Nauka
Ziemia straciła siostrę. Badanie Wenus dowodzi, że nie jest podobna
17 grudnia 2024
„Zarówno ja, jak i moi uczniowie mamy wadę słuchu. Tak jak kiedyś teatr pomógł mi się otworzyć, tak teraz pomaga im. Bo sztuka jest wolna i powinna być dla wszystkich” – mówi aktorka Patrycja Nosowicz
ANNA WILCZYŃSKA: Jak zaczęła się twoja przygoda z aktorstwem?
PATRYCJA NOSOWICZ*: Pierwszy raz stanęłam na scenie, gdy miałam cztery lata. To było w ośrodku rehabilitacyjnym w Gorzowie, gdzie uczyłam się mówić. Grałam w przedstawieniu Smerfetkę. Potem były też jasełka, w których wcieliłam się w rolę pastuszka. To może wydawać się zabawne i dziecinne, ale bardzo dobrze pamiętam to doświadczenie. Ono mocno na mnie wpłynęło.
Od tej pory już zawsze chciałam zostać aktorką. Ale inni mówili, że nie jest to możliwe, ponieważ niedosłyszę. Później trafiłam do szkoły dla osób z wadą słuchu. Tam od razu zaproponowano mi zajęcia teatralne i taneczne. Byłam z tego powodu bardzo szczęśliwa.
Pamiętasz, jak czułaś się podczas tego pierwszego spektaklu?
Oczywiście! Do teraz, kiedy jestem na scenie, towarzyszą mi te same uczucia. Zapominam, że mam jakąkolwiek barierę. Czuję się wolna.
A kiedy spektakl się kończy i zapada kurtyna, to co czujesz?
Czuję się spełniona, pewna siebie, dowartościowana. Te uczucia, które przychodzą, gdy kończy się spektakl, dają mi motywację, żeby robić to dalej.
I od czwartego roku życia grasz, a do tego tańczysz.
Tak, kocham tańczyć. Szkoła dla osób z wadą słuchu pomogła mi odkryć tę pasję. Przez lata, gdy tylko była okazja, żeby wziąć udział w projekcie teatralnym lub tanecznym, od razu się zgłaszałam. W 2010 r. zdobyłam nagrodę dla najlepszej aktorki w VIII Ogólnopolskim Przeglądzie Teatrów Dzieci i Młodzieży z Wadą Słuchu. Podczas studiów w Poznaniu brałam udział w warsztatach teatralnych dla osób niepełnosprawnych.
Przygodę z teatrem kontynuowałam w Krakowie, gdzie rozpoczęłam pracę w ośrodku szkolno-wychowawczym dla niesłyszących. Kiedy dowiedziałam się, że można zgłosić się na casting aktorski w Polskim Związku Głuchych, zapisałam się od razu. Tam poznałam Dominikę Feiglewicz, reżyserkę spektaklu Wojna w niebie. I zostałam przyjęta do zespołu. Po roku pracy nad tym projektem otrzymaliśmy pierwszą nagrodę w konkursie na najlepszy spektakl teatru niezależnego The Best Of.
Wojna w niebie – spektakl na podstawie tekstu Josepha Chaikina w reżyserii Dominiki Feiglewicz – miał swoją premierę w czerwcu 2018 r. w Krakowie. Teraz można go oglądać w różnych miastach Polski. O czym dla ciebie jest ten spektakl?
Wojna w niebie to historia aniołów, które znalazły się na ziemi i nie potrafią odnaleźć się w świecie. To trochę jak my, osoby z wadą słuchu, kiedy próbujemy przebić się przez różne bariery do świata „słyszaków”. Tak samo jak postaci, które gramy, często czujemy się zagubieni, niezrozumiani.
