Prawda i Dobro
Naukowcy zbadali wpływ światła na człowieka. To może pomóc w leczeniu depresji
02 października 2024
Senator Partii Demokratycznej jest jedną z czterech osób, które mają największe szanse, by zmierzyć się z Donaldem Trumpem w przyszłorocznych wyborach prezydenckich
Końcówka czerwca 2019 r. Politycy Partii Demokratycznej stają do pierwszej debaty w prawyborczym cyklu poprzedzającym uzyskanie oficjalnej nominacji do walki o urząd prezydenta. Faworytem w tym wyścigu wydaje się być senator Joe Biden, wiceprezydent USA w latach 2009–2017. Ośrodki badania opinii publicznej zdążyły już nawet zamówić pierwsze sondaże określające jego szanse w wyborczej rywalizacji z Donaldem Trumpem. Telewizyjne starcie pokazało jednak, że weteran amerykańskiej sceny politycznej nie może być pewny partyjnego błogosławieństwa w wyborach prezydenckich, które odbędą się w 2020 r.
O Bidenie mówi się często jako o polityku lubianym, ale obarczonym negatywnym politycznym bagażem. Były wiceprezydent w administracji Baracka Obamy na federalnych politycznych salonach pojawił się już w latach 70. Prawie 50 lat później jego oponenci mogą więc wybierać z szerokiego repertuaru jego decyzji mogących uchodzić za co najmniej kontrowersyjne.
Tak było również podczas pierwszej z demokratycznych debat. Biden, przedstawiciel centrowego skrzydła partii, co rusz był podgryzany przez polityków sytuujących się na lewym skrzydle Partii Demokratycznej. Były wiceprezydent w ich wypowiedziach jawił się jako osoba dbająca o interesy najbogatszych, bezkrytycznie przyjmująca korporacyjne wsparcie w trakcie kampanii, niezdolna do postawienia się interesom lobbystów.
„Panie wiceprezydencie, nie sądzę, by był pan rasistą. Doceniam, że szuka pan wspólnego mianownika w dyskusji z innymi ludźmi. Osobiście zabolało mnie jednak, gdy usłyszałam, jak wypowiada się pan na temat dwójki senatorów, którzy zbudowali swoją reputację i kariery na organizowaniu systemu segregacji rasowej. Pracował pan razem z nimi, sprzeciwiając się desegregacji w szkołach. W Kalifornii była wtedy mała dziewczynka, która jeździła do szkoły autobusem. Tą małą dziewczynką byłam ja” – mówiła Kamala Harris, jedyna czarnoskóra polityk wśród kandydatów biorących udział w debacie.
Senator odniosła się w ten sposób do sprawy z lat 70., gdy Sąd Najwyższy USA zniósł segregację w szkołach. Te często jednak pozostawały jednorasowe – za sprawą „ucieczki” białych na przedmieścia, podczas gdy czarni pozostawali bliżej centrów miast. Dlatego, by integrować dwa oddalone od siebie światy, uczniowie byli dowożeni do placówek oddalonych od ich osiedli. Sprzeciwiali się temu m.in. senatorzy James Eastland i Herman Talmadge, o współpracy z którymi Biden wypowiadał się ostatnio wyjątkowo ciepło. Po tyradzie Harris były wiceprezydent wyglądał na znokautowanego.
Kandydatura Harris od samego początku była traktowana bardzo poważnie. Media głównego nurtu zastanawiały się nawet, czy nie będzie faworytką demokratycznych prawyborów – za taką uznał ją m.in. dziennik „New York Times”. Po debacie wielu publicystów oceniło, że to właśnie ona może stanąć w szranki z Donaldem Trumpem. Pierwsze sondaże po występie w NBC News dawały jej drugą pozycję. Liderem wyścigu pozostawał Biden, ale po miesiącu jej notowania nadal są stosunkowo wysokie. Warto pamiętać, że walka o partyjną nominację to maraton. Demokratyczna konwencja, w trakcie której wyłoniony zostanie kandydat na wybory, odbędzie się dopiero w czerwcu 2020 r. A Harris zaliczyła już w tym maratonie dość udany start.
Media próbowały przez jakiś czas zestawiać ją z wyrazistymi debiutantkami w Kongresie – Alexandrią Ocasio-Cortez, Rashidą Tlaib czy Ilhaną Omar. Najstarsza i najbardziej doświadczona w tym gronie Harris dystansuje się jednak od swoich partyjnych koleżanek z Izby Reprezentantów. Na początku 2019 r. odcięła się np. od nurtu „demokratycznego socjalizmu”. Harris łączy z nimi jednak imigranckie pochodzenie – jej matka pochodzi z Indii, ojciec jest Jamajczykiem.
Polityczne CV Kamali Harris to obraz łagodnej reformatorki, podchodzącej do działalności politycznej mniej radykalnie niż przedstawicielki lewego skrzydła Demokratów. Na pewno nie pasuje na symbol buntu, na który wyrosła Ocasio-Cortez. W przeciwieństwie do niej Harris na swoją pozycję polityczną pracowała bardzo długo – niemal 30 lat.
Wcześniej odebrała jednak solidne wykształcenie. W stołecznym Waszyngtonie, na Uniwersytecie Howarda, zdobyła tytuł magistra z politologii i ekonomii. Po powrocie do rodzinnej Kalifornii kontynuowała edukację, uzyskując w 1989 r. tytuł doktora nauk prawnych. Lata 90. upłynęły jej na pracy w lokalnej prokuraturze. W 2000 r. dołączyła do pierwszego szeregu pracujących publicznie prawników stanu Kalifornia, przyjmując ofertę pracy w prokuraturze miejskiej San Francisco. W 2003 r. została wybrana na stanowisko prokuratora okręgowego, a osiem lat później – na stanowisko prokuratora generalnego Kalifornii.
