Nauka
Ziemia straciła siostrę. Badanie Wenus dowodzi, że nie jest podobna
17 grudnia 2024
Ciemiężone arabskie kobiety wykorzystały okazję i wyszły na ulice, by walczyć o swoje prawa – tak protesty w Libanie wyglądają w oczach części zagranicznych obserwatorów. Tymczasem Libanki odpowiadają: To nieprawda. Jesteśmy tu i zawsze byłyśmy
Bejrut wygląda, jakby trwał karnawał. W piątek radosną atmosferę na ulicach libańskich miast na krótko przerwało użycie przez służby bezpieczeństwa gazu łzawiącego przeciwko pokojowym demonstracjom. W centrum zapłonęło kilka sklepów. Ale nawet gdy pojawiło się bezpośrednie ryzyko użycia przemocy ze strony służb, ludzie pozostali w odzyskanej dla siebie przestrzeni publicznej, wznosząc flagi z wizerunkiem cedru.
Od tygodnia Libanki i Libańczycy nie schodzą z ulic i placów, domagając się od władz reform w dziedzinie gospodarki i zarządzania majątkiem państwa. Chcą ustąpienia skorumpowanych polityków, którzy doprowadzili kraj na skraj finansowej zapaści i ponownych wyborów. Podnoszone w wielu krajach w okresie Arabskiej Wiosny hasło „ludzie żądają ustąpienia reżimu” wróciło na ulice Libanu.
Wraz z kolejnymi doniesieniami na temat protestów w Libanie, w gronie europejskich komentatorów od razu podniosły się głosy, których zazwyczaj można się spodziewać w dniach poprzedzających obchody Międzynarodowego Dnia Kobiet na Bliskim Wschodzie. Publicyści zaczęli zachwycać się tym, że uciemiężone arabskie kobiety w końcu wykorzystują swoją szansę i wychodzą na ulice, domagając się także swoich praw. Jednak Libanki odpowiadają: „To nieprawda. Jesteśmy tu i zawsze byłyśmy”.
„Bardzo często słyszymy pytanie: co sprawiło, że libańskie kobiety wyszły na ulice? Musicie wiedzieć, że jest to pytanie pełne zachodnich stereotypów o bliskowschodnich kobietach” – mówi Diana Richani, uczestniczka protestów i aktywistka feministyczna z Bejrutu.
„Kobiety nie tylko stały za kulisami i organizowały, ale też szły na czele każdej rewolucji, zarówno w Libanie, jak i wszędzie na Bliskim Wschodzie. Uczestniczymy w życiu naszego kraju nie tylko teraz, kiedy mają miejsce protesty. Jesteśmy aktywne w kształtowaniu społeczeństwa obywatelskiego od zawsze” – dodaje.
Diana podkreśla, jak zmęczona jest tym, że kobiety ciągle muszą powtarzać, iż nie czekają na to, aż ktoś je uratuje. Nie siedzą w domach, oczekując na to, co się wydarzy. Nie są i nigdy nie były bierne. Nie polegają tylko na mężczyznach, bo potrafią wziąć sprawy w swoje ręce.
„Nasza obecność na protestach to nie jest żadne specjalne wydarzenie, a my nie jesteśmy wyjątkowym zjawiskiem. Feminizm nie został wymyślony na Zachodzie i to nie tak, że powoli do nas dociera. My, kobiety na Bliskim Wschodzie, korzystamy z jego założeń, które istnieją od wielu lat, i jesteśmy aktywnymi sprawczyniami zmian w naszych społecznościach” – tłumaczy Diana.
„Czym zajmują się kobiety przy protestach? Nie ma sensu tego wymieniać, bo one robią wszystko” – mówi Inga Hajdarowicz, socjolożka i działaczka feministyczna prowadząca badania na terenie Libanu. Obecnie przebywa na Bliskim Wschodzie i obserwuje demonstracje w Bejrucie.
„Mówienie o tym, że tutejsze kobiety nie wychodzą na ulice, nie strajkują, nie są aktywne w społeczeństwie obywatelskim, bo taka panuje tam kultura, to utrwalanie stereotypów i orientalizacja kobiet. Kobiety na Bliskim Wschodzie, także w Libanie, są obecne w społeczeństwie obywatelskim i aktywnie je współtworzą na wszystkich jego poziomach” – dodaje.
Socjolożka podkreśla ogromną samoświadomość bliskowschodnich kobiet, której media nie zauważają. Przywołuje pełne wzburzenia wypowiedzi kobiet, które czytają komentarze o bezprecedensowym charakterze ich udziału w protestach czy teksty zupełnie pomijające aktywność kobiet podczas ostatnich demonstracji w Iraku.
Za artykuły orientalizujące i uprzedmiotawiające uczestniczki protestów odpowiadają zarówno media zachodnie, jak i bliskowschodnie. Inga Hajdarowicz wspomina, jak ogromne poruszenie wśród demonstrantek w Libanie wywołał artykuł z saudyjskiej prasy o wyborach „miss libańskiej rewolucji”, któremu towarzyszyły zdjęcia kobiet uczestniczących w protestach. Saudyjczycy z demokratycznych i antykorupcyjnych protestów zrobili… konkurs piękności.
„Kobiety w Libanie czy Iraku nie tylko towarzyszą protestom i nie są ich ozdobą. One te protesty tworzą i prowadzą” – mówi Inga Hajdarowicz. „Układają hasła i je wznoszą. Są aktywną częścią tego społeczeństwa i nie ma w tym nic dziwnego” – dodaje.
