Humanizm
Byle nie do okopu. Wielu mężczyzn nie chce bronić kraju
19 lutego 2025
Doznania estetyczne nie są raczej czymś, bez czego nie możemy żyć. Istnieje wiele bardziej podstawowych potrzeb, których niezaspokojenie wywołuje ból i frustrację. O ile głód czy pożądanie wołają: „natychmiast!”, o tyle potrzeba kontaktu ze sztuką może pozostawać niemal niezauważona. Gdy ta jednak w końcu pojawi się w naszym życiu, jest zdolna nie tylko do wpływania na nasze emocje, ale także do oddziaływania bezpośrednio na ciało.
Pierwszy raz zjawisko opisali Avram Goldstein i Ralph Hansteen – psycholodzy z Uniwersytetu Stanforda. Nazwali je „dreszczami wywołanymi przez muzykę” (frisson). „Gęsia skórka”, którą dostajemy, gdy z głośników płyną porywające dźwięki, wiąże się bezpośrednio z neurofizjologią naszego mózgu. Podczas słuchania ulubionych utworów u człowieka aktywuje się układ nagrody, czyli ośrodek odpowiedzialny za odczuwanie przyjemności. Dokładnie ten sam, który staje się bardzo aktywny w przypadku zażywania opioidów (jądro półleżące, kory: orbifrontalne i wyspy). To właśnie ten układ jest odpowiedzialny za przymus powtarzania u osób uzależnionych.
„Badania neuroobrazowe wykazały, że intensywność mrowienia koreluje z aktywnością tych obszarów” – możemy przeczytać w artykule Thrills, Chills, Frissons, and Skin Orgasms Luke’a Harrisona i Psyche Loui. Aktywacja układu nagrody, należącego do autonomicznego układu nerwowego, prowadzi do szeregu objawów fizjologicznych. Należą do nich między innymi piloerekcja, czyli właśnie gęsia skórka, a także rozszerzenie źrenic. To ostatnie jest jednym z głównych objawów autonomicznych zażycia niektórych substancji psychoaktywnych.
W kontekście muzyki i jej oddziaływania na ciało frisson rozumieć można także jako „orgazm skórny” (ang. skin orgasm), wywołuje bowiem uczucie zbliżone do euforii seksualnej. Oba doświadczenia łączy aktywacja tych samych obszarów w mózgu odpowiedzialnych za przetwarzanie przyjemności. Oba doświadczenia łączą się również z nagłym wyrzutem dopaminy. Jest to neuroprzekaźnik odpowiedzialny za uczucie błogostanu. Występowanie tych mechanizmów może mieć wspólne podłoże ewolucyjne, związane z silnym pobudzeniem emocjonalnym.
Reakcja skórna, w tym przypadku frisson, to efekt bardzo intensywnych emocji, które pojawiają się nagle. Doświadczenie różni się nieco od zwykłej przyjemności odczuwanej podczas słuchania ulubionego utworu. Muzyka potrafi przywołać wspomnienia, tekst piosenki złapać za serce, jednak w określonym momencie możemy poczuć szczególne poruszenie, które – uwaga – uzależnia. To dlatego często czujemy przymus odkrywania nowych doznań estetycznych, nasz mózg bowiem domaga się powtórzenia tego, co przyjemne.
Co konkretnie musi mieć w sobie utwór, żeby zbliżyć nas do odczucia miłosnego zbliżenia? Najbardziej skuteczne są niespodziewane zmiany w muzyce, takie jak nagłe modulacje, zmiany dynamiki czy rytmu. „Naruszenie oczekiwań słuchacza poprzez wprowadzenie nieoczekiwanych harmonii lub melodii może pobudzać autonomiczny układ nerwowy, co sprzyja wystąpieniu frisson” – czytamy w pracy Proximal Binaural Sound Can Induce Subjective Frisson (Honda i in. 2020).
