Prawda i Dobro
9 niezwykłych tradycji świątecznych. Nie zobaczysz tego nigdzie w Europie
24 grudnia 2024
Wiele wyrażeń młodych to efekt gry z językiem, z normą, swoisty eklektyzm, bo jednostki należą do różnych odmian i kodów. Więc jeśli mamy odrobinę poczucia humoru i wyobraźni (czasem również znajomości angielskiego), to intuicyjnie je zrozumiemy – mówi w rozmowie z Marią Mazurek prof. Małgorzata Karwatowska z Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie.
Maria Mazurek: Jaki jest język młodych ludzi?
prof. Małgorzata Karwatowska*: Kreatywny, ekspresywny, z humorem.
Bałam się, że pani profesor powie: wulgarny, hermetyczny, łamiący zasady językowe.
To by świadczyło o tym, że jestem dziadersem. Kimś, kto nie rozumie współczesnego świata i zrozumieć nie chce. Bo w określeniu dziadersi nie chodzi przecież o wiek, a o stosunek do rzeczywistości, o anachroniczność poglądów. To jest słowo, które pojawiło się w czasie strajków kobiet. Jedno z jego haseł głosiło: „Nie chcemy żyć w kraju, gdzie życie urządzają nam dziadersi”.
Powracając do pani wątpliwości, czy najmłodsza polszczyzna – bo przecież to też jest polszczyzna – jest wulgarna, łamiąca zasady językowe, hermetyczna. Zatem: wulgarna – bywa. Ale przecież wulgarny bywa też język starszych ludzi. Łamiąca zasada językowe – owszem. Jednak intencjonalnie,
z humorem, żeby coś wyrazić, dodać ekspresji lub ironii. Weźmy słowa dziękuwa i smakuwa, pisane przez u otwarte. Przecież jest to zapis niesystemowy. Albo to, które znalazło się w tegorocznym finale plebiscytu na Młodzieżowe Słowo Roku 2024: Czemó? Z ó z kreską. To wyraźne zerwanie z normą ortograficzną. Wyraźne i celowe. Młodzi ludzie bawią się językiem. Oni są w tym niebywale kreatywni.
Został zarzut o hermetyczność.
Zdania, również wśród specjalistów, są podzielone. Rozmawiałam z koleżanką, zresztą wybitną językoznawczynią, która powiedziała mi mniej więcej tak: „Młodzi odlecieli ze swoim językiem na inną planetę. On jest tak hermetyczny, że my już nie jesteśmy w stanie się z nimi dogadać. Celowo używają takich słów, żeby się od nas odciąć”.
Osobiście mam zupełnie inne zdanie. Według mnie język młodych cechuje się spontanicznością i humorem, ale nie hermetycznością. Im wcale nie zależy, żeby być przez nas niezrozumianymi. Oczywiście, młodomowa jest tworzona z potrzeby zaznaczenia odrębności od innych pokoleń. Tak jest teraz i tak było zawsze, w każdym pokoleniu – pani, moim i jeszcze wcześniejszych. Jest również prawdą, że młodzież nie lubi, jak my te słowa im „podkradamy” – jeśli jako boomer zacznę używać wyrażeń typu slay czy rel (szczególnie w nietrafionym kontekście, byle tylko wpisać się w ich środowisko, przedstawić jako młodzieżowa), to oni wyczuwają w tym fałsz. Odrzucą to.
Uznają panią za krindżową?
Albo nawet za delulu (z ang. delusional – ktoś z nierealnymi fantazjami). Ale to, że młodzi nie chcą być ze swoich słów „okradani”, nie znaczy jeszcze, że zależy im na tym, żeby swoją wypowiedź utajnić. Absolutnie nie. Oni bardzo chętnie – a mam doświadczenie zarówno ze studentami, jak i z uczniami – o swoim języku opowiadają, tłumaczą go, wypełniają ankiety. Zresztą, jak przyjrzymy się młodzieżowym słowom, to odkryjemy, że one wcale nie są trudne do odszyfrowania. Większość z nich to właściwie znane nam wyrażenia, które – na skutek kreatywności językowej młodych – albo zmieniły formę, albo zapis, albo znaczenie. I tak bambik – od disneyowskiego jelonka – oznacza nowicjusza, amatora, żółtodzioba. Yapping znaczy wałkować jakiś temat, paplać, ględzić. W tym drugim doszukujemy się obcego źródłosłowu – yapping to po angielsku szczekanie – ale według mnie niesłusznie. Pamiętam z młodości wyrażenie: przestań japać. I to japać – wprawdzie wtedy pisane przez j – znaczyło właściwie to samo, co dzisiaj.
