Nauka
Ziemia straciła siostrę. Badanie Wenus dowodzi, że nie jest podobna
17 grudnia 2024
Problematyczne korzystanie z internetu wpływa nie tylko na strukturę mózgu, ale także na sposób jego funkcjonowania, oddziałując na funkcje poznawcze, kontrolę uwagi lub procesy decyzyjne. W niektórych przypadkach może jednak pomóc nam poprawić umiejętności, które są naprawdę ważne – przekonuje Inga Griškova-Bulanova, starszy pracownik naukowy na Uniwersytecie Wileńskim, w rozmowie z Katarzyną Sankowską-Nazarewicz.
Dlaczego tak łatwo uzależniamy się od treści dostępnych w internecie? Innymi słowy – czy dopamina to nasz wróg czy przyjaciel?
To zależy. Dopamina to jeden z głównych neuroprzekaźników. Odpowiada za motywację, uczucie przyjemności i satysfakcji. Pełni ważną funkcję, ale jest to związek, który sam w sobie lekko uzależnia. Dostarcza nam przyjemności, którą mózg zapamiętuje, a później dąży do powtarzania tego stanu.
Gdzie jest haczyk?
Chodzi o tzw. błąd przewidywania. Niezależnie od rodzaju uzależnienia – behawioralnego czy chemicznego – schemat jest zawsze taki sam. Po zażyciu narkotyku odczuwamy przypływ dopaminy i nasz mózg to zapamiętuje. Podobnie jest z rozrywką internetową. Wyobraź sobie, że znalazłaś rzadki token w grze. Odczuwasz przyjemność i oczekujesz, że następnym razem poczujesz to samo. Tymczasem wpadasz w zaklęty krąg. Za każdym razem, gdy znajdziesz kolejny token, odczuwana przyjemność będzie coraz mniejsza. Mózg musi więc wymyślić coś innego, aby doświadczyć przyjemności o takiej samej intensywności jak wcześniej. Potrzebuje silniejszych lub bardziej ekscytujących bodźców.
Nasz mózg zasadniczo funkcjonuje, opierając się na następującej konstrukcji prognozowania: dopóki rzeczywistość odpowiada naszym przewidywaniom, mózg pozostaje w swojej strefie komfortu. Wszystko jest w porządku, więc myśli: „Nie muszę interweniować”. Ale jeśli tylko zajdzie jakaś zmiana, mózg reaguje, by się odpowiednio dostosować. Chodzi przecież o nasze przetrwanie.
Właśnie dlatego uzależnienia behawioralne są bardzo podstępne. W przypadku uzależnień chemicznych istnieją ograniczenia – przedawkowanie w zasadzie powoduje śmierć. Natomiast w przypadku internetu nie ma hamującego nas mechanizmu. Siedzisz w sieci tak długo, jak chcesz. Zawsze jest w Twoim zasięgu, co sprawia, że trudno kontrolować ten proces.
Co dokładnie masz na myśli, gdy mówisz o uzależnieniu od internetu? Czy jest to wspólne określenie dla grania w gry online, kompulsywnego przeglądania treści w sieci i zaangażowania w media społecznościowe?
Tak, dokładnie tak dziś to rozumiemy. Chociaż granie może wydawać się czymś zupełnie innym od zaangażowania w media społecznościowe, to jest coś, co je łączy. To dopamina, która jest uwalniana zarówno wtedy, gdy awansujemy na nowy poziom w grze, jak i wtedy, gdy otrzymujemy 50 polubień pod zdjęciem na Instagramie.
Zobacz też:
Metaanaliza dostępnych badań pokazała, że problematyczne korzystanie z internetu ma długofalowo oddziaływać na funkcjonowanie mózgu oraz na jego strukturę.
Można powiedzieć, że mózg, w rezultacie korzystania przez użytkownika z internetu, zmienia się zarówno w negatywny, jak i pozytywny sposób. Pierwszy przykład dotyczy kory przedczołowej, centrum dowodzenia mózgu, która jest zaangażowana we wszystkie funkcje poznawcze. Nadmierne granie powoduje, że warstwa kory przedczołowej staje się cieńsza, co ostatecznie prowadzi do zmiany połączeń neuronowych i obniżenia jej sprawności. A to duży problem, ponieważ za każdym razem, gdy trzeba będzie podjąć konkretną decyzję lub dokonać określonego aktu poznawczego, będziemy potrzebować więcej energii, aby utrzymać funkcjonowanie kory przedczołowej na poprzednim poziomie.
