Nauka
Objawy ADHD mogą się zmieniać z wiekiem. Emocje grają główną rolę
25 grudnia 2024
Nudne i rozbuchane w formie. Do tego jeszcze nieekologiczne, bo drużyna, która zagra w finale, będzie musiała przelecieć nawet 18 tys. kilometrów. Czy takie będą rozgrywane w 12 krajach piłkarskie Mistrzostwa Europy w 2020 roku?
Polscy piłkarze udział w przyszłorocznych Mistrzostwach Europy zapewnili sobie jeszcze w październiku, na dwie kolejki przed końcem eliminacji. Bohaterami narodowymi byli wtedy Przemysław Frankowski i Arkadiusz Milik – to oni wpakowali Macedonii Północnej gole na wagę awansu. W czerwcu 2020 r. 24 reprezentacje zagrają o tytuł najlepszej drużyny kontynentu.
To będą bardzo dziwne mistrzostwa. Po raz pierwszy w historii tych rozgrywek mamy do czynienia z sytuacją, kiedy zamiast jednego lub dwóch organizatorów będzie ich… 12. Decyzja o takim kształcie Euro 2020 zapadła w grudniu 2012 roku na spotkaniu Komitetu Wykonawczego Europejskiej Unii Piłkarskiej (UEFA). Dwa lata później zdecydowano, że rozgrywki odbędą się równocześnie na stadionach w Baku, Kopenhadze, Londynie, Monachium, Budapeszcie, Dublinie, Rzymie, Amsterdamie, Bukareszcie, Petersburgu, Glasgow i Bilbao. To rodzi spore problemy. „Taka formuła mistrzostw jest o tyle trudna, że logistykę związaną z występem drużyny narodowej w turnieju będzie można rozpocząć dopiero po losowania grup turnieju. Wtedy dowiemy się, w którym mieście zagramy i będziemy mogli rozpocząć przygotowania” – ocenia Jakub Kwiatkowski, rzecznik prasowy Polskiego Związku Piłki Nożnej.
Formułę organizacji mistrzostw w 12 państwach krytycznie ocenia dziennikarz sportowy Tomasz Smokowski: „Ten pomysł ówczesnego szefa UEFA Michela Platiniego to działanie na zasadzie Panu Bogu świeczkę, a diabłu ogarek” – mówi Smokowski. „Podejrzewam, że Platini potrzebował wtedy głosów od prezesów europejskich federacji, by zwyciężyć w kolejnych wyborach na szefa organizacji. Tak to się niestety odbywa” – dodaje.
Michel Platini, legendarny piłkarz, a później działacz futbolu, swój pomysł reklamował hasłem: „Na 60-lecie Europy cała Europa gra w piłkę nożną”. Pierwsze tego typu mistrzostwa odbyły się właśnie w 1960 roku pod nazwą Puchar Narodów Europy. „Trzeba przyznać, że to było głupie i nieprzemyślane. Nikt chyba nie wziął pod uwagę całej masy problemów, które się z tym wiążą. Nie życzę sobie jednego: byśmy byli tym zespołem, który musi grać pierwsze spotkanie w Baku, na drugi mecz przenieść się do Rzymu, by na trzeci mecz z powrotem wracać do Azerbejdżanu” – mówi Smokowski.
Według wyliczeń dziennikarzy „Cafe Futbol” istnieje możliwość, że drużyna, która zagra w finale przeleci łącznie 18 tysięcy kilometrów. Tymczasem niektóre zespoły, jak na przykład Anglicy, będą rozgrywać wtedy mecze u siebie, więc ominą ich podróże.
Zdaniem dziennikarza oddanie organizacji mistrzostwa w ręce 12 państw zamiast jednego lub dwóch nie ma nic wspólnego z coraz częściej pojawiającą się niechęcią mieszkańców do organizacji wielkich sportowych imprez.
Ta niechęć do organizacji widoczna jest także w Polsce. W 2014 r. krakowianie w referendum wypowiedzieli się przeciwko organizacji Zimowych Igrzysk Olimpijskich w 2022 r. A niedawno, w 2018, przeciwko organizacji zimowej olimpiady opowiedzieli się w referendum Szwajcarzy.
