Kęs ku zagładzie

Wegetarianizm powoli przestaje być kulinarną fanaberią czy etycznym wyborem, a zaczyna stawać się globalną koniecznością

Wegetarianizm powoli przestaje być kulinarną fanaberią czy etycznym wyborem, a zaczyna stawać się globalną koniecznością. Dieta roślinna jest jednym ze sposobów na powstrzymanie zmian klimatycznych oraz bardziej racjonalne wykorzystanie potencjału Ziemi

Przeciętny człowiek zjada w ciągu swojego życia prawie 7 tys. zwierząt – w tym około 4,5 tys. ryb, 2,4 tys. kurczaków, 27 świń i 11 krów. Ekolodzy podkreślają, że jest to nie tylko nieetyczne, ale także mało przyjazne dla planety. Hodowla zwierząt okazuje się bowiem znacznie bardziej trująca dla środowiska niż np. transport. Z danych ONZ wynika, że aż 24 proc. emisji gazów cieplarnianych pochodzi właśnie z rolnictwa.

To rosnące zagrożenie dla równowagi klimatycznej Ziemi. Mieszkańcy krajów rozwijających się, których dotąd nie było stać na mięso, coraz chętniej zmieniają swoje kulinarne upodobania. To, co było niegdyś symbolem nieosiągalnego statusu, teraz jest dostępne na wyciągnięcie ręki. Coraz lepiej jedzą bogacący się Chińczycy i Hindusi. Według ostrożnych szacunków w pierwszej połowie XXI w. spożycie mięsa podwoi się, a zatem problem emisji gazów związanych z hodowlą zwierząt stanie się jeszcze bardziej alarmujący.

Gigantyczne fabryki mięsa

Mudanjiang City Mega Farm znajduje się w Heilongjiang w północno-wschodnich Chinach. Jest to największa farma na świecie, która liczy 9,1 mln hektarów, więcej niż woj. mazowieckie, podlaskie i warmińsko-mazurskie razem wzięte. To wielka fabryka mleka, na której żyje 100 tys. krów. Corocznie produkuje się tam 800 mln litrów mleka. Taka ilość w nieco ponad dekadę wypełniłaby po brzegi Zalew Zegrzyński. Podobne gospodarstwa znajdują się także w innych częściach Chin oraz Australii.

Ekspansja ferm prowadzi do dewastacji środowiska i zmienia w piekło życie okolicznych mieszkańców. Ma też znaczenie globalne. Eksperci z Uniwersytetu w Oksfordzie na podstawie wyników badań z prawie 40 tys. farm wielkopowierzchniowych w ponad 100 krajach wskazali, że eliminacja produktów zwierzęcych w diecie spowodowałaby zwolnienie ok. 75 proc. powierzchni gruntów, które w tym momencie są wykorzystywane pod hodowlę zwierząt.

Areał robi wrażenie. Byłaby to powierzchnia równa całym Stanom Zjednoczonym, Chinom, Australii i Unii Europejskiej. „Przejście na dietę roślinną to jeden ze skuteczniejszych sposobów na zmniejszenie twojego negatywnego wpływu na Ziemię. Weganizm ma większy pozytywny wpływ na planetę niż zmniejszenie liczby lotów samolotem w ciągu roku czy zakup samochodu elektrycznego Chodzi nie tylko o ograniczenie emisji gazów cieplarnianych, ale także o mniejszą wycinkę lasów i bardziej racjonalne wykorzystania wody” – tłumaczy Joseph Poore z Uniwersytetu w Oksfordzie.

Rolnictwo zużywa ok. 70 proc. wody pitnej. Znaczna jej część przeznaczana jest na hodowlę zwierząt oraz pasz. Wyhodowanie kilograma mięsa wymaga 5 –20 tys. litrów wody, z kolei produkcja pszenicy 500 –4 tys. litrów. Różnica jest więc kolosalna.