Polecamy: Farmakologia robi krok naprzód. Indywidualne leki coraz bliżej
Pewne jest, że autorzy żyjący w epokach poprzedzających wynalezienie neuroobrazowania, a nawet samej psychologii, nie mogli kierować się badaniami naukowymi w trakcie tworzenia swoich utworów. Wrażliwość muzyczna człowieka to jednak bardzo złożony temat. Percepcja tonalna zaś to nic innego jak uwarunkowany w dzieciństwie, poprzez doświadczenie i edukację, mechanizm. Nasz mózg będzie przetwarzać muzykę w zależności od kultury, w której dorastamy. Co nie znaczy, że nie możemy w późniejszym wieku modulować sposobu jej doświadczania.
System tonalny dur-moll, który na kilka stuleci na dobre rozgościł się w Europie (a w muzyce rozrywkowej dominuje do dziś), to nic innego niż zbiór dźwięków i harmonii, które w pewien sposób tworzą dobrze znany schemat. Typowa kadencja to układ akordów, w którym odczuwamy „ciężar tonalny” domagający się „rozwiązania”. Kończy ona zazwyczaj dłuższy fragment utworu, a „pomyślne” rozwiązanie (zgodne z muzycznym przeczuciem) wprawia nas w stan spełnienia i satysfakcji. Eksperymenty muzyczne sprawiają jednak, że zakończenie może nas zaskoczyć, co powoduje skrajne emocje (zaskoczenie, niepokój) lub pojawienie się zajwiska frisson.
Uciekłszy z Rygi w atmosferze skandalu, Ryszard Wagner przeżywał intensywne rozterki miłosne. W dramacie muzycznym Tristan i Izolda zawarł wszystko, co charakterystyczne dla nieszczęśliwej miłości: namiętność, impulsywność i śmierć. Preludium do tego trwającego niemal cztery godziny muzycznego monstrum dla wytrwałych to swoiste „streszczenie” całości utworu. Narcystyczna natura kompozytora pchnęła go w niezbadane dotąd meandry muzyki, każąc mu poszukiwać nowych rozwiązań. W listach pisał, że wykorzystał już do szczytu możliwości zastany system dur-moll, zawierając w swoich dziełach liczną chromatyzację i zabiegi harmoniczne na skraju tego, co było dopuszczalne w tradycyjnym środowisku kompozytorskim.
Wspomniane preludium ma jednak w sobie coś wyjątkowego. Początek jest słodki i delikatny, z subtelnymi i powtarzającymi się motywami (jak słynny akord tristanowski; ten, sam w sobie, to muzyczna konstrukcja mająca ambiwalentny ładunek harmoniczny – trudno przewidzieć, w jakim kierunku można go rozwiązać). Z każdym taktem jednak muzyka staje się coraz donioślejsza. Tempo przyspiesza, pojawiają się nowe instrumenty, nowe tematy, aby w pewnym momencie osiągnąć maksimum dynamiki. Całość wieńczy nagłe, gwałtowne i budowane przez ok. 7 minut rozwiązanie kadencji, podkreślone uderzeniem w kocioł i akcentem instrumentów dętych blaszanych. Następnie wszystko cichnie, podążając za delikatną i opadającą melodią smyczków. O gustach się nie dyskutuje, ale w kontekście muzyki i jej wpływu na ciało o frisson tu nietrudno.
Wrażliwość muzyczna to coś, co możemy ukształtować w sobie niczym smak, który pozwala nam odróżniać dobre wino od złego. Wymaga treningu i otwartości, ale również tego, co dały nam geny. Być może to nie Wagner doprowadzi nas do ekstazy, ale warto jest badać zjawisko frisson. Mądre głowy wierzą bowiem, że dalsze badania nad tym fenomenem sprawią, że muzyka stanie się doskonałym narzędziem terapeutycznym, a nawet jeśli nie, to w dalszym ciągu pozostanie środkiem do osiągania przyjemności.
Może Cie także zainteresować: Pomoc niewidomym z echolokacją. Tak dźwięk wspiera orientację