Prawda i Dobro
Groźna broń mocarstw. Kulisy kryzysu opioidowego
10 marca 2025
Antybiotyki przestają działać, a superbakterie stają się coraz groźniejsze. Dr n. med. Monika Wanke-Rytt, zastępczyni kierownika Kliniki Pediatrii z Oddziałem Obserwacyjnym WUM i przewodnicząca Zespołu ds. Kontroli Zakażeń, w rozmowie z Piotrem Włoczykiem ostrzega, że już teraz pacjenci umierają na infekcje, których nie potrafimy leczyć. Jakie działania należy podjąć, by uniknąć katastrofy?
Piotr Włoczyk: Czym jest era postantybiotykowa? Co jakiś czas słyszymy z ust ekspertów Światowej Organizacji Zdrowia (WHO), że taka era to realne zagrożenie.
Dr n. med. Monika Wanke-Rytt: Bakterie to żywe organizmy, które chcą się ratować i w zetknięciu z antybiotykiem próbują wytworzyć wszelkie możliwe mechanizmy, by zwalczyć jego działanie. Już cztery lata po rozpoczęciu stosowania penicyliny – w połowie l. 40. XX w. – pojawiła się informacja, że niektóre bakterie nauczyły się żyć w środowisku z penicyliną. Oznacza to, że oporność występuje już kilka lat po wprowadzeniu na rynek nowego antybiotyku.
Niestety skończyła się już „złota era” antybiotyków, gdy mieliśmy olbrzymie możliwości i wynajdowaliśmy kolejne leki. Bakterie nauczyły się naszych poprzednich narzędzi i wykształciły wielowymiarowe mechanizmy oporności, przez co dziś już nowe antybiotyki nie są tak skuteczne jak kiedyś.
Jak to wygląda w praktyce?
Bakterie mogą wytwarzać enzym, który unieszkodliwia antybiotyk, albo mogą zmieniać miejsce wiązania antybiotyku, przez co nie pozwalają mu na skuteczne działanie. Bakterie nauczyły się po prostu eliminować swoje słabe punkty. Co ciekawe, bakterie zaczęły się komunikować między sobą – potrafią się spotkać dwie różne rodziny, a nawet gatunki i przekazać między sobą mechanizm oporności. Coś w rodzaju: „Zobacz, potrafię się obronić przed antybiotykiem. Przekażę ci tę wiedzę”. To niesamowita umiejętność, która zadziwiła środowisko naukowców. To wszystko razem spowodowało, że znalezienie nowego, skutecznego antybiotyku jest coraz trudniejsze.
Musimy znaleźć zupełnie nowy sposób tworzenia antybiotyków, które będą w stanie pokonywać enzymy bakteryjne i będą docierać do ich ścian komórkowych. Nowe antybiotyki pojawiają się wprawdzie na rynku, ale są one zarezerwowane do specjalistycznego leczenia szpitalnego. W porównaniu do l. 80., gdy na rynku pojawiały się 3 antybiotyki rocznie, teraz mamy 1-2 co pięć lat. Używamy ich do zwalczania bakterii wysoce opornych – tzw. superbakterii. Ci pacjenci zazwyczaj są leczeni w szpitalach, ponieważ są tak ciężko chorzy. Już jednak mamy do czynienia w szpitalach z bakteriami opornymi na wszystkie znane nam antybiotyki.
Przeczytaj koniecznie: Farmakologia robi krok naprzód. Indywidualne leki coraz bliżej
Jak się w takim razie ratuje takiego pacjenta?
To są bardzo trudne przypadki. Taki pacjent leczony jest terapią ratunkową, czyli próbujemy łączyć ze sobą antybiotyki, by dać mu jakiekolwiek szanse na przeżycie. Niestety coraz częściej jesteśmy w takich przypadkach bezradni i pacjenci zmagający się z „superbakteriami” umierają.
Ten problem narasta?