Osobiście poprzez Wojnę w niebie chcę pokazać widzom, jak wygląda świat głuchych. Chcę pokazać, co czuję, patrząc ze świata niesłyszących na świat słyszących – moje zamknięcie, smutek, czasem złość. Chcę pokazać, że świat osób niesłyszących nie musi być światem równoległym i obcym dla waszego. Chcę, żeby nas – osoby niesłyszące – wysłuchano. Chcę, żeby nas zrozumiano. Bo mamy tylko barierę w komunikowaniu się. Używamy innego języka – języka migowego. I nic więcej. Nasze emocje pozostają takie same jak wasze.
Czujecie się czasem jak cudzoziemcy we własnym kraju, z obcym językiem, osobną kulturą?
Do pewnego stopnia tak. Ale nie jest to zbyt dokładna analogia, ponieważ musimy pamiętać, że w innych krajach także występują różne odmiany języka migowego. W Polsce używamy polskiego języka migowego, który jest czymś innym niż międzynarodowy język migowy. Dopiero ten drugi pozwala nam porozumiewać się z osobami niesłyszącymi na całym świecie.
Ale poza tym język migowy pozwala wyrazić wszystko, na co masz ochotę. Często osoby słyszące pytają mnie, jak niesłyszący się kłócą. Odpowiadam żartobliwie, że dokładnie tak samo jak słyszący, ale ze względu na specyfikę i fakt, że język migowy jest pełen emocji wyrażanych całym ciałem, podczas kłótni musimy stać w odpowiedniej odległości od siebie.
W Wojnie w niebie na scenie pojawiają się niemal wyłącznie aktorzy niedosłyszący i niesłyszący. Słyszący twórcy projektu działają za kulisami. To odwrócenie ról w stosunku do tego, jak może wyglądać codzienność. Jak pracowało się wam nad tym spektaklem?
Pracowało nam się bardzo dobrze, ale barierą był oczywiście język. Ja jestem w stanie porozumieć się bez języka migowego, znam język polski foniczny. Więc na początku podczas prób pomagałam w komunikacji pomiędzy słyszącymi i niesłyszącymi członkami grupy.
Jednocześnie razem z całą ekipą pilnowaliśmy Dominiki, reżyserki spektaklu, żeby jak najszybciej zaczęła posługiwać się językiem migowym. W trakcie prób, gdy widzieliśmy, że robi jakieś błędy w przekazywaniu komunikatów, od razu ją poprawialiśmy. I nauczyła się. Na początku przełamanie tej bariery wymagało wysiłku. Ale trochę o to też chodziło w tym projekcie, żeby słyszący weszli w nasz świat, zaczęli patrzeć na gesty tak, jak my na nie patrzymy. Z drugiej strony my również mieliśmy okazję do nich wyjść i się otworzyć.
Przygotowując „Wojnę w niebie”, mieliście na myśli jakąś konkretną publiczność? Jak ten spektakl oddziałuje na słyszących widzów?
Jest to spektakl dla wszystkich. I zmienia nie tylko nas, ale także osoby słyszące, które wchodzą przez niego w kulturę osób głuchych. Podczas spektaklu staramy się otworzyć dla nich nasz świat, żeby mogli poznać naszą barierę i ją przekroczyć.
Osoby z wadą słuchu często uczestniczą w projektach teatralnych, chodzą do teatru, chcą uczestniczyć w kulturze?
Gdy w spektaklu występują słyszący, osoby głuche najczęściej nie pojawiają się na widowni, ponieważ wiedzą, że nie będą w stanie nic zrozumieć. Zazwyczaj twórczość teatralna nie jest przystosowana dla osób niesłyszących. A osoby, które niedosłyszą i są w stanie wyłapać część treści, np. czytając z ruchu ust, nie potrafią nadążyć za tempem spektaklu na tyle, aby zrozumieć go w całości. Tymczasem bardzo chcą uczestniczyć w sztuce, doświadczać przeżyć, które rodzą się przy obcowaniu z nią. Chcą się rozwijać, a nie tylko stać w miejscu.
I również mają coś sztuce do zaoferowania.
