Humanizm
Introwertyzm na co dzień. Tak spokój staje się kluczem do sukcesu
22 listopada 2024
W trzypiętrowym, żelbetowej konstrukcji budynku, pamiętającym czasu PRL-u znajduje się Polonijne Liceum „Klasyk”. O istnieniu tej placówki dydaktycznej wiedzą nieliczni
Po jednej stronie ulicy rampa rozładunkowa dla pociągów towarowych. Denerwujące odgłosy koparki wyładowującej żwir słychać od rana do wieczora. Tuż obok ogromne ciężarówki bez chwili przerwy obsługują gigantyczny kompleks dystrybucyjny. Specjalny szlaban to podnosi się, to opada, a wartownik w budce skrzętnie zapisuje coś w swoim kajecie. To niby jeszcze Warszawa, ale tak naprawdę jej dalekie, przemysłowe przedmieście.
Na przystanku autobusowym linii 138 – za moment kończącym bieg – niezwykły jak na te okoliczności widok. Na transport do miasta czeka spora grupka nastolatków. Są za młodzi na robotników czy pracowników pobliskich biur i instytucji. Słychać, że wszyscy się dobrze znają. Czują się swobodnie i widać, że znają okolicę. Słychać również, że nie są Polakami. W większości mówią po rosyjsku. Dowcipkują, niektórzy palą papierosy, rozmawiają przez telefon. Co tu robią? Kim są?
W całym tym industrialnym zgiełku, na uboczu wielkiego miasta znajduje się ich szkoła. W trzypiętrowym, żelbetowej konstrukcji budynku, pamiętającym czasu PRL-u znajduje się Polonijne Liceum Ogólnokształcące Niepubliczne „Klasyk”. O istnieniu tej placówki dydaktycznej wiedzą nieliczni. Gdy z samego rana pytam panią sprzedającą z samochodu kanapki ludziom spieszącym do pracy na tym pustkowiu sklepowo-gastronomicznym, czy wie, że tuż obok jest szkoła polonijna, odpowiada: „To niemożliwe! Tu? Interes prowadzę już trzy lata, ale nie miałam po tym pojęcia”.
A jednak to prawda. Liceum działa już siedem lat. Na początku o jego istnieniu młodzież ze Wschodu dowiadywała się poprzez polskie parafie rozsiane po krajach byłego ZSRR. Pomagały także organizacje polonijne, konsulaty.
Chętnych do nauki w Polsce początkowo było niewielu. Czasem kilkunastu, w porywach do kilkudziesięciu osób. Teraz, zapewne dzięki mediom społecznościowym i poczcie pantoflowej, sytuacja się zmieniła. W rozpoczynającym się właśnie roku szkolnym przyjęto 70 osób. Chętnych było prawie sto.
Szkoła nie rzuca się w oczy, bo i po co. Zajmuje dwa piętra. Na jednym są sale wykładowe, na drugim bursa. Na parterze jest jeszcze stołówka. Dziś w „Klasyku” uczy się w sumie 163 uczniów. Niezwykłych uczniów. To młodzi ludzie z państw byłych republik Związku Radzieckiego, którzy wybrali Polskę jako miejsce swojej edukacji. To z Polską chcą związać swoje dorosłe życie.
„W większość to młodzież z Białorusi i Ukrainy. Kresy, szczególnie Żytomierz, to największe skupiska społeczności polonijnej” – mówi, witając mnie w swoim gabinecie, dyrektor „Klasyka” prof. n. dr hab. Kazimierz Korab. Na długim korytarzu mijam uczniów z Gruzji, Estonii, Kirgistanu, Kazachstanu, a także z Kaliningradu czy bardzo dalekiej Rosji, np. z Irkucka.
„To 6,5 tys. km od Warszawy. Wie pan, nasza szkoła zaczyna się na Bugu, a kończy na Pacyfiku” – dodaje z dumą w głosie dyrektor Korab. „W ciągu siedmiu lat istnienia placówki maturę zdało tu już ponad pół tysiąca osób. Dzieci zaczynają naukę w naszej szkole w wieku 15–16 lat. Już niedługo, dzięki pomocy byłego konsula w Brazylii, naukę w »Klasyku« rozpocznie 15 dzieci z Kurytyby, które przyznają się do polskości” – dodaje.
Z założenia w liceum miała się kształcić młodzież o polskich korzeniach lub dzieci posiadające Kartę Polaka. Z czasem te kryteria przestały mieć znaczenie podstawowe. Po ukraińskim Majdanie z 2013 r. i konflikcie z Rosją placówka zaczęła przyjmować także młodzież, która nie ma żadnych polskich korzeni, a musiała uciekać z obszarów ogarniętych wojną. Według zapewnień dyrektora wszyscy uczniowie docelowo będą się starać o obywatelstwo polskie, a swoją przyszłość wiążą z nową ojczyzną.
