Prawda i Dobro
Naukowcy zbadali wpływ światła na człowieka. To może pomóc w leczeniu depresji
02 października 2024
„Kiedyś białe małżeństwo proponowano ludziom, którzy po rozwodzie rozpoczynali nowy związek, jako jedyną opcję utrzymania relacji z Kościołem. Dziś Kościół mówi, że to nie ma sensu" - mówi jezuita, ks. Jacek Siepsiak
ANNA WILCZYŃSKA: Kościoły prawosławne i protestanckie zezwalają na rozwody, a Kościół katolicki – nie. Czy katolicy nie mogliby się czegoś nauczyć od siostrzanych kościołów? Może one mają lepszy pomysł, jak rozwiązać ten problem?
JACEK SIEPSIAK SJ*: Faktycznie, protestanci i prawosławni podchodzą do sprawy inaczej. Protestanci nie traktują małżeństwa jak sakramentu. Uważają, że istniało ono naturalnie od początku ludzkości – powstało w momencie stworzenia człowieka, mężczyzny i kobiety. Dlatego małżeństwo, a tym samym rozwód, powinny być regulowane przez społeczeństwo, a nie przez Kościół. Z kolei w Kościele prawosławnym małżeństwo zawiązuje się nie jak w katolicyzmie – do śmierci jednego z małżonków – ale na wieczność.
Czyli małżeństwo działa także po śmierci?
Tak, jest zawiązane na zawsze! Natomiast w prawosławiu istnieje coś takiego, jak „śmierć małżeństwa za życia małżonków”. Oczywiście nikt nie powinien małżeństwa niszczyć, ponieważ „to, co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela”. Niszczenie małżeństwa jest grzechem. Bywa jednak tak, że ludzie to małżeństwo rozwalą na kawałki i małżeństwo umiera. Jeśli nie ma możliwości ożywienia tego związku, to można zawrzeć drugie małżeństwo.
Kościoły prawosławne zezwalają najczęściej na powtórne małżeństwa po to, by człowiek mógł żyć normalnie, prawidłowo się rozwijać. Bez partnera może to być trudne. Takie ponowne małżeństwo ma charakter pokutny. Zezwala się na nie z konieczności, ponieważ trzeba pozwolić ludziom jakoś żyć. Najczęściej takie prawo do ponownego związku przyznaje się stronie porzuconej jako tej niewinnej. Ale zazwyczaj tylko raz.
A jak Kościół katolicki uzasadnia fakt, że nie daje rozwodów?
Pan Jezus powiedział, że „co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela”. Skoro to jest sakrament i Bóg tych ludzi złączył, to my nie mamy takiej mocy, żeby decydować o ich rozdzielaniu. W uzasadnionych przypadkach możemy co najwyżej stwierdzić, że małżeństwo zostało nieprawidłowo zawarte i chociaż wydawało się, że istnieje, to nigdy nie istniało.
Ksiądz nie prowadzi oficjalnego duszpasterstwa dla osób po rozwodzie czy żyjących w związkach niesakramentalnych. A jednak ludzie jakoś się dowiadują, że do księdza można się zgłosić po poradę w tej sprawie. W jaki sposób takie osoby do księdza docierają?
Najczęściej ludzie przekazują sobie do mnie kontakt pocztą pantoflową. Ci, którzy uzyskali pomoc, dzielą się informacją z innymi.
Czy poza księdzem jest wielu takich duchownych, którzy są znani jako sprawdzony kontakt dla osób po rozwodzie?
Teoretycznie każdy ksiądz powinien potrafić udzielić wsparcia osobom rozwiedzionym. Niestety, praktyka wygląda inaczej – takich księży jest niewielu. Ciężko określić, ilu dokładnie. To dlatego, że o rozwodach i wsparciu dla osób rozwiedzionych wciąż mało się mówi nie tylko w Kościele, ale także ogólnie w społeczeństwie.