Oczywiście. Z punktu widzenia teatru bardzo wartościowe może być to, że osoby niesłyszące korzystają z języka migowego, który jest w stanie dużo więcej powiedzieć i pokazać przez mimikę, gesty i ruch całego ciała. Połączenie tych elementów z realnymi emocjami daje piękny przekaz. Język migowy sam w sobie jest sztuką.
Poza teatrem jesteś także pedagogiem. Jak twoje doświadczenie pracy teatralnej przekłada się na pracę w szkole?
Pracuję w ośrodku szkolno-wychowawczym dla osób niesłyszących. Uczą się tam osoby w wieku 16–24 lata. W szkole prowadzę zajęcia taneczne dla osób głuchych, uczę młodzież różnych technik ruchu i ciała, eksplorujemy różne style. Bierzemy także udział w przeglądach teatralnych. Byliśmy na ogólnopolskim przeglądzie w Szczecinie, na który wraz z koleżanką wyreżyserowałam spektakl Zasobnik. Moja młodzież zdobyła tam pierwsze miejsce.
Tak jak kiedyś teatr pomógł mi się otworzyć, tak teraz pomaga im. Cudownie patrzeć, jak młodzież angażuje się w te zajęcia, jak są szczęśliwi, kiedy tańczą, kiedy stoją na scenie. Otworzyła się przed nimi zupełnie nowa wrażliwość na piękno. Przekonali się, że mogą osiągnąć sukces, że mogą robić w życiu to, o czym marzą, że tak naprawdę nie ma dla nich barier.
Jak wyglądają zajęcia taneczne dla osób niesłyszących? Jak takie osoby odbierają muzykę?
To zależy. Ja jestem osobą niedosłyszącą, ale mam aparaty słuchowe, które odbierają dźwięki, więc gdy głośno nastawię muzykę, to ją słyszę. Natomiast osoby, które nie słyszą nawet w aparatach, są w stanie odczuwać wibracje. Czują muzykę całym swoim ciałem. Czują poruszenie podłogi, drganie przedmiotów, widzą i czują ruch innych osób. I nie mają z tańcem problemów, uczą się całych układów tanecznych. Wystarczy pokazać im, w którym momencie zacząć, a dalej już świetnie sobie radzą.
Jako dziecko chodziłaś przez jakiś czas do szkoły masowej. Czy starano się stwarzać ci tam możliwości do rozwijania talentów?
Nie do końca. W szkole masowej całą swoją energię poświęcałam na to, żeby nadążyć za dziećmi słyszącymi. Musisz pamiętać, że osoby głuche i niedosłyszące mają często bardzo mały zasób słownictwa. W związku z tym, chociaż oczywiście uczą się czytać, zdarza się, że nie rozumieją, co czytają. Ja też miałam z tym problem. Po powrocie ze szkoły moja mama spędzała ze mną dużo czasu na odrabianiu lekcji.
Często musiałyśmy wszystko jeszcze raz przeczytać i zrozumieć, co działo się na zajęciach. Ale nie mogę powiedzieć, że w tej szkole czułam się źle. Miałam koleżanki, radziłam sobie, chociaż byłam gdzieś z boku. Ale po tym, jak przeniosłam się do szkoły dla osób z wadą słuchu w Szczecinie i bariera komunikacyjna już mi nie ciążyła, miałam więcej energii, żeby w pełni zająć się tym, co kochałam.
Warto dążyć do tego, żeby więcej osób niesłyszących chodziło do szkół masowych? Czy to pomogłoby przełamywać bariery między słyszącymi i niesłyszącymi oraz przeciwdziałać izolacji takich osób w szkołach specjalnych?
Podstawową sprawą jest to, czy ktoś będzie się czuł dobrze w szkole masowej, czy nie. A jest to bardzo indywidualna kwestia. Po swoich doświadczeniach w szkole masowej mogę powiedzieć, że jest to trudne. Pod wieloma względami szkoła dla niesłyszących zapewnia osobom z wadą słuchu znacznie większy komfort i daje więcej możliwości rozwoju, nawet jeśli tworzy wrażenie izolacji od świata.
