Kiedy obrażamy uczucia religijne?

Tęczowe aureole, monstrancja w kształcie waginy, nabożeństwo odprawiane w durszlaku na głowie. W ostatnich miesiącach przez Polskę przetoczyła się fala wydarzeń budzących wiele kontrowersji

Tęczowe aureole, monstrancja w kształcie waginy, nabożeństwo odprawiane w durszlaku na głowie. W ostatnich miesiącach przez Polskę przetoczyła się fala wydarzeń związanych z obrazą uczuć religijnych. Mało który temat wywołuje tyle emocji i tak szybko zmienia debatę publiczną we wzajemne ostrzeliwanie się oskarżeniami z okopanych pozycji

„Kto obraża uczucia religijne innych osób, znieważając publicznie przedmiot czci religijnej lub miejsce przeznaczone do publicznego wykonywania obrzędów religijnych, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2” – tak brzmi art. 196 Kodeksu karnego, „bohater” serii spraw elektryzujących opinię publiczną.

Na pierwszy rzut oka kwestia jest jasna. Mamy opis czynu, mamy karę. Wystarczy tylko pozostawić zastosowanie przepisów prokuraturze i sądom. Jednak niemal za każdym razem, gdy kolejna sprawa obrazy uczuć religijnych trafia do opinii mediów, okazuje się, że nie ma wśród nas konsensusu, jak rozumieć to prawo.

Po pierwsze, co to znaczy „znieważać”?

„Tęcza nie znieważa” – takie hasło pojawiło się po zatrzymaniu Elżbiety Podleśnej, która rozkleiła w Płocku wizerunki Matki Boskiej z aureolą w sześciu kolorach. Czy aby na pewno?

Znaczna część osób, na czele z prokuraturą, hierarchami Kościoła katolickiego i przedstawicielami Ministerstwa Sprawiedliwości, ma inne zdanie. Oczywistym jest, że różni ludzie wykazują różny stopień wrażliwości na „obrazę”. Czyją więc wrażliwość powinniśmy przyjąć jako podstawę regulacji zachowań społecznych?

„Przestępstwo z art. 196 składa się z dwóch części – obrazy i znieważenia. Obraza jest słabszym elementem. Przynajmniej dwie osoby muszą poczuć się obrażone tym, z czym się zetknęły. Chodzi o ich czysto subiektywne poczucie, którego nie możemy podważać” – zwraca uwagę dr hab. Jan Kulesza z Uniwersytetu Łódzkiego.

„Mogę czuć się obrażony, że sąsiad nie powiedział mi »dzień dobry« albo tym, że ktoś mi nie podał ręki. Jednak to dopiero jednoczesne wystąpienie drugiego, mocniejszego elementu – zniewagi – decyduje o tym, że dany czyn jest przestępstwem” – zaznacza w rozmowie z Holistic.News.

Polskie orzecznictwo przyjmuje, że „znieważenie” w przeciwieństwie do „obrazy” powinno być stwierdzone obiektywnie. „Zachowanie musi być odbierane jako wyraz pogardy w świetle norm kulturowo-obyczajowych przyjętych w danym społeczeństwie” – stwierdził Trybunał Konstytucyjny w jednym z wyroków.

Akt wandalizmu, zbezczeszczenia i profanacji. Kaplica w Panewnikach. Katowice, luty 2019 r. (TOMASZ KWAKA / EAST NEWS)

Czy jednak mamy w Polsce jeden jasny zestaw „norm kulturowo-obyczajowych”? W przypadku społeczeństwa, w którym żyją wyznawcy różnych religii i osoby niewierzące, znalezienie takiego wspólnego mianownika jest niezwykle trudne. Narysowanie postaci Boga będzie całkowicie normalne dla chrześcijan, a nieakceptowalne dla muzułmanów. Niestosowność podania wieprzowiny wyznawcy judaizmu może nawet nie przyjść do głowy ateiście. Tęcza dla jednych jest radosnym wyrazem tolerancji, dla innych – prowokacyjnym symbolem.

„W prawie karnym używamy tzw. wzorca rozsądnego obywatela. Musimy się zastanowić, czy rozsądny obywatel biorący udział w debacie publicznej, po zetknięciu się z danym zjawiskiem, uznałby to za zniewagę czy machnąłby ręką” – tłumaczy dr Kulesza.