Problematyczne korzystanie z internetu silnie wpływa też na ośrodki emocjonalne. Służą do przetwarzania emocji, ale także zbierania informacji o ciele, jego sygnałach i stanie. Są odpowiedzialne także za samokontrolę emocjonalną. Zmienione połączenia między częściami mózgu powodują, że ośrodki emocjonalne zaczynają podejmować decyzje samodzielnie, bez „konsultacji” z korą przedczołową. Efektem takiej „samowoli” są objawy lękowe, zaburzenia odżywiania i automatyczne reakcje na bodźce związane z uzależnieniem.
Pojawiają się też nowe zjawiska, jak FOMO (ang. Fear of Missing Out) – strach, że przegapimy coś ważnego, będąc offline. Innym przykładem jest tzw. syndrom wibracji fantomowych. Sprawia on, że czujemy wibracje telefonu nawet wtedy, gdy nikt nie dzwoni ani nie przychodzą żadne powiadomienia. Według badań z tym syndromem zmaga się blisko 90 proc. uczniów w Stanach Zjednoczonych.
Tak, to niepokojące zjawisko – ciągle czekamy na kolejne polubienia i powiadomienia, i ciągle jesteśmy w pogotowiu. Problem polega na tym, że nasze zasoby są ograniczone, podobnie jak w przypadku każdej funkcji poznawczej, motorycznej lub jakiejkolwiek innej. Potrzebujemy 100 proc. tych zasobów, aby wykonać określone działania. Gdy jesteśmy wciąż rozpraszani, nasza efektywność spada.
Wspomniałaś również o pozytywnych skutkach intensywnego korzystania z internetu.
Wynikają one z faktu, że mózg rozwija niezbędne funkcje, aby sprawniej radzić sobie podczas aktywności internetowej, w którą jest zaangażowany. Na przykład gry online pomagają zoptymalizować nasz mózg pod kątem reagowania na szybko zmieniające się obrazy lub poprawiają zachowania motoryczne. Jakiś czas temu przeprowadzono badanie na grupie chirurgów. Okazało się, że granie w gry wideo pomaga w rozwijaniu umiejętności, które są w ich pracy najważniejsze – czyli operowania przy użyciu precyzyjnych technik. Jest to związane ze zmianami w anatomii mózgu, które powodują, że poszczególne części tego organu zostają bardziej skutecznie połączone. Mózg zużywa wówczas mniej energii na potrzeby często powtarzanych czynności.
Jeden z autorów wspomnianego badania, Douglas Gentile, przestrzega jednak, że „wyniki tego badania nie zwiastują jednak niczego dobrego dla rodziców, których dziecko gra w gry wideo przez ponad godzinę dziennie. Wysiadywanie przed komputerem wcale nie zwiększy jego szans na dostanie się do szkoły medycznej”. Pobrzmiewa w tym stwierdzeniu lekka ironia, ale statystyki faktycznie nie są optymistyczne. Jedno z ostatnich badań pokazuje, że 15% polskich nastolatków jest uzależnionych od mediów społecznościowych, a dwie trzecie spędza w sieci minimum 4 godziny dziennie.
Tak, ale musimy pamiętać, że każdy człowiek ma swój indywidualny zakres komfortowego korzystania z internetu. Na przykład, przy takiej samej ilości czasu spędzanego online, dwoje dzieci może mierzyć się z zupełnie innymi konsekwencjami: jeden chłopiec, grając w grę komputerową kilka godzin dziennie, nadal będzie w stanie dobrze się uczyć, czerpać przyjemność z dodatkowych zajęć czy spędzać czas z przyjaciółmi w „realnym” życiu. Natomiast innego chłopca granie przez taką samą liczbę godzin zupełnie przytłoczy. Nie będzie w stanie odrobić pracy domowej, wystąpią u niego problemy ze snem, a kontakty towarzyskie ograniczy wyłącznie do internetowych. Tak więc czas nie jest jedynym kryterium, na które musimy zwrócić uwagę.
Co jednak możemy zrobić, aby pomóc dzieciom, które przekroczyły tę cienką granicę? Rządy próbują radzić sobie z problemem na różne sposoby. Na przykład w Korei Południowej strony z grami są blokowane na noc, co ma służyć za środek zapobiegawczy. Najlepsze szkoły w Stanach Zjednoczonych ograniczają korzystanie z internetu uczniom do 12 roku życia.
