Nauka
Obserwacja galaktyk zmienia naukę. Webb bada początki kosmosu
05 grudnia 2024
Negocjacje w sprawie utworzenia rządu w Hiszpanii wciąż trwają. W obecnej sytuacji wszystko zależy od poparcia regionalnych partii proniepodległościowych. Cały czas powraca sprawa głębokiego kryzysu związanego z sytuacją Katalonii
W przedterminowych wyborach parlamentarnych zwycięstwo ponownie odniosła Hiszpańska Socjalistyczna Partia Robotnicza (PSOE), ale znów nie uzyskała większości absolutnej. Socjaliści w Kongresie Deputowanych zdobyli 120 mandatów, o trzy mniej niż w wyborach w kwietniu, po których nie udało im się porozumieć z lewicową partią Podemos i utworzyć razem mniejszościowego gabinetu. Teraz, zaledwie po 36 godzinach od ogłoszenia wyników, obie partie zawarły wstępne porozumienie. Jeśli zostanie ono zatwierdzone w serii głosowań w parlamencie, będzie to pierwszy koalicyjny rząd w Hiszpanii od 1977 r., czyli od momentu upadku dyktatury gen. Franco i powrotu do demokracji.
Wybory odbyły się 10 listopada, czyli niespełna miesiąc po skazaniu przez hiszpański Sąd Najwyższy dziewięciu polityków i działaczy katalońskich na kary od 9 do 13 lat więzienia. Tuż po ogłoszeniu wyroku ruch Demokratyczne Tsunami (Tsunami Democràtic) zorganizował blokadę portu lotniczego El Prat w Barcelonie. Przez kolejnych kilkanaście dni odbywały się protesty, często kończące się zamieszkami. Kolejną wielką akcją była trzydniowa blokada autostrady AP-7 łączącej północną Katalonię z południową Francją.
„Katalonia przechodzi trudny okres retrospekcji. Próbujemy ponownie odkryć, rozpoznać to, kim jesteśmy i kim chcemy być jako terytorium. Ale to tylko ćwiczenie myślowe. Błędne rozumienie tego procesu, jednowymiarowe, zbyt dogmatyczne wywołuje frustrację, która znajduje ujście w aktach przemocy” – mówi Alfredo, od urodzenia mieszkający w Katalonii.
„Trzeba starać się pojąć źródło problemu. Od lat społeczeństwo katalońskie żyje w nieustannym napięciu, ale nie każdy pamięta, albo nie chce pamiętać, o prawdziwych jego powodach” – zauważa Carlos. Pochodzi on z oddalonego o 40 km od Barcelony Mataró, ale od 10 lat mieszka w największym mieście regionu.
Wyrok hiszpańskiego Sądu Najwyższego został ostro skrytykowany w raporcie Amnesty International. Organizacja apeluje o natychmiastowe uwolnienie proniepodległościowych działaczy – Jordiego Cuixarta i Jordiego Sáncheza – którzy w momencie uznanego za nielegalne referendum nie pełnili żadnych funkcji politycznych. Według raportu werdykt sądu opiera się niejasnej definicji buntu, który jest pojmowany zbyt szeroko.
„Ci ludzie zostali osądzeni i skazani za próbę wprowadzenia zasad, które zostały uznane za niezgodne z prawem, a nie za swoje poglądy czy głoszone idee. Jednak moim zdaniem to właśnie te idee są najbardziej szkodliwe. Oni stworzyli wyjątkowo niebezpieczne marzenie, zbrodniczą iluzję w społeczeństwie katalońskim. Dlatego ten wyrok wydaje mi się nawet zbyt łagodny” – zaznacza Carlos.
„Na pewno nie jest to żadna wymówka uprawniająca do łamania przepisów zawartych w konstytucji, naruszania zasad systemu politycznego czy wszczynania strajków, które zakłócają publiczny porządek. Trzeba jasno powiedzieć, że wspomniana przeze mnie ideologiczna eksploracja nie może zakłócać życia ludzi, których na nią nie stać, ponieważ muszą zapewnić pomyślność sobie i swojej rodzinie” – podkreśla Alfredo.
Kryzys kataloński stał się ważnym czynnikiem wpływającym na powyborcze rozgrywki. Od deklaracji w sprawie jego rozwiązania może zależeć utworzenie nowego rządu.
PSOE i Podemos potrzebują koalicjanta, ponieważ razem mają 155 mandatów (większość wynosi 176 mandatów). Realnymi partnerami są mniejsze partie regionalne. Socjaliści do tej pory trzykrotnie rozmawiali z przedstawicielami Republikańskiej Lewicy Katalonii (13 deputowanych), ale perspektywa osiągnięcia porozumienia jest jeszcze daleka. W tej sytuacji konieczne może okazać się poparcie proniepodległościowych partii baskijskich – Nacjonalistycznej Partii Basków i Jedności Kraju Basków.