Osoby rozwiedzione czy w związkach niesakramentalnych często przychodzą podzielić się swoimi problemami przy spowiedzi. To może być sygnał, że prawdopodobnie nie rozmawiają zbyt wiele z innymi i mówią o swojej sytuacji kapłanowi w zaufaniu. W takim przypadku ja jako ksiądz jestem zobowiązany tajemnicą spowiedzi, więc również z nikim na ten temat nie rozmawiam.
W seminariach nie uczy się o tym, żeby nie wykluczać rozwodników z Kościoła?
Istnieje zalecenie, by w seminariach uwrażliwiać przyszłych księży na problemy takich osób. Inną kwestią jest natomiast to, czy i jak takie zalecenia są realizowane.
Osoby zwracające się do księdza w tej sprawie wspominają o wcześniejszych doświadczeniach z duchownymi, do których poszli po wsparcie lub poradę?
Tak, czasem opowiadają o tym, co ich spotkało w konfesjonale. Bo część ludzi, którzy żyją po rozwodzie w powtórnych związkach, chodzi do spowiedzi, mocno próbuje trzymać się Pana Boga, chce działać w Kościele. Takie osoby często mają za sobą całe lata doświadczeń i zmagań.
Czasem uczestniczą w duszpasterstwach par niesakramentalnych, jeżdżą na rekolekcje, na dni skupienia, ale nie ma reguły. Przychodzą też osoby, dla których jest to nowa sytuacja i które nie zwróciły się wcześniej po poradę do innego księdza. Od 2016 r., kiedy ukazała się adhortacja apostolska papieża Franciszka Amoris Laetitia, wszystkie te osoby mają w Kościele nowe możliwości.
Jakie możliwości mieli i jak byli postrzegani wcześniej?
Największa zmiana w podejściu Kościoła do osób w takiej sytuacji zaszła wcześniej – jeszcze w 1981 r. Rewolucję wywołała Familiaris Consortio, adhortacja Jana Pawła II o zadaniach rodziny w świecie współczesnym. Przed nią nie było czegoś takiego jak duszpasterstwo ludzi żyjących w związkach niesakramentalnych. Być może nie mówiono o tym wprost, ale w praktyce tacy ludzie byli uważani za osoby żyjące poza wspólnotą Kościoła. Za osoby, które same się z tej wspólnoty wykluczyły. Bardzo krytycznie oceniano je także społecznie.
Tymczasem Jan Paweł II napisał, że to także są członkowie Kościoła, do których trzeba prowadzić duszpasterstwo, o których trzeba zadbać. Papież podkreślał, że takie osoby mają prawo do spowiedzi. Dopiero wtedy Kościół stworzył miejsce dla osób w związkach niesakramentalnych, nawet jeśli tego miejsca nie było dużo.
Ale Jan Paweł II nie pozwalał na dopuszczanie takich osób do komunii. Dlaczego?
Jan Paweł II mówił, że przyjmowanie komunii jest aktem publicznym. Obawiał się, że udzielając jej takim osobom, będziemy siać zgorszenie. I nie chodzi tylko o oburzenie czy kręcenie nosem. Obserwowanie osób żyjących w ponownych małżeństwach i przystępujących do komunii mogłoby zrodzić w ludziach przekonanie, że małżeństwo jednak nie jest takie nierozwiązywalne, że z tytułu rozpadu małżeństwa nie ma żadnych konsekwencji, że Kościół po cichu przyzwala na rozwód i nie traktuje małżeństwa poważnie. W związku z tym ludzie mogliby poczuć się zagrożeni w swoim życiu religijnym.
Czyli chodzi o reputację Kościoła?
Chodzi o ryzyko siania zgorszenia. Jeśli ktoś po rozwodzie zawarł ponownie małżeństwo, to Kościół staje przed pytaniem, czy udzielając komunii takiej osobie, nie zgorszymy przede wszystkim jego byłej żony, jej byłego męża, dzieci z poprzedniego związku i całej wspólnoty. Ze względu na dobro tych ludzi osobom w związkach niesakramentalnych odmówiono sakramentu Eucharystii.