Zdecydowanie. Dziś prawie milion pacjentów rocznie umiera z powodu zakażenia bakterią wielolekooporną – czyli właśnie „superbakterią”. Szacunki WHO sugerują, że już za kilkanaście lat liczba ta wzrośnie 9 mln osób rocznie.
Żebyśmy mieli tu jasność – ludzie będą umierali z tego powodu nie tylko w biednych krajach z fatalną służbą zdrowia, ale również z krajach rozwiniętych.
Tak. W krajach biednych problem antybiotykooporności jest jeszcze większy i tam umiera zdecydowana większość ofiar zakażenia wieloopornymi bakteriami, jednak również w Warszawie, Londynie czy Paryżu w najlepszych szpitalach umierają pacjenci z powodu zakażeń takimi bakteriami.
W świetnych szpitalach nie jesteśmy w stanie wyleczyć pacjentów z ciężkim zapaleniem płuc spowodowanym przez „superbakterię”. I to właśnie jest era postantybiotykowa. Z mojej perspektywy już jesteśmy jedną nogą w tej erze, bo umierają nam pacjenci jak sto lat temu, przed wynalezieniem antybiotyków.
A jeszcze na początku XXI w. do takich dramatów na salach szpitalnych dochodziło rzadziej?
Tak, to był zdecydowanie mniejszy problem.
Czyli będzie jeszcze gorzej, jeżeli nie będziemy szanowali antybiotyków?
Ten problem będzie narastał, jeżeli szybko nie podejmiemy działań zaradczych. Już teraz w Polsce każdego dnia umierają ludzie z powodu braku możliwości podania skutecznych antybiotyków. Gdy nie szanujemy antybiotyków, nie prowadzimy polityki antybiotykowej, nie edukujemy społeczeństwa i lekarzy, to stoimy na przegranej pozycji.
Ciekawostka: Ta bakteria przetrwa w kosmosie. Naukowcy rozwikłali jej tajemnicę
Czyli sami jesteśmy sobie winni. Ciekawe jest jednak to, że nie tylko trzeba edukować w tym zakresie pacjentów, ale również lekarzy.
Lekarz też jest tylko człowiekiem i popełnia błędy. Nadużywamy antybiotyków, przez co ułatwiamy bakteriom wytwarzanie mechanizmów obronnych. W skali Europy nawet 50 proc. antybiotyków przepisywanych jest pacjentom w sposób niewłaściwy – gdy choroba wywołana jest wirusami, a nie bakteriami. Przypomnę tylko, że antybiotyki zabijają bakterie, ale nie wirusy. Więcej – podawanie antybiotyku w chorobie wirusowej może być wręcz szkodliwe.
W Europie mamy kraje, które prowadzą restrykcyjną politykę antybiotykową, np. wycofują na kilka lat dany antybiotyk ze sprzedaży, by bakterie „zapomniały” o jego istnieniu i by znów zaczął działać. Takim krajem jest np. Holandia, która wycofała z obrotu na pewien czas penicylinę. W tamtym „okresie ochronnym” można go było dostać w Holandii jedynie po otrzymaniu specjalnego zezwolenia.
Coś takiego powinno się też zdarzyć w Polsce?
Zdecydowanie tak. Polska niestety w ogóle nie prowadzi odgórnej polityki antybiotykowej. Tymczasem naprawdę potrzebne są nam ścisłe ramy tego, jak konkretnie stosować antybiotyki. Jesteśmy jednym z ostatnich krajów w Europie – o ile w ogóle nie ostatnim – który wykazał się na tym polu takim zaniedbaniem. Niestety wszystkie polskie rządy po kolei, mimo sygnałów ze środowiska medycznego i mikrobiologicznego, że jest to realne zagrożenie, zachowywały się tu biernie.
Głównym problemem jest tu przepisywanie antybiotyków zbyt lekką ręką, gdy pacjent został zaatakowany przez wirusy, a nie bakterie?
