Humanizm
Nie tylko broda, kapelusz i Biblia. Amisze w USA współcześnie
02 grudnia 2024
Mamy lukę w edukacji i przekazujemy młodzieży błędne wyobrażenie na temat tworzenia historii. Ale teraz także do Polski zaczęła docierać moda na herstorię
ANNA WILCZYŃSKA: W Polsce unikamy mówienia o tym, jak duży wkład w budowanie historii naszego kraju miały kobiety, choć wiele z nich było zaangażowanych w działania polityczne, społeczne, gospodarcze, naukowe. Dlaczego tak się dzieje?
MARIA AMIN*: Żyjemy w społeczeństwie, które jest mocno przywiązane do tradycyjnej roli kobiety. W przekonaniu, że kobiety nadają się do wąsko określonej grupy zadań, utwierdza nas nie tylko edukacja, lecz także środowiska religijne. Jest to o tyle smutne, że kiedy sto lat temu kobiety ubiegały się o uzyskanie praw wyborczych, przykładowo Kościół katolicki lobbował za dopuszczeniem ich do pełnienia funkcji publicznych. Była oczywiście tego przyczyna. Część kobiet, które zostały pierwszymi w Polsce posłankami, miało nacjonalistyczne poglądy, które opłacały się Kościołowi.
Kim były pierwsze Polki w parlamencie?
Dla pierwszych posłanek w Polsce priorytetem była edukacja. Były to kobiety światłe, które zdecydowanie zawyżały średnią wykształcenia posłów. Dzięki temu udało im się wywalczyć dla Polek m.in. równość w Kodeksie cywilnym oraz prawo do zachowania obywatelstwa w przypadku małżeństwa z cudzoziemcem. Dzisiaj pod pewnymi względami sytuacja kobiet w parlamencie wygląda podobnie – badania wskazują, że kobiety w Polsce są lepiej wykształcone od mężczyzn, ale w dalszym ciągu niewiele z nich zasiada w sejmowych ławach.
Polityka i władza są brudne, więc nie są dla kobiet?
Źródeł tego, że kobiety mniej licznie zajmują stanowiska związane z władzą, można dopatrywać się już na najwcześniejszych etapach edukacji. Nasze przedszkola i szkoły wychowują młode kobiety do odgrywania ról wyznaczonych przez patriarchat. Najczęściej podsuwanymi dziewczynkom zabawkami są garnki i lalki. To chłopców zachęca się do zabaw naukowych, związanych z zawodami inżynieryjnymi, a także z kształtowaniem umiejętności przywódczych.
Czy dzieci i młodzież szkolna znają jakieś kobiety liderki, które mogą być wzorem dla dziewczyn?
Pytałam o to uczniów między 13. a 15. rokiem życia podczas warsztatów z herstorii, które prowadziłam w szkołach. Najczęściej proponowanym przez dzieciaki wzorem do naśladowania dla dziewczyn był Jan Paweł II. Dopiero w drugiej kolejności pojawiały się takie postaci jak Maria Skłodowska-Curie, Wisława Szymborska, Martyna Wojciechowska, Anja Rubik czy Justyna Kowalczyk. Ale to wciąż za mało.
Anja Rubik. To ciekawe.
Wydaje mi się, że ona dociera do młodych ludzi takimi drogami, z których oni sami korzystają, żeby kontaktować się ze sobą – przez Instagram, ale także przez platformę Netflix. W dodatku dociera z wartościowymi treściami, których młodzi szukają.
Ta krótka lista kobiet wzorców, które wymieniają uczniowie, pokazuje, że mamy wielką lukę w edukacji.
Mamy lukę w edukacji i przekazujemy młodzieży błędne wyobrażenie na temat tworzenia historii. Moda na herstorię dociera do Polski dopiero teraz. Powstają książki dla dzieci i młodzieży, których głównymi bohaterkami są kobiety – podróżniczki, naukowczynie, artystki. Zainteresowanym polecam książki Brakująca połowa dziejów. Krótka historia kobiet na ziemiach polskich oraz Opowieści na dobranoc dla młodych buntowniczek. Warto byłoby pomyśleć o tym, by takie książki znalazły się w szkolnych bibliotekach, a także o zmianie podstawy programowej. Od wielu lat nasze podręczniki są pełne stereotypów.
W szkołach możemy zaobserwować, w jaki sposób przekazywanie stereotypów o roli kobiet i mężczyzn wpływa na młodych ludzi?
Możemy to odczuć po pierwsze w kategoryzującym języku, którego używa młodzież, a którego sami ich nauczyliśmy. Dziewczynki mówią o tym, że podobają im się „męscy chłopcy”, że dany strój, sposób wypowiadania się lub zachowania jest „męski” albo „niemęski”. Dziewczyny dużo częściej zgłaszają się do psychologa szkolnego, bo im wolno, one są bardziej emocjonalne, mają swoje „babskie problemy”.