„Na pewno znalazłby się kraj, który chciałby zorganizować piłkarskie Mistrzostwa Europy w 2020 roku, choć na pewno przy 24 drużynach jest to nie lada wyzwanie. Na przykład przeżywająca ogromne kłopoty gospodarcze i polityczne Hiszpania potrafiła w 1982 roku zorganizować Mistrzostwa Świata. Mistrzostwa Europy w 2012 roku, które częściowo rozegrały się na polskich boiska przyniosły nam gigantyczny skok cywilizacyjny. Bardzo się z tego ciesze nie tylko jako kibic i obywatel” – odpowiada Tomasz Smokowski.
„Czym innym są Mistrzostwa Europy, a czym innym Mistrzostwa Świata, nie mówiąc już o Igrzyskach Olimpijskich, których nowa formuła organizacyjna sprawiła, że nikt nie chce ich już organizować” – tłumaczy Michał Pol, były redaktor naczelny „Przeglądu Sportowego”. I wyjaśnia: „Na igrzyska buduje się sporo obiektów, które później tak naprawdę nie służą społeczeństwu, na przykład tory bobslejowe, które później niszczeją. Rok po igrzyskach w Rio de Janeiro widziałem, co się działo z parkiem olimpijskim, to był dramat. W przypadku rozgrywek piłkarskich jest jednak inaczej. Ta infrastruktura zwykle jest wykorzystywana i Polska jest tego najlepszym przykładem” – dodaje.
Dyskusję wzbudza nie tylko liczba państw, w których odbędzie się piłkarska impreza, ale także liczba drużyn, które zagrają o tytuł piłkarskiego mistrza Starego Kontynentu. Drugi raz w historii tych zawodów na europejskich boiskach zmierzą się aż 24 zespoły. Pierwszy raz tyle reprezentacji gościli u siebie Francuzi w 2016 roku.
Zwolennicy tego rozwiązania przekonują, że dzięki temu sam turniej stanie się bardziej egalitarny. Przeciwnicy wprost mówią o nudzie. „To kolejny zły pomysł federacji UEFA. Rozgrywki zaczną być interesujące dopiero od 1/8 finału, a może nawet od ćwierćfinału” – uważa Michał Pol. Dziennikarz sportowy uważa, że z punktu widzenia kibica Reprezentacji Polski każdy mecz będzie ciekawy, ale tych drużyn jest za dużo, co tylko zaniża poziom całych rozgrywek. „Poza tym, eliminacje zrobiły się tak zagmatwane, że może okazać się, że z grupy wyjdą nawet trzy drużyny. Polska w rundzie rewanżowej mogła w takim razie wygrać tylko dwa ostatnie mecze i tak miałaby szansę zagrania w barażach. To jest chore. Gdzie jest jakakolwiek rywalizacja, gdzie są emocje?” – pyta Pol.
Zgadza się z nim Tomasz Smokowski, komentator Polsat Sport. „Jasne, że granie w tym starym systemie 8 drużyn w momencie, kiedy doszło do upadku Jugosławii, Czechosłowacji, Związku Radzieckiego stało się niemożliwe. Z drugiej strony rozszerzanie puli do 24 zespołów to bardzo zła decyzja, która powoduje, że eliminacje, ale również faza grupowa ME wzbudza mniejsze zainteresowanie” – uważa Smokowski. I przypomina, że jeszcze 30 lat temu 24 drużyny grały na Mistrzostwach Świata. Dziś tyle ich walczy o tytuł najlepszej drużyny Europy. Jego zdaniem to absurd.
Oficjalną maskotką Euro 2020 został „Skillzy” (postać inspirowana freestylem i kulturą ulicznej piłki nożnej). A chyba powinien to być raczej wielki pluszowy Airbus, bo organizacja zawodów w 12 różnych krajach to nie tylko problem logistyczny, ale także, o czym zdaje się nie pomyśleli organizatorzy, środowiskowy. Dlaczego? Ponieważ transport lotniczy to najbardziej szkodliwy dla środowiska sposób poruszania. Jak twierdzą eksperci, sektor lotniczy odpowiada za 3 proc. globalnej emisji CO2 do atmosfery. W dodatku liczba ta z roku na rok rośnie. Podejmując decyzję o zorganizowaniu mistrzostw w 12 różnych miastach, UEFA „dołożyła” naszemu środowisku kilkadziesiąt lotów.
