Nauka
Homo sapiens i tajemniczy gatunek człowieka. Mamy jego geny
01 grudnia 2024
Jakże łatwo wpaść w pułapkę myślową „kiedyś to było lepiej”. Pamiętajmy jednak, że istnieje spore ryzyko, iż takie podejście jedynie nas unieszczęśliwi. Nawet kiedy skupimy się na tym, aby wspomnienia minionych lat uczynić środkiem do pogłębionej autorefleksji, być może odkryjemy, że z biegiem lat straciliśmy wiele z naszego człowieczeństwa. Poświęciliśmy życie proste na rzecz funkcjonowania szybszego, wydajniejszego i wygodniejszego.
Wciąż jeszcze można stawiać tezę, że to millenialsi rządzą światem. Mają już bogate doświadczenie życiowe i nadążają za rozwijającą się w zawrotnym tempie technologią. Korzystają więc z pełni swoich możliwości, są najbliżej samorealizacji, znacznie bliżej niż jakiekolwiek pokolenie wcześniej.
Doświadczają dobrobytu, będącego owocem kwitnącego, mimo przejściowych kryzysów, kapitalizmu. A jednak wspomnienie magnetofonowej kasety wywołuje u nich często coś więcej, niż tylko nostalgię za latami dzieciństwa.
Prymat Stanów Zjednoczonych to nie tylko dominacja militarna i ekonomiczna. W latach dziewięćdziesiątych nastąpił gwałtowny eksport kultury zwanej popularną (w skrócie pop) na cały świat. Europa Zachodnia była już od dłuższego czasu pod jej wpływem. Upadek żelaznej kurtyny jeszcze bardziej rozszerzył grono konsumentów lifestylowej propozycji z USA.
Powstanie pierwszych restauracji McDonald’s, m.in. w Polsce, było śledzone przez lokalne media, a przed lokalami ustawiały się tłumy ludzi chcących zasmakować Big Maca, jednego z symboli zunifikowanego, kapitalistycznego świata. Na nieznaną dotąd skalę kreowano również gusta muzyczne potencjalnej widowni. Powstanie opiniotwórczych, muzycznych mediów, takich jak MTV, kreowało super gwiazdy estrady. Nowe gatunki muzyczne, takie jak grunge, hip-hop czy pop zdominowały listy przebojów na całym świecie.
Gwałtowny rozwój reklamy i mediów masowych spowodowały, że zjawisko globalizacji zunifikowało społeczeństwo zachodnie pod względem jedzenia, ubioru i zainteresowań. To właśnie kultura popularna była jednym z czynników formujących dzisiejszych trzydziestolatków. Jako dzieci czy nastolatkowie w swoich idolach szukali wzorców, co było pewnego rodzaju odpowiedzią na kryzys autorytetów, będący następstwem gwałtownych przemian społecznych.
Dziś z nostalgią wspominać można uczucie ukojenia, jakie dawały teksty piosenek mówiące o rzeczach ważnych. Ich autorzy zdawali się czuć dokładnie to, co odbiorcy ich twórczości..
Na pewno wielu z nas ma w pamięci przynajmniej jeden album muzyczny, który słuchał kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt razy. A może film, na który czekał miesiącami, aby w końcu zdobyć jego kopię w wypożyczalni wideo. Chyba nie istniał wtedy problem, zwany koszmarem piątkowego wieczoru. Wszystko gotowe, przekąski, wygodna kanapa, dzieci już smacznie śpią.
Polecamy:
Pozostało… wybrać film. Mnogość serwisów VOD i niezliczone premiery, dostęp do tysięcy światowych produkcji wywołują dziwne uczucie niezdecydowania, a przewijanie listy propozycji zdaje się nie mieć końca.. Jakby nic nie mogło zaspokoić naszej potrzeby odkrycia czegoś nowego, zaskakującego.
Do premiery nowego albumu muzycznego ulubionego wykonawcy niegdyś odliczano dni. Dokładnie wiedziano, kiedy ona nastąpi. Ci, którzy mogli sobie na to pozwolić, kupowali kasety lub płyty, inni mogli liczyć na życzliwego kolegę z dobrym magnetofonem oraz… szybkimi nogami, aby gdy tylko usłyszy wyczekiwany przebój w stacji radiowej, nagrał go na kasetę. To co popularne, przechodziło z rąk do rąk. Wymieniano między sobą nie tylko ukochane kasety, ale przy okazji budowano relacje.