To jest jeden z głównym problemów. Lekarze mają dużą rolę w narastaniu antybiotykooporności, ale nie zapominajmy, że antybiotyki są stosowane na szeroką skalę również w hodowli zwierząt. Wszystko to razem zbiega się w trend „One Health” – działania na każdym poziomie, zarówno środowiskowym, jak i medycznym, mają realny wpływ na nasze życie. Niewłaściwe stosowanie antybiotyków przez lekarzy ma negatywny wpływ na skuteczność tych leków, ale stosowanie olbrzymich ilości antybiotyków w hodowli zwierząt również jest olbrzymim problemem.
W tym wszystkim jest też pacjent, który nierzadko nie zachowuje się odpowiedzialnie.
Najczęstszym problemem jest kończenie terapii przed czasem, bo „już się dobrze czuję”. A gdy za jakiś czas zauważymy u siebie podobne objawy, nie idziemy do lekarza i zamiast tego sięgamy po antybiotyk, który nam został. To bardzo nieodpowiedzialne.
Rzadko poruszanym problemem jest też utylizacja antybiotyków – każda apteka ma taki specjalny pojemnik. Tymczasem wiele osób zawiesiny antybiotykowe wylewa do zlewu, a lek w kapsułkach wyrzuca do śmietnika. To wszystko potem ląduje w środowisku, gdzie oczywiście też są bakterie. I stykając się z takim wylanym/wyrzuconym antybiotykiem, wzmagają ten problem.
Warto przeczytać: Drobnoustroje w mózgu. Nowe odkrycie powiązane z chorobą Alzheimera
Lekarz w przychodni może pomylić chorobę wirusową z bakteryjną, ale przecież jest na to dosyć skuteczna metoda…
Dziś już łatwo dostępne są w Podstawowej Opiece Zdrowotnej antygenowe testy, tzw. combo. Za darmo można wykonać w gabinecie internisty testy w kierunku RSV, grypy i covidu. Dzięki nim możemy dostać odpowiedź na pytanie, czy jest to infekcja wirusowa, czy nie. Nie potrafię powiedzieć, dlaczego nie robi się tych testów masowo.
Bez przeprowadzenia takiego testu bardzo łatwo można się pomylić. W grę mogą wchodzić też emocje – lekarz może się przestraszyć, że pacjent jest bardzo chory i przepisuje mu antybiotyk, choć tak naprawdę jest to np. grypa i wystarczy mu podać lek antywirusowy. Problemem jest też swoiste wymuszanie na lekarzach przepisania antybiotyku, choć oczywiście lekarze powinni być tu bardzo asertywni.
Jak pandemia COVID-19 wpłynęła na rozwój antybiotykooporności?
Covid spowodował istny wysyp teleporad. To był trend ogólnoświatowy. A przecież w trakcie teleporady nie da się stwierdzić, czy pacjent potrzebuje antybiotyku. Niektóre kraje wręcz zakazały wypisywania antybiotyków bez realnego zbadania chorego.
Drugi problem dotyczył zamkniętego szpitalnictwa. Mieliśmy wtedy bardzo wielu pacjentów na oddziałach intensywnej terapii. Chodziliśmy do nich w tych nieszczęsnych kombinezonach. Warunki były ekstremalnie trudne i brakowało właściwej higieny. To z kolei powodowało, że pacjenci byli kolonizowani i rozwijali zakażenia szczepami wieloopornymi. Widzimy olbrzymi wzrost zakażeń wieloopornymi szczepami po tamtych masowych hospitalizacjach odbywanych w niewłaściwych warunkach. Teraz ciężko odwrócić ten trend, ponieważ te bakterie zostały z nami w środowisku szpitalnym. Niestety covid przyspieszył wkraczanie w erę postantybiotykową.
Przeczytaj inny tekst Autora: „Sztuczne Słońce” na Ziemi. Ta technologia odmieni świat