Co się zmieniło po adhortacji Franciszka?
W adhortacji Amoris Laetitia Franciszek napisał, że osoby w związkach niesakramentalnych mogą uzyskać możliwość przystępowania do komunii, ponieważ współcześnie rozwód często nie jest to już uznawany za zgorszenie.
Kościół się nie zmienił, zmienili się ludzie.
Nie zmieniła się doktryna Kościoła. Zmieniło się jego podejście do miłosierdzia, zmieniła się sytuacja duszpasterska, a przede wszystkim zmieniły się okoliczności, czyli realia społeczne i mentalność. Franciszek radzi, aby lokalnie rozeznawać, czy komunia dla osób w związkach niesakramentalnych będzie powodować zgorszenie, czy nie.
Nie wszędzie na świecie zmiany w mentalności zachodzą w tym samym tempie. Jeśli rozpoznamy, że w naszym regionie to nie jest zgorszenie, a osoba w ponownym związku realnie chce przystępować do komunii, to można otworzyć jej drogę, żeby na to pozwolić. Ponadto Franciszek podtrzymuje prawo osób w związkach niesakramentalnych do spowiedzi i uznaje ich prawo do tego, żeby być prowadzonymi w Kościele.
A jednak w kościołach rzadko słyszymy o osobach rozwiedzionych. Nieczęsto księża z ambony pouczają, że w Kościele jest miejsce dla osób w związkach niesakramentalnych – czy to mieszkających razem bez ślubu, czy rozwiedzionych.
Faktycznie, kwestia podejścia do osób w związkach niesakramentalnych w Kościele w Polsce nie została jeszcze dopracowana. Podkreślam, że mówimy o Polsce. Wydaje mi się, że to nasz lokalny problem. Dlatego Franciszek tłumaczy w adhortacji, że dokładne instrukcje co do tego, jak w przypadku takich osób się zachować, w jaki sposób ksiądz ma rozeznawać, czy może udzielić komunii, powinny wydawać lokalne Kościoły. Z drugiej strony, w pewnym sensie to dobrze, że o kościelnych rozwodach słyszymy mniej. Był taki okres, że jeśli już ktoś o nich wspominał, to tylko po to, żeby przypomnieć, że „rozwodnicy są wyklęci”.
Jaką instrukcję dla księży wydał nasz Kościół lokalny, polski Episkopat, w sprawie komunii dla osób rozwiedzionych, które ponownie się z kimś związały?
W Polsce ta instrukcja powstawała bardzo długo. Kilkukrotnie słyszeliśmy o tym, że już prawie jest gotowa. Potem znowu nic się nie działo. Aż w końcu się ukazała. Mówiąc w skrócie – biskupi wyrazili chęć bycia w łączności z papieżem. Podkreślili, że Kościół w Polsce uznaje adhortację Franciszka za ważny dokument. Ale decyzję o tym, co zrobić, pozostawili ordynariuszom diecezji, czyli lokalnym biskupom. I na tym sprawa stanęła. Nie słyszałem, żeby któraś diecezja w Polsce wydała oficjalne oświadczenie, co robić w tej sprawie.
Czyli wiadomo, że w pewnych przypadkach można udzielać komunii rozwiedzionym w ponownych związkach. Ale nie wiadomo, jak oceniać, czy dana osoba spełnia kryteria do tego potrzebne.
W Polsce nie mamy takich wytycznych. Tymczasem w każdej diecezji powinien powstać stosowny dokument, dostępny do wglądu dla rozeznających. Wytyczne każdej diecezji mają pomóc księżom, by lepiej towarzyszyli ludziom w rozeznaniu i zastosowaniu zaleceń papieża.
I nikt się o te wytyczne nie upomina? Nikt nie był u abpa Jędraszewskiego z pytaniem, gdzie jest nasza instrukcja? Ludzie czekają, a czas gra na niekorzyść Kościoła.
