Prawda i Dobro
Ogień, rakija i tajemniczy wędrowiec. Wieczór Badnjaka na Bałkanach
20 grudnia 2024
Home invasion to nie tylko subgatunek filmowy, ale również refleks naszych ukrytych lęków społecznych, a nawet naszej niewiary w państwo Jeden z rodzinnych rytuałów, np. kolację, przerywa pukanie do drzwi. W progu pojawia się nieznajomy, zazwyczaj mężczyzna, a razem z nim niechybne kłopoty – w taki albo podobny sposób zawiązuje się akcja tak wielu horrorów czy thrillerów, że zostały one już sklasyfikowane jako nowy osobny podgatunek. Mowa o home invasion. Termin ten w świecie […]
Jeden z rodzinnych rytuałów, np. kolację, przerywa pukanie do drzwi. W progu pojawia się nieznajomy, zazwyczaj mężczyzna, a razem z nim niechybne kłopoty – w taki albo podobny sposób zawiązuje się akcja tak wielu horrorów czy thrillerów, że zostały one już sklasyfikowane jako nowy osobny podgatunek. Mowa o home invasion.
Termin ten w świecie anglosaskim kojarzony jest przede wszystkim ze sferą prawa. Jak poucza wikipedia.org, chyba najliczniejsza wspólnota wyjaśniająca i interpretująca otaczającą nas rzeczywistość, home invasion jest „nielegalnym wtargnięciem do prywatnego mieszkania z zamiarem popełnienia brutalnego przestępstwa przeciwko lokatorowi/lokatorom, takiego jak rabunek, napaść, gwałt, morderstwo lub porwanie”. Różni się ono od zwykłego włamania tym, że osoby go dokonujące, oprócz samego bezprawnego wkroczenia, kierują się w działaniach „gwałtowną intencją”.
Z home invasion wiąże się również castle doctrine, czyli doktryna „mój dom to moja twierdza”, która w niektórych państwach jest wpisana w system prawny, tzn. dozwolone jest użycie siły – nawet ze skutkiem śmiertelnym – w sytuacji, gdy bronimy się przed intruzem próbującym wtargnąć do naszego domu.
W filmach home invasion odgrywane jest – często brutalnie i krwawo – łamanie zakazu, symboliczne zdobywanie „twierdzy” i korzystanie z nieograniczonego prawa do obrony.
Filmoznawcy i krytycy obecnie nie mają wątpliwości, że aby opisać gatunki w kinie, nie wystarczy tylko oznaczyć i sklasyfikować filmy np. tematycznie, ale warto również dostrzegać powielane w nich schematy społeczne i polityczne.
Western nie narodziłby się i później by nie ewoluował, gdyby Amerykanie nie odczuwali potrzeby podtrzymania mitu pogranicza, które nieustannie się przesuwało – nawet poza terytorium USA (np. walka o demokrację na Bliskim Wschodzie). Kino gangsterskie nieprzypadkowo powstało w latach 30. XX w., kiedy m.in. dzięki prohibicji rodziły się legendy takich przestępców jak Al Capone.
Czasami jednak gatunek filmowy odzwierciedla społeczne nastroje, lęki czy potrzeby, które są mniej oczywiste niż w przypadku westernu czy kina gangsterskiego. Charles Altman w artykule W stronę teorii gatunku filmowego zwraca uwagę, że niektóre gatunki „stawiają pytania i rozwiązują problemy (lub przynajmniej sprawiają wrażenie, że rozwiązują), które społeczeństwo pozostawiło na uboczu dlatego, że je odrzuca, albo dlatego, że jest niezdolne je podjąć”.
Gatunki nie istnieją w próżni, zawsze ewoluują i reagują na zmiany społeczne. Najwyrazistszy przykład to sci-fi w latach 50., kiedy w horrorach o zdeformowanych potworach, ogromnych mrówkach itp., generalnie przedstawiających rezultaty nieudanych eksperymentów naukowych/zgubne skutki promieniowania, metaforyzowano strach przed bombą atomową. Z kolei obawy przed inwazją komunistów przemycano we wszystkich filmach o kosmitach z Marsa.
„Pod powierzchnią gatunku można było pokazać więcej niż mówiąc wprost, bo cenzura często tego nie wychwytywała, przekaz trafiał do liczniejszej grupy odbiorczej” – stwierdza w rozmowie z Holistic News Jan Sławiński, filmoznawca i krytyk popkultury obecnie przygotowujący publikację na temat home invasion. W Hollywood, gdzie oczywiście nie było cenzury w sensie sowieckim, działała autocenzura twórców: Amerykanom nie wypadało przyznawać się, że obawiają się inwazji Sowietów, ale ataku kosmitów mogli się obawiać bez wystawiania na szwank dumy narodowej – jak najbardziej.
Jak wyjaśnia popularny amerykański portal Vulture: „Filmy te kierują się powszechnym strachem: kto nie martwi się, że ktoś ze złymi zamiarami włamie się do jego domu? To dlatego skrzypienie podłogi przeraża cię, gdy jesteś sam w domu. To dlatego dzwonki wiatrowe stają się instrumentami terroru, gdy zachodzi słońce”.
