważ też jesteśmy ludźmi, co oznacza, że nie jesteśmy wolni od strachu czy uprzedzeń. Nauczyciele też się martwią, czy nie pokona ich bariera językowa i czy nie ośmieszą się przed młodzieżą, bo np. akcent osób z Pakistanu czy Maroka może być tak mocny, że z początku będzie trudno się przyzwyczaić. Ale to wszystko jest normalne i zarówno uczniowie, jak i nauczyciele bardzo szybko oswajają się z innością i przełamują strach. W związku z różnymi lękami, czasem pojawiają się życzenia od nauczycieli, żeby połączyć ich z dowolnym krajem, byle nie z Pakistanem, Irakiem czy Strefą Gazy, bo tam żyją muzułmanie. Nauczyciele się zwyczajnie tego boją.
Boją się reakcji dyrekcji?
Tak też bywa. Nauczyciel boi się dyrekcji, dyrekcja boi się kuratorium, kuratorium boi się ministerstwa edukacji. Dlatego często pytamy, z jakim krajem chcieliby współpracować. Zdarza się, że przez nieznajomość realiów krajów Azji czy Afryki, zamiast Pakistanu wybierają dla siebie inny kraj muzułmański, np. Bangladesz czy Maroko. I najczęściej już podczas przygotowań przed lekcjami są zaskoczeni, widząc, że nie było się czego bać.
Tak działaliście przez ostatnie sześć lat. Teraz program się rozrósł i mogą w nim uczestniczyć także dorośli, którzy chcą uczyć się języków.
Zgadza się. Stworzyliśmy nowe inicjatywy, do których zapraszamy nie tylko nauczycieli i ich klasy, lecz także osoby prywatne, niezwiązane ze szkołą. Proponujemy takim osobom inicjatywę „Zostań moją mamą”, skierowaną głównie do kobiet, które chciałyby nauczyć się języka angielskiego. W ramach tego projektu panie łączą się z placówkami w Azji lub Afryce i uczą się języka, konwersując z dziećmi i ich opiekunami za granicą. A jako że główną zasadą naszego projektu jest to, żeby wymiana dobrych doświadczeń i wiedzy zachodziła w obie strony, nasze mamy nie tylko prowadzą konwersacje językowe, ale też same uczą lokalne społeczności różnych przydatnych umiejętności – uczą gotować, wymieniają się przepisami, uczą uprawiać warzywa i owoce, uczą zarządzania budżetem domowym czy mądrego wydawania pieniędzy.
Podobno niektóre mamy uczą lokalne społeczności w Afryce i Azji, jak opiekować się kurami.
Tak, grupa mam, które od jakiegoś czasu uczestniczyły w naszym projekcie, zasponsorowała kilku placówkom opiekuńczym w Afryce zakup stadka kur. Teraz polskie mamy przez internet uczą dzieciaki z lokalnych domów dziecka, jak zajmować się kurami, żeby pozyskiwać jajka wzbogacające ubogą dietę mieszkańców sierocińca. Dzięki ich pomocy te placówki nie tylko łatwiej się utrzymują, ale też stają się bardziej samodzielne, przyjmują zrównoważone rozwiązania codziennych problemów. Nasze zaradne mamy pomogły także stworzyć plantację bananów przy jednym z afrykańskich ośrodków i hodowlę kóz przy innym. Często zaczyna się tak, że jakaś mama przyłącza się do projektu, żeby nauczyć się języka, a po krótkim czasie okazuje się, że towarzyszy jej cała rodzina wraz z dziećmi. Oczywiście, tatowie również są mile widzianymi uczestnikami programu.
Kto jeszcze może wziąć udział w projekcie?
Każdy, kto jest gotów na taką przygodę. Dużą część uczestniczek programu stanowią studentki i studenci psychologii, którzy nie tylko doszkalają się z języka, ale poświęcają swój czas na rozmowy z nauczycielami, wysłuchują, wspierają, doradzają. Zapraszamy do włączenia się także osoby, które nie mają czasu na rozmowy, ale chciałyby wesprzeć te placówki finansowo. Do tego stworzyliśmy projekt „Pomóż dzieciom wrócić do szkoły”. Jest to jedyna nasza akcja, w której szukamy sponsorów dla szkół i domów dziecka, z którymi współpracujemy na całym świecie.
W pozostałych projektach nie ma konieczności finansowej kontrybucji na rzecz placówek partnerskich – bazujemy na wymianie doświadczeń i wiedzy. Oczywiście, jeśli ktoś ma ochotę wesprzeć także finansowo szkołę, z którą się zaprzyjaźnił, pomagamy w bezpiecznym i odpowiedzialnym przekazaniu takiej pomocy.
Uczniowie z Polski uczestniczący w programie przekazują pomoc dla swoich partnerskich instytucji?
Nie jest to obowiązkowe, bo najważniejsza jest dla nas wymiana edukacyjna, ale często tak się zdarza. Jedna szkoła, która bardzo długo utrzymywała kontakt ze swoją placówką partnerską za granicą, zasponsorowała dzieciakom laptopy do klasy, ponieważ ich koledzy z Afryki łączyli się z Polską za pośrednictwem smartfona. Poprzez dłuższą znajomość zrodziło się w nich pragnienie wspomagania przyjaciół z odległego kraju również w taki sposób. Tego wciąż uczymy się w naszym programie – otwartość rodzi otwartość.
W jaki sposób szkoły w Polsce mogą przyłączać się do programu Face to Face with the World?
Serdecznie zapraszamy do kontaktu szkoły i osoby prywatne z całej Polski. Teraz jest dobry moment, żeby do nas dołączyć, zapoznać się z programem i z nauczycielami z zagranicy, bo jak mówiłam, przygotowania do rozpoczęcia programu trwają kilka tygodni. Żeby wystartować z programem we wrześniu, warto zacząć przygotowania już teraz. W szkole czy w domu nie trzeba mieć wyszukanego sprzętu. Wystarczy komputer z kamerą internetową lub laptop i połączenie internetowe. W razie wątpliwości prosimy kontaktować się z nami przez profil na Facebooku. Bardzo chętnie odpowiem na wszystkie pytania.
*ANNA HORA-LIS – nauczycielka języka polskiego, pomysłodawczyni i główna koordynatorka projektu edukacyjnego Face to Face with the World, który łączy na żywo przez internet uczniów podczas zajęć szkolnych w Polsce i krajach Afryki i Azji.