Można było o tym rozmawiać, bo można było nadążyć za nowościami. Ilość nowych treści nie była tak przytłaczająca, jak teraz. Dzisiaj mając w swojej kieszeni wszystkie filmy i muzykę świata, łatwo wpadamy w poczucie przytłoczenia i dezorientacji. Nadmiar wywołuje w nas znudzenie i tęsknotę wyrażoną pytaniem: czy to nasz wiek, czy takie czasy, że nie umiemy się z niczego tak bardzo cieszyć, jak kiedyś?
To dobrze, że dziś jesteśmy bardziej elastyczni. To wygodne, kosztuje mniej czasu i energii. Czy jednak gdzieś po drodze nasze słowo nie straciło na znaczeniu? Sytuacja, w której rozstawało się po szkole i umawiało się na wspólne spędzenie czasu, to była codzienność. Zawsze było miejsce „zbiórki” i umówiona godzina. Gdy ktoś obiecywał, że będzie, robił wszystko, żeby tak się stało. Nawet jeśli opuszczały chęci, to dane słowo mobilizowało.
Polecamy:
Teraz łatwo napisać „jednak nie dam rady” lub „jednak będę za godzinę”. Czy to nie powoduje, że do naszych zobowiązań podchodzimy dzisiaj mniej poważnie? Być może jest w nas mniej empatii. Między innymi dlatego, że rzadziej musimy wczuć się w sytuację innej osoby, gdyż dostępność środków komunikacji zwalnia nas z poczucia obowiązku, aby nie zawieść tych, którym daliśmy nasze słowo.
Zobacz też: Boomersi, zoomersi i milenialsi. O co chodzi z wojną pokoleń?
Bandy z patykami, drużyny piłkarskie, podchody, przesiadywanie na trzepakach. Wszędzie pełno dzieciaków, rozmowy, śmiech, czasem robiło się nieco poważniej z powodu bójki. Nie mogło zabraknąć ostrożności w czasie meczu, bo bieganie po kępkach trawy zamiast idealnie równym „orliku” mogło skończyć się skręceniem nogi i utknięciem w domu. A wtedy brak możliwości wyjścia na podwórko to był prawdziwy dramat, nikt nie chciał go doświadczyć.
Spotkania na świeżym powietrzu były wtedy nie do przecenienia. Dzisiaj nie możemy zrozumieć naszych dzieci, które cały swój czas spędzają przed monitorem lub z ekranem w ręku. Podwórka na osiedlach, czy ulice na wioskach często są całkowicie puste. Ciężko jest stworzyć więzi społeczne nie mając kontaktu z rówieśnikami. O ironio, możemy dziś wirtualnie spotkać się z osobami z każdego zakątka globu, a nie znamy najbliższego sąsiada. Bez realnych spotkań trudniej jest też zbudować relacje.
Brakuje doświadczania drugiego człowieka, nawiązywania więzi, kontaktu fizycznego. Płaski obraz z kamery, krótkie wiadomości tekstowe, a nawet setki zdjęć to jedynie namiastka prawdziwego spotkania, wspólnego przeżywania, oddychania tym samym, świeżym powietrzem.
Nie możemy nikogo moralizować, nie jesteśmy bowiem na miejscu dzisiejszych dzieci. One część swojej tożsamości i osobowości budują w oparciu o świat, który powstaje w przestrzeni wirtualnej. Jeśli zrezygnują z internetu, stracą część siebie. Możemy jednak wprowadzić pewną równowagę. Pomóżmy im uwierzyć w to, że smartfon czy komputer nie zastąpią więzi społecznych. Pozwólmy im doświadczyć prawdziwej bliskości drugiego człowieka.
Wychowajmy ich w szacunku do tego co mają i w poczuciu wdzięczności wobec życzliwej rzeczywistości, która stwarza warunki do wygodnego życia. Ale aby to zrobić, spróbujmy odnaleźć w sobie tego dzieciaka z podwórka. Bez komórki, Netflixa i airpodsów. Tego, który wie, że gdy poczuje się samotny, może zawsze wyjść na podwórko. Tam zawsze będzie ktoś na niego czekał.
Dowiedz się więcej:
Źródła:
B. Duffy, H. Shrimpton, M. Clemence, Michael, Millennial: Myths and Realities, 2017.
W. Strauss, N. Howe, Millennials Rising: The Next Great Generation, 2000.
Great Expectations: Managing Generation Y, 2011, [w:] I-l-m.com, 2011.