Wszakże lęk przed najściem, które zaburza spokój i harmonię codziennej egzystencji, należy rozumieć szerzej. Zaatakowany dom to niekoniecznie własne mieszkanie, ale czasami porządek społeczny czy państwo. Ekran ów lęk unaocznia, pozwala mu się wylać, najczęściej wraz z krwią bohaterów.
„Dokonałbym podziału home invasion na amerykańskie i francuskie oraz europejskie, bo pierwsze dwa korzystają ze schematów gatunkowych, natomiast europejskie bardziej podchodzi do motywu w ramach filmu autorskiego, który manewruje granicami gatunkowymi” – zauważa Jan Sławiński.
Początków amerykańskiego home invasion dopatrywać się można w Samotnej willi (1909), której autorem jest David W. Griffith słynny z Narodzin narodu (w którym notabene też pojawia się scena natarcia na domostwo). W Samotnej willi bogaty mężczyzna zostaje sprowokowany do opuszczenia domu. Korzystając z jego nieobecności, przestępcy próbują dostać się do środka. Opuszczona żona oraz dzieci barykadują się w jednym z pokoi. Kiedy głowa rodziny orientuje się, że stała się ofiarą podstępu i najbliżsi znajdują się w stanie zagrożenia, pędzi im na ratunek.
Samotna willa może być odczytywana jako ilustracja lęku przed rozpadem rodziny wskutek opuszczenia jej przez ojca i męża podążającego na front. Konflikty zbrojne jawią się tutaj jako podstęp, który dokonuje inwazji na spokój i prowadzi do społecznego rozkładu. Amerykanie dotknięci wojną secesyjną, najkrwawszą w ich historii (z ich perspektywy bardziej krwawą niż obie wojny światowe), i później konfliktami z Hiszpanią o kolonie, jeszcze na początku XX w. pozostawali w stanie traumy.
Nakręcone przez Richarda Brooksa Z zimną krwią (1967) na podstawie słynnej książki Trumana Capote’a uderzało realizmem ukazania zbrodni. Była to próba otrzeźwienia, sprowokowania do wyjścia ze społecznego konformizmu (wojna w Wietnamie) i iluzji komfortu. Będąca podstawą scenariusza powieść należy do nurtu new journalism – swego rodzaju odpowiedzi na „martwicę” tradycyjnego dziennikarstwa. New journalism był formą z pogranicza literatury i dziennikarstwa, stawiał na ukazywanie „prawdy” (która często miała bardzo subiektywny wymiar), a nie suchych faktów.
Zawarta zarówno w powieści, jak i filmie historia (oparta na autentycznym wydarzeniu) przedstawia morderstwo na czterech członkach rodziny Herberta Cluttera, które miało miejsce w 1959 r. w niewielkiej społeczności rolniczej w stanie Kansas. „Prawda” z tej ukazanej w bardzo dosadny, beznamiętny sposób historii płynie taka, że zło – w przeciwieństwie do społeczeństwa i klasy politycznej – nigdy nie zasypia. Nawet na spokojnej, idyllicznej prowincji.
Z kolei włoski Teoremat (1968) w reżyserii Piera Paola Pasoliniego pokazuje demaskatorską siłę obcego, który wyciąga na powierzchnię istniejące, ale skrywane problemy i napięcia. Mężczyzna nawiedzający rodzinę jest tylko papierkiem lakmusowym, który ją obnaża i następnie ich – z gorzką wiedzą o sobie – pozostawia.
W podobnym tonie utrzymany jest holenderski Borgman (2013), który naświetla pozorną trwałość codziennych relacji.
Austriackie Funny Games (1997) Michaela Hanekego to z kolei opowieść o strachu przed sobą samym, przed drzemiącymi w nas wszystkich sadystycznymi pobudkami. Dwóch ubranych na biało młodzieńców dokonuje wtargnięcia do domu rodziny z klasy wyższej. Zostaje ona poddana szeregowi tortur, przede wszystkim psychicznych. Symbolika bieli wskazuje na ich konwencjonalną niewinność. Tymi, którzy faktycznie odpowiadają za przemoc rozgrywającą się na ekranie, są widzowie, w głębi ducha kibicujący napastnikom. W jednej ze scen antagonista wprost zwraca się do kamery (łamiąc czwartą ścianę) z pytaniem „dlaczego nie wyłączysz?”.
Poprzez powtarzalność motywów i schematów filmy należące do podgatunku home invasion wskazują na uniwersalność pewnych bolączek oraz obaw. Wspólnym elementem zarówno amerykańskiej wersji home invasion, jak i europejskich realizacji, jest obawa przed tym, jakie są intencje intruzów i napastników. Właśnie nieznajomość motywacji jest najbardziej przerażająca. Może to obrazować zagubienie w systemie społeczno-politycznym, pozorność znajomości reguł, według których na co dzień na ogół spokojnie funkcjonujemy, dopóki nie zapuka nieznajomy.
Na pewien zakres uniwersalności przesłania home invasion wskazuje to, że Michael Haneke 10 lat później nakręcił identyczny remake Funny Games, specjalnie na amerykański rynek.
