Prawda i Dobro
Ogień, rakija i tajemniczy wędrowiec. Wieczór Badnjaka na Bałkanach
20 grudnia 2024
Chrześcijańscy hierarchowie nader często wchodzą w ryzykowne związki ze świeckimi władcami. Ich udział w polityce to nie tylko wieki praktycznego działania, lecz także teoria – nakazy i zakazy związane z uczestnictwem chrześcijan w życiu publicznym
Relacje między chrześcijańskimi duchownymi a władzą świecką ewoluowały przez lata. Zdarzało się, że kościelni hierarchowie byli separowani od spraw państwowych, a innym razem wręcz zrastali się ze światem polityki. Jeszcze częstsze były sytuacje pośrednie. Napięcia między boską i ziemską rzeczywistością narastały i malały, a jednocześnie stawały się niemal literackim toposem. Temat ten przewijał się przez karty od biblijnego „Bogu, co boskie, cesarzowi, co cesarskie”, przez opowieści o średniowiecznych krucjatach, przedstawienia prawosławnego sojuszu Cerkwi i władzy, aż po sojusz „wójta i plebana” (tyleż u Mikołaja Reja co w telewizyjnym Ranczo).
Także dziś temat ten jest przedmiotem wielu sporów. Jeden z największych niezależnych twórców rosyjskiego kina Andriej Zwiagincew przedstawia go w swoim Lewiatanie. Pop do spółki z merem niszczą w nim jednego z mieszkańców, odbierają mu dom, a w jego miejscu budują cerkiew. W Polsce kazania duchownych mają wpływ na decyzje podejmowane przy wyborczych urnach. Politycy doskonale zdają sobie sprawę z wagi poparcia płynącego z ambon, a kościelni hierarchowie – z możliwości finansowych gwarantowanych przez świeckich dygnitarzy.
Aktualność tematu będzie tu jednak tylko pretekstem (całkiem zresztą dobrym) do tego, by przyjrzeć się temu, jak relacje między świecką i kościelną władzą kształtowały się na przestrzeni wieków – a przede wszystkim jak rozumieli je święci, ojcowie i Doktorzy Kościoła. Chrześcijańska filozofia polityczna stanowi ciekawy klucz do zrozumienia zarówno współczesności, jak i dawniejszych losów świata.
Sam Jezus o polityce mówił niewiele ponad to, co zawiera się w krótkim, przytoczonym powyżej cytacie. O wiele więcej miał na ten temat do powiedzenia jeden z jego uczniów – Paweł z Tarsu. Apostoł działalność polityczną rozpoczął, zanim poznał nauki Chrystusa. W latach młodości będący członkiem społeczności faryzeuszy Szaweł gorliwie zwalczał chrześcijan – brał nawet udział w kamienowaniu św. Szczepana. Zasięgu politycznej „praktyki” apostoła nie da się jednak porównać z wpływem refleksji teoretycznej – ta na długo stała się punktem odniesienia dla kolejnych myślicieli, a jeszcze dziś przyciąga uwagę czołowych filozofów, takich jak Alain Badiou, Slavoj Żiżek czy Giorgio Agamben.
Święty Paweł uznawał, że źródło wszelkiej władzy przekracza granice ziemskiej rzeczywistości – stąd też wynika nakaz posłuszeństwa: „Każdy niech będzie poddany władzom, sprawującym rządy nad innymi. Nie ma bowiem władzy, która by nie pochodziła od Boga, a te, które są, zostały ustanowione przez Boga (Rz 13, 1)” – pisał apostoł. Paweł nie ubóstwiał jednak samej osoby władcy, uważał raczej, że kieruje nim boska ręka: „Jest ona bowiem (władza – red.) narzędziem Boga, prowadzącym ku dobru” – twierdził.
Owo narzędzie służyć miało też „do wymierzenia sprawiedliwej kary temu, który czyni źle”, a karze należało się poddać nie tylko ze względu na reguły prawa, lecz także nakazy sumienia. „Z tego samego też powodu płacicie podatki. Bo ci, którzy się tym zajmują, z woli Boga pełnią swój urząd” – dodawał. Do aparatury państwowej św. Paweł podchodził raczej przychylnie, twierdząc jednak, że jest ona konieczna ze względu na istnienie ludzi złych – dobrym niepotrzebne byłyby hamowanie popędów i odgórnie narzucana sprawiedliwość.