„Jeśli chodzi o inne religie trzeba uwzględnić, co jest znieważające w danym kręgu kulturowym. Nasz model »rozsądnego obywatela« powinien być przeciętną osobą z tej grupy wyznawców, która mogła zostać znieważona” – dodaje.

Doktor Mikołaj Małecki, karnista z Uniwersytetu Jagiellońskiego, podkreśla, że te wyzwania interpretacyjne nie są czymś związanym wyłącznie z art. 196. „Wątpliwości mogą budzić określenia »znieważa« i »obraża«. Są to tzw. znamiona ocenne i kwalifikacja prawna zawsze należy w takich wypadkach do sądu. Jednak w wielu innych miejscach kodeks posługuje się takimi samymi określeniami, dlatego sam fakt, że znamię jest nieostre, nie dyskwalifikuje danego przepisu” – zaznacza w rozmowie z Holistic.News.

Po drugie, czy trzeba chcieć, aby obrazić?

Obraza uczuć religijnych należy do przestępstw umyślnych. Czy oznacza to, że łamiemy prawo jedynie wtedy, kiedy naszym wyraźnym celem jest znieważenie wyznawców? Okazuje się, że nie jest to takie proste.

W prawie karnym istnieje rozróżnienie umyślności na zamiar bezpośredni i zamiar ewentualny. Ten pierwszy dotyczy sytuacji, w której dany skutek jest naszą jasną intencją, np. gdy ktoś z premedytacją planuje, a potem dokonuje morderstwa.

Z zabójstwem z zamiarem ewentualnym będziemy mieli do czynienia chociażby wtedy, gdy ktoś podczas bójki atakuje nożem tułów drugiej osoby. Sprawca nie chce zabić, ale podejmując swoje działania, przewiduje i godzi się na taką możliwość.

W przypadku art. 196 wśród prawników długo toczyła się dyskusja, czy do obrazy może dojść tylko z zamiarem bezpośrednim, czy także z ewentualnym. Wreszcie w 2012 r. wypowiedział się na ten temat Sąd Najwyższy. Stało się to przy okazji głośnej sprawy muzyka Adama „Nergala” Darskiego, który na jednym ze swoich koncertów podarł Biblię.

Nergal, czyli Adam Darski, w trakcie swojej kariery kilkukrotnie został oskarżony o obrazę uczuć religijnych (MIROSŁAW PIEŚLAK / EAST NEWS)

Sąd zapytany, czy do znieważenia może dojść również w zamiarze ewentualnym, odpowiedział twierdząco. Uchwała SN poszerzyła znacznie krąg zachowań podpadających pod art. 196 i utrudniła obronę osobom oskarżonym o to przestępstwo.

Sprawa Nergala pokazuje jeszcze jeden istotny problem z obrazą uczuć religijnych. Zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa złożyły osoby, które nie były na jego koncercie, a jedynie usłyszały o podarciu przez niego Biblii. Prokuratura intensywnie szukała urażonych uczestników wydarzenia, m.in. zamieszczając ogłoszenia w prasie. Nie udało się jednak nikogo takiego znaleźć.

„Często mamy do czynienia z błędną interpretacją przepisu i uznawaniem, że karalne jest »zaoczne« obrażenie czyichś uczuć, np. wtedy, gdy ktoś nie uczestniczył w koncercie, a dowiedział się o zachowaniach artystów z przekazu medialnego” – powiedział dr Małecki. „Takie zachowanie nie podpada pod art. 196 k.k. Obrażone muszą być uczucia konkretnej publiczności, która nie została wiarygodnie uprzedzona, co może ją spotkać w ramach określonego koncertu lub spektaklu” – tłumaczy.

Nergal ostatecznie został uniewinniony. Koncert był biletowany, a widzowie, zdaniem sądu, mogli spodziewać się tego, co się wydarzy. Zabrakło elementu „publiczności” znieważenia.

Po trzecie, czy artystom wolno więcej?

Gdy w sprawach o obrazę uczuć religijnych przed sąd trafiają artyści – co zdarza się często – podnoszą się głosy, że powinni być oni traktowani łagodniej, ponieważ twórczość rządzi się swoimi prawami. Rzeczywiście, jest ona objęta dodatkową ochroną w konstytucji, która poza wolnością słowa (art. 54) gwarantuje również wolność twórczości artystycznej (art. 73).