Teologowie mówią, że w sytuacji, kiedy czekamy na wytyczne i ich nie ma, to czytamy adhortację i robimy to, co pisze papież Franciszek. Czyli nie odrzucamy, traktujemy każdy przypadek indywidualnie, próbujemy przez spowiedź i rozmowy rozeznać, czy w danej sytuacji decyzja o udzieleniu komunii osobie w związku niesakramentalnym będzie dobra dla wszystkich.
Ja nie chcę wchodzić w sumienie poszczególnych decydentów i mówić, dlaczego ta instrukcja jeszcze nie powstała. Rozumiem, że nie jest to łatwa sprawa, ponieważ to wymaga konsensusu w całej diecezji. Trzeba rozmawiać z księżmi, pomóc im zrozumieć, co mają robić, słuchać ludzi. A zmiana mentalności księży, zmiana wzorców kaznodziejstwa, na których niektórzy się wychowali, nie jest prosta.
Księżom nie jest łatwo zgodzić się na to, co napisał papież?
Nie u wszystkich, ale u niektórych można zauważyć jakąś niechęć do dyrektyw z Watykanu. Są oni przekonani o tym, że my w Polsce swoje wiemy i nie będzie nam papież Franciszek mówił, co mamy robić. Jednak przypominam, że w dokumencie wydanym rok temu polscy biskupi pisali o zgodzie i jedności z tym, co papież pisał w adhortacji.
A jeśli diecezje w Polsce wydadzą instrukcje na temat tego, komu udzielić komunii, ale zupełnie różne? Czy to nie spowoduje odpływu wiernych do diecezji, gdzie jest o to łatwiej?
Ostatecznie instrukcje biskupów nie mogą być sprzeczne z nauczaniem papieskim. Diecezje nie będą decydowały, czy można udzielać komunii, czy nie. Przyzwolenie na jej udzielanie niektórym osobom w związkach niesakramentalnych obowiązuje w całym Kościele, a więc w każdej diecezji. Lokalni biskupi mają tylko zdecydować o tym, jak ma wyglądać weryfikacja, która może – ale nie musi – doprowadzić do tego, że ktoś po rozwodzie znów zacznie do komunii przystępować.
Mają zdecydować o tym, w jaki sposób przygotujemy księży do tego, żeby sprawdzać, czy na pewno dana osoba jest gotowa na ponowne przyjmowanie Eucharystii i czy wydając pozytywną decyzję, nie zrobimy krzywdy innym. Mam nadzieję, że nie będzie rozłamów w instrukcjach poszczególnych diecezji, ponieważ to by oznaczało migracje wiernych między diecezjami.
Co może zdecydować o tym, że komuś, kto się o to stara, odmówi się prawa do przystępowania do komunii?
Czasem jest tak, że ludzie chcą mieć dostęp do sakramentów nie ze względu na kontakt z Bogiem, ale z uwagi na odbiór społeczny. Martwią się, że nie mogą przystąpić do komunii ze względu na dzieci, na rodziców, na to, co ludzie powiedzą. Czasem motywuje ich także chęć udowodnienia czegoś byłemu mężowi czy byłej żonie – pokazania, że były małżonek nie miał racji, że dana osoba jest niewinna, ponieważ ksiądz pozwolił jej chodzić do komunii. Jest to rodzaj rewanżu. Więc nie jest to takie proste.
Ksiądz prowadzący taką osobę musi rozeznać motywację, musi zobaczyć, czy nie chodzi tu o jakąś prywatną manifestację. Trzeba się zorientować, jak dana osoba podchodzi do kwestii odpowiedzialności za dzieci z poprzedniego małżeństwa. Patrzymy na indywidualny przypadek i rozeznajemy, czy dla tej osoby, w jej specyficznych życiowych okolicznościach, będzie to owocowało dobrem dla wszystkich i czy nie będzie kogoś gorszyć lub oddalać od Kościoła.
