Nauka
Ten implant czyta myśli. Dzięki niemu sparaliżowani odzyskują głos
30 sierpnia 2025
Miała być najdalszą gwiazdą, jaką kiedykolwiek dostrzegł człowiek. Earendel – obiekt oddalony o 28 miliardów lat świetlnych – szybko stał się symbolem granic ludzkiej ciekawości. Ale najnowsze odkrycia podważają wszystko, co do tej pory o nim myślano.
Nasza historia zaczyna się w roku 2022. Wtedy właśnie kosmiczny teleskop Hubble’a zauważył w kosmosie obiekt, który naukowcy określili jako najbardziej odległą gwiazdę znaną ludzkości. Mieści się on 28 mld lat świetlnych od Ziemi, choć jego światło podróżowało do nasz przez 12,9 mld lat. Różnica ta wynika z ciągłego rozszerzania się wszechświata. 28 mld lat świetlnych to aktualna odległość, jednak gdy światło gwiazdy wędrowało do nas przez kosmos, ten był mniejszy. Pokonana przez nie droga to więc kilkanaście miliardów lat świetlnych mniej.
Zaraz po odkryciu obiektowi nadano oznaczenie WHL0137-LS, jednak wkrótce astronomowie wymyślili dla niego nazwę Earendel. W języku staroangielskim oznacza to „gwiazda poranna” lub „wznoszące się światło”. Jak w ogóle byliśmy w stanie zauważyć tak odległą gwiazdę? Wszystko dzięki tzw. soczewkowaniu grawitacyjnemu.
Obiekty o dużej masie (np. galaktyki czy czarne dziury) są w stanie zakrzywiać czasoprzestrzeń, w tym też światło, które przechodzi blisko nich. Tak się składa, że pomiędzy Earendelem a Ziemią mieści się gromada galaktyk na tyle duża, że powiększa przechodzące w jej pobliżu światło tego dalekiego obiektu, niczym lupa czy luneta. Według badań Earendel jest dla nas widoczny jako 4000 razy większy, niż byłby bez wpływu innego ciała o dużej masie. Tak wyjątkowe położenie gwiazdy wzbudziło jednak wątpliwości badaczy co do jej natury.
Za pomocą soczewkowania grawitacyjnego odkryto również jedną z największych czarnych dziur znanych ludzkości. Więcej w artykule: Potężny czarny potwór w Kosmicznej Podkowie. Ma masę 36 mld Słońc
Aby soczewkowanie grawitacyjne wpłynęło w ten sposób na gwiazdę, musi być ona położona w odpowiednim miejscu względem wykrzywiającego światło obiektu o dużej masie. Tego typu sytuacje są we wszechświecie bardzo rzadkie. Dlatego naukowcy zaczęli zadawać sobie pytanie, czy Earendel faktycznie jest gwiazdą, czy też może nieco większym obiektem.
Hipoteza wysnuta przez badaczy z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley mówi, że w tym przypadku mamy do czynienia nie z gwiazdą, a gromadą gwiazd. Swoje odkrycia zespół naukowców opublikował niedawno w czasopiśmie The Astrophysical Journal Letters. Pomiary przeprowadzono precyzyjnymi instrumentami teleskopu kosmicznego Jamesa Webba.
Chcesz wiedzieć więcej o kosmosie? Odwiedź nasz kanał na YouTube:
W ramach wykonanych pomiarów ustalono, że w spektrum światła wysyłanego przez Earendela znajdują się fragmenty o różnej jasności. To może wskazywać, że wcale nie mamy do czynienia z pojedynczą gwiazdą, a raczej ich gromadą. Połączone grawitacyjnie obiekty mogą przypominać naszego najbliższego kosmicznego sąsiada, czyli Alfa Centauri. W ramach tego układu wyróżnia się trzy gwiazdy, które jednak obserwowane gołym okiem wyglądają jak jeden, wyjątkowo jasny obiekt.
Skoro najbliższy nam układ gwiezdny oglądany na niebie wydaje się jedną gwiazdą, a nie trzema, to ciężko dziwić się sytuacji Earendela. Tak daleki obiekt nawet przy użyciu specjalistycznych przyrządów może sprawiać wrażenie pojedynczej gwiazdy. Bardziej precyzyjne pomiary wskazują jednak, że faktycznie możemy mieć do czynienia z gromadą. Astronomowie podkreślają, że aby udowodnić to ponad wszelką wątpliwość, konieczne są dalsze obserwacje. Być może kolejne ujawnią, z ilu dokładnie obiektów składa się najbardziej odległa gwiazda.