Znaczenie ma również wielkość gospodarstwa. Duże farmy wypierają małe gospodarstwa, które nie są w stanie produkować mięsa tak tanio i w hurtowych ilościach. Według cytowanego przez PAP Piotra Kwiatkowskiego, specjalisty ochrony środowiska, fermy wyjątkowo szkodliwie oddziałują na wodę – zarówno powierzchniową, jak i podziemną, zatruwając ją pestycydami, herbicydami, hormonami czy antybiotykami.

Kurza ferma w Maryland w Stanach Zjednoczonych (GETTY IMAGES)

Zwierzęta hodowlane faszerowane są też antybiotykami. Ma to zmniejszyć ryzyko epidemii, która mogłaby wybuchnąć w gospodarstwie. Leki nie zawsze są dobrze przyjmowane przez zwierzęta. Około 75 proc. antybiotyków podawanych zwierzętom nie jest przez nie całkowicie trawionych i wraz z odchodami trafiają do środowiska. „Czy jesteśmy skazani na fermy przemysłowe? Pewnie tak, ale to nie znaczy, że możemy zezwalać na rzeczy, na które zezwalać nie wolno” – podsumował Kwiatkowski.

Kwitnąca katastrofa

Takich tłumów w tokijskich parkach nie było dawno. Japończycy grzali się w wyjątkowo ciepłym październikowym słońcu. Robiono zdjęcia, spacerowano, a na wieczornych piknikach raczono się sake i lokalnymi potrawami. Wielu cieszyło się z niezwykłej aury, inni traktowali to jednak jako zły omen.

Wiśnie w Japonii kwitną na przełomie marca i kwietnia, tak też było wiosną tego roku. Pod koniec października natura spłatała figla, a drzewka puściły pąki po raz drugi. „Mieszkam tutaj od ponad 50 lat, ale nigdy czegoś takiego nie widziałem” – powiedziała agencji Reutera Mikako Mori. „Wiśnie niegdyś kwitły na początku września, ale co roku pojawiają się coraz wcześniej i wcześniej” – dodała Kana Igarashi.

Do anomalii pogodowych spowodowanych podnoszeniem się temperatury dochodzi na całym świecie. Klimatyczna bomba tyka coraz głośniej. Według ekspertów z Międzyrządowego Zespołu ONZ ds. Zmian Klimatu (IPCC), na naprawę stanu klimatu zostało nam tylko 12 lat – albo zaczniemy działać, albo czeka nas apokalipsa, która pochłonie wiele gatunków zwierząt i roślin. Człowiek będzie musiał zmierzyć się z falami coraz bardziej ekstremalnych zjawisk pogodowych – palących susz, dramatycznych powodzi oraz niszczycielskich huraganów.

Jeszcze do niedawna uważano, że do końca wieku temperatura podniesie się o ok. 2 stopnie Celsjusza. To miała być kontrolowana katastrofa, zagłada odłożona w czasie i zepchnięta na inne pokolenia tragedia, której następstwa można by przewidzieć, a straty oszacować, a następnie przygotować scenariusze naprawcze. Okazuje się jednak, że nie mamy takiego komfortu. Eksperci przypominają, że musimy zatrzymać globalne ocieplenie na poziomie 1,5 stopnia względem epoki przedprzemysłowej.

Ewentualna porażka nie tylko odbije się na niedźwiedziach polarnych czy rafie koralowej, ale także uderzy bezpośrednio w nas samych. Odczują ją mocno rolnicy, którzy zbiorą – według szacunków ekspertów z ONZ – o 10 proc. mniej kukurydzy i 7 proc. mniej pszenicy. Wpłynie to na znaczny wzrost cen i dostępność dóbr.

Plantacja pieprzu w Meki w Etiopii (GETTY IMAGES)

Wielkie zmiany klimatyczne pozbawią nas także wielu małych przyjemności. Część popularnych smakołyków stanie się drogimi rarytasami lub w ogóle zniknie z powierzchni Ziemi. Należy do nich np. kawa, której areał upraw do 2050 r. zmniejszy się dwukrotnie. Według ekspertów zmiany na Ziemi można jeszcze powstrzymać, ale trzeba zacząć działać już teraz. Emisję dwutlenku węgla musielibyśmy ograniczyć do 2030 r. niemal o połowę. Jednym z wielu obszarów, który wymaga natychmiastowych zmian, jest produkcja mięsa.