Niepubliczna szkoła realizuje oczywiście podstawę programową, czyli wszystko to, co robią szkoły publiczne. W „Klasyku” jest jednak program wyrównawczy. W klasie pierwszej język polski to aż sześć godzin lekcyjnych tygodniowo. Ponadto jest także godzina lektur.
„Przychodzą do nas dzieci z różną znajomością języka” – opowiada dyrektor Korab. „Niektórzy w ogóle nie znają polskiego. Nadrabiamy to na lekcjach historii i WOS-u” – zaznacza. Uczniowie nie mogą tylko kuć formułki na blachę, stąd są także fakultety. Młodzież łączy klasyczną naukę z zajęciami pozalekcyjnymi – teatrem, chórem, pracownią artystyczną, rysunkiem, malarstwem, rzeźbą, pracownią medialną i dziennikarstwem.
„Choć szkoła ma charakter katolicki, wychowujemy wszystkich wielowymiarowo. Nie narzucamy niczego. Szkoła jest katolicka, ale uczniowie są… jacy są; katolicy, prawosławni, grekokatolicy, zdarzają się też niewierzący. W naszej szkole nie nawracamy nikogo. Co prawda jest matura z religii, ale proszę sobie wyobrazić, że tę maturę najlepiej zdała ostatnio… niewierząca dziewczyna” – podkreśla dyrektor.
Językiem wykładowym jest oczywiście polski. Z uwagi na to, że nie ma tu klasy zerowej, uczniowie uczą się języka według specjalnej metody wypracowanej przez lata doświadczeń w „Klasyku”. „Odkryliśmy, że przedstawiciele kultury słowiańskiej mają więcej problemów z nauką polskiego niż np. Chińczycy. Słowianie zakładają bowiem, że się po prostu rozumieją – a tak nie jest” – mówi dyrektor.
„Pamiętam sytuację, gdy jedna z naszych nauczycielek wypowiedziała słowo »Łódź«, a uczniowie zapisali je na 24 sposoby. To pokazuje, że fonetyka i gramatyka są bardzo ważne. Nasza metoda daje efekty. Po trzech i pół miesiąca oni już normalnie uczestniczą we wszystkich lekcjach wykładanych w języku polskim” – dodaje.
Do niedawna uczniowie mieli zakaz rozmawiania w języku rosyjskim na przerwach, ale wycofano się z tego rozwiązania. „W czasie przerwy oni wyrażają swoje emocje. Jak wyrazić emocje, kiedy człowiek nie nauczył się jeszcze nowego języka i chce powiedzieć coś emocjonalnego? Nie da się! Ponadto, podstawą skuteczności nauki jest rozsądek. Tu nie ma przymusu, a efekty są. Średnia ocena w naszej szkole to czwórka. Każdy absolwent zna w sumie pięć języków, to polski, język swojego kraju, rosyjski, angielski, łacina i greka” – wylicza.
Tuż przed 1 września, czyli przed rozpoczęciem nauki, rodzice przyjeżdżają do Warszawy i podpisują oświadczenia, że biorą na siebie odpowiedzialność za część zachowań swoich dzieci, czyli wyrażają zgodę na to, że na określonych warunkach ich dzieci mogą wychodzić na miasto. Za ich bezpieczeństwo w trakcie nauki w budynku szkoły i na zajęciach grupowych odpowiada dyrektor.
Dzień w liceum nie jest skomplikowany. O godz. 6 rano jest pobudka, później śniadanie. Od godziny 8 do 14 trwają zajęcia. Później czas wolny i zajęcia pozalekcyjne (aerobik, basen, piłka nożna, teatr…). Kolacja jest o 19, a o 22 – cisza nocna i gaszenie świateł w pokojach. Wcześniej są także dwie godziny na wspólne odrabianie lekcji przez wszystkich uczniów. Sobota i niedziela to dni wolne od nauki.
Bliskość bursy pomaga w utrzymaniu porządku i zapanowaniu nad młodymi ludźmi. Po pokonaniu kilkunastu schodów i przejściu przez drzwi zamykane na szyfrowy zamek znalazłem się w polonijnym akademiku. Wita mnie przestronna szatnia, schludne toalety, małe kuchnie z lodówkami, mikrofalówkami, zlewami, stołami i krzesłami. Na korytarzu stoi pianino, suszarka na bieliznę. Wszędzie czysto i schludnie. Zaglądam do pokoju dla chłopców. Zadziwiają mnie porządek i posłane łóżka. Na półkach lektury, polskie miesięczniki, gazety codzienne. W oczy rzuca się brak telewizorów, a nawet radia.