Chłopcy szukają pomocy zdecydowanie rzadziej, bo facet musi być twardy, musi radzić sobie sam, nie ma w nim przyzwolenia na okazywanie emocji, bo „chłopaki nie płaczą”. W wypowiedziach uczniów widać także przekonanie o tym, że istnieją „męskie” i „niemęskie” umiejętności i zawody.
Wiążą się z tym bardzo ciekawe badania, które firma Microsoft przeprowadziła w szkołach. Ich celem było sprawdzenie, dlaczego tak niewiele dziewcząt dąży do zdobycia wykształcenia i zawodu w kierunkach związanych z nauką, technologią, inżynierią i matematyką. Okazało się, że chłopcy i dziewczynki wykazują taką samą chęć do rozwijania się w tych kierunkach, ale tylko do 12. roku życia. Potem entuzjazm dziewczynek dla tych dziedzin słabnie.
Zmiana najczęściej następuje dlatego, że dziewczynki zaczynają przyjmować za słuszne przekazywane im przekonanie, że matematyka nie jest dla nich. Nikt ich nie zachęca do zajmowania się tymi dziedzinami, bo to zajęcia dla chłopców. To jest samospełniająca się przepowiednia.
Jej skutki możemy obserwować na rynku pracy.
Firmy IT, które otwierają się na kobiety, z trudem znajdują specjalistki na przykład w zakresie programowania i to na bardzo rozwojowe i dobrze płatne pozycje. Dlatego impuls do zmiany w podejściu do nauczania przedmiotów „dla chłopców” często nie pochodzi ze szkół, ale z rynku pracy, od szefów korporacji, innowacyjnych jednostek naukowych, w których boleśnie odczuwalny jest brak kobiet. Inne grupy zawodowe – na przykład nauczyciele, wśród których zdecydowana większość to panie – również dotykają skutki edukacji pełnej stereotypów o mężczyznach i kobietach.
Skąd bierze się ten problem?
Od najmłodszych klas szkoły w chłopcach o wiele bardziej budujemy poczucie wartości i solidarności grupowej. Chłopcy mają orliki, kluby piłkarskie, częściej są zachęcani do brania udziału w grach zespołowych, w których ogromną rolę odgrywa współpraca, poczucie wspólnoty i bycia częścią drużyny. Takiej solidarności nie budujemy w dziewczynach. Raczej mówimy, że są kłótliwe, plotkują, nie umieją współdziałać.
Nawet jeśli tak w rzeczywistości bywa, to nie reagujemy. Potem w pracy – jako psycholog szkolny i w pracy kuratorskiej – obserwuję, że na przykład nauczycielki nie wspierają się nawzajem, często odczuwają dużą frustrację z tego powodu, że między kobietami nie ma solidarności. Kobiety często nie chcą współpracować ze sobą nawzajem i wolą, żeby w grupie byli mężczyźni.
Z jakimi reakcjami ze strony uczniów spotkały się twoje warsztaty o herstorii?
Początkowo w niektórych klasach było widać bardzo duży dystans do tematu, zwłaszcza do kwestii feminizmu. Gdy proszę uczniów o przywołanie skojarzeń ze słowem feminizm, wymieniają opresję wobec mężczyzn, agresję, ruchy LGBT i uchodźców. Dlatego na początku warsztatów zawsze rozmawiamy o tym, czym jest herstoria i dlaczego tak ważne jest mówienie o niej.
Gdy udaje się skontenerować te pierwsze lęki, zaczynają pojawiać się bardzo pozytywne reakcje – dzieciaki chcą dyskutować, mają bardzo wiele pytań dotyczących kobiecości czy ról w związkach. Podczas takich zajęć można się przekonać także o tym, że dzieci w szkołach nie czują się wysłuchane i bardzo potrzebują wsparcia.
Jakiego wsparcia najbardziej poszukują dziewczyny?
Musimy je wzmacniać szczególnie w poczuciu sprawstwa, kontroli nad własnym życiem, a także w poczuciu własnej wartości. W każdej odwiedzonej klasie spotkałam dziewczyny, które na skutek niskiej samooceny bardzo wcześnie uciekały w seksualizację i wykorzystywały własne ciało jako narzędzie dopominania się o uwagę.
Ogromna grupa dziewcząt w naszych szkołach nie wierzy, że mogą w życiu cokolwiek osiągnąć. Dbanie o wygląd i ciało, które postrzegają wyłącznie jako instrument, uznają za jedyny sposób, w jaki mogą się komuś spodobać, zostać zauważonymi. Nie mają szacunku same do siebie.
