Nauka
Ziemia straciła siostrę. Badanie Wenus dowodzi, że nie jest podobna
17 grudnia 2024
W 2009 roku grupa klimatologów kierowana przez Johana Rockströma wskazała dziewięć procesów, które decydują o stabilności ekosystemu Ziemi. Ich zdaniem przekroczenie określonych wartości wyodrębnionych wyznaczników spowoduje możliwie katastrofalne zmiany naturalnego systemu naszej planety. Jak? Zniknie, a w najlepszym przypadku diametralnie zmieni się świat, który znamy. Następne pokolenia mogą już nie mieć tylu okazji oddychać czystym powietrzem, czy wykąpać się w błękitnym oceanie.
Zespół Rockströma wskazał następujące obszary, których degradacja skutkować będzie destabilizacją ekosystemu Ziemi. Należą do nich: klimat, integralność biosfery (podtrzymanie bioróżnorodności i wypełnianie dotychczasowych funkcji w systemie), zmiany w ekosystemach lądowych, zmiany w zasobach wody słodkiej (woda niebieska – woda w zbiornikach, rzekach itd., zielona – woda w roślinach, glebie), obieg azotu i fosforu (ważnych substancji odżywczych dla roślin), zakwaszenie oceanu, zanieczyszczenie atmosfery drobnymi cząstkami o różnym składzie chemicznym, stan warstwy ozonowej, obecność nowych substancji w środowisku
Kilkanaście lat później, w 2023 r., opublikowano wyniki badań zespołu, którego członkiem był Johan Rockström, tym razem kierowanego przez Katherine Richardson. W raporcie stwierdzono, że sześć z dziewięciu granic planetarnych znacząco przekroczono na tyle, aby uznać, że życie zbiorowości ludzkiej jest zagrożone.
Przeczytaj: Prędkość obrotowa Ziemi spada. Co się dzieje z naszą planetą?
Ponadto wartości kolejnych – oprócz sześciu przekroczonych – procesów decydujących o stabilności planety zbliżają się niebezpiecznie do przyjętych przez badaczy ekstremów. Tak więc ziemskie wody oceaniczne są w coraz większym stopniu zakwaszone, lokalnie wzrasta stężenie zanieczyszczenia atmosfery aerozolami. Zdaniem naukowców to upoważnia do postawienia tezy – która w dalszym ciągu jest przez denialistów klimatycznych uznawana za co najmniej kontrowersyjną – że wpływy czynnika antropogenicznego na środowisko Ziemi muszą być rozpatrywane w kontekście systemowym.
Badacze, którzy wskazali granice planetarne, podkreślają, że ich ustalenia oparte są na faktach naukowych. Jednocześnie zaznaczają, że wartościowanie o charakterze normatywnym, a tym samym aksjologicznym wpływało na proponowane przez nich definicje i kryteria dla progów poszczególnych procesów zachodzących w ekosferze.
W pierwszej kolejności wskazują na konwencjonalny charakter wyznaczenia konkretnych granic rozumianych jako przekroczenie takiego stopnia ingerencji człowieka w środowisko, które spowodowałby rażącą globalną zmianę ekosystemu Ziemi. Newralgiczność tego kryterium osadzona jest w kontekście społeczno-politycznym, którego sens można wyrazić pytaniem: co gotowi jesteśmy ryzykować, jako ludzkość myśląc o przyszłości człowieka na Ziemi? Na jakie zagrożenia o charakterze środowiskowym jesteśmy przygotowani?
Drugim problemem jest płynność granic planetarnych. Wynika ona między innymi z tego, że różne społeczności dysponują odmiennymi środkami pozwalającymi przeciwdziałać skutkom zmian środowiskowych, do których dochodzić będzie wraz z coraz radykalniejszym przekraczaniem kolejnych granic.
Przykładowo wenecjanie od lat realizują program zabezpieczenia miasta przez rosnącą w siłę Acqua Alta. Oczywiście można różnie oceniać sprawność weneckiego systemu Mose, ale nie ma wątpliwości, że społeczność miasta, państwo włoskie, Unia Europejska były wstanie podjąć się realizacji takiego przedsięwzięcia, które było ogromnym wyzwaniem finansowym, organizacyjnym, naukowym i inżynierskim.