Sformowanie stabilnego rządu jest istotne także ze względu na rosnącą w siłę skrajną prawicę. Do tej pory Hiszpania wyróżniała się na europejskiej scenie politycznych tym, że od czasu demokratycznej transformacji rola takich formacji była niewielka. Teraz jednak populistyczna, skrajnie prawicowa VOX stała się trzecią siłą w Kongresie Deputowanych, zdobywając 52 miejsca (o 28 więcej niż w kwietniowych wyborach).
Jak ocenia w komentarzu dla dziennika „The Guardian” Pablo Iglesias, lider Podemos, sukces VOX napędzany jest tym, „w jaki sposób hiszpańska Partia Ludowa i Obywatele podeszli do kryzysu katalońskiego”, prezentując „konfrontacyjne” nastawienie do ruchu niepodległościowego.
Podobnego zdania jest Umut Özkırımlı, profesor wizytujący m.in. w Barcelońskim Instytucie Studiów Międzynarodowych, który stwierdził, że VOX „umiejętnie wykorzystała katalońskie niepokoje do zbudowania poparcia”. Według niego jest to konfrontacja nacjonalizmów, hiszpańskiego i katalońskiego, dwóch fantazmatów, które żywią się sobą nawzajem.
„Rezultat ostatnich wyborów, de facto, daje więcej siły skrajnym opcjom. Moim zdaniem spowoduje to większe napięcie w parlamencie, a osiągnięcie konsensusu zajmie więcej czasu” – ocenia Alfredo.
Jak zauważają eksperci, hiszpański system partyjny ulega stopniowej ewolucji z systemu dwupartyjnego w blokowy, znany chociażby z parlamentu włoskiego.
Według sondażu z połowy listopada, przeprowadzonego przez katalońskie Centrum Badania Opinii, poparcie dla niepodległości Katalonii spadło o ponad dwa punkty procentowe, z 44 proc. na 41,9 proc. Tylko 33,6 proc. mieszkańców regionu uważa, że Katalonia powinna być niepodległym państwem, a pozostali respondenci życzą sobie, by pozostała ona częścią Hiszpanii – jako wspólnota autonomiczna, kraj związkowy lub region. Sondaż przeprowadzono między 16 września a 7 października, a więc jeszcze przed ogłoszeniem wyroku hiszpańskiego Sądu Najwyższego w sprawie katalońskich polityków i działaczy proniepodległościowych.
„Ci ludzie, którzy zostali osądzeni i skazani, to nie są jeszcze wszyscy, którzy powinni zostać osądzeni i skazani za niszczenie nowoczesności i otwartości Katalonii, która od zawsze z tych cech słynęła” – przekonuje Carlos. „Przejrzeliśmy na oczy, kiedy na jaw wyszła endemiczna, systematyczna korupcja partii, która rządziła regionem przez ostatnich kilkadziesiąt lat” – dodaje.
Chodzi o okres rządów centroprawicowej Demokratycznej Konwergencji Katalonii (CDC, obecnie Katalońska Europejska Partia Demokratyczna), wywodzącego się z jej szeregów wieloletniego (lata 1980–2003) prezydenta Katalonii Jordiego Pujola oraz jego następcy Artura Masa.
W 2014 roku Pujol ujawnił notatkę, w której przyznał, że przez 34 lata (w tym 23 jako prezydent Katalonii) utrzymywał sekretne konta bankowe za granicą, rzekomo odziedziczone po ojcu. Lawina ruszyła. Następnie pojawiły się zarzuty wobec członków jego rodziny (również pełniący publiczne funkcje) obejmujące m.in. korupcję czy pranie pieniędzy. Z wychodzeniem na jaw afer zbiegła się zmiana nastawienia CDC wobec kwestii utworzenia niezależnego państwa katalońskiego.
Przez długi czas Pujol optował za jednością i Katalonią wewnątrz sfederalizowanej Hiszpanii. Wszystko zmieniło się właśnie w okolicach 2014 r. Wtedy to Artur Mas zorganizował niewiążące referendum dotyczące samookreślenia regionu. Kilka miesięcy przed plebiscytem na jaw wyszła sprawa „trzech procent”, czyli następna afera, w której członkowie CDC mieli brać łapówki za udzielanie kontraktów na usługi publiczne.
„Wtedy się wszystko zaczęło – kolejne lata pompowania iluzji, kłamstw, aby uniknąć prawdziwej odpowiedzialności za trwające wiele lat okradanie wszystkich Katalończyków. Roztaczamy wizję niepodległego państwa, żeby ukryć swoje przewiny i uniknąć bycia osądzonym. Tak to wygląda” – twierdzi Carlos.
W Dzień Konstytucji (6 grudnia) za jednością Hiszpanii maszerowali w Barcelonie lider VOX, Santiago Abascal, oraz przedstawiciele Partii Ludowej. Abascal odmówił uczestnictwa w oficjalnych obchodach w Madrycie, stwierdzając, że nie chce być wśród ludzi „dogadujących się z liderami zamachu stanu”, którzy chcą „rozbić jedność Hiszpanii”. Chodziło o działaczy PSOE negocjującymi z katalońską lewicą.
„Częstsze napięcie i tarcia w parlamencie niekoniecznie będą negatywnym zjawiskiem. Przy odpowiednim obrocie spraw mogą zostać otwarte nowe drzwi do dialogu w celu rozwiązania katalońskiego kryzysu, który tak naprawdę nikomu nie jest na rękę” – zauważa Alfredo.