Apostoł sprzeciwiał się też oporowi chrześcijan wobec władz świeckich. Nakaz bierności i antyrewolucyjny charakter jego myśli wynikają z dwóch związanych ze sobą przyczyn. „Nie wymierzajcie sobie sami sprawiedliwości, lecz pozostawcie to pomście (Bożej – red.)” – podkreślał zgodnie z często artykułowanym przez niego przekonaniem, by wszelkie sądy pozostawić Bogu.
Innym powodem, dla którego nie należy buntować się wobec świeckiej władzy, jest wspomniany już wcześniej fakt, iż jest ona narzędziem w ręku Boga – narzędziem, którego przeznaczenia możemy w swojej ziemskiej krótkowzroczności nie rozpoznać.
Kilkaset lat po św. Pawle swoje poglądy na temat organizacji państwa wyłożył Augustyn z Hippony. Autor Wyznań uważał, że istnieją dwa państwa – Boże i ziemskie (stworzone przez Kaina). Toczą one ze sobą nieustanną walkę, która zakończyć ma się zwycięstwem tego pierwszego. Państwa ziemskiego nie należy jednak utożsamiać z jakąś konkretną administracją – podział ten odzwierciedla raczej wybory Boże co do potępienia lub zbawienia poszczególnych istot. Państwo Boże zamieszkują ci, którym pisane jest zbawienie, ziemskie przeznaczane jest potępionym. Święty z Hippony poczynił jednak też kilka mniej metafizycznych uwag, które są bardziej interesujące z punktu widzenia polityki.
Jeśli chodzi o pochodzenie państw, Augustyn zbliża się pod pewnym względem do św. Pawła. „Pierwszym (…) i najważniejszym według Augustyna źródłem państwa jest Bóg, który w taki sposób stwarza człowieka, aby czymś podstawowym w jego egzystencji była potrzeba nawiązania relacji z drugimi osobami” – pisze teolog ks. prof. Edward Sienkiewicz.
Augustyn zbliża się tu jednak także do Arystotelesa, który nazywał człowieka „zwierzęciem politycznym”. Podstawą państwa, według filozofa, miała być rodzina. Dobre, religijne i prospołeczne rodziny przyczyniają się do rozwoju społeczności, a egoistyczne – do jej rozkładu. Wczesny Augustyn opowiadał się za całkowitym rozdziałem Kościoła i świeckiego państwa.
„Z czasem jednak zauważył, że zarówno władza świecka, jak i religijna więcej zyskuje na współpracy niż na rozdzielaniu ich” – podkreśla Sienkiewicz. „Zwłaszcza, że trudno zaprzeczyć przeplataniu się w doczesności wymiaru religijnego i społecznego. Stan taki będzie trwał aż do ich ostatecznego rozdzielenia między Boską społeczność ludzi wybranych i diabelskie społeczeństwo odrzuconych przez Boga” – dodaje.
Augustyn dopuszcza też sprzeciw wobec ziemskich praw w przypadku, gdy stoją one w jawnej sprzeczności z prawem boskim. Zalecał jednak opór umiarkowany – taki, który wynikać ma z duchowej siły, a nie słabości czy strachu – tu zbliża się nieco do myśli św. Pawła. W razie zagrożenia, które dotyczyłoby całego narodu, autor Wyznań dopuszcza nawet interwencję zbrojną. Zdaniem św. Augustyna zasady chrześcijańskie są doskonałym fundamentem dla społeczeństwa – pozwalają niwelować nierówności społeczne oraz nakazują sprawiedliwość bez względu na ziemską karę lub nagrodę.
Do koncepcji człowieka jako istoty z natury społecznej/towarzyskiej odniósł się też wiele lat później św. Tomasz z Akwinu. Zdaniem autora Summy teologicznej każdej społeczności potrzebny jest władca, który sprawi, że będzie ona zmierzała w jednym, korzystnym dla ogółu celu. „Gdyby mianowicie w licznej gromadzie każdy z jej członków starał się tylko o to, co jemu (osobiście) potrzebne, gromada rozproszyłaby się w różnych kierunkach” – pisał Akwinata.