„Z punktu widzenia ochrony środowiska i problemów związanych z ociepleniem klimatu, organizatorzy ME zadziałali fatalnie, bo promują niezwykle nieekologiczną imprezę. Powinniśmy pamiętać, że kiedy uprawiamy sport, należy myśleć również o środowisku, w którym go uprawiamy” – uważa dr hab. Piotr Nowak z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Socjolog zwraca uwagę na odpowiedzialność sportowców za klimat. „Badałem kiedyś jak dużo po świecie podróżują tenisistki i są to naprawdę wielkie liczby: w jednym sezonie Agnieszka Radwańska pokonała około 145 tys. kilometrów, czyli prawie czterokrotnie okrążyła ziemię spędzając na pokładzie samolotu 246 godzin. To absurdalne. Niewielu się zastanawia, jakie to zjawisko niesie ze sobą koszty środowiskowe, myśli się jedynie o zyskach” – uważa.
Nie wszyscy podzielają jego stanowisko. „Formuła turnieju niewiele zmienia w kwestii podróży, bo również podczas Euro 2016, które odbywało się we Francji czy mistrzostw świata w Rosji w 2018 roku, drużyny zawsze podróżowały na swoje mecze samolotami” – przekonuje rzecznik PZPN.
„Gdziekolwiek te mistrzostwa by się odbywały i tak pewnie musielibyśmy podróżować samolotami, bo nie wszędzie da się dotrzeć innymi środkami transportu. Oczywiście, można na przykład dotrzeć na mecz do Baku pociągiem, ale to pewnie oznaczałoby, że zostajemy tam do końca turnieju. Wiem, że dla niektórych ten temat jest bardzo ważny, dlatego każdy powinien to rozpatrzyć we własnym sumieniu” – uważa Michał Pol. I dodaje: „Nie wymagałbym tego jednak od piłkarzy, bo oni przede wszystkim muszą mieć własną opinię na ten temat, a to bardzo często prości ludzie. Nie oczekujmy też, że oni rozwiążą za nas wszystkie problemy obecnego świata”.
A może jednak powinniśmy oczekiwać o piłkarzy i organizacji piłkarskiej większej świadomości ekologicznej? Jak zauważa sam Michał Pol, są akcje społeczne, w które od lat angażują się piłkarze, jak choćby walka z rasizmem. „Piłkarze podejmują również akcję przeciwko unikaniu płacenia podatków. Doskonałym przykładem jest piłkarz londyńskiej Chelsea Olivier Giroud, który dostał ofertę, by część jego pensji była opłacana jako prawa do wizerunku, co jest obłożone niższym podatkiem. On się nie zgodził uznając, że skoro gra w Anglii to chce płacić dokładnie takie same podatki, jak jego kibice” – zwraca uwagę Pol.
Co powoduje, że kibice z całej Europy będą w stanie w przyszłym roku przemierzyć za swoimi reprezentacjami nawet tysiące kilometrów? Co sprawia, że dla Roberta Lewandowskiego i jego kolegów polscy kibice są stanie przejechać całą Europę, a nawet świat? Dlaczego dla dużej grupy Polaków dzień losowania grup ME 2020 to jeden z ważniejszych dni bieżącego roku?
„Dzieje się tak, ponieważ piłka nożna to wciąż nasz sport narodowy. To również sport, który jest zajmujący, budzi emocje i budzi ducha rywalizacji” – ocenia dr hab. Piotr Nowak z UJ.
„Wierzymy, że sport to szlachetna rywalizacja. Wierzymy, że trening, ciężka praca i taktyka dają zwycięstwo, a nie polityka czy jakieś szemrane układy. Myślimy, że, jeśli na piłkarskie boisko wychodzą 22 osoby, które mają równe szanse, to wygrywa lepszy. Wiemy przecież, że w naszym życiu tak nie jest. To rodzina, kapitał społeczny oraz wiele innych czynników nas pozycjonuje, na które często nie mamy wpływu. Sport wydaje się w tej sytuacji światem idealnym, w którym to jaki wynik osiągniemy zależy wyłącznie od nas” – tłumaczy naukowiec.
Dodatkowo, zdaniem socjologa, sport bardzo mocno identyfikuje z narodowościami. „Można powiedzieć, że Mistrzostwa Europy pełnią rolę symbolicznej wojny. Od George’a Orwella wiemy, że sport to wojna minus strzelanie. Chodzi przecież o to, by udowodnić swoją wyższość. Na pewno nie wygląda to jak »święta wojna« pomiędzy klubami piłkarskimi, ale na poziomie reprezentacji to również rywalizacja na bycie lepszym. Polska, która cierpi na kompleks Niemców, wpada w euforię, kiedy z nimi wygrywa. To tak jakby powtórzenie Bitwy pod Grunwaldem” – stwierdza Nowak. Ale czy podczas ponownego pokonywania Krzyżaków nie warto pomyśleć też o klimacie?