Czy społeczności innych rejonów świata, będąc na innym etapie rozwoju ekonomicznego, będą w stanie przeciwdziałać w swoim lokalnym wymiarze skutkom podnoszenia się wód oceanicznych? Z drugiej strony, trudno sobie wyobrazić, żeby mieszkańcy wymienionej Wenecji, Niderlandów czy chociażby polskich Żuław lub Trójmiasta byli zadowoleni, gdyby zostali zmuszeni do opuszczenia swoich domów, porzucenia dorobku całego życia i przeprowadzenia się w głąb kontynentu. Oczywiście w sytuacji, gdyby morze wdarło się do ich miast.
Po trzecie, dyskusyjna jest kwestia horyzontu czasowego, jaki zakładamy dla oceny wpływu działań antropogenicznych na nasze środowisko. W przeciągu jakiego okresu doprowadzimy do nagłej lub/i nieodwracalnej zmiany ekosystemu? Gdzie wyznaczyć swoisty „etyczny horyzont czasowy”, po którego przekroczeniu nie będzie już czego i kogo ratować?
Stajemy przed dylematem: czy projektowane działania ochronne powinny być skoncentrowane na zabezpieczeniu aktualnego stanu zasobów przyrodniczych, czy też należy je projektować w perspektywie długofalowej, myśląc o przyszłości ekosystemu i wykorzystaniu potencjału środowiskowego w myśl idei zrównoważonego rozwoju.
Kwestia ta problematyzuje się w związku z wyznaczeniem czasowej miary określającej moment nieodwracalnego przekroczenia danego progu planetarnego. Wymaga to przyjęcia uniwersalnych kryteriów wyznaczenia granicy dla wszystkich uznanych za kluczowe procesów zachodzących w środowisku naturalnym.
Z pragmatycznych względów przyjęto, że tak różne wyznaczniki jak np. utrata bioróżnorodności i stopień zakwaszenia oceanów są równoważne. Tym samym wpisują się w ogólną założoną uniwersalną miarę określającą niebezpieczną dla ekosystemu zmianę środowiskową.
Polecamy: Jak natura może nauczyć nas tolerancji i lepszego zrozumienia drugiego człowieka
Identyfikacja i ocena skali zagrożeń środowiskowych jest determinowana zarówno czynnikami poznawczymi, jak i społeczno-politycznymi. Niewątpliwie bazą rozstrzygnięć są dostępne i wiarygodne dane empiryczne.
Bez względu na specyfikę metodologiczną badań nad ekosystemem Ziemi nie możemy ulegać atmosferze niepewności poznawczej wytwarzanej przez różne grupy „siewców wątpliwości”. Pod płaszczem obrony wolności naukowej i słowa przekuwają oni sceptycyzm intelektualny w narzędzie negowania wiarygodności badań naukowych.
Jednocześnie trudno nie zauważyć, że przyrodoznawcy mają coraz większą świadomość tego, że ich modele wyjaśniające złożone mechanizmy dokonujące się w środowisku naturalnym są neutralne aksjologicznie. Tym samym podejmowane przez nich rozstrzygnięcia wymagają nie tylko intelektualnego scjentystycznego zaangażowania, ale także odwołania się do określonego zbioru wartości.
Tradycyjnie w pierwszym rzędzie można wskazać na: prawdę, piękno i dobro, ale we współczesnym świecie płynnej ponowoczesności na plan pierwszy wysuwa się potrzeba: solidarności, stabilności i równoważności, sprawiedliwości, empatii. Wynika to z tego, że ryzyko i niepewność są nieuniknionymi warunkami, w których przyszło nam żyć, działać i podejmować decyzje.
Stajemy przed dylematem: skoro nie możemy być pewni, co przyniesie przyszłość i czy nasze działania nie przyniosą odwrotnego skutku niż oczekiwany przez nas, to mamy z odwagą zmierzyć się z niewiadomą czy też poczekać na rozwój sytuacji. Mając na uwadze, że na szali leży nie tylko świat, który znamy, ale ten, który chcemy zostawić następnym pokoleniom, to nawet w obliczu wielkich dylematów warto podjąć ryzyko działania. To wybór o charakterze moralnym i filozoficznym w najszerszym znaczeniu, a nie wynik ekonomicznej kalkulacji czy politycznej korzyści.
Polecamy: Szkoły w Wielkiej Brytanii nie będą już promować gender
Polecamy:
Źródła