Podkreślę: wiele wyrażeń młodych to efekt gry z językiem, z normą, swoisty eklektyzm, bo jednostki należą do różnych odmian i kodów. Więc jeśli mamy odrobinę poczucia humoru i wyobraźni (czasem również znajomości angielskiego), to intuicyjnie je zrozumiemy. Wyrażenie handluj z tym w języku młodych oznacza: radź sobie z tym, pogódź się z tym. Angielskie deal to handlować, ale już deal with something – radzić sobie z czymś. Przecież to jest zabawa językiem. Zarówno na poziomie treści, jak i formy. Twórcza, z pazurem. Ale też intencjonalnie jawna.
Co odróżnia język współczesnej młodzieży od języka, którego my używaliśmy w młodości?
Skrajna ekspresywność wypowiedzi. Młodzi ludzie chcą dziś przedstawić moc odczuć i wrażeń – zarówno tych pozytywnych, jak i negatywnych – i szukają słów, które oddadzą tę emocjonalność z całą siłą. Taki przykład: najpierw młodzież mówiła, że coś jest fajne. Potem pojawiło się słowo zajefajne. Czyli jeszcze więcej niż fajne. Ale i ono przestało wystarczać, więc modny stał się przymiotnik o wulgarnym nacechowaniu: zaje*iste. A potem pojawiło się słowo zajekur*abiste. Proszę zwrócić uwagę, jak pozytywnie nacechowane, ale pozbawione obraźliwego wydźwięku określenie fajne ewoluowało do słowa, które ma w sobie aż dwa mocne wulgaryzmy.
Czy nie temu właśnie służą wulgaryzmy? Nadaniu wypowiedzi ekspresywności?
Zgadza się, to jedna z ich głównych funkcji. I w tym kontekście młodzi chętnie po wulgaryzmy sięgają.
Młodzież przestawia świat skrajnie opozycyjnie. Z jednej strony mamy bardzo silnie nacechowane pozytywnie słowa: essa, grubo, sztos, mega. A z drugiej jest kaszana, krzywo, krindż, przypał, żenua. Tutaj nie ma stanów pośrednich. Albo wyrażamy podziw, albo niechęć, złość, dezaprobatę. Oni chcą przeżywać świat bardzo intensywnie. Chcą doświadczać rzeczywistości bez stanów pośrednich i ich język to wyraża.
Polecamy: Duże dzieci dużo wydają. Biznes zarabia na nostalgii dorosłych
Tylko czy to jest kwestia tego pokolenia czy bycia młodym w ogóle? Pamiętam, że jako szesnastolatkowie też kochaliśmy dramy, szukaliśmy mocnych wrażeń i pewnie byliśmy bardziej ekspresyjni w wypowiedziach. A potem z tego wyrośliśmy.
Ma pani rację. Język młodych zawsze lubował się w wyrazistych słowach. Głąb, cienias, młot, przegryw, tępa dzida. To nie są nowe słowa; występowały w słowniku wcześniejszego pokolenia. Ale teraz do naturalnej cechy młodych ludzi doszły wpływy internetu. Młodzi uczą się życia i komunikacji, podglądając influencerów, streamerów, youtuberów. A treści twórców internetowych, aby zostały zauważane, muszą być wyraziste. Wyraziste są zawsze skrajności.
Cała ponowoczesna kultura to przede wszystkim kultura bodźców. Prof. Zbyszko Melosik trafnie określił ją „kulturą instant”. Ona ma zapewnić natychmiastowe spełnienie, osiągnięcie maksimum satysfakcji – więc treści i sam język muszą być wyraziste. Wyraziste, ale niekoniecznie trwałe. Bo to jest kolejna cecha kultury instant (czy, jak mówił Zygmunt Bauman, płynnej ponowoczesności): nietrwałość. To, co modne czy ważne dzisiaj, jutro może nie mieć już żadnego znaczenia. Ile z tych słów, o których dzisiaj rozmawiamy, przetrwa kolejne dwa–trzy lata? Kto będzie o nich pamiętał za dekadę? W tym języku nie ma trwałości; to język żywy, który rozwija się niemal na naszych oczach. Moglibyśmy nawet powiedzieć: in statu nascendi. Oczywiście język zawsze się odradzał, żył, zmieniał. Tylko teraz te zmiany zachodzą szybciej.
