Prawda i Dobro
Powrót z emigracji. Zazdrość, niechęć i trudne początki
20 listopada 2024
Dystopie służą jako przestroga i najlepszy sprzymierzeniec status quo. Zarówno „Nowy wspaniały świat” Huxleya, jak i „Rok 1984” Orwella to lektury obowiązkowe dla młodych i aspirujących. Jednak książki te, zamiast otwierać ich umysły na zmieniającą się rzeczywistość, umacniają przekonanie, że rozwijający się świat zmierza ku nieubłaganej dystopii.
Zdolności bota ChatGPT oraz innych narzędzi opartych na generatywnej sztucznej inteligencji wywróciły wiele branż do góry nogami. Z kolei coraz większy procent energii w światowym miksie pochodzi ze słońca, co pozwala z nadzieją patrzeć w przyszłość. Zapowiedzi nowych kosmicznych eskapad i osiągnięcia w dziedzinie genetyki to argumenty na rzecz tezy o nadchodzącej zmianie paradygmatu. Postęp techniczny nie odbywa się w próżni. Nauki społeczne nie pozostają obojętne na tempo zmian zachodzących w nauce i technice.
Wyraźny jest wzrost liczby książek o pozytywnym nastawieniu do przyszłości. Sugerują one zmiany polityczne i gospodarcze, które mogą wydawać się naiwne, ale są coraz częściej dyskutowane jako realne możliwości poprawy naszej powszedniej egzystencji. Francuski ekonomista Thomas Piketty wezwał do wprowadzenia progresywnego globalnego podatku majątkowego w celu zwalczania nierówności dochodowych. Holenderski dziennikarz Rutger Bregman promował kilka utopijnych wizji w popularnej książce „Utopia dla realistów”, w tym otwarte granice i 15-godzinny tydzień pracy. Aaron Bastani w książce „W pełni zautomatyzowany luksusowy komunizm” przekonuje, że rozwój metod związanych z pozyskiwaniem energii pomoże nam osiągnąć poziom powszechnego dobrobytu, a przynajmniej uchroni nasze społeczeństwa w trakcie wielkiego kryzysu.
Czym w ogóle jest utopia? A jeśli rzeczywiście jest „nie-miejscem”, to czym jest koncepcja utopii i jaka jest jej polityczna użyteczność? Fredric Jameson przekonuje, że myślenie utopijne nie znajduje się w rezerwuarze filozoficznych przekonań, ale raczej w czymś bliższym egzystencjalnemu doświadczeniu, a mianowicie – w przeczuwaniu nadchodzących i możliwych wydarzeń w przyszłości.
Nie powinniśmy namiętnie poszukiwać dystopii w każdej utopijnej propozycji, jak lubią to robić konserwatywnie nastawieni myśliciele. Myślenie utopijne nie jest obarczone grzechem pychy, ale próbą przełamania status quo. Dalej w swoim eseju Frederic Jameson pisze: „utopizm musi karmić się przekonaniem pochodzącym z empirii, że radykalnie odmienna przyszłość jest możliwa, i że istnieje realna zmiana; to przekonanie – zdaniem autora – mogą stworzyć jedynie okoliczność i warunki społeczne”. Niestety myślenie utopijne tłumione jest przez wymieranie prawdziwie radykalnych partii politycznych oraz postępującą globalizację, która pozostawia coraz mniej możliwości wspólnotom narodowym (Unia Europejska, w której państwa narodowe zostały zredukowane do państw członkowskich, jest doskonałym przykładem tego procesu).
W połowie XIX wieku Francuz André Godin, zainspirowany feministycznymi i socjalistycznymi pismami Charlesa Fouriera, założył familister, czyli kolektywnie zarządzaną wioskę z przedszkolami, biblioteką, salami jadalnymi i teatrem, która przetrwała 109 lat. Dziś na całym świecie społeczności cohousingowe i ekowioski codziennie przyciągają nowych mieszkańców i nie są niczym nadzwyczajnym. Natomiast w swoich czasach André Godin był często wyśmiewany przez poważnych socjalistów. Sam Fryderyk Engels nazywał społeczność Godina „burżuazyjną”. Amerykańska etnografka, Kristen R. Ghodsee, zauważa, że utopijne społeczności mogą wydawać się kontrrewolucyjne, ale w dotychczasowej historii politycznej rządzący nie postrzegali ich w ten sposób. Wyzwania dla własności prywatnej i rodziny są zaciekle zwalczane i często tłamszone w zarodku, nie dlatego, że naprawdę ma znaczenie, czy kilka osób dzieli się kochankami i praniem, ale dlatego, że klasa rządząca nie chce, aby te idee się rozprzestrzeniały.
Niestety, dystopijne wizje przyszłości zamieszkały w naszym medialnym krajobrazie. Cynizm i bierność są bardziej modne niż naiwny optymizm. Bezmyślne konsumowanie i bierne rozmyślanie o nadchodzącej apokalipsie klimatycznej jest łatwiejsze, niż snucie narracji o zmianie w perspektywie globalnej. Z tego paradygmatu stara się wyłamać również Kristen R. Ghodsee swoją książką „Everyday utopia: what 2000 years of wild experiments can teach us about the good life”. Badaczka stara się rozpalić na nowo debatę o komunach i nowych sposobach wspólnego zamieszkiwania; w jej ocenie powszechność modelu nuklearnej rodziny przyczyniła się do wzrostu niezadowolenia z życia i poczucia samotności. Ghodsee przedstawia wiele alternatywnych modeli wspólnego organizowania życia, prac domowych i wychowywania dzieci – takich, w których każdy może cieszyć się lepszą opieką, poprawą relacji towarzyskich, mniejszym nakładem pracy i większym bezpieczeństwem ekonomicznym.
Klasa rządząca nie chce, byśmy marzyli o lepszym życiu lub zdawali sobie sprawę, że istnieją alternatywy dla statusu quo. To dlatego jesteśmy nieustannie zalewani przez fikcyjne dystopie i zachęcani do wyśmiewania hipisowskich komun. To również dlatego większość z nas tak mało wie o utopijnych społecznościach, które Ghodsee opisuje we wspomnianej publikacji. Rzecz jasna kilka spółdzielni energetycznych i przyjacielskich komun nie zmieni świata. Jednak tego typu eksperymenty znacząco przyczyniają się do zmiany indywidualistycznej kultury i negatywnego obrazu alternatywnych wspólnot. Kolektywny model życia nie tylko przemeblowuje nasz system wartości, ale przyczynia się do łagodzenia wielu chorób kapitalizmu, takich jak chroniczne przepracowanie i samotność.