Od 18 listopada trwa proces prezydenta Katalonii Quima Torry, któremu postawiono zarzuty nieposłuszeństwa w związku z niedostosowaniem się do polecenia Rady Wyborczej – usunięcia proniepodległościowych symboli (przede wszystkim żółtych wstążek wyrażających solidarność z katalońskimi przywódcami skazanymi przez hiszpański Sąd Najwyższy) z siedzimy rządu Katalonii w okresie poprzedzającym kwietniowe generalne wybory w Hiszpanii.
Jeżeli Torra zostanie uznany za winnego, co będzie wiązało się z pozbawieniem go urzędu prezydenta regionu, może dojść do kolejnej eskalacji konfliktu, a wtedy dialog będzie jeszcze trudniejszy. „Prawo jest równe dla każdego. W szczególności dotyczy to polityków, których społeczna odpowiedzialność jest nawet większa niż zwykłych obywateli. Torra został ostrzeżony i poszedł w zaparte, a teraz musi ponieść konsekwencje” – komentuje Alfredo.
Zdaniem Carlosa Torra „promując symbole proniepodległościowe, zapomniał, że Generalitat jest rządem wszystkich Katalończyków”. „Miejscem odpowiednim do takich manifestacji byłaby siedziba jego partii, a nie budynek urzędu reprezentującego nas wszystkich, także tych osób, które nie uważają, że wyrok sądu jest niesprawiedliwy” – dodaje.
31 października, czyli dzień po tym, gdy GitHub (platforma należąca do Microsoftu) zastosował się do żądań hiszpańskiej policji i zablokował aplikację Demokratycznego Tsunami, uznaną za „narzędzie służące organizacji kryminalnej i promującej terrorystyczne ataki”, hiszpański rząd ogłosił nowy dekret. Wszystko po to, by – jak argumentują jego autorzy – zapobiec utworzeniu „cyfrowej republiki” w Katalonii.
Pełniący obowiązki premiera Hiszpanii Pedro Sánchez oświadczył, że „nie będzie żadnej niepodległości — czy to offline, czy online”. W jego opinii używanie technologii internetowych przez ruch niepodległościowy jest „atakiem na państwo”. Dekret pozwala rządowi na zakłócanie publicznej komunikacji online oraz centralnej kontroli identyfikacji w sieci. Nakazuje używanie serwerów położonych w Europie. W skrajnych przypadkach daje zielone światło do blokowania infrastruktury połączeń, których do sprawnego funkcjonowania potrzebują serwisy społecznościowe i komunikatory, takie jak Facebook czy WhatsApp. Kataloński minister polityki cyfrowej, Jordi Puigneró, nazwał to rozwiązanie „cyfrową represją”.
Tymczasem Demokratyczne Tsunami zwołuje kolejną akcję na 18 grudnia, gdy w Barcelonie odbędą się Gran Derbi, czyli piłkarski pojedynek pomiędzy FC Barceloną i Realem Madryt. Pierwotnie spotkanie miało odbyć się 26 października, ale zostało przełożone ze względu na zamieszki. Mecz nie będzie czystą sportową rywalizacją, choćby ze względu na to, że oba kluby są ważnymi nośnikami tożsamości – wystarczy przytoczyć przydomki obu zespołów: Duma Katalonii (FC Barcelona) i Królewscy (Real Madryt).
Aktywiści Demokratycznego Tsunami chcą, by uczestnicy zgromadzenia zamanifestowali swój protest wobec wyroku Sądu Najwyższego i zaapelowali do rządu o dialog. Kluby odmówiły, aby przesłanie ruchu „Spain, sit and talk” („Hiszpanio, usiądźmy i porozmawiajmy”) było prezentowane zarówno na trybunach, jak i na boisku. Obecność na demonstracji w pobliżu stadionu Camp Nou, za pomocą mobilnej aplikacji Demokratycznego Tsunami, potwierdziło 18 tys. osób.
Spekulowano, że ze względów bezpieczeństwa możliwe byłoby przeniesienie gry na neutralny teren, ale kataloński minister spraw wewnętrznych Miquel Buch zapewnił, że mecz zgodnie z pierwotnymi planami odbędzie się na stadionie FC Barcelony. Będzie to jedno z najbardziej strzeżonych sportowych wydarzeń w historii Hiszpanii – na stadion i w jego okolice oddelegowanych zostanie łącznie ok. 3 tys. funkcjonariuszy ochrony.
13 listopada Pedro Sánchez ogłosił gotowość do rozmów między rządami Hiszpanii i Katalonii, odpowiadając na apel przebywającego w więzieniu lidera Republikańskiej Lewicy Katalonii Oriola Junquerasa. Polityk, skazany przez hiszpański Sąd Najwyższy na 13 lat odosobnienia, w wywiadzie dla gazety „La Razón” stwierdził jednoznacznie, że bez rozpoczęcia negocjacji nie będzie poparcia dla koalicji PSOE – Podemos.