Nauka
Badania Wenus. Sonda NASA odkryła najnowsze szczegóły
14 listopada 2024
Od czasów protestów na Majdanie i wojny w Donbasie coraz więcej kobiet pojawia się w polityce. Ale mimo zmian, które zaszły w kraju po 2014 r., kobiety wciąż zmagają się z licznymi problemami
Maryna Bardina staż w ukraińskim parlamencie rozpoczęła raptem trzy lata temu. Teraz sama została deputowaną w Radzie Najwyższej Ukrainy. Bardina, która startowała z listy Sługi Narodu prezydenta Wołodymyra Zełenskiego, specjalizuje się w kwestiach równości płci. Doradzała w tej kwestii w sztabie Zełenskiego, a potem w jego partii. 26-letnia Bardina pomagała układać listy kandydatów. W rezultacie przyjęto dobrowolną kwotę dla kobiet na poziomie 30 proc. „Wykonaliśmy to założenie. Na listach było 32 proc.” – mówi Bardina.
Jak jednak zaznacza, kobiety były niedoreprezentowane – szczególnie w okręgach jednomandatowych (połowa parlamentarzystów jest wybierana w taki sposób, reszta z list ogólnokrajowych). W rezultacie mandaty z ramienia Sługi Narodu zdobyło 21 proc. polityczek. Bardina jest jedną z nich.
Do Rady Najwyższej wybrano łącznie 81 pań. To rekord w historii ukraińskiego parlamentaryzmu. „To stała tendencja, że z każdą kolejną kadencją rośnie liczba kobiet w Radzie Najwyższej” – mówi Tamara Złobina, redaktorka naczelna portalu „Gender w detalach”.
Gdy Ukraina uzyskała niepodległość, kobiety stanowiły zaledwie 3 proc. składu parlamentu. W minionej kadencji co prawda było ich już cztery razy więcej, ale nie zmieniało to faktu, że był to najniższy wynik w Europie i jeden z najniższych na świecie. Po ostatnich wyborach sytuacja nieznacznie się poprawiła. Do tego w nowo powołanym rządzie na 18 członków 6 to kobiety.
W dziewiątej kadencji parlamentu ponad 80 proc. deputowanych zasiadło w Radzie Najwyższej po raz pierwszy. Chociaż Bardina nie była wcześniej polityczką, to jednak może pochwalić się pewnym doświadczeniem w pracy parlamentarnej.
W 2016 r. została stażystką parlamentarnej grupy międzyfrakcyjnej „Eurooptymiści”. Tworzyli ją dziennikarze, aktywiści i politycy, którzy weszli do parlamentu w 2014 r. po protestach na kijowskim Majdanie Niepodległości. W jej skład weszło ponad 20 deputowanych, którzy deklarowali chęć walki z korupcją i podjęcie działań na rzecz poprawy funkcjonowania państwa. Bardina poszła na staż z nadzieją, że sama kiedyś uzyska mandat, chociaż nie spodziewała się, że stanie się to tak szybko.
„Ten pomysł pojawił się, gdy uczyłam się w »Mohylance«. Tam wychowują nas dosyć patriotycznie, byśmy byli godnymi obywatelami naszego kraju” – mówi Bardina. „Biorąc pod uwagę mój ówczesny wiek, było to dziecięce marzenie” – dodaje.
„Mohylanka” to potoczone określenie Uniwersytetu Narodowego „Akademia Kijowsko-Mohylańska”, jednej z najważniejszych uczelni na Ukrainie. Bardina studiowała tam socjologię, zajmowała się tematami związanymi z równością płci.
Doświadczenie pracy w parlamencie szybko ją rozczarowało. Jak sama mówi, pewnie zrezygnowałaby ze stażu, gdyby nie zaczęła współpracować z jednym z „Eurooptymistów”, byłym dziennikarzem śledczym Serhijem Łeszczenką. Została jego asystentką i postanowiła, że będzie pracować do końca kadencji, a potem zajmie się czymś innym.
