Kultura
Mikołaj, Gwiazdor, a może Dzieciątko. Ten spór wciąż rozpala emocje
21 grudnia 2024
Odmowa prawa do powrotu i sprawiedliwego procesu tym, którzy wstąpili w szeregi Państwa Islamskiego, to naruszenie zasady rządów prawa. Lekceważąc nasze własne zasady, kiedy jest nam to na rękę, sami zachowujemy się jak radykałowie Shamima Begum, 19-letnia Brytyjka, która cztery lata temu uciekła do Syrii i wyszła za bojownika Państwa Islamskiego, chce teraz, wraz z nowonarodzonym synkiem, wrócić do Wielkiej Brytanii. Tak jak Hoda Muthana, która w wieku 20 lat wstąpiła […]
Shamima Begum, 19-letnia Brytyjka, która cztery lata temu uciekła do Syrii i wyszła za bojownika Państwa Islamskiego, chce teraz, wraz z nowonarodzonym synkiem, wrócić do Wielkiej Brytanii. Tak jak Hoda Muthana, która w wieku 20 lat wstąpiła do ISIS, a dziś ma małe dziecko i marzenie, żeby wrócić do Stanów Zjednoczonych. Kobietom odmówiono, ale ich historie na nowo nasiliły dyskusję o prawach tych, którzy chcą wrócić, oraz o tym, czy Zachód i muzułmanów da się w ogóle pogodzić.
Brytyjskie władze odebrały Begum obywatelstwo, chociaż prawo nie pozwala na podjęcie takiej decyzji wobec osoby, która w rezultacie staje się bezpaństwowcem. Najwyraźniej jednak brytyjskie ministerstwo spraw wewnętrznych uznało, że bengalski paszport jej matki wystarczy, by prawo zignorować. Dziewczyna ponoć chce się odwoływać.
Za to Muthana, wg władz w Waszyngtonie, nigdy nawet nie była Amerykanką! Co z tego, że urodziła się w New Jersey, a przed wyjazdem na tereny opanowane przez ISIS dostała amerykański paszport. Departament Stanu przypomniał sobie, że jej ojciec był jemeńskim dyplomatą, a dzieciom urodzonym w czasie, gdy ich rodzice są na misji w USA, nie należy się obywatelstwo. Tyle że Hoda urodziła się dwa miesiące po tym, jak kontrakt jej ojca dobiegł końca. Nic dziwnego, że pan Muthana pozywa dziś administrację Trumpa.
Może nam się to podobać albo nie, ale Begum i Muthana mają rację, bo władze Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych odmawiają swoim obywatelkom prawa do sprawiedliwego procesu. Wiele osób powie: „To nie nasz problem. Skoro dziewczyny porzuciły swoje ojczyzny i przystały do wroga, zrzekły się wszelkich praw”. Taki pogląd wyjątkowo pasuje też politykom, którzy na takich historiach nabijają sobie wyborcze punkty.
Nie bez powodu Kofi Annan, były sekretarz generalny ONZ, powtarzał, że takie krótkowzroczne, populistyczne myślenie jak mało co świadczy o braku wizji i upadku wartości wśród rządzących. Porzucając wracających radykałów, zamiast wziąć za nich odpowiedzialność, na dłuższą metę sami prosimy się o kłopoty.
Dlaczego młodzi ludzie opuszczają swoje kraje i wstępują w szeregi islamistów? Bo czują się odrzuceni i nie mają celu w życiu. A publiczne i formalne wykluczenie ich ze społeczeństwa tylko umacnia ich bezradność i poczucie izolacji. Tymczasem, żeby skutecznie walczyć z radykalizmem i zmniejszać zagrożenie ze strony wracających ekstremistów, powinniśmy postępować zupełnie odwrotnie.
Tym, którzy wracają, należy się sprawiedliwy proces – odmawiając go, naruszamy podstawowe zasady rządów prawa, które są podstawą demokracji. A to woda na młyn fundamentalistów i radykałów, którzy wytykają zachodnim rządom, że mędrkują o prawach człowieka i równości wobec prawa tylko wtedy, gdy im to pasuje. Tymczasem nie ma lepszego sposobu ochrony zachodnich wartości niż ich szanowanie i przestrzeganie.
Tym bardziej że Zachód odpowiada nie tylko przed własnymi obywatelami, lecz także przed resztą świata. W końcu to europejskie kraje, jak Wielka Brytania, Niemcy czy Francja, na potęgę eksportują radykałów na Bliski Wschód. Oczywiście, chcielibyśmy, by wracający setkami ekstremiści nie byli naszym problemem, ale prawda jest taka, że nim są. A robienie z nich problemu innych krajów, to żadne rozwiązanie.
Lekceważąc prawa człowieka, kiedy jest nam to na rękę, sami zachowujemy się jak radykałowie. Zacznijmy traktować wracających z Syrii, czy w ogóle skądkolwiek, zgodnie z naszymi wartościami. Stwórzmy struktury i mechanizmy, które pozwolą ich rehabilitować i na nowo integrować ze społeczeństwem. Dobrze robią to Dania, Szwecja czy Norwegia, bo mają porządne mechanizmy, skuteczne systemy wsparcia i sprawną koordynację działań między rządowymi agencjami.
Jak każdy nowy problem, z jakim mierzą się dziś nasze społeczeństwa, wracający radykałowie powodują konieczność zmiany już istniejących instytucji, a czasem – zbudowania nowych. Bo deradykalizacja i reintegracja to żadna filozofia, wymaga jednak pieniędzy i politycznej woli.
Jasne, że najlepiej byłoby zawczasu zapobiegać radykalizacji. Właśnie po to w 2017 r., w ramach fundacji Kofiego Annana, wymyśliliśmy inicjatywę Extremely Together, wydając pierwszy poradnik, w którym młodzi ludzie radzą, jak unikać ryzyka radykalizacji.
Mamy problem, bo ekstremiści wracają na Zachód? Będziemy mieli większy, jeśli wyrzekniemy się naszych wartości.