Nie sądzę, by to był dobry kierunek. Z wielu powodów. Internet jest w dużej mierze naszą codziennością, nie zniknie z biegiem lat, a wręcz przeciwnie – gdy nasze dzieci dorosną, będzie odgrywał w ich życiu coraz ważniejszą rolę. Muszą po prostu być do tej przyszłości przygotowane.
Jeśli chodzi o gry komputerowe, nasza perspektywa już teraz wyraźnie się zmienia. Na przykład This War of Mine i Gra szyfrów zostały dodane do listy lektur nieobowiązkowych w polskich szkołach.
Wyobraźmy sobie teraz, że nadal nie rozumiemy tej zmiany i wpadamy na pomysł, że lekiem na całe zło jest odcięcie dziecka od komputera. Wówczas dziecko, które nie wie, czym jest Minecraft, zostanie wykluczone z grupy rówieśniczej.
Uważam, że zamiast zabraniać pewnych aktywności, lepiej poświęcić dzieciom więcej uwagi i zadbać o to, żeby były bardziej świadome. Niedawno moja córka grała z przyjaciółmi w grę online, a potem skarżyła się, że źle się czuje. To bardzo dobra okazja, by powiedzieć: „To nic dziwnego, bo grałaś przez pięć godzin. Nie czujesz się dobrze, bo nie ruszasz się, nie jesz, nie robisz wystarczająco dużo przerw”. Pokazując, że to konkretne działanie jest związane ze złym samopoczuciem w danej chwili, wykształcamy w dziecku nawyk słuchania ciała i wyciągania wniosków.
Myślę, że naszym zadaniem jako rodziców jest nauczenie dzieci, które balansują między bezpiecznym a uzależniającym modelem korzystania z internetu, nowych zachowań. Można to zrobić, wprowadzając konkretne schematy do ich życia i informując o potencjalnych skutkach i oznakach zbyt długiego wysiadywania przed monitorem.
Nasze dzieci, dorastające w środowisku cyfrowym, będą mierzyć się z jeszcze poważniejszymi wyzwaniami. Nicholas Carr w książce The Shallows: What the Internet Is Doing to Our Brains zwraca uwagę na to, że w dobie internetu wielu z nas utraciło zdolność wnikliwego czytania (deep reading) na rzecz skanowania treści online. Carr twierdzi, że ma to ogromny wpływ na naszą pamięć długotrwałą i umiejętności krytycznego myślenia. Gromadzimy informacje, szukamy newsów i stale zapełniamy pamięć roboczą. Ale w tym ciągłym rozproszeniu tracimy zdolność koncentracji i uwagi, a co za tym idzie – analizowania informacji i wyciągania wniosków, bazujących też na naszym własnym doświadczeniu i przekonaniach.
Nie ma w tym niczego zaskakującego, ponieważ mózg jest bardzo oszczędny. Zawsze znajduje sposób na wykonanie różnych czynności tak, by zużyć jak najmniej energii. Podam przykład: załóżmy, że wiesz, na jakiej stronie internetowej możesz znaleźć informację o tym, kiedy Napoleon rozpoczął kampanię rosyjską i jakie były jej konsekwencje. Mózg kalkuluje: „Po co mam pamiętać tę datę? Lepiej zapamiętać, jak znaleźć tę informację i otworzyć odpowiednią stronę, kiedy będę tego potrzebował”.
W spostrzeżeniach Nicholasa Carra jest wiele prawdy. Nie zgodzę się z nim jednak w jednej kwestii. Myślę, że jego obawy są bezpodstawne, jeśli chodzi o rzeczy, które naprawdę nas pasjonują. W takim przypadku zawsze jesteśmy w stanie zagłębić się w temat, a wtedy nieograniczone zasoby internetu bardzo się nam przydadzą. Do „głębszej” eksploracji sieciowych treści potrzeba jednak silnej motywacji. Być może to jest właśnie zadanie dla nas, rodziców – pokazanie dzieciom, jak pasja może wzbogacić ich życie?
Dowiedz się więcej:
Może Cię też zainteresować:
Chcesz przejrzeć więcej podobnych artykułów? Wejdź na stronę Holistic News.