Humanizm
Choroba Alzheimera rozwija się w ciszy. Pierwsze objawy są subtelne
15 listopada 2024
Jakie jest prawdopodobieństwo, że mieszkający w Warszawie dziennikarz padnie ofiarą zamachu terrorystycznego na londyńskim moście? Nasz reporter relacjonuje wydarzenia, które miały miejsce w ostatnich dniach w stolicy Wielkiej Brytanii
Pociąg londyńskiego metra zatrzymał się między stacjami. Usłyszałem komunikat o przymusowej ewakuacji. Do wyjść odprowadzali nas policjanci i służby mundurowe. Panowała atmosfera napięcia. Pasażerowie wyciągali smartfony i sprawdzali, co się stało. Wśród głośnych rozmów w kilkudziesięciu językach, które zagłuszały się nawzajem, wyłapywałem angielskie słowa: „strzelanina”, „zamach”, „terrorysta”. Chwilę wcześniej na moście London Bridge zamaskowany mężczyzna uzbrojony w sporej wielkości nóż i pas z ładunkami wybuchowymi (potem okazał się atrapą) zranił pięć osób, w tym dwie śmiertelnie.
Zamachowiec, 28-letni Brytyjczyk Usman Khan, został zastrzelony przez policję, a wcześniej powstrzymany przez przechodniów: jednym z nich był Łukasz, emigrant z Polski. Do ataku przyznało się tzw. Państwo Islamskie.
Zazwyczaj niebezpieczeństwo mierzymy w odległościach. Ile kilometrów dzieli nas od najbliższej wojny? Gdzie dziś przeprowadzono zamach terrorystyczny? Przechodząc przez London Bridge na godzinę przed strzelaniną, nie mogłem przypuszczać, że tym razem to czas, a nie przestrzeń dzieli mnie od potencjalnego zagrożenia. Ta sytuacja przypomniała mi, że problem terroryzmu dotyczy wszystkich Europejczyków, niezależnie od miejsca zamieszkania.
Kilka godzin po zamachu zaczęły spływać nieodebrane połączenia, SMS-y od rodziny i przyjaciół. Pytania: „Czy wszystko w porządku?” i „Czy jesteś cały?” znam już z poprzednich wyjazdów. Powtarzają się głównie przy okazji moich podróży do krajów arabskich. Zdałem sobie sprawę, że coraz częściej dzieje się tak, gdy przebywam w zachodniej i północnej Europie.
Zwykle rola mieszkańców dowolnego kraju Europy Środkowo-Wschodniej podczas zamachów terrorystycznych sprowadza się do udostępnienia hasztagów ze słowami wsparcia dla ofiar oraz ich rodzin na Facebooku i Twitterze. Jakiś czas temu zobaczyłem nagłówek lokalnej gazety: „Zamach. Kiedy u nas?” Wydał mi się przesadnie szokujący. Ale to pokazuje, że gdzieś z tyłu głowy Polacy prowadzą pełne strachu odliczanie: kiedy akty terroryzmu dojdą także do ich ojczyzny?
A jednak popularne wrażenie, że w krajach rozwiniętych UE zamachy są czymś powszednim, jest nieprawdziwe. Według danych Europolu w latach 2015-2018 w 28 krajach Unii Europejskiej przeprowadzono kolejno 15, 24, 33 i 13 ataków terrorystycznych (dane z Wielkiej Brytanii wciąż wliczają się do statystyk Wspólnoty). W zeszłym roku wyraźnie spadła liczba ich ofiar. Zanotowano 13 przypadków śmiertelnych. W 2016 było ich 135, rok później – 62.
Wojna. To pierwsze skojarzenie, kiedy w sobotę, 30 listopada, podróżuję po Londynie. Pod niebem trwa w najlepsze pokaz siły militarnej: helikoptery okrążają kolejne dzielnice. To potężne maszyny z podwójnymi śmigłami. Mniejsze śmigłowce latają niżej i oprócz niepokojących dźwięków wirnika szatkującego powietrze wydają sygnały alarmowe. Ściągają uwagę turystów, tłum na chodnikach na chwilę staje.
Co jakiś czas przechodniów mijają białe busy na sygnale, które przerzucają grupy uzbrojonych mundurowych między dzielnicami. Londyn ostrzega wrogów, wywołując poczucie zagrożenia także u zwykłych mieszkańców. „To wygląda tak, jakby przed chwilą wydarzyła się kolejna tragedia. Aż strach wejść do metra” – mówi starsza pasażerka komunikacji miejskiej – „Co chwilę odświeżam stronę BBC. Sprawdzam czy coś się stało”.