Wśród polskich prawników pojawiały się głosy, że działalność artystyczna powinna być przesłanką wyłączającą odpowiedzialność karną w określonych przypadkach. Sztuka jako mająca szczególne znaczenie dla społeczeństwa miała przeważać nad innymi wartościami, nawet takimi jak godność człowieka.

Jednak te pomysły nie przebiły się do głównego nurtu. Próżno szukać w Kodeksie karnym zapisów, które wprowadzałyby szczególne traktowanie dzieł artystycznych. W tej sprawie wypowiedział się również Sąd Najwyższy, który skrytykował proponowane kryteria orzekania o tym, co jest, a co nie jest sztuką. Podkreślił, że takie rozwiązanie zaburzałoby funkcjonowanie wymiaru sprawiedliwości, przyznając większe kompetencje krytykom niż sędziom. 

„Nie da się zbudować generalnej zasady, która mówi, że artystom wolno więcej” – zauważa dr Jan Kulesza. Zaznacza jednak, że w każdym przypadku trzeba jeszcze udowodnić, że artysta miał zamiar znieważyć przedmiot czci religijnej.

„Weźmy sprawę Doroty Nieznalskiej, która umieściła zdjęcie męskich genitaliów na krzyżu. Została uniewinniona. Stwierdzono, że jej zamiarem było przedstawienie pewnego sposobu myślenia pewnej grupy mężczyzn, którzy wynoszą swoje ciało niemal do rangi religijnej, a nie to, że chciała albo godziła się na zelżenie chrześcijan” – tłumaczy. 

Praca Doroty Nieznalskiej z serii „Implantacja perwersji”. Instytut Sztuki Wyspa w Gdańsku, czerwiec 2019 r. (MSF/REPORTER)

Na szczególne podejście prawa do dzieł sztuki zwraca jednak uwagę dr Małecki z Uniwersytetu Jagiellońskiego. „Swoboda twórczości artystycznej jest chroniona przepisami konstytucji, dlatego korzysta z szerszej ochrony. Co innego dopuścić się wybryku chuligańskiego i zdewastować przydrożną kapliczkę, a co innego wystawić spektakl, podczas którego, w konwencji artystycznej, prezentowane będą pewne zachowania mogące godzić w uczucia wyznawców danej religii” – zaznacza.

„Oczywiście, sztuka ma swoje granice i nie można narzucać jej osobom, które sobie tego nie życzą. Co innego wernisaż na zamkniętej wystawie, co innego happening w miejscu publicznym, który może obejrzeć nieokreślona z góry liczba osób” – dodaje dr Małecki.

Po czwarte, czy prawo dyskryminuje osoby niewierzące?

Skoro państwo chroni uczucia osób wierzących, dlaczego nie przejmuje się uczuciami ateistów? Art. 196 faworyzuje jedną grupę względem innych i narusza neutralność państwa w sprawach wyznaniowych. Takie argumenty można usłyszeć od przeciwników tego przepisu.

Podobny zarzut wysunęła przed Trybunałem Konstytucyjnym Dorota Rabczewska, znana również jako Doda. Piosenkarka została skazana na 5 tys. zł grzywny za stwierdzenie w wywiadzie prasowym, że Ewangelie zostały napisane pod wpływem środków odurzających.

Niezadowolona z tego rozstrzygnięcia złożyła skargę do Trybunału Konstytucyjnego, żądając stwierdzenia sprzeczności art. 196 k.k. z konstytucją. Jednym z jej argumentów było właśnie to, że przepis chroni osoby wierzące przed obrazą ich uczuć religijnych, a nie chroni osób, które nie wyznają religii, a ich przekonania światopoglądowe oraz filozoficzne są naruszane przez inne osoby. Według Dody konstytucyjna wolność sumienia jest szanowana mniej niż wolność wyznawania religii.

Jednak Trybunał nie zgodził się z nią w tej sprawie. W wyroku z 2015 r. uznał, że wolność religijna jest jednym z przejawów wolności sumienia i nie należy tych dwóch pojęć sobie przeciwstawiać. Podkreślono, że ochrona uczuć religijnych, siłą rzeczy, musi dotyczyć osób wierzących.