Ale dobrym rozwiązaniem są szkoły integracyjne, w których osoby słyszące i niesłyszące uczą się razem. Tam osoby z wadą słuchu mają do dyspozycji drugiego nauczyciela – osobę asystującą, która w razie problemów może wytłumaczyć jakieś niejasności.
A jak wygląda kontakt z nauczycielami i innymi uczniami w szkole masowej?
Jako osoby z wadą słuchu czujemy się bardziej osamotnieni w szkołach masowych. Nie jesteśmy do końca rozumiani, czasem nasza mowa jest niejasna, „zniekształcona”. Uczniowie śmieją się z tego, nie rozumieją naszych problemów. Dziwią się, że jak nas wołają, to nie słyszymy.
Czasem sami odsuwamy się od grupy, ponieważ zdajemy sobie sprawę, że jesteśmy inni’, że nie słyszymy, nie rozumiemy, co się do nas mówi, nie wiemy wtedy, co odpowiadać, gubimy się. To sprawia, że bardzo źle się czujemy. Wolimy nie wdawać się w dyskusję, ponieważ czasem jest tak, że nie znamy odpowiedniego słownictwa – mamy za mały zasób słów, żeby opowiedzieć, co w nas jest.
Tak było w moim przypadku. Kiedy nauczyciel omawiał temat, był odwrócony plecami do uczniów lub chodził po całej klasie. A ja odczytuję mowę z ruchu ust i nie jestem w stanie nic zrozumieć. Szkoła masowa nie jest przystosowana dla osób z wadą słuchu.
Z drugiej strony to, że niesłyszący mają osobny system szkolnictwa, który bardziej odpowiada ich potrzebom, nie zmienia faktu, że w szkołach dla słyszących powinno się głośno mówić o istnieniu kultury głuchych.
Oczywiście. Warto inicjować spotkania młodzieży słyszącej i niesłyszącej, otwierać jednych i drugich na siebie nawzajem poprzez kontakt osobisty. Być może warto także podczas lekcji w szkołach masowych pokazywać uczniom, jak wygląda język migowy i nauczyć dzieciaki podstawowych zwrotów w tym języku.
Wyobrażasz sobie, że mogłabyś pracować w szkole dla słyszących?
Bardzo się spełniam w miejscu, w którym jestem i cieszę się, że mogę pomagać wychodzić do innych osobom, które mają podobną barierę do mojej. Zarówno ja, jak i moi uczniowie mamy wadę słuchu. Dzięki temu, że dzielę ich doświadczenie, jestem w stanie skuteczniej im pomóc, rozumiem ich potrzeby. Czujemy się równi. To poczucie równości jest jednym z powodów, dla których trochę nie wyobrażam sobie pracy w świecie słyszących.
Jakie masz teraz plany aktorskie? Gdzie będzie można cię oglądać?
Po wakacjach razem z zespołem będziemy nadal grać Wojnę w niebie, ponieważ dzięki nagrodzie na przeglądzie teatru niezależnego otrzymaliśmy możliwość grania w kilku miastach w Polsce. Chętnie przyjmujemy także zaproszenia do przedstawienia tego spektaklu w innych lokalizacjach – w teatrach, domach kultury, instytucjach. Później na pewno będę kontynuować pracę przez teatr. Nigdy nie zostawię teatru.
*PATRYCJA NOSOWICZ – aktorka niedosłysząca. Absolwentka Pedagogiki opiekuńczo-wychowawczej na Wydziale Studiów Edukacyjnych Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu oraz Surdopedagogiki z terapią pedagogiczną na Wydziale Nauk Pedagogicznych Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie. Pracuje także jako wychowawczyni i nauczycielka tańca w Specjalnym Ośrodku Szkolno-Wychowawczym dla Niesłyszących im. Janusza Korczaka w Krakowie. Związana z Fundacją Migawka.