Nauka
Ziemia straciła siostrę. Badanie Wenus dowodzi, że nie jest podobna
17 grudnia 2024
„Jeżeli w wypadku samochodowym rannych zostanie pięć osób, to najpierw pomaga się tej, której życie jest najbardziej zagrożone, a następnie przechodzi się do przypadków łatwiejszych. Tak samo funkcjonuje pomoc humanitarna” – mówi dr Abdullah bin Abdulaziz Al Rabeeah, chirurg specjalizujący się w rozdzielaniu bliźniąt syjamskich
JAROSŁAW KOCISZEWSKI: Obserwuje pan, jak uratowane przez pana bliźnięta syjamskie dorastają. Jest pan dumny niemal jak rodzic, bo w pewnym sensie nim pan jest. To jedna strona medalu. Z drugiej strony, stojąc na czele wielkiej organizacji humanitarnej, pomaga pan grupom ludzi, którzy później nie przestają się zabijać. Przykładem miejsc, w których się to dzieje, mogą być Syria czy Jemen. Nie złości to pana?
DR ABDULLAH BIN ABDULAZIZ AL RABEEAH*: Utrata życia złości nas wszystkich, ale ja nie patrzę na ludzi z bronią. Zajmuję się tymi, którzy jej nie noszą. Jaki procent Jemeńczyków uczestniczy w walkach? Pewnie to tylko 1 proc., może trochę więcej? Ja patrzę na 90 czy 99 proc. ludzi, którzy znaleźli się w sytuacji kryzysowej, na którą nie mają żadnego wpływu. Dlatego pomaganie im ma dla mnie tak wielką wartość.
Rok temu w Tadżykistanie miały miejsce katastrofalne powodzie, były ofiary śmiertelne. Pomogliśmy zbudować tamę, a później, zimą, dostarczaliśmy żywność. Pojechałem na miejsce, żeby zobaczyć tę tamę. Zobaczyłem rodziny, kobiety z dziećmi, które przyszły spotkać się z zespołem Centrum Pomocy Humanitarnej Króla Salmana (KSRelief). To jest moją nagrodą. Świadomość ratowania życia. Uśmiechy i uściski. Dlaczego ci ludzie przyszli i chcieli się z nami spotkać? Bo wiedzą, że nie jesteśmy obojętni, że nam zależy. Dlatego udzielanie pomocy, zwłaszcza w sytuacji, w której ta pomoc ratuje życie, jest dla nas największą nagrodą.
Zaczynał pan życie zawodowe jako lekarz pomagający indywidualnym pacjentom, teraz stoi pan na czele organizacji pomagającej milionom osób. Podczas ostatniego Forum Humanitarnego w Rijadzie podpisano umowy na pomoc o wartości 1,7 mld dolarów. Jak pan to łączy?
Lekarz znajduje się blisko ludzi. Oczywiście moja praca polega na kontakcie z nimi, ale z chwilą, gdy zacząłem się zajmować rozdzielaniem bliźniąt syjamskich, stałem się obiektem międzynarodowego zainteresowania i wyszedłem poza granice samej relacji między lekarzem i jego pacjentami.
Saudyjski program pomagania bliźniętom syjamskim w tym roku obchodzi 30-lecie. Pomógł dzieciom w 21 państwach. Są wśród nich bardzo biedne kraje w Afryce i Azji, choć także państwa, takie jak Polska, z którą wiąże mnie silnia nić sympatii. Każda wizyta w waszym kraju jest dla mnie przyjemnością. Rozdzielenie bliźniąt syjamskich z biednego kraju jest dla mnie modelem pomocy humanitarnej. To wszystko spowodowało, że rząd pomyślał o mnie jako o człowieku, który mógłby również zajmować się pomaganiem na dużą skalę i stanąć na czele narodowego programu. Oczywiście nie zależy to tylko ode mnie. To, co robimy, jest wynikiem pracy całego zespołu wykorzystującego wsparcie rządu, który wierzy w naszą pracę.
Zazwyczaj pomoc humanitarna skupia się na jednym aspekcie życia jakiejś grupy ludzi, na przykład na edukacji, zdrowiu czy bezpieczeństwie. Są jednak projekty, które holistycznie wspierają całą społeczność w wielu aspektach jej życia. Jaka filozofia towarzyszy temu, co pan robi?
Pomoc humanitarna ewoluuje od bezpośredniego wspierania poszczególnych aspektów życia do pomagania polegającego na budowaniu gospodarki zrównoważonej (sustainable economy). Myślę, że w naszej pracy pod pewnymi względami też tak działamy – pośrednio lub bezpośrednio. Chociażby w Jemenie, gdzie wspieramy tamtejszy Bank Centralny, stabilizując walutę. W ten sposób udzielamy pomocy całej społeczności.