Wszystko zmieniło się w styczniu 2019 r. Bardina przyszła z grupą działaczy antykorupcyjnych na spotkanie z Wołodymyrem Zełenskim. W sylwestra aktor ogłosił swój start w wyborach, ale Bardina na spotkanie przyszła w innym celu.
„Z korupcją trzeba walczyć, ale nie mogę powiedzieć, że to jest coś, co mnie pasjonuje. Czymś takim jest natomiast idea włączenia większej liczby kobiet do polityki” – wyjaśnia.
Jak zaznacza, już wtedy była przekonana, że siedzi przed nią przyszły prezydent. Chciała wykorzystać okazję, by opowiedzieć o sytuacji kobiet i przekonać go, że warto zająć się kwestią równości płci.
„Gdy patrzymy na parlamenty w innych krajach, widzimy kobiety na sali. Tymczasem na Ukrainie było ich tylko 12 proc. Musimy to zmienić, jeśli rzeczywiście chcemy być europejskim społeczeństwem” – mówiła.
Bardina twierdzi, że Zełenski był zainteresowany jej postulatami na rzecz równości płci.
„Potem pytał mnie, czy wiem, że w niektórych krajach 50 proc. składu parlamentu to kobiety. Odpowiedziałam, że wiem i świetnie, że on też to wie” – wspomina ze śmiechem.
Według Bardiny Zełenskiemu imponuje prezydent Francji Emmanuel Macron. Francja aktywnie działa na rzecz reprezentacji kobiet nie tylko w sektorze publicznym, ale też w biznesie.
Po kilku spotkaniach Bardina uwierzyła w Zełenskiego i jego intencje. Najpierw została doradczynią jego sztabu, a potem zdecydowała się kandydować z list jego partii.
Tamara Złobina uważa, że zainteresowanie tematyką równości płci to rezultat zmian, które zaszły w ukraińskim społeczeństwie po Majdanie, a nie tego, że któraś z tych partii jest szczególnie progresywna. „Kobiety coraz bardziej postrzegają politykę jako sferę, w której mogą się realizować” – zauważa.
Jak wyjaśnia, kobiety masowo zaangażowały się w protesty, a przede wszystkim w ruch wolontariacki. Protesty na Majdanie wymagały koordynacji i organizacji, funkcjonowały tam oddolnie służba medyczna, ochrona, kuchnia. Ukraińcy w różnych częściach kraju przekazywali pieniądze lub rzeczy pierwszej potrzeby, by wesprzeć protestujących. Kobiety często brały w tym udział.
„Do Majdanu, gdy kobieta zajmowała się polityką, wszyscy patrzyli na nią i myśleli, czy to czyjaś kochanka, czy życie się jej nie ułożyło, no i po co w ogóle tam lezie. Kobiety postrzegano niezbyt poważnie” – mówi Złobina. „Podczas Majdanu była taka silna potrzeba mobilizacji i udział kobiet nikogo nie dziwił. Wszyscy uważali to za naturalne” – dodaje.
Ruch wolontariacki odegrał jeszcze większą rolę w pierwszym etapie wojny w Donbasie, która wybuchła tuż po Majdanie. Żołnierzom i ochotnikom brakowało wszystkiego, włącznie z mundurami i jedzeniem. Ukraińcy po raz kolejny na własną rękę musieli zastąpić państwo, by wyposażyć własną armię. Wolontariuszki zajmowały się tym równie często, jak mężczyźni.
„Dziękowano kobietom za to, że ratują kraj, a nie mówiono, że mają siedzieć w kuchni” – zauważa Złobina.
O roli kobiet w procesie zmian na Ukrainie coraz częściej mówiły media, co zmieniało ich obraz. Złobina podaje przykład stomatolożki Ałły Kwacz, która została merem dziesięciotysięcznego miasta Zaleszczyki w obwodzie tarnopolskim na zachodniej Ukrainie. W 2014 r. jej 23-letni syn (jedno z pięciorga dzieci) zginął na wojnie.