Witajcie w antropocenie

Na świecie żyje ponad 7,5 mld osób. Według naukowców z Weizmann Institute of Science w Izraelu w toku rozwoju cywilizacji ludzie przyczynili się do zniszczenia 83 proc. wszystkich dzikich ssaków i połowy roślin. Zagładzie dzikich stworzeń towarzyszy ogromny przyrost pogłowia zwierząt gospodarskich. Na ziemi żyje ponad 770 mln świń, miliard krów i niemal 20 mld kurczaków.

Dla wielu naukowców jest to zwiastun nowej ery – antropocenu. Jednym z nich jest geolog prof. Jan Zalasiewicz z Uniwersytetu w Leicester. Początek nowej epoki wielu badaczy umiejscawia umownie w latach 50. ubiegłego wieku. Rozwój cywilizacji gwałtownie przyśpieszył i spowodował, że w nowych warstwach geologicznych zaczęły przeważać osady pochodzące od ludzi. Są to m.in. ślady po wybuchach nuklearnych, plastik czy kości zwierząt, a zwłaszcza drobiu. „Kurczak stał się najpopularniejszym ptakiem na świecie. Jego resztki można znaleźć na tysiącach wysypisk śmieci oraz ulic całego świata” – komentuje profesor.

Choć kura towarzyszy człowiekowi od kilkunastu tysięcy lat, to jej konsumpcja na masową skalę rozwinęła się dopiero po II wojnie światowej. Zwierzęta zaczęto selekcjonować pod względem genetycznym. Musiały być duże i szybko przybierać na masie. Zwyciężyła logika rynku i wydajności. Kurczaki w momencie uboju są ponad cztery razy cięższe niż pół wieku temu. Niemal o połowę skrócił się również czas hodowli brojlerów, który obecnie wynosi około pięciu tygodni.

A gdyby tak nie jeść mięsa?

Według danych Międzyrządowego Panelu ds. Zmian Klimatu rolnictwo i eksploatacja gruntów odpowiadają w sumie za 24 proc. emisji gazów cieplarnianych. Jedna krowa potrafi uwolnić do atmosfery nawet… 300 litrów metanu dziennie. To tzw. krowie bąki, które powstają podczas fermentacji pokarmu w układzie pokarmowym. Jeszcze większym problemem jest jednak masowe wycinanie drzew pod pastwiska. Hektar lasu może wchłonąć rocznie prawie 250 ton dwutlenku węglu i produkuje prawie 10 razy więcej tlenu niż pole uprawne.

Jedna krowa potrafi uwolnić do atmosfery nawet 300 litrów metanu dziennie (GETTY IMAGES)

Zupełna rezygnacja ze spożywania mięsa nie oznaczałaby automatycznego zmniejszenia całkowitych emisji gazów cieplarnianych. Ludzkość wciąż potrzebowałaby ziemi i nawozów, by wyhodować rośliny na własne potrzeby, a gospodarstwa rolne – energii na przetwórstwo czy transport. Wnioski ekspertów są zgodne: każde ograniczenie hodowli zwierząt prowadzi do istotnej redukcji emisji gazów cieplarnianych, a mniejsze spożycie mięsa i zmiany w nawykach żywieniowych są ważnym elementem w dążeniu do zatrzymania globalnego ocieplenia.

Nakarmić głodny świat

Na świecie ponad 800 mln ludzi cierpi z głodu. W ostatnich latach sytuacja się pogorszyła. W wielu krajach znowu mocniej zagrzmiały działa. Konflikty zbrojne rozgorzały m.in. w Birmie, północno-wschodniej Nigerii, Jemenie, Demokratycznej Republice Konga czy Sudanie Południowym. Wojna przyniosła ze sobą głód. Znaczny wpływ miały też zmiany klimatyczne i ekstremalne zjawiska pogodowe, a także towarzyszący im wzrost cen żywności.

