Nauka
Rekordowy wzrost liczby satelitów. NASA ostrzega przed zagrożeniem
13 grudnia 2025

Dwie niezwykle jasne gwiazdy minęły Ziemię o włos i zostawiły w kosmosie ślad, który wciąż nas chroni. Teraz naukowcy odkryli, jak ich dawne promieniowanie wpływa na naszą przestrzeń i co może się wydarzyć, gdy ta osłona zacznie znikać.
4,5 mln lat temu dwie gwiazdy minęły Ziemię o włos — tylko 32 lata świetlne od nas. Teraz są już setki lat świetlnych dalej i tworzą konstelację Wielkiego Psa. A naukowcy odkryli właśnie, że ich przelot miał niezwykłe konsekwencje.
Gdyby te dwie gwiazdy znalazły się dziś nad naszymi głowami, ich blask bez trudu zastąpiłby światła wielkiego stadionu.
Te dwie gwiazdy byłyby od 4 do 6 razy jaśniejsze niż dzisiejszy Syriusz, dziś najjaśniejsza gwiazda na naszym niebie
– powiedział Michael Shull, astrofizyk z Uniwersytetu Kolorado, cytowany przez portal Space.com.
Jednak ich blask to tylko wstęp do większej zagadki ukrytej w otaczającej nas przestrzeni międzygwiezdnej.
Układ Słoneczny dryfuje w ogromnej pustce zwanej Lokalną Bańką. W jej centrum znajduje się jednak coś wyjątkowego — niewielka „wysepka” gazu, czyli lokalne chmury międzygwiezdne. To właśnie tam ukrywa się jedna z największych kosmicznych zagadek.
Choć nic w pobliżu nie powinno emitować silnego promieniowania, aż 20 proc. wodoru i 40 proc. helu jest tam naładowane elektrycznie. Skąd więc wzięła się energia, która tak mocno „podgrzała” ten gaz?
Aby rozwikłać zagadkę, zespół naukowców m.in. z University of North Carolina oraz University of Colorado z USA zrekonstruował historię naszej kosmicznej okolicy sprzed kilku ostatnich milionów lat. W tym celu badacze stworzyli symulację, która objęła ruch Słońca, położenie gwiazd, a także materię, która między nimi dryfuje.
Okazało się, że na poziom jonizacji wpływa kilka silnych źródeł. Są to:
Ale dopiero dwa ostatnie elementy układanki wyjaśniły tajemnicę.
Chodzi o dwie gwiazdy typu B: Epsilon Canis Majoris i Beta Canis Majoris. To właśnie one były jaśniejsze od Syriusza i przed milionami lat minęły Ziemię w odległości zaledwie 32 lat świetlnych. Są ekstremalnie gorące i emitują ogromne ilości wysokoenergetycznego promieniowania. Naukowcy uważają, że podczas tego przelotu mogły dosłownie „przypiec” lokalne chmury gazu — a ślady tej jonizacji widzimy do dziś.
W The Astrophysical Journal badacze porównują ten efekt do graffiti — gwiazdy zniknęły, ale ich energetyczny ślad wciąż trwa. Z czasem jonizacja zacznie słabnąć, a gaz wróci do normalnego stanu.
To jednak dopiero wstęp do tego, co naukowcy odkryli dalej.
Dziś nasza planeta znajduje się w wyjątkowo sprzyjającym miejscu — otoczenie lokalnych chmur gazu działa jak naturalna tarcza. Ten ochronny „kożuch” tłumi część promieniowania i cząstek, które w przeciwnym razie mogłyby wpływać na atmosferę, magnetosferę, a nawet klimat Ziemi.
Problem w tym, że ta osłona nie potrwa wiecznie. Według obliczeń za mniej niż 2000 lat Słońce opuści tę bezpieczną strefę i wkroczy w znacznie surowszy region przestrzeni międzygwiezdnej. Co to dla nas oznacza?
Więcej treści na temat kosmosu znajdziesz na naszym kanale na YouTube.
Gdy opuścimy bezpieczną strefę, Ziemia może być bardziej wystawiona na promieniowanie i zmieniający się strumień cząstek w heliosferze. Mogą pojawić się też konsekwencje, których dziś jeszcze nie znamy. To przypomnienie, że Układ Słoneczny nie stoi w miejscu — podróżuje przez galaktykę i mija obiekty, których wpływ potrafi ciągnąć się przez miliony lat.
Warto przeczytać: Rój meteorów Geminidów rozświetli noc. Wyjątkowe widowisko na niebie
Oczywiście!
Oto kod na DARMOWĄ dostawę– wpisz w koszyku: MIKOLAJ
Udanych zakupów!
Księgarnia Holistic News