Wczesna kariera zapewniła jej reputację nieustępliwej i twardo trzymającej się litery prawa. „Tough on crime” (ang. twarda wobec przestępczości) – tak określają ją amerykańskie media, zauważając podobną tendencję wśród innych Demokratów jej pokolenia. Harris zdecydowanie zasłużyła sobie na takie opinie, o czym najdobitniej świadczą liczby. Gdy pełniła urząd w San Francisco, liczba procesów zakończonych wyrokiem skazującym wzrosła z 52 proc. w 2003 r. do 67 proc. w 2006 r. Podobnie było z wyrokami za zabójstwa – usłyszało je aż 85 proc. oskarżonych.
Wiele osób uznałoby takie wyniki za sukces, ale dla niektórych wyborców są one jednak dużym obciążeniem. Według nich nieustępliwość Harris pogłębiła m.in. problem przeludnienia w kalifornijskich więzieniach. Najcięższy z zarzutów wobec Harris dotyczy niesprawiedliwości rasowej. „Kamala Harris była surowa wobec czarnych, nie wobec przestępczości” – pisał zaraz po ogłoszeniu jej startu w demokratycznych prawyborach lewicowy serwis Afropunk.
W artykule przywołano statystyki osadzeń za posiadanie i rozprowadzanie legalnej dziś w Kalifornii marihuany. Raport Amerykańskiej Unii Wolności Obywatelskich wykazał, że na ściganie takich przestępstw Kalifornia wydała około miliarda dolarów. To kwota dotycząca lat 2001–2010, gdy prokuraturą rządziła właśnie Harris. Statystyki pokazują również, że Afroamerykanie są skazywani na więzienie za posiadanie marihuany prawie cztery razy częściej niż biali; według wielu to dowód na dyskryminację.
Harris mimo to potrafiła postawić się również tym, którzy chcieli rozprawiać się z bandytami w bardziej zdecydowany sposób. W 2004 r. zapowiedziała, że nie będzie domagać się kary śmierci dla oskarżonego o zabicie policjanta Isaaka Espinozy. Zrobiła to mimo wystąpienia Dianne Feinstein, senator i byłej burmistrz San Francisco, której apel o wymierzenie najwyższej kary napastnikowi został nagrodzony owacją na stojąco podczas pogrzebu funkcjonariusza.
Harris była też twórczynią inicjatywy „Back on Track”, która pomagała młodzieży w wychodzeniu z narkomanii. Dzięki temu ok. 300 osób ukończyło szkołę średnią i znalazło pracę. Harris okazała także wsparcie dla społeczności LGBT i walki z hejtem wymierzonym w osoby homoseksualne. Po awansie na stanowisko prokurator stanowej wsławiła się walką z wielkimi bankami o redukcję długów dla osób zagrożonych bezdomnością. Harris była twarda również wobec biznesu IT, żądając od technologicznych gigantów z Doliny Krzemowej przestrzegania standardów prywatności użytkowników ich aplikacji.
Senacka trampolina do prezydentury?
Kamala Harris, mimo pewnych potknięć, przez karierę szła jak burza. Spekulowano nawet, że może zostać powołana do Sądu Najwyższego lub mianowana na stanowisko prokuratora generalnego za kadencji Baracka Obamy. Nic takiego jednak się nie stało, a kolejnym przystankiem jej kariery stał się Kongres.
Tam co rusz stara się pokazać, że łatka złego policjanta jest jej przypisywana nieco na wyrost. Na tle Senatu jest wyjątkowo progresywna, a jej poglądy różnią się od pomysłów „demokratycznych socjalistów” jedynie szczegółami. Opowiada się za pełną legalizacją marihuany, wspiera ruchy pro-choice, domagając się lepszego dostępu do aborcji, razem z Alexandrią Ocasio-Cortez pracuje nad wprowadzeniem w życie „Green New Deal” – planu ekologicznej transformacji gospodarczej.
Harris wstawia się także za imigrantami, przeciwstawiając się deportacjom osób, które do USA trafiły nielegalnie jako dzieci. Finansuje swoją prezydencką kampanię jedynie z prywatnych środków i funduszy przekazanych przez prywatnych darczyńców. Nie przyjmuje pieniędzy od korporacji, których właściciele za jej rządów mogą spodziewać się podwyżki podatków.
Do tej pory stawianie się jednemu procentowi, czyli najbogatszym Amerykanom, było znakiem rozpoznawczym Bernie’ego Sandersa, również startującego w demokratycznych prawyborach. Lewicowy senator z Vermont jest często przedstawiany przez progresywne środowiska jako jedyna nadzieja na pokonanie Donalda Trumpa. Jednak nawet jego najwięksi sympatycy muszą przyznać, że polityk ma poważne problemy z dotarciem do centrowych wyborców.
Źródłem kłopotów jest jego nieustępliwa retoryka, która – według komentatorów – przeszkodziła mu w uzyskaniu nominacji Partii Demokratycznej w 2016 r. Harris może się więc wydawać „Sandersem w wersji light”. Za jakiś czas może się okazać, że lewica, obecnie niezbyt ufająca senator z Kalifornii, w 2020 r. będzie musiała zagłosować właśnie na nią. Wiele będzie zależeć od tego, jak Kamala Harris zaprezentuje się w kolejnych debatach – już teraz wiadomo, że taryfy ulgowej nie będzie.
Prawda i Dobro
02 października 2024
Edukacja
02 października 2024
Zmień tryb na ciemny