Nauka
Technologia wodorowa na morzach. Yamaha tworzy silniki przyszłości
20 listopada 2024
Wyrok wydany przez unijny trybunał poważnie zaniepokoił polskich piwoszy. A wszystko zaczęło się od jednego sporu z fiskusem
Spór jednego z polskich browarów z fiskusem jakiś czas temu trafił na wokandę Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Urząd skarbowy miał oskarżyć przedsiębiorstwo o bezprawne wykorzystanie różnicy w podatku akcyzowym. „Może i doszło do wykorzystania, ale na pewno nie do bezprawnego – nigdzie w polskim prawie nie jest napisane, ile słodu ma być w piwie” – mówi Tomasz Kopyra w rozmowie z Holistic.news.
Podczas gdy fiskus upierał się przy swoim (51 proc. słodu), browar był zdania, że 5 proc. wystarczy. Koniec końców, urząd zasądził firmie wyrównanie opłaty akcyzowej, z czym ta się nie zgodziła. Sprawa trafiła do sądu, przeszła przez kolejne instancje, wreszcie skierowano ją do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, który w marcu wydał wyrok. Zgodnie z nim piwo w Polsce to teraz każdy napój zawierający słód i po prostu wyglądem oraz smakiem przypominający piwo.
Po ogłoszeniu orzeczenia TSUE w mediach gruchnęła wieść, jakoby zacny rodzimy rynek miała teraz zalać fala pseudopiwnych winiaczy. Pesymizm ekspertów i dziennikarzy udzielił się także piwoszom zatroskanym o jakość złocistego trunku. Innego zdania jest Tomasz Kopyra – prosument i ekspert branży piwowarskiej.
PAULINA ŻEBROWSKA: Odcina się pan zupełnie od oburzenia radykalnych piwoszy? Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej jednak nie zniszczy polskiego piwa?
TOMASZ KOPYRA: Zacznijmy od tego, że wyrokiem TSUE są oburzeni przede wszystkim laicy. OK, część piwoszy może też. Po części jest to wina dziennikarzy, którzy – mam wrażenie – zamiast sprawę zbadać, polecieli na clickbait pod tytułem: Unia pozwoliła na robienie gorszego piwa. A to nieprawda! Proszę zauważyć, że ta sprawa funkcjonuje w mediach nawet bez kontekstu.
To jak doszło do tego, że trybunał definiował piwo specjalnie na nasz polski użytek?
Po pierwsze, to polski sąd w Piotrkowie Trybunalskim wystosował zapytanie, a nie przedsiębiorca. Sąd miał wątpliwości, czy polskie urzędy mogą bez umocowania w prawie stosować wartość 51 proc. słodu jako rozstrzygającą. W polskim prawie brakuje takiej regulacji, a norma polska nie stanowi prawa, dlatego sąd poprosił trybunał o rozstrzygnięcie tej sprawy na podstawie przepisów Unii Europejskiej.
A wszystko zaczęło się od sporu jednego z polskich browarów z fiskusem, gdy urząd skarbowy uznał, że napój produkowany przez ten browar nie jest piwem, bo ma mniejszą ilość słodu, niż jest to przewidziane w Polskiej Normie. Z tym że te Polskie Normy, do których odwołał się fiskus, w momencie wejścia Polski do Unii zostały uchylone. To znaczy, że nie stanowią już prawa i nikt nie może ich egzekwować.
Mogą co najwyżej posłużyć za pozytywny punkt odniesienia, np. dla przedsiębiorców chcących wykazać się spełnianiem jakichkolwiek norm. Fiskus stał na stanowisku, że powołuje się na normę, która co prawda nie obowiązuje, ale powinna. Zgodnie z nią, by napój był piwem, musi powstać przynajmniej w 51 proc. ze słodu.
W Polsce do tej pory dochodziło do absurdów. Był browar, który chciał pozostać wierny belgijskiej tradycji piwowarskiej i warzył piwo z ponad 50 proc. niesłodowanej pszenicy. Niestety przyszli smutni panowie z urzędu celnego i powiedzieli, że wobec tego trzeba płacić akcyzę jak od innych napojów fermentowanych, czyli wyższą.