„Telewizję oglądamy w sali telewizyjnej, a radia słuchamy na smartfonach” – zagaduje mnie Bohdan, 16-latek z Grodna. Pytany o obawy przed przyjazdem do obcego kraju, odpowiada: „Bałem się, że stracę kontakt z rodziną, ale siostra też uczy się w Polsce, moja ciocia i mój wujek mieszkają w Koszalinie. Ponadto, od razu, gdy przyjechałem do Polski, poznałem kolegę z Litwy, z którym bardzo się zaprzyjaźniłem. Pomógł mi się przyzwyczaić do nowej rzeczywistości”.
W drugim skrzydle bursy są pokoje dla dziewcząt. Dominują kwiaty, na ścianach obrazy, a na łóżkach – pluszaki. W jednym z nich wita mnie 17-letnia Ewelina z Lidy. „Nie mam korzeni polskich, ale chcę mieszkać w Polsce. Chcę studiować na Akademii Sztuk Pięknych grafikę albo malarstwo” – mówi znad swojego szkicownika. „Miałam się uczyć na białoruskim ASP w Mińsku, ale wybrałam Warszawę. W Polsce nauka jest na wyższym poziomie niż na Białorusi” – tłumaczy.
„Polacy mają inną mentalność – lepszą. Tu nie ma ksenofobii. W Polsce czuję się dobrze i bezpiecznie” – podkreśla.
Chodząc po korytarzach i zaglądając do klas czy na stołówkę, można odnieść wrażenie, że „Klasyk” nie narzeka na brak pieniędzy. Wszystko ma tu swoje miejsce i wygląda na nowe. Jednak to tylko pozory. „Dostajemy niepełną subwencję oświatową, bo to szkoła niepubliczna. Otrzymujemy także pomoc z Senatu, ale ta starcza nam na cztery miesiące i to tylko na wyżywienie” – mówi Korab.
Jak przyznaje, pięć lat temu z powodu braku funduszy chciał zamknąć uczelnię. „Wysłałem w tej sprawie listy do rodziców. Ich odzew był cudowny. To oni uratowali szkołę i zaoferowali pomoc” – podkreśla dyrektor, nie kryjąc wzruszenia.
Edukacja jednego ucznia to koszty rzędu 2,4 tys. zł miesięcznie. W tej kwocie jest pokrycie kosztów wynajęcia budynku, wyżywienia, utrzymania, wynagrodzenia dla nauczycieli itd. „Powołaliśmy fundację i to tylko dzięki niej funkcjonujemy. Dzisiejszy budżet jest na styk” – zauważa. Jest jeszcze program „Adoptuj wschodniaka”. „To piękna idea i nazwa, ale niestety niewielkie źródło finansowania” – mówi.
Dyrektor nie może przejść spokojnie po korytarzu swojego liceum. Uczniowie (po polsku) zadają przeróżne pytania, chcą wiedzieć, rozwiać wątpliwości, czasem naskarżyć – jak to dzieciaki. Gdy znów wchodzimy do jego gabinetu, rozmawiamy o poważnych sprawach.
„Oni dochodzą do polskości w sposób długofalowy, ale głębszy niż młodzież, która od zawsze mieszka w naszym kraju i nie zadaje sobie podstawowych pytań. Polacy, z polskim dowodem osobistym w ręku, po prostu przyjmują to, kim są, a oni, »wschodniacy«, zastanawiają się nad losem swoim i swoich przodków. Oni mogą i zadają ostrzejsze pytania” – podkreśla.
„Proces dochodzenia do świadomości bycia Polakiem trwa. Co ważne, w przeważającej większości zostają w Polsce, żenią się, wychodzą za mąż, robią kariery. Jeden z naszych absolwentów jest wysokim urzędnikiem w Ministerstwie Finansów. Ożenił się nie tylko z Polką, ale z naszą polonistką” – mówi Korab.
Dyrektor zaznacza, że w „Klasyku” stosowane jest naturalne podejście w wychowaniu szkolnym młodych ludzi, którzy chcą być Polakami. To nie jest przymus, a świadomy wybór.
W rankingu „Perspektyw” za 2018 r. w województwie mazowieckim „Klasyk” zajął 65. miejsce na 135 liceów. W rankingu ogólnopolskim „Klasyk” był 266. na 500 sklasyfikowanych uczelni.