Ekolodzy przekonują, że ludzkość można nakarmić roślinami o wiele taniej niż mięsem. Vegfam, organizacja pozarządowa zajmująca się polityką żywnościową, szacuje, że 4-hektarowe gospodarstwo może zaspokoić potrzeby 60 osób dzięki uprawie soi, 24 osób przez uprawę pszenicy, 10 osób przez uprawę kukurydzy, ale tylko 2 przez hodowlę bydła.

Genetyczne mięso?

Postulaty ekologów wydają się słuszne, ale walka z kulinarnymi przyzwyczajeniami czy lokalną tradycją jest niezwykle skomplikowana. Trudno wyobrazić sobie amerykańskie Święto Dziękczynienia bez indyka czy polskie wesele bez prosiaka. Zmiany kulturowe widać na naszych talerzach. Czasem dzieje się to w atmosferze konfliktu. Sklepy mięsne we Francji są ostatnio na celowniku wegańskich aktywistów. Bojówkarze dewastują witryny, ozdabiają szyby graffiti czy oblewają je sztuczną krwią.

Ataki nasilają się. W ciągu ostatniego roku wegańskie bojówki napadły na kilkanaście sklepów. Handlarze zaczęli obawiać się o swoje bezpieczeństwo i w rozpaczliwym liście poprosili rząd o pomoc. Jean-François Guihard, szef Francuskiej Federacji Rzeźników i Wędliniarzy (CFBCT), napisał w liście do MSW, że takie ataki są formą terroryzmu. „To przerażający zamach na znaczną część kultury francuskiej” – podkreślił. Dodał również, że weganie pragną „narzucić przeważającej części ludzi swój styl życia i ideologię”.

Demonstracja wegańskich aktywistów w Paryżu, wrzesień 2018 r. (MICHEL STOUPAK / NURPHOTO / GETTY IMAGES)

O świat bez zabijania zwierząt walczą też naukowcy, którzy szukają alternatywy dla mięsa. Niektóre pomysły przypominają wizje twórców science fiction. Należy do nich sztuczne mięso, które nie różni się niczym od tkanek normalnych, żywych zwierząt. Jego produkcja staje się coraz bardziej opłacalna. Pięć lat temu hamburger ze sztucznego mięsa kosztował 325 dol., dziś już tylko nieco ponad 11 dol. To perspektywiczny biznes. Na całym świecie powstały start-upy pracujące nad produkcją sztucznego mięsa. W USA taką działalność rozwijają Just, Memphis Meats Diners i Finless Foods, w Izraelu – SuperMeat, a w Holandii – Mosa Meat.

Wszystko to musi wywoływać niepokój rzeźników, którzy obawiają się konkurencji. Jedna z pierwszych batalii z cyklu „sztuczne vs. prawdziwe mięso” rozpoczęła się w amerykańskim stanie Missouri. Uchwalono tam ustawę, która zakazuje sprzedaży mięsa wyhodowanego w laboratoryjnych warunkach jako „mięsa”.

Ekologiczna żywność cieszy się jednak coraz większą popularnością. Specjaliści szacują, że już w 2020 r. wartość rynku sztucznego mięsa wyniesie ponad 5 mld dol., a co dekadę zainteresowanie nim będzie rosło o 10 proc.

Opublikowano przez

Piotr Chałubiński


Politolog, który interesuje się krajami byłego ZSRR oraz Indiami. Od wielu lat związany z dziennikarstwem. Pracował w TVP i TVN. W wolnych chwilach podróżuje, trenuje judo i BJJ.

Chcesz być na bieżąco?

Zapisz się na naszą listę mailingową. Będziemy wysyłać Ci powiadomienia o nowych treściach w naszym serwisie i podcastach.
W każdej chwili możesz zrezygnować!

Nie udało się zapisać Twojej subskrypcji. Proszę spróbuj ponownie.
Twoja subskrypcja powiodła się.