Teraz, dzięki wyrokowi TSUE, jeśli ktoś zechce wyprodukować dobre piwo z powiedzmy, ponad 50 proc. niesłodowanej pszenicy, to mu będzie wolno. I bardzo dobrze. Bo jak siedzisz w tym temacie, to wiesz, że i ze 100 proc. słodu można uwarzyć kiepskie piwo. Proszę sobie wyobrazić, że wiele marnej jakości piw dostępnych w polskich sklepach powstaje właśnie na bazie 100 proc. słodu. Tak więc sama zawartość słodu o niczym nie przesądza.
Podatek akcyzowy w Polsce jest mniejszy dla piwa niż dla pozostałych napojów alkoholowych. Czy to ta różnica w podatku akcyzowym tak kusi przedsiębiorców?
Oczywiście, że różnica w stawce akcyzy jest kusząca – wynosi kilkadziesiąt złotych na hektolitrze. Niestety dziennikarze nie rozumieją również najwyraźniej, jak wyliczana jest wysokość podatku akcyzowego. W przypadku innych napojów fermentowanych wynosi ona 158 zł, a dla piwa jest to 7,79 zł za 1 stopień Plato brzeczki nastawnej na hektolitr piwa. Najczęściej piwo ma około 10-12 stopni Plato, choć zdarzają się i takie, które mają ponad 20 stopni. Więc różnica w wysokości akcyzy jest, ale nie tak drastyczna, jak się wydaje na pierwszy rzut oka.
Inna sprawa, że z punktu widzenia polityki poszczególnych państw lepiej jest promować pewne alkohole względem innych. Nasze państwo uznało, że lepiej, by obywatele pili piwo niż wódkę. Z różnych względów.Trzeba sobie powiedzieć, że spośród modeli konsumpcji alkoholu w Europie zdecydowanie bardziej akceptowalny społecznie i niosący mniej zagrożeń jest model śródziemnomorski. Gdzie alkohol jest może i powszechnie obecny, ale w umiarkowanych ilościach. Często towarzyszy np. posiłkom.
W przeciwieństwie do podejścia północno- czy wschodnioeuropejskiego (Rosja, Skandynawia), gdzie wódka służy do upijania się. To są jednak dwa radykalnie różne modele. Mimo że średnio spożycie alkoholu w Europie jest bardzo zbliżone, to jednak więcej problemów z samą naturą spożycia mają właśnie kraje Północy niż Południa. Podsumowując, w Polsce promuje się konsumpcję piwa, a nie mocniejszych alkoholi. Można z tym dyskutować. Ja uważam, że to słuszne.
A więc to polityka państwo polskiego? Wyglądało na to, że decyzja Trybunału Europejskiego.
Państwo polskie, gdyby chciało, mogłoby ustalić taką samą stawkę akcyzy na wszystkie alkohole. Unia nam tego nie zabrania. Jednak z jakiegoś powodu w Polsce najniższą stawką akcyzy obłożone jest akurat piwo. Dopiero dalej mamy wino, inne napoje fermentowane, a na końcu alkohole wysokoprocentowe. Dla porównania we Francji to wino jest praktycznie zwolnione z podatku akcyzowego, dlatego że wypada wspierać narodowy trunek, a wino uchodzi tam za taki. Z kolei piwo we Francji jest obciążone wyższą akcyzą. W Polsce odwrotnie – piwo ma najniższą akcyzę. I odpowiadając na pytanie: tak, to jest strategia państwa polskiego.
A istnieje w ogóle definicja piwa?
Piwo to napój fermentowany – nie destylowany, jak alkohole mocne. No i powstający ze słodu. Ale jako takiej definicji piwa nie ma, przynajmniej w polskim prawie. Dlatego urzędy skarbowe, wcześniej celne, przyjęły na swój użytek definicję piwa występującą we wspomnianej Polskiej Normie. Norma mówi, że piwo powinno zawierać co najmniej 51 proc. słodu.
Niektórzy twierdzą, że wyrok TSUE godzi w polską tradycję piwowarską.
Nasze tradycje browarnicze są bliskie niemieckim i czeskim, to znaczy, że według tradycji polskie piwo powinno powstawać w 100 proc