Czyli osoba decyzyjna musi wejść w całą sytuację emocjonalną związaną z rozwodem, poznać ją od podszewki. Tylko to może trwać bardzo długo.
Jak wspomniałem, taki proces może trwać nawet latami. Trzeba się zorientować, czy poprzedni małżonek nosi w sobie urazę, czy w poprzedniej rodzinie wciąż jest jakiś konflikt. Czy osoba, która chce przystępować do komunii, ponosi odpowiedzialność za rodzinę, od której odeszła. Często zdarza się, że małżonek kogoś porzucił, wyjechał za granicę i nie ma z nim żadnego kontaktu. Jak w takiej sytuacji rozpoznać, co w tym małżeństwie się stało, skoro nikt nie ma pojęcia, co się dzieje z tą drugą osobą?
Spotykam także przypadki, że osoby rozwiedzione żyją w przyjaźni ze swoimi byłymi małżonkami. Nie ma tam żadnych napięć albo minęło tyle czasu, że ta druga strona jest już zupełnie obojętna. Ta relacja została przepracowana i nikt nie chowa urazy. Bywa też tak, że porzucony małżonek staje się religijnie wojujący. Wtedy trzeba bardzo uważać, ponieważ ktoś w swoim poczuciu odrzucenia może pójść w przesadną dewocję, nawet w agresję religijną. I mimo tego, że taka postawa nie jest dobra, trzeba być ostrożnym, żeby takiej osoby nie skrzywdzić.
Co na dzień dzisiejszy Kościół może zaproponować osobom po rozwodach w powtórnych związkach?
Szczerze? W tej chwili w Polsce trochę nie ma komu proponować. Zdecydowana większość osób, które żyją w powtórnych związkach, nie chce przystępować do sakramentów. I mimo że nie interesują ich sakramenty, czują się odtrąceni przez Kościół. Gdy słyszą, że chce im on stawiać jakieś warunki, wolą żyć swoim życiem bez niego.
Taka sama tendencja panuje generalnie w Polsce – ludzie czasem w niedzielę chodzą do Kościoła, czasem od święta. Czują się katolikami, ale nie przyjmują sakramentów, nie chodzą do komunii. Dlatego osoby, które żyją w powtórnych związkach, ale pragną przystępować do sakramentów, to ludzie wyjątkowi w skali kraju. Możemy im zaproponować normalny udział w życiu religijnym i w sakramentach, także w komunii świętej. Trzeba jednak liczyć się z tym, że będzie to proces, który wymaga wysiłku i czasu.
Skończyły się czasy proponowania im tzw. białego małżeństwa, czy, jak piszą czasem dokumenty kościelne, „życia jak brat z siostrą”?
Dziś Kościół mówi, że to nie ma sensu. Kiedyś białe małżeństwo, czyli zupełny brak współżycia, proponowano ludziom w ponownych związkach jako jedyną opcję utrzymania relacji z Kościołem. Przyrzeczenie o białym małżeństwie odbierało się najczęściej od ludzi starszych, co do których przewidywano, że łatwiej będzie im prowadzić wspólne życie i nie współżyć. Dzisiaj się od tego odchodzi.
To nie jest w porządku, że pozwalamy komuś na życie z kolejnym małżonkiem tylko dlatego, że skoro nie ma seksu, to nie ma problemu. Białe małżeństwo nie załatwia sprawy. Niby jak porzucisz męża lub żonę i odejdziesz do innej osoby, ale z nią nie śpisz, to to nie jest zdrada? Z drugiej strony, chcemy też docenić seksualność osób, które weszły w nowy związek, nie zakazywać im czułości, bliskości, ponieważ jest to ważna kwestia.
*JACEK SIEPSIAK SJ – ksiądz katolicki, jezuita, dyrektor Wydawnictwa WAM w Krakowie, publicysta portalu Deon.pl.
Prawda i Dobro
02 października 2024
Edukacja
02 października 2024
Zmień tryb na ciemny