Trudno bowiem mówić o uczuciach religijnych osób niewierzących, których obrazę może wywołać znieważenie przedmiotu czy też miejsca kultu. Jednocześnie TK przypomniał, że poglądy osób bezwyznaniowych są chronione w innych miejscach Kodeksu karnego – przez penalizację dotykającej ich dyskryminacji czy mowy nienawiści.

Msza na Paradzie Równości. Warszawa, czerwiec 2019 r. (ZBYSZEK KACZMAREK / REPORTER)

„Trybunał uznał, że przepis jest zgodny z zasadą proporcjonalnej ochrony dóbr osobistych. Co ważne, art. 196 k.k. nie chroni bóstwa jako takiego, nie chroni istoty transcendentnej, lecz chroni dobra osobiste człowieka. W przepisie wyraźnie jest mowa o obrażeniu uczuć religijnych, a nie o bluźnierstwie” – podkreśla dr Małecki.

„W polskim Kodeksie karnym z 1932 r. był przepis o bluźnierstwie wobec Boga. Wówczas sytuacja była inna. Obecnie art. 196 k.k. należy traktować, jako rozszerzoną ochronę dóbr osobistych określonych osób” – dodaje karnista.

Po piąte, czy w ogóle należy za to karać?

Obraza uczuć religijnych jest klasycznym przykładem konfliktu podstawowych wartości –  wolności słowa z wolnością religijną. Jednak czy ta druga jest ograniczona przez znieważanie? Ostatecznie nikt nie zmusza wyznawców do porzucenia ich wiary, a jedynie szydzi z przedmiotów uznawanych za święte.

„Nie zapominajmy, że państwo ma obowiązki pozytywne. Z konstytucji wynika nie tylko zakaz wkraczania w sferę wolności religii, ale też obowiązek skutecznej ochrony tej wolności. Dotyczy to zresztą wszystkich praw i wolności. Państwo musi zapewnić ich realizację” – tłumaczy dr Jan Kulesza. W zakres wolności religii wchodzi również wolność od bycia wystawionym na jej znieważanie.

Czy wobec tego art. 196 jest po prostu konieczny z punktu widzenia naszej konstytucji? Doktor Kulesza wskazuje, że to zbyt daleko posunięte rozumowanie. „Państwo ma narzędzia administracyjne, cywilne i karne. Możemy wybrać, którego z nich użyjemy, by zagwarantować wolność religijną” – tłumaczy karnista z Uniwersytetu Łódzkiego.

„Art. 196 Kodeksu karnego mógłby nie istnieć, a ochrona swobody wyznania wciąż byłaby zapewniona” – zaznacza. Dodaje, że jego zdaniem warto zastanowić się nad zmianą trybu ścigania obrazy uczuć religijnych na tzw. ściganie prywatnoskargowe, w którym to osoba, która czuje się pokrzywdzona, sama musi wnieść akt oskarżenia do sądu. W tej chwili wystarczy zawiadomić prokuraturę, która z urzędu zajmuje się sprawą.

„Możemy postawić sobie szersze pytanie: czy prawo karne powinno ingerować w ataki wymierzone w cześć i dobre imię, godność, uczucia innych osób?” –  twierdzi dr Mikołaj Małecki. „Podobna dyskusja dotyczy przestępstwa pomówienia z art. 212 k.k. Penalizowane jest również znieważenie człowieka, np. słowem obelżywym. Wypowiedzenie jednego takiego słowa wystarczy do odpowiedzialności za przestępstwo” – zauważa.

Cześć, godność czy uczucia są w naszym prawie chronione podwójnie. Oprócz wspomnianych przepisów prawa karnego, jest jeszcze prawo cywilne. Gdy ktoś poczuje się urażony, może domagać się przed sądem zadośćuczynienia za naruszenie swoich dóbr osobistych, nie angażując do sprawy policji i prokuratury i nie doprowadzając do skazania osoby znieważającej.

„Droga cywilna to jednak niepopularne podejście. Polacy chcą, żeby jak najwięcej czynów było uznawanych za przestępstwa” – podsumowuje dr hab. Jan Kulesza.

Opublikowano przez

Marcin Terlik


Chcesz być na bieżąco?

Zapisz się na naszą listę mailingową. Będziemy wysyłać Ci powiadomienia o nowych treściach w naszym serwisie i podcastach.
W każdej chwili możesz zrezygnować!

Nie udało się zapisać Twojej subskrypcji. Proszę spróbuj ponownie.
Twoja subskrypcja powiodła się.