Wychodzimy z założenia, że 12-13 lat to ten wiek, w którym dziewczyny zaczynają o siebie dbać i chcą się podobać.
Tak, ale co może być zaskoczeniem, w tych dziewczynkach jest po pierwsze wiele bezradności, a po drugie również żalu i frustracji. W szkołach najczęściej nie usłyszą niczego, co mogłoby skorygować ich myślenie o sobie. Tracą zaufanie do nauczycieli i wychowawców, odsuwają się od rodziców. Jednocześnie jest w nich ogromna potrzeba rozmowy o tym, jak się czują. Dlatego chętnie wykorzystują to, że pojawiam się w szkołach i jako obcej osobie o wiele chętniej opowiadają o tym, co się w nich dzieje.
Jakimi wątpliwościami się dzielą?
Dużo pytają o seksualność i widać, że nie mają na ten temat wiedzy. Zarówno dla chłopców, jak i dla dziewcząt, głównym źródłem informacji jest pornografia. Dzieciaki w czwartej, piątej klasie potrafią być od niej uzależnione. Problemem dla dziewcząt są także zaburzenia odżywiania związane ze wspomnianym kultem ciała, ale także z pragnieniem przynajmniej pozornego trzymania kontroli.
Zaburzenia, które obserwujemy w sferze fizycznej są najczęściej wierzchołkiem góry lodowej. Pod powierzchnią kryją się komplikacje natury psychologicznej związane z domem, presją rówieśników i samotnością. Bardzo niepokojące było dla mnie także spostrzeżenie, że współcześnie wszystkie dziewczyny w klasach wyglądają tak samo. Mają te same fryzury, buty, ubierają się w tych samych sieciówkach.
Ten sam wzorzec stylu prosto z Instagrama?
Świadczy to nie tylko o ujednoliconych wzorcach czerpanych z Instagrama, lecz także o tym, że nastolatki próbują się wpasować w grupę rówieśniczą możliwie wszystkimi sposobami, rezygnując z oryginalności. Instagram przestawia nasz mózg na tryb pragnienia natychmiastowej nagrody w postaci dostrzeżenia, uznania, społecznej akceptacji.
Gdy tylko wrzucasz zdjęcie na Instagrama, otrzymujesz pewną ilość serduszek, zdobywasz nowych obserwujących, czyli błyskawiczną nagrodę. Może to doprowadzić do rozwijania się osobowości narcystycznej, która – jeśli bliżej się przyjrzeć – jest bardzo krucha. Nie należy się tu doszukiwać złych intencji dzieciaków, które nie do końca zdają sobie sprawę ze skutków korzystania z mediów społecznościowych. To także rodzice i szkoła nie dostrzegają problemu.
Jaki przekaz powinniśmy kierować do dziewcząt, by je wesprzeć i wzmocnić?
Po pierwsze, nie umniejszajmy młodych ludzi, powstrzymujmy się od przesadnej krytyki, także krytyki wyglądu dziewczyn. Nawet jeśli w szkołach zakażemy krótkich spódniczek i dekoltów, żeby sprzeciwić się seksualizacji wyglądu kobiet, to co z tego? Trzeba zacząć od rozmowy, a nie od zakazów. Podobnie powinno być, gdy wypowiadamy się w obecności młodych osób na temat ich zdjęć w mediach społecznościowych.
Mówiąc, że to głupie, odcinamy sobie drogę komunikacji z nastolatkiem, który żyje światem lajków i serduszek. Gdy potraktujemy młodych ludzi po partnersku, nie z góry, nie tylko będą w stanie nam bardziej zaufać, ale dostrzeżemy także, jak dojrzałe jest ich spojrzenie na wiele kwestii. Dobrym przykładem jest to, jak poważnie młodzież myśli o zmianach klimatu i jakie wydarzenia wokół tej kwestii organizuje. Potraktowano ich poważnie, dzięki czemu ich potencjał miał szansę, by się objawić.
W jaki sposób mogą kontaktować się z tobą szkoły, które chciałyby zaprosić stowarzyszenie Sto lat Głosu Kobiet do przeprowadzenia warsztatów z herstorii?
Bardzo chętnie prowadzimy warsztaty z herstorii dla dzieciaków w szkołach podstawowych i średnich oraz zajęcia w bibliotekach. Są to bardzo dynamiczne warsztaty – dużo dyskutujemy, pracujemy w grupach. Zapraszamy do kontaktu szkoły, biblioteki, ośrodki wychowawcze. Każdy może się do nas zgłosić.
*Maria Amin – psycholożka i kuratorka sądowa społeczna. Aktywistka feministyczna i edukatorka związana z krakowskim stowarzyszeniem Sto lat Głosu Kobiet.