Lękiem przed terrorystami zręcznie zarządzają populiści. Polityka migracyjna Polski, sprowadzona głównie do promowania islamofobii, służy obecnemu rządowi do propagowania nieprawdziwej teorii: „Zamachów nie ma, bo nie przyjmujemy uchodźców”. Takie rozumowanie dobrze podsumował Rav Wiliding, brytyjski prezenter telewizyjny: „Wielu ludzi oskarża »imigrację« za okropny atak na London Bridge. Wyjaśnijmy to: terrorysta był Brytyjczykiem, ale jeden z bohaterów, który został ranny, powstrzymując go, to Łukasz – kucharz i imigrant z Polski”.
Stawianie znaku równości między imigracją a terroryzmem jest po prostu krzywdzące. Zamachów w Polsce nie ma (albo prawie nie ma), bo jesteśmy krajem, delikatnie mówiąc, nieistotnym na arenie międzynarodowej, a nie dlatego, że nie przyjęliśmy uchodźców. Oczy bojowników ISIS skupione są na zadawaniu strat i osłabianiu rządów państw najbardziej rozwiniętych, zajmujących najsilniejsze pozycje w polityce międzynarodowej. Każdy atak na cywilów prowadzi do chaosu, dezinformacji, radykalizacji nastrojów i podziału społeczeństwa w tychże krajach. I właśnie na tym najbardziej zależy organizacjom terrorystycznym.
Jak donosi Europol, w 2018 r. aresztowano ogółem 511 osób podejrzanych o przestępstwa związane z terroryzmem dżihadystycznym. Większość aresztowań miała miejsce we Francji, Wielkiej Brytanii i Belgii, Holandii, Niemczech i we Włoszech (w kolejności malejącej). Liczba ta jest również niższa niż w 2017 roku, gdy w 18 krajach UE aresztowano 705 osób.
W piątkowy wieczór przez media Wielkiej Brytanii przetacza się dyskusja wokół trzech spraw: zamachu terrorystycznego na London Bridge, problemie migracji do UK i końcówce wyprzedaży z okazji Black Friday. Ostatnie dwa tematy, o dziwo, bardzo się ze sobą łączą. Czarny piątek ze swoimi promocjami to na Wyspach zgoła inne wydarzenie niż w Polsce. To Dzień Wszystkich Przecen. Ogromne obniżki i szał zakupów sprawiają, że Londyn jest wyraźnie przeciążony, niewydolny od naporu ludzi polujących na okazje. W radiu i wieczornej prasie nie brakuje krytyki pod kątem złego przygotowania Londynu na potencjalne zagrożenia terrorystyczne.
Działa antyterrorystyczne wytacza też Partia Konserwatywna. Premier Boris Johnson obiecuje Brytyjczykom, że jeśli wygra wybory, zleci opracowanie spec-ustawy, która ma zablokować możliwość warunkowych zwolnień z więzienia dla osób skazanych za terroryzm. Okazało się, że jednym z beneficjentów takiego prawa był właśnie zamachowiec Usman Khan. Karę szesnastoletniego pozbawienia wolności pozwolono mu przerwać na rzecz elektronicznej obręczy kontrolującej.
Londyńczycy w rozmowach ze mną podkreślają, że tęsknią z dawnym bezpieczeństwem. Czasami, gdy we własnym kraju nie musieli pytać przechodniów: „Do you speak English?”. W zależności od poglądów o chaos winią własnych polityków lub Unię Europejską. „My w ogóle lubimy obwiniać wszystkich tylko nie siebie” – mówi jedna z Brytyjek, która wybrała się na zakupy w Black Friday. „Kiedy ktoś do kogoś strzela, spada kurs funta albo jest za dużo ludzi na ulicach, winimy migrantów, bo to łatwy cel. Zaraz ktoś powie, że to migranci wymyślili nam prawo, które pozwala zwalniać terrorystów z więzienia na kilkanaście lat przed wykonaniem wyroku” – dodaje, nie kryjąc ironii.
Napływ obcokrajowców był jednym z głównych argumentów zwolenników Brexitu. Polak, który próbował powstrzymać zamachowca, użył do tego kła narwala. Zdjął go ze ściany budynku Fishmongers Hall. „Warto pamiętać o tym zdarzeniu następnym razem, kiedy ktoś powie, że wpuszczamy zbyt wiele osób z Europy Wschodniej do kraju” – napisał na Twitterze brytyjski dziennikarz Piers Morgan.