Władca ów powinien przede wszystkim zabiegać o pokojowe współistnienie członków społeczności. Święty Tomasz podkreślał, że„dobro i powodzenie zjednoczonej gromady polega na zachowaniu jedności, którą nazywamy »pokojem«, bo bez niej nie tylko nie ma pożytku z życia społecznego, ale życie w niezgodzie staje się nawet ciężarem dla samej gromady”.
Tomasz – znów podążając za Arystotelesem, a konkretnie jego Polityką – dzieli władze na trzy rodzaje. Pierwszy to rządy jednostki – sprawiedliwego władcę nazywamy tu królem, niesprawiedliwego – tyranem. Jeśli rządzi niewielka grupa ludzi, to w przypadku gdy czyni to sprawiedliwie, ustrój nazywamy arystokracją, z kolei „gdy garstka gnębi lud dla własnego wzbogacenia się”, mamy do czynienia z oligarchią. Najciekawiej jest w przypadku rządów większej grupy obywateli – gdy władza taka postępuje zgodnie z interesem ogółu, nazywamy ją politeją, gdy postępuje niesprawiedliwie… demokracją.
Akwinata przychyla się zdecydowanie do rządów jednostek, bo „kraje i miasta, którymi nie rządzi jednostka, trapione są niezgodą i nie ma w nich pokoju, tak, że zdają się spełniać słowa Pana, skarżącego się Proroka (Jr 12, 10). Później w Summie teologicznej św. Tomasz doprecyzował jednak, że w podejmowaniu decyzji udział powinni mieć też inni, najwybitniejsi obywatele. Choć władza dobrego króla – zdaniem świętego – jest najlepszą ze wskazanych, to zawiera w sobie też niebezpieczeństwo przekształcenia się w najgorszą, a więc w tyranię. Tyran nastaje nie tylko na fizyczne dobro obywateli, lecz także – a może przede wszystkim – na ich cnotę.
„Dla tyrana bowiem dobrzy (obywatele) są bardziej podejrzani niż źli i każda obca dzielność wywołuje w nich obawę. Dlatego też tyrani starają się nie dopuścić, aby podwładni stawszy się dzielnymi, nabrali wielkoduszności i nie przestali znosić ich przewrotnego panowania” – podkreślał św. Tomasz.
Celem ziemskiej władzy jest w tym ujęciu przede wszystkim ochrona życia, majątku etc. Celem życia nie jest jednak – zdaniem Doktora Kościoła – przeżycie, lecz zbawienie i stąd wynika przewaga Kościoła nad władzą świecką – prowadzi on bowiem do realizacji najważniejszego z celów. Święty Tomasz uznawał więc znaczenie świeckiego państwa, lecz w De regno stwierdza też, że wszyscy władcy powinni uznawać zwierzchnictwo papieża. Świeckie (a nawet pogańskie) państwo jest w stanie zaspokoić naturalną potrzebę ziemskiego szczęścia, lecz nie doprowadzi do zbawienia.
W innym kierunku zmierzał na przykład Marsyliusz z Padwy, który głosił konieczność całkowitego podporządkowania duchowieństwa państwu. Kapłani, według niego, są ważną częścią wspólnoty, która pełni funkcję podobną do rządu. Z drugiej jednak strony filozof Mieszko Pawlak uważał, „że w chrześcijańskiej wspólnocie politycznej to rząd, względnie cały ogół obywateli jako prawodawca, jest wyłączną przyczyną sprawczą sekundarnej władzy kapłańskiej, czyli posługi biskupiej”.
Jeszcze inaczej myślał papież św. Gelazy I, który w 494 r. wystąpił do cesarza Anastazego z prośbą o niewtrącanie się w sprawy religijne – o ile bowiem kapłani podlegają mu w przypadku spraw świeckich, to już w kwestiach religijnych sprawy mają się zupełnie odwrotnie.
Ile współczesności odnajdujemy na pożółkłych kartach ksiąg Doktorów, Ojców i świętych Kościoła? To z pewnością zależy od tego, jak wiele wysiłku włożymy w poszukiwania. Może jednak dobrze wiedzieć, że współczesne problemy to tylko niewielka część ogromnej historii – część, której nie sposób rozumieć w oderwaniu od całości.