Nauka
Sensacyjne wyniki badań DNA. Takie były początki języka polskiego
21 lutego 2025
Z dziadurzeniem, czyli komunikacją umniejszającą osoby starsze, styka się większość Polaków powyżej 60. roku życia. To jeden z obszarów języka wobec starości, nad którym mamy wiele do przepracowania. Ale lista na tym się nie zamyka.
Rozważania o języku wobec starości, wobec osób starszych, rozważania o tym, jak osoby starsze czują się w świecie zmieniającej się polszczyzny ogólnej należałoby zacząć od fundamentów. Od samego słowa starość. Powszechnym zjawiskiem jest z naszej strony protekcjonalna komunikacja z seniorami, która ma miejsce w ramach interakcji między młodszymi i starszymi osobami, czyli tzw. dziadurzenie.
A jak nam się starość kojarzy? Większości osób nie najlepiej. Dlaczego? Dlatego, że wiek dojrzały obrósł wieloma stereotypami, które z prawdą mają coraz mniej wspólnego. Starość jest wtedy, gdy boli. Wtedy, gdy zapominamy o włączonym czajniku. Wtedy, gdy potrzebujemy pomocy w najprostszych czynnościach. I wtedy, gdy trzeba decydować, czy wydać ostatni grosz na chleb, czy na leki. Albo wtedy, gdy siedzi się w czterech ścianach, bez rodziny oraz przyjaciół i wygląda się przez okno, wypatrując tęsknym wzrokiem przyjazdu dzieci.
To dlatego samo słowo „starość” kojarzy nam się źle. Boimy się go użyć wobec siebie i wobec naszych bliskich. Starość w zasadzie nie istnieje w świecie reklamy i mediów, a jeśli już, to w jednym z dwóch kontekstów. Po pierwsze — i to dotyczy głównie mediów — gdy opowiadamy o nieprzyjemnych konsekwencjach starości (choroba, samotność, bieda). Po drugie — i to tyczy się języka mediów, reklamy, ale i codziennych rozmów Polaków — gdy starości przypisuje się jakieś atrybuty młodości (np. ma 90 lat i godzinami siedzi na Facebooku; taki stary, a przejechał cały kraj na rowerze etc.). Jakie ma to konsekwencje?
— Odsuwając słowo „starość”, jeszcze bardziej stereotypizujemy ludzi po 60. roku życia — mówił Mateusz Adamczyk, popularyzator wiedzy o polszczyźnie, Mistrz Mowy Polskiej 2023, podczas debaty w ramach kampanii „Ojczysty — dodaj do ulubionych” Narodowego Centrum Kultury. — To jest zaczarowywanie rzeczywistości za pomocą słów i w związku z tym słowo „starość” nasyca się negatywnymi stereotypami i nie chcemy się tak określać — dodawał.
Oczywiście wszystkie te przypadłości przypisywane starości są z nią powiązane, ale nie nierozerwalnie. Bo starość jest bardzo różnorodna, to najbardziej zindywidualizowany etap życia. I może być szczęśliwym okresem ludzkiego życia.
— Nie tęsknię za młodością. Ciągle jestem w takim nastroju życia, że interesuje mnie to, co będzie. Co prawda niewiele mnie już czeka, bo mam 90 lat, ale mnie czeka. Ciekawa jestem co — mówiła niedawno 90-letnia Irena Santor w rozmowie na antenie RMF FM.
Warto przeczytać: Coraz większa samotność seniorów. „Możemy im pomóc”
Mamy w języku słowo, którym określało się najdojrzalszych z nas, które miało jednoznacznie pozytywną konotację — starszyzna. Kojarzy się z doświadczeniem, mądrością, roztropnością, szacunkiem. To już przeszłość, dziś decyzje i poglądy osób starszych często stają się elementem szydery. Poparcie „moherowych beretów” to dowód zacofania i powód do wstydu. „Zabierz babci dowód”, wzywali całkiem na serio politycy.
Jak zatem nazywać osoby starsze? Seniorami? Babciami? Emerytami? Nie ma idealnego rozwiązania i pewnie, dopóty go nie będzie, dopóki stereotypy są wciąż żywe.
— Nie rozmawialiśmy o starości, starość była tematem unikanym społecznie. Kiedy zauważyliśmy starzenie się społeczeństw, mam wrażenie, że to było jakieś 15 lat temu, nagle trzeba było to zjawisko nazwać. Powstały słowa senior, seniorka, powstały kluby seniorskie, świetlice seniorskie itd. Tylko że my patrzymy na to z boku, nie pytamy osób zainteresowanych, jak oni by chcieli, żebyśmy się do nich zwracali — mówiła podczas wspomnianej debaty Magdalena Małgorzata Skrzydlewska z Forum 4 Czerwca. — Ja staram się nazywać tę grupę osób tak, żeby nie było to nacechowane emocjonalnie. Może to brzmi chłodno, ale wolę używać określeń „osoby powyżej 60. roku życia”, niż „osoby starsze”, unikam określeń „seniorzy” i „seniorki” — dodawała.
Ciekawy temat: Zapomnieni i porzuceni? Zdalna opieka nad rodzicami z zagranicy nie wystarczy
Nasze kłopoty ze starością w obszarze języka nie ograniczają się tylko do „jak mówić o…”, lecz dotyczą także „jak mówić do…”.
