Nauka
Obserwacja galaktyk zmienia naukę. Webb bada początki kosmosu
05 grudnia 2024
Nie sposób sobie wyobrazić sprawnie funkcjonującej demokracji bez dziennikarstwa. Czwarta władza bezpośrednio wpływa na to, jak działają trzy pozostałe – ustawodawcza, wykonawcza i sądownicza. Dlatego kiedy nie może funkcjonować prawidłowo, to skutki takiej sytuacji odczuwalne są nie tylko w obrębie jej ścisłego działania, ale również deformacji ulega całokształt systemu, od którego zależy tak wiele: nasze bezpieczeństwo, wolność, bogactwo, poczucie sprawiedliwości i poziom życia.
Dziennikarstwo przeżywa swój kryzys, a widoki na przyszłość nie napawają optymizmem. Naiwni są ci, którzy uważają, że to problem wyłącznie dziennikarzy. Szczególnie że rola mediów rośnie, i to, że nazywane są czwartą władzą, wcale nie oznacza, że są mniej ważne, niż trzy pozostałe. Wręcz przeciwnie.
Wydaje się, że polityka staje się coraz bardziej podporządkowana mediom wyznaczającym tematy, które znajdują się w centrum zainteresowania opinii publicznej. Powiązanie polityki i mediów ma niewątpliwie zasadnicze znaczenie dla procesów dystrybucji władzy i funkcjonowania demokracji
– pisze w swojej pracy „Polityka i media o obliczu demokracji medialnej” Bartłomiej Secler.
Rolą dziennikarzy jest demaskowanie nadużyć, patrzenie na ręce władzy, nagłaśnianie nieprawidłowości. To czyni ich naturalnymi sprzymierzeńcami prawdy. Można by dodać: „w idealnym świecie”, bo rzeczywistość, jak pokazują obserwacje ostatnich tak, często odbiega od tego modelu.
Polecamy: Czy istnieją granice wybaczenia? Problem od wieków dręczący filozofów
W swojej książce Communication Power Manuel Castells zauważa, że „media nie są posiadaczami władzy, ale w zasadzie stanowią przestrzeń, w której decyduje się o władzy”. Jeżeli przestrzeń jest zdeformowana, to w naturalny sposób nie może być sprzyjającym środowiskiem do rozwoju jakościowych instytucji i mechanizmów politycznych, co musi mieć też swoje odbicie w personaliach, czyli osobach i ich zachowaniach, które pełniąc różne role w życiu publicznym, mają wielki wpływ na to, jak żyjemy i jaką rolę do odegrania w kształtowaniu naszej rzeczywistości mają tak ważne dla nas wartości, jak prawda, dobro i humanizm.
Pytanie, czy kiepska kondycja mediów to wina dziennikarzy, korporacji czy społeczeństwa, pozostaje otwarte. Ci pierwsi na pewno pracują pod wielką presją. Ich zaangażowanie się w trudne tematy wymaga nie tylko odwagi, ale też odporności na wszelkiego rodzaju przykrości, które mogą ich spotkać ze strony osób, o których źle napiszą. Również redakcje, w których pracują, nie zawsze chcą angażować się w poważne tematy, czując na sobie oddech reklamodawców, osób czy organizacji finansujących dany podmiot. Im wcale nie musi być po drodze z dbaniem o jakość demokracji, sprawiedliwość. To warunki sprzyjające autocenzurze, a jak zauważa Castells,
głównym problemem nie jest kształtowanie umysłów przez jednoznaczne przekazy w mediach, ale brak danej treści w mediach.
A pokus, by wstrzymać niewygodną publikację, jest sporo.
Po pierwsze reklamodawcy i właściciele mediów. To często większe organizacje lub osoby wchodzące w bezpośrednie interakcje z biznesem. Sieć powiązań, relacje towarzyskie to powody, które możemy określić „miękkimi”. Te „twarde” to choćby wizja procesu sądowego, który będzie się ciągnął latami, angażował czas i pieniądze. To nie zachęca zwłaszcza teraz, kiedy żywotność informacji często nie przekracza jednej doby. To, co zaistniało w mediach wczoraj, za kilka dni ma siłę oddziaływania niewiele większą, niż brak takiej publikacji. Po co więc kruszyć kopię?
Tym bardziej że publiczność, odbiorcy nie wydają się być szczególnie zainteresowani takimi treściami. Owszem, chętnie czytają, ale ten choćby szczątkowy entuzjazm często kończy się w momencie, kiedy za tę treść trzeba zapłacić. A przecież tyle treści jest dostępnych bez konieczności płacenia. „Nie ma darmowych obiadów” – powtarzał z uporem maniaka Milton Friedman. I miał rację. Nie płaci czytelnik, to płaci ktoś inny. To zupełnie inna sytuacja od tej, kiedy jeszcze dekadę temu redakcje mogły liczyć na setki tysięcy sprzedanych egzemplarzy, co dawało konkretny, przewidywalny i stały budżet. Można było z niego finansować nie tylko realizację trudnych tematów, ale również zadbać o ich rzetelność, komplementarność i wnikliwość materiałów.
„Kiedy trafiłem do dziennikarstwa, nagle się zorientowałem, że oczekuje się ode mnie kłamstwa. Oczekuje się, aby nie informować o prawdziwych rzeczach, aby nie dochodzić do prawdy. Aby zestawiać dwie wersje rzeczywistości dwóch stron sporu, a nie zastanawiać się, nie zadawać pytań najistotniejszych, jaka ta prawda jest?”
– powiedział dziennikarz śledczy Mariusz Zielke podczas swojego wystąpienia na Holistic Talk, które obyło się 17 lutego w Bielsku-Białej.
Zobacz całe wystąpienie Mariusza Zielke na naszym kanale:
Mariusz Zielke zauważył, że prawda dla mediów nie jest interesująca, interesujący jest za to konflikt, postawienie publiczności po jednej lub drugiej stronie sporu. Wtedy można na tym dobrze zarabiać. Ale to nie jest jedyna metoda
Pierwsza propozycja, jaką otrzymałem po przyjściu do pracy jeszcze jako młody chłopiec, to była propozycja korupcyjna od jednej z największych amerykańskich korporacji, która mi zaproponowała drugą pensję, abym pisał tak, jak ta korporacja chce. Człowiek, który mi ją złożył, powiedział, że mój poprzednik tak brał, i jego poprzednik…
– stwierdził Mariusz Zielke.
Dziś skupiamy się na rewolucji technologicznej w mediach, lekceważąc równie rewolucyjne zmiany w ich etyce i warsztacie. Zmiany, które zaszły są bardzo głębokie, niekorzystne i demoralizujące. W tym regresyjnym tunelu bardzo trudno dostrzec jakiekolwiek światło, a najbliższe lata to najprawdopodobniej jeszcze większe zmiany. Patrząc na trend, nie będą to zmiany na lepsze.
– dodał.