Czy, działając na wielką skalę, nie traci pan z pola widzenia pojedynczego człowieka z jego potrzebami?
Istnieje takie ryzyko, ale ja i moi koledzy jeździmy w teren. Odwiedzamy projekty. Spotykałem się z uchodźcami w obozie Zaatari w Jordanii czy w Cox’s Bazar w Bangladeszu. Rozmawiałem z ludźmi w Dżibuti, Libanie i w wielu innych miejscach. Do tego nie przestałem operować i rozdzielać bliźniąt syjamskich, a to przecież praca z indywidualnymi pacjentami.
Niezależnie od empatii i wielkich możliwości nie może pan pomóc wszystkim w każdej sytuacji. Jak w takim razie podejmuje pan decyzje i jak radzi sobie pan z odmawianiem pomocy?
To jest oczywiście bolesne, ale dobrze określone priorytety pomagają poradzić sobie z taką sytuacją. Jeżeli twoje priorytety są zbieżne z priorytetami społeczności międzynarodowej, to przynajmniej wiesz, że nie błądzisz i to daje pewien komfort. Odpowiedzią jest też stwierdzenie, że nie mogę pomóc temu konkretnemu człowiekowi, bo pomagam komuś innemu, kto ma większe potrzeby. Z taką samą sytuacją mamy do czynienia w medycynie. Jeżeli w wypadku samochodowym rannych zostanie pięć osób, to najpierw pomaga się tej, której życie jest najbardziej zagrożone, a następnie przechodzi się do przypadków łatwiejszych. Tak samo funkcjonuje pomoc humanitarna. Rozpoczynamy od sytuacji najgroźniejszych i przechodzimy do kolejnych. Chciałbym, oczywiście, żeby społeczność międzynarodowa miała środki na pomoc dla wszystkich potrzebujących, ale tak niestety nie jest.
W jaki sposób uczy się pan, łącząc praktykę lekarską z pracą humanitarną? W którą stronę płynie wiedza?
Myślę, że w obu kierunkach. Praca z bliźniętami syjamskimi pomaga mi w działalności humanitarnej. Rozdzielanie bliźniąt wymaga pracy zespołowej, multidyscyplinarnej. Zanim zostanie podjęta ostateczna decyzja, trzeba wszystko dokładnie omówić, przeprowadzić próbę. To zasady i procedury, które mają zastosowanie nie tylko w medycynie, lecz także w dziennikarstwie, administracji czy pracy humanitarnej. Ale działa to także w drugą stronę. Doświadczenia nabyte w pracy humanitarnej oddziałują na moje życie i mają wpływ na pracę z pacjentami.
Jak łączy pan pracę z bliźniętami syjamskimi z działalnością w KSRelief? Przecież chirurgia i pediatria wymagają ciągłego studiowania, a kierowanie wielką organizacją także zajmuje czas.
Każdy praktykujący lekarz musi śledzić rozwój nauki i przez cały czas się uczyć – ja też tak robię. Nie mogę powiedzieć, że znam wszystkie publikowane prace, ale czytam, ile mogę, żeby wiedzieć, co się dzieje. Także w pracy humanitarnej, którą zajmuję się od pięciu lat, wiele się nauczyłem, co traktuję jako ogromne wzbogacenie mojego życia.
Uważam, że, podejmując decyzję o zajęciu się pomaganiem, postąpiłem słusznie. Ile operacji rocznie mogę przecież przeprowadzić? Dziesięć? Dwadzieścia? Oznacza to, że pomagam dwudziestu rodzinom. Ze statystyk wynika, że pracując w KSRelief, pomagamy milionom dzieci i kobiet. Pomagamy dzieciom żołnierzom wrócić do normalnego życia czy w rozminowywaniu terenów, na których toczyły się walki zbrojne. Dla mnie ma to ogromną wartość, bo oznacza ratowanie życia. Niezależnie od tego, czy narzędziem jest skalpel, czy szlachetne projekty, idea pozostaje ta sama.
*DR ABDULLAH BIN ABDULAZIZ AL RABEEAH – saudyjski pediatra, chirurg specjalizujący się w rozdzielaniu bliźniąt syjamskich. Przeprowadził 48 udanych operacji tego rodzaju. W 2005 r. rozdzielił zrośnięte kręgosłupami bliźniaczki z Janikowa. Od 2015 r. stoi na czele Centrum Pomocy Humanitarnej Króla Salmana (KSRelief), pełni funkcję doradcy króla Arabii Saudyjskiej ds. pomocy humanitarnej.