Kobiety przewodzące demonstracjom w Libanie w pierwszej kolejności domagają się praw dla wszystkich obywateli. Działaczki przedstawiają listę żądań całkowicie spójną z tą deklarowaną we wszystkich miastach w kraju.
„Oczywiście, część postulatów, które chcemy przedstawić w naszym planie działania, to także postulaty praw kobiet” – mówi Nada Ramadan, działaczka i uczestniczka protestów. „Ale przede wszystkim chcemy skupić się na zjednoczeniu ludzi wokół żądań ustąpienia rządu i powołania tymczasowych władz, które będą w stanie wnieść oskarżenia przeciw osobom dopuszczającym się korupcji przez ostatnie 30 lat” – dodaje.
Aktywistka wśród żądań, które z jednej strony odnoszą się do praw kobiet, a z drugiej są lukami w prawach obywatelskich, wymienia przyznanie Libankom prawa do przekazywania obywatelstwa swoim dzieciom (jak dotąd w kraju prawo to przysługuje wyłącznie mężczyznom posługującym się libańskim paszportem), ustanowienie przepisów mających na celu ochronę kobiet przed przemocą w rodzinie oraz zakazu dyskryminacji osób ze społeczności LGBTQI.
Organizatorki i uczestniczki strajków zwracają uwagę także na konieczność ochrony uchodźców i uchodźczyń oraz pracowników i pracowniczek przybywających do Libanu z zagranicy. W kwestii osób migrujących za pracą z Azji i Afryki szczególnie istotne wydają się być od lat pomijane prawa cudzoziemek pracujących jako sprzątaczki i służące w libańskich domach.
Hajdarowicz zwraca uwagę także na inny istotny szczegół antykorupcyjnych demonstracji – w protestach biorą udział reprezentanci i reprezentantki wszystkich grup religijnych.
„Bezprecedensowe jest to, że Libańczycy w ramach protestów obracają się przeciwko liderom swoich partii politycznych i sekt” – podkreśla socjolożka. „Strajk nie bazuje na tym, że demonstranci i demonstrantki obarczają winą za kryzys przywódców innych grup politycznych czy religijnych. Sunnici występują przeciwko skorumpowanym liderom sunnickim, a szyici przeciwko reprezentantom ze swojej grupy, którzy nie spełnili ich nadziei” – dodaje.
Podobną solidarność międzywyznaniową w Libanie można było obserwować przy okazji protestów przeciwko bierności rządu w sprawie gór śmieci gromadzących się na libańskim wybrzeżu. Jednak nad brzegiem Morza Śródziemnego w 2015 r. protestowali głównie mieszkańcy Bejrutu, a dzisiaj na ulice wychodzą ludzie we wszystkich miastach i miejscowościach.
Także uczestniczki protestów podkreślają, że konfesjonalizm, który jest podstawą libańskiego systemu państwowego, nie był w stanie powstrzymać ludzi przed wsparciem protestu. „W szeregach protestujących mile widziani są wszyscy, bez względu na płeć czy przynależność religijną i klasową” – deklaruje Marwa.
Inga Hajdarowicz dodaje, że wśród strajkujących są kobiety i mężczyźni o różnym statusie materialnym, a także uchodźcy i uchodźczynie z Palestyny i Syrii, którzy osiedli w Libanie. „Co ciekawe, w tych grupach dominują syryjskie kobiety, które przybyły do Libanu w ostatnich latach” – zauważa.
W trakcie protestów w Bejrucie uchodźcy syryjscy i uchodźczynie tworzą swoje własne „podgrupy”. „To nie jest tak, że uchodźcy przychodzą prosić o swoje prawa, że podłączają się do protestu, chcąc coś osiągnąć dla siebie. Syryjczycy podtrzymują rewolucję, którą rozpoczęli w swoim kraju kilka lat temu i wołają o prawa dla wszystkich” – dodaje socjolożka.
Według Hajdarowicz w hasłach wznoszonych na demonstracjach przez Libańczyków, jak i przez pozostających w jego granicach cudzoziemców, widać ciągłość arabskiej rewolucji. Poza sztandarowym hasłem Arabskiej Wiosny – czyli „lud żąda ustąpienia reżimu” – wśród wznoszonych okrzyków pojawiają się także syryjskie melodie rewolucyjne. Na placach libańskich miast piosenki te rozbrzmiewają z niewielkimi zmianami w tekście.
„Wszyscy, także Syryjki i Syryjczycy, korzystają z tego, że mogą wreszcie być razem nie tylko w przestrzeni publicznej, której się im odmawia, lecz także w przestrzeni bezpiecznej. Warto dodać, że demonstrantki nie skarżą się na to, że podczas protestów dochodzi do molestowania czy nagabywania” – zaznacza Hajdarowicz.
Czy uczestnicy demonstracji w Libanie obawiają się, że ich protesty skończą się tak krwawo, jak stało się to w przypadku Syrii? Organizatorki i uczestniczki akcji protestacyjnych nie ukrywają, że obawiają się wzrostu aktów przemocy w trakcie demonstracji. Jak dotąd na skutek wydarzeń towarzyszących protestom zginęło dwóch pochodzących z Syrii pracowników sklepów. W geście solidarności zorganizowano dla nich czuwanie na ulicach libańskich miast.