Powszechnym zjawiskiem jest gerontomowa (elderspeak), czyli — potocznie — dziadurzenie. Jest to protekcjonalna i umniejszająca osoby starsze komunikacja, która ma miejsce w ramach interakcji między młodszymi i starszymi osobami.
Używa się uproszczonego słownictwa i uproszczonej budowy zdań. Dodatkowo zamiast „ja” i „ty” mówi się „my”; zamiast „zrobię”, „zrobisz” — „zrobimy”; zamiast „pójdę”, „pójdziesz” — „pójdziemy”. Dziadurzenie to też używanie zdrobnień. „A teraz pójdziemy siusiu” albo „Teraz zmienimy babci sweterek”. To skrajne przykłady, ale niestety spotykane.
Charakterystyczna dla dziadurzenia jest również nieuzasadniona poufałość wobec starszych osób, np. mówienie „babciu”, „dziadku” (w stosunku do ludzi, którzy nie są naszymi babciami/dziadkami) czy używanie formy „ty” wobec nieznajomych. Towarzyszyć mogą temu niewerbalne cechy mowy, takie jak zwolnione tempo mówienia, podwyższony ton głosu, melodyczna intonacja przypominająca mówienie do dzieci.
Warto przeczytać: Jak starzenie się wpływa na mózg? Przełomowe badania dzięki muzyce
Na początku 2024 r. Forum 4 Czerwca opublikowało raport z badań dotyczących dziadurzenia. Wynika z niego, że ze zjawiskiem gerontomowy zetknęło się aż 82,8 proc. badanych w wieku 60 lat i więcej, z czego ponad połowa (55 proc.) doświadczyła go osobiście. „Z dziadurzeniem najczęściej stykają się osobiście osoby starsze w bardziej zaawansowanym wieku (powyżej 73 roku życia), z niższym poziomem wykształcenia; nie ma znaczenia, czy są mieszkańcami wsi, czy miasta”, piszą autorzy raportu.
Jakie emocje towarzyszą osobom doświadczającym dziadurzenia? Przede wszystkim negatywne. Jest to: oburzenie (ponad 40 proc.), złość (35,4 proc.) oraz zakłopotanie (30,5 proc.).
Dziadurzący tracą w oczach badanych, którzy taki sposób komunikacji z seniorami odbierają jako przejaw braku kultury i kiepskiego wychowania (70,6 pkt na skali, gdzie 0 pkt to „zdecydowanie nie zgadzam się z danym stwierdzeniem”, a 100 pkt to „zdecydowanie się zgadzam”). Według nich dziadurzenie świadczy o traktowaniu osób starszych jako gorzej myślących i mniej sprawnych niż rozmówca (68,5 pkt), lekceważeniu osób starszych (68,1 pkt).
Jednak mimo tak jednoznacznie negatywnej oceny zjawiska, większość (70 proc.) doświadczających go osób nie reaguje. Głownie dlatego, że nie wiedzą, jak to zrobić (taką przyczynę wskazało 40 proc. badanych), są zbyt zaskoczeni (30 proc. wskazań) lub uważają, że nie warto reagować (29 proc. wskazań).
Wniosek płynie z tego prosty: to osoby młodsze powinny zwracać szczególną uwagę na język w komunikacji z seniorami, z ludźmi 60+. Muszą dbać o samodyscyplinę, bo nawet jeśli zaczną dziadurzyć i wywołają w kimś negatywne emocje, najprawdopodobniej nie zostaną zdyscyplinowani przez swojego rozmówcę.
W 2023 r. liczba ludności Polski wyniosła 37,6 mln, z czego blisko 9,9 mln stanowiły osoby w wieku 60 lat i więcej. To ponad 26 proc. populacji. Odsetek ten wzrasta i będzie wzrastał. Główny Urząd Statystyczny prognozuje, że udział osób powyżej 60. roku życia w polskim społeczeństwie w 2030 r. wyniesie blisko 28 proc., w 2040 r. — 32,45 proc., a w połowie wieku — 37,37 proc.
Jakby na przekór zmianom demograficznym idą zmiany w języku. Polszczyzna ogólna nasyca się językiem młodzieżowym i — co w pewnym stopniu jest z tym trendem powiązane — zapożyczeniami z innych języków, przede wszystkim z języka angielskiego. — Taki język przestaje być czytelny dla osób, które nie mają kontaktu z językiem młodzieżowym. W związku z tym nie wiadomo, co mówi do nas telewizja, co do nas mówi reklama, bo marketing bardzo szybko wchłania taki „językowy krem na zmarszczki” — przestrzegał podczas debaty NCK Mateusz Adamczyk.
Polszczyzna ogólna, która powinna być w jak największym stopniu zrozumiała dla wszystkich, powinna być elementem wspólnotowym staje się coraz mniej zrozumiała dla dużej, ciągle rosnącej grupy Polaków.
— Wielokrotnie słyszałem historie, że ludzie poszli do restauracji i zupełnie nie rozumieli menu, bo to był dla nich zupełnie obcy język. W swoim własnym kraju czują się obco, bo idą do sklepu i — owszem — mąka jest mąką, cukier jest cukrem, ale bardzo wiele rzeczy nazwana jest z angielskiego marketingowo. To doprowadza do wykluczenia komunikacyjnego, a człowiek w wykluczeniu zaczyna się zachowywać według schematu walcz, uciekaj albo zastygnij. A co gorsza: zastygnij i wycofaj się — dodawał Adamczyk.
Przeczytaj inny tekst Autora: Wesołe może być życie seniora. Starość dużo zabiera, ale również dużo daje