Nauka
Serce ma swój „mózg”. Naukowcy badają jego rolę i funkcje
20 grudnia 2024
Pałac Elizejski przekonuje, że Emmanuel Macron nie chce zakazać dostępu do mediów społecznościowych. Wcześniej prezydent Francji groził zablokowaniem niektórych platform internetowych, ponieważ dzięki nim obywatele organizują protesty.
Zapowiedzi spotkały się z ostrą reakcją wielu organizacji, które oskarżyły prezydenta o autorytaryzm. Przedstawiciele rządu tłumaczą, że Macron mówił o „sporadycznych” przypadkach i „tymczasowym” ograniczeniu dostępu do serwisów społecznościowych.
Francuskie władze obwiniają młodzież o organizowanie nielegalnych protestów. Informacje o czasie i miejscu demonstracji przekazywane są na platformach takich jak Snapchat i TikTok. Ostatnie zamieszki w kraju wybuchły po tym, jak policjant zastrzelił nastolatka na przedmieściach Paryża.
„Musimy przemyśleć, do czego służą media społecznościowe i co powinno je ograniczać. Być może będziemy musieli odcinać do nich dostęp, kiedy sprawy wymykają się spod kontroli”
– ocenił Macron na spotkaniu ponad 250 samorządowców z miejsc, w których wybuchły zamieszki.
Zdaniem prezydenta Francji debata na temat dostępu do mediów społecznościowych powinna odbyć się po opadnięciu emocji związanych z ostatnimi wydarzeniami. Słowa Macrona spotkały się z ostrą krytyką. Przeciwnicy ograniczeń zarzucili rządowi autorytaryzm.
„Kraj ceniący prawa człowieka i obywatela nie może sprzymierzyć się z Chinami, Rosją i Iranem”
– przekonuje lider partii socjalistycznej Olivier Faure.
Olivier Marleix z centroprawicowej partii Les Républicains ocenia, że groźby Macrona są „prowokacją”. Ma ona rzekomo odwrócić uwagę od istoty problemu, czyli brutalności policji. Podobnego zdania jest Fatima Ouassak, współzałożycielka organizacji Front de Mères (Front Matek). Pomaga ona rodzicom z biednych dzielnic.
„To taktyka odwracania uwagi. Zamiast debatować nad działaniami policji, mówimy o odpowiedzialności mediów społecznościowych i rodziców”
– twierdzi Ouassak.
Pałac Elizejski podkreśla, że Macron nigdy nie mówił o całkowitym zablokowaniu dostępu do mediów społecznościowych. Wzywał jedynie do „spokojnej” debaty nad rolą podobnych serwisów we współczesności.
Rzecznik francuskiego rządu Olivier Véran poinformował, że powołany zostanie ponadpartyjny zespół. Ma się on zająć poprawkami do ustawy o cyberbezpieczeństwie. Władze wezwały też właścicieli serwisów społecznościowych do usunięcia treści zachęcających do przemocy i ujawnienia danych osób, które mogą łamać prawo.
„Młody człowiek powinien wiedzieć, że nie może bezkarnie siedzieć przed monitorem. Anonimowość nie istnieje, jeśli w grę wchodzą przestępstwa”
– stwierdził Véran.
Urzędnicy szukają sposobów, które mogłyby ograniczyć dostęp do mediów społecznościowych. Rozważane jest na przykład czasowe wyłączenie geolokalizacji dla obywateli zamieszkujących konkretny region.
Zamieszki wybuchły po tym, gdy 27 czerwca w czasie rutynowej kontroli policjant śmiertelnie postrzelił domniemanego handlarza narkotyków 17-letniego Nahela M. Od tamtej pory funkcjonariusz przebywa w areszcie z zarzutem nieumyślnego spowodowania śmierci. Francuskie siły bezpieczeństwa oskarżane są o rasizm.
Choć 90 proc. osób aresztowanych podczas niedawnych demonstracji to obywatele Francji, wielu polityków oskarża imigrantów o nawoływanie do przemocy. Bruno Retailleau, który stoi na czele prawicowej partii Les Républicains ocenia, że sprawcy zamieszek nie są prawdziwymi Francuzami.
„Niestety w drugim i trzecim pokoleniu imigrantów następuje regres do ich etnicznych korzeni”
– skomentował Retailleau, wywołując oburzenie wielu środowisk lewicowych.
Polecamy:
Komisarz UE ds. sprawiedliwości Didier Reynders twierdzi, że przemoc policjantów i demonstrantów we Francji to duże wzywanie.
„Problem rasizmu dotyczy tylko pewnej liczby funkcjonariuszy. Nieodpowiednie jest też zachowanie obywateli, którzy mają prawo do protestowania. Nie mogą jednak plądrować i niszczyć sklepów oraz infrastruktury”
– przekonuje Reynders.
W mediach pojawiają się niepotwierdzone informacje o tym, że zastrzelony 17-latek handlował narkotykami. Jednak wiele osób komentujących sprawę twierdzi, że nie ma to znaczenia i wskazuje na brutalność policji. Problem jest znany od dawna. Do eskalacji przemocy we Francji dochodzi regularnie. Osoby (zazwyczaj biedne i należące do mniejszości etnicznych) wychodzą na ulice w protestach przeciwko dyskryminacji i przemocy.
Zobacz też: Co robią z nami algorytmy?
To paradoks, że demonstracje często przeradzają się w brutalne zamieszki. Plądrowane są sklepy i niszczona jest infrastruktura. To woda na młyn obu stron ideologicznego sporu. Protestujący mają dowody na rasistowskie działania niektórych funkcjonariuszy policji i służb. Z kolei przeciwnicy imigracji obawiają się o swoje bezpieczeństwo. Wskazują na duże straty powstałe w wyniku starć. Ograniczanie dostępu do mediów społecznościowych nie pomoże w rozwiązaniu problemu.
Zobacz też:
Więcej interesujących wiadomości najdziesz na: Holistic News