Co jeszcze w języku zmienił internet?
Wprowadził upodobanie do akronimiczności. Proszę zwrócić uwagę, że młodzi kochają skrótowce: OMG (Oh My God), WTF (What The F*ck), POV (Point of View), LOL (Laughing Out Loud), BFF (Best Friend Forever). To jest ważny element ich języka, choć akronimy służą młodzieży głównie do komunikacji przez internet.
Teraz mówię o bezpośrednich wpływach, ale do nich można by było dodać bardziej złożone zjawiska, które ostatecznie też znajdują odzwierciedlenie w języku. Podam przykład: gdy w latach 90. badałam język młodzieży, dużo więcej słów odnosiło się do mikrośrodowiska szkolnego. To były nazwy ocen, nauczycieli, przedmiotów, sprawdzianów, szkół. Dzisiaj w młodzieżowym slangu takich słów jest zdecydowanie mniej. I to jest związane – tak sądzę – z tym, co nazywamy „upadkiem autorytetu nauczyciela”. Czy szerzej – upadkiem autorytetu dorosłego. Przed erą internetu dorosły był wzorem – bo miał doświadczenie, wiedzę i mądrość, którą przekazywał młodym.
Teraz nie zaimponujemy młodzieży wiedzą, bo ona ma całą wiedzę świata w swojej kieszeni. W internecie. A po tym internecie potrafi się poruszać sprawniej niż starsi. Nastąpiło więc odwrócenie ról. Dzisiaj to dzieci mogłyby uczyć dziadków lub rodziców. A to zazwyczaj budzi – mniej lub bardziej uświadomiony – sprzeciw starszego pokolenia. Ten sprzeciw przyjmuje formę narzekania na młode pokolenie – że roszczeniowe, leniwe, niecierpliwe. Ale pod tym narzekaniem leży coś innego – lęk przed utratą sprawczości. Bo my przecież czujemy, że teraz świat należy do młodych, że oni go budują. I my byśmy chcieli, żeby budowali go według naszych zasad. Zachowywali się podobnie do nas. Oni tego nie będą robili, bo żadne pokolenie tego nie robiło. Ja też nie postępowałam tak jak moi rodzice, a oni nie postępowali jak ich rodzice. Na tym właśnie polega odwieczny konflikt pokoleń.
I odwieczne narzekanie na młodych?
Zgadza się. A gdyby uczciwie przyjrzeć się młodym ludziom, to trzeba im oddać, że są otwarci, tolerancyjni, kreatywni, elastyczni. Postrzegają świat inaczej niż my, ale to nie znaczy, że się nim nie interesują, że im na niczym nie zależy. Owszem, przywiązują mniejszą wagę do pewnych spraw – jak ubiór, schematy, konwenanse – ale czy to źle? Właściwie to czasem zazdroszczę im tego luzu, a nie ciągłego zastanawiania się: co wypada, co nie wypada. Staram się młodymi inspirować, a przede wszystkim – wysłuchać ich i zrozumieć. A wcale nie jest tak, że oni nie chcą dzielić się z nami swoim światem.
* Małgorzata Karwatowska – prof. dr hab. nauk humanistycznych, językoznawczyni, kierownik Katedry Edukacji Polonistycznej Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie. Nauczycielka akademicka i badaczka języka młodzieży. Autorka lub współautorka książek naukowych i popularnonaukowych (między innymi: Światy uczniowskie. Język – Media – Komunikacja, Autorytety w opiniach młodzieży, Wśród stereotypów i tekstów kultury. Studia lingwistyczne) oraz autorka ponad 200 publikacji poświęconych językowemu obrazowi świata utrwalonemu w tekstach młodzieży (zwłaszcza rozumieniu pojęć aksjologicznych), lingwistyce płci, etyce słowa, a także dydaktyce szkolnej i uniwersyteckiej.
Może Cię także zainteresować: Dobry samarytanin przed kamerą. Tak buduje się fałszywy wizerunek
Prawda i Dobro
24 grudnia 2024
Zmień tryb na ciemny