„Haneke zawsze w swoich filmach opowiada o pewnej uniwersalności zła, pokazuje, że może się ono narodzić wszędzie (nierzadko wśród dzieci – patrz Biała wstążka, Benny’s Video) i często nie ma ono jasnego uzasadnienia. To, że amerykański remake Funny Games jest identyczny z oryginałem, scena po scenie, a nie dostosowany do «amerykańskiej wrażliwości», wpisuje się w koncepcję, że sedno zła zasadniczo jest takie samo wszędzie, różni się tylko wcieleniami. Remake jest równie szokujący zarówno dla europejskiego widza, jak i Amerykanina. Ale dla tego drugiego może nawet bardziej, bo o ile w Europie Haneke już był znany jako autor kina ambitnie niepokojącego i wiadomo było, czego się po nim spodziewać, o tyle niedzielnemu widzowi w USA Funny Games reklamowano pod szyldem kolejnego zwykłego thrillera, więc zaskoczenie formą, przekazem i wydźwiękiem musiało być większe. Tym razem rama gatunku okazała się trikiem” – podkreśla Sławiński.
Metafora domu jako przestrzeni, na którą wkraczają obce wrogie siły, może być rozszerzona na państwo. Szczególnie dobrze było to widać po ataku terrorystów na World Trade Center w 2001 r.
„Długo nie wiedziano, jak opowiadać o ataku na WTC w kinie, np. dokument Farenheit 9/11 wykorzystywał tylko dźwięki, nie pojawił się tam ani jeden obraz z ataku. Filmy, które bezpośrednio pokazywały atak, budziły liczne kontrowersje nawet w 2010 r., wiele lat po tragicznych wydarzeniach. Gotowe obrazy (np. Spider-Man, Lio i Stich) przemontowywano na ostatnią chwilę przed premierą, by usunąć z obrazu dwie wieże. Amerykanie nie chcieli oglądać tych wydarzeń na ekranie, więc home invasion stało się pojemną i potrzebną w tamtym czasie metaforą, pokątnym sposobem odreagowywania traumy. W tym wymiarze obcy, który nachodził rodzinę, był sublimacją terrorysty” – wspomina Sławiński.
Ten rodzaj ujścia pojawił się w takich produkcjach takich jak Azyl (2002) Davida Finchera, który przedstawia akcję oblężenia przez napastników betonowego schronu wewnątrz domu. Warto wspomnieć, że takie konstrukcje zabezpieczeniowe powstają w rzeczywistości i po ataku na WTC ich sprzedaż wzrosła o 30 proc. Natomiast w Znakach (2002) M. Night Shyamalana strach przed zagrożeniem terrorystycznym przyjmuje postać przybyszów z obcej planety, których wygląd nie zostaje ujawniony aż do ostatnich scen (podobnie terrorystę nie sposób odróżnić od zwykłego człowieka aż do momentu, kiedy niespodziewanie zaatakuje).
„Trzeba zaznaczyć, że są obrazy z podgatunku home invasion, które negują przekonanie, że zło i niebezpieczeństwo przychodzą wyłącznie z zewnątrz. Przykładem jest Nie oddychaj (2013). Tam okazuje się, że największy hardkor rozgrywa się w domu, za zamkniętymi drzwiami. Napastnicy stają się ofiarami, które dodatkowo odkrywają drastyczną tajemnicę, skrywaną przez domownika. Czy zatem niebezpieczeństwo, którego należy się bać, narasta w środku, czy może wewnątrz systemu politycznego?” – zastanawia się Sławiński.
Okazuje się, że nawet w społeczeństwach uważanych za bardzo silne i doskonale zorganizowane, jak USA czy kraje zachodniej Europy, strach – przed słabością czy bezsilnością państwa – ma wielkie oczy.
„Siły, które tradycyjnie odpowiadają za nienaruszalność sfery prywatnej, w zasadzie nigdy sobie w kinie home invasion nie radzą. Policjanci albo przychodzą i stwierdzają
«wszystko jest w porządku», a następnie odchodzą, albo dostają srogie lanie już na samym wejściu. W rezultacie bohaterowie muszą liczyć sami na siebie, żeby pokonać napastników, uwolnić się, przeżyć, muszą działać tak jak napastnicy. Jest to rodzaj samotransformacji, odzyskania sprawstwa w radykalnie liberalnym stylu” – komentuje Sławiński.
Na jeszcze wyższym poziomie obrazowania lęku w odniesieniu do systemu stoi serial Noc oczyszczenia produkowany od 2013 r. Tutaj państwo i system prawny nie tyle są nieskuteczne, ile jawnie pozwalają na naruszenie przestrzeni prywatnej, dokonywanie raz do roku (np. w formie home invasion) „oczyszczenia” narodu, który narodził się ponownie (prawdopodobnie po klęsce ekonomicznej) dzięki nowym ojcom założycielom.
Co ciekawe, te fantazje o 12-godzinnym bezprawiu narodziły się w głowie twórcy serii Jamesa De Monaco, kiedy stał w potężnym korku w drodze do domu…