Jak mówiła Kwacz portalowi Cenzor.net, po wystąpieniu w popularnym politycznym talk-show jeden z pacjentów w gabinecie zapytał ją, czy będzie kandydować na mera. Roześmiała się, ale on powiedział, że tak mówią ludzie w Zaleszczykach. Konkurenci ją zlekceważyli i przegrali. Kwacz rządzi miastem od 2015 r.
Następnie próbowała dostać się do parlamentu z ramienia partii Głos piosenkarza Swiatosława Wakarczuka, ale tym razem jej się nie powiodło. Jak w większości kraju, także w jej okręgu zwyciężył kandydat Sługi Narodu.
Głos to najmniejsza partia w parlamencie, która przoduje pod względem liczby kobiet. Zdobyły 7 z 17 mandatów, czyli 41 proc. Drugie miejsce zajęła Solidarność Europejska byłego prezydenta Petra Poroszenki. Z 23 mandatów kobietom przypadło 9 (39 proc.). Obie partie przynajmniej deklaratywnie są raczej tradycjonalistyczne, a Solidarność Europejska odwołuje się do konserwatywnych wartości.
„U nas na Ukrainie ten podział na lewicę i prawicę naprawdę nie działa” – twierdzi Złobina. Jej zdaniem ważniejsze jest to, że obie partie odwołują się do wartości europejskich, co powoduje, że liderzy tych ugrupowań chcą, by zaangażowanie kobiet rosło.
Mimo zmian, które zaszły w kraju po 2014 r., kobiety wciąż zmagają się z licznymi problemami. Zgodnie z danymi Ministerstwa Spraw Wewnętrznych z powodu przemocy domowej każdego roku ginie ok. 600 Ukrainek. W 2018 r. kobiety zarabiały średnio o 22,3 proc. mniej niż mężczyźni. Pozostają niedoreprezentowane w polityce, biznesie, a niektóre profesje są dla nich niedostępne. Spotykają się z dyskryminacją. Ponadto to na nie spada większość obowiązków domowych. Te tematy powoli zaczynają być dostrzegane, a kobiety zaczynają się organizować.
Bardina uważa, że trzeba działać powoli.
„Jestem zwolenniczką takiej polityki państwowej, która będzie sprzyjać pojawieniu się kobiet w różnych sektorach” – tłumaczy. „Ważne, by polityka równości znajdowała zwolenników, a nie wrogów. Dlatego musi być prowadzona miękko i pozytywnie” – dodaje.
Bardina nie planuje politycznych fajerwerków. Chce zacząć od przejrzenia projektów, które były przygotowane jeszcze podczas poprzedniej kadencji, zainicjować ekspertyzę prawną i sprawdzić ustawy pod kątem wymogów umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską. Następnie chciałaby wzmocnić już istniejące instytucje, a także powołać kolejne, takie jak doradczyni do spraw równości płci przy prezydencie Ukrainy. Innym pomysłem jest pomoc w tworzeniu infrastruktury dla pracujących matek, by nie musiały rezygnować z kariery zawodowej. Główny problem stanowi niewystarczająca liczba przedszkoli. Wierzy, że na emancypacji kobiet skorzystają także mężczyźni, którzy będą mieli więcej czasu dla rodziny.
„Nie mówimy, że kobiety podbiją świat i nastanie matriarchat, tylko że wszyscy otrzymają równe prawa” – przyznaje Bardina.
Na razie jednak nowa władza deklaruje inne priorytety – walkę z korupcją, reformy sądownictwa, organów ścigania czy gospodarki. Bardina jest jednak przekonana, że to nie wymówka, przez którą mogłoby zabraknąć czasu na zrównywanie praw kobiet i mężczyzn, lecz wymóg sytuacji. Twierdzi, że ponad 21 proc. reprezentacji w parlamencie to spory potencjał.
„Teraz odpowiedzialność leży już wyłącznie w naszych rękach i to od nas zależy, jak ją wykorzystamy i czy będziemy w stanie zaprowadzić takie standardy w kraju, by następny parlament miał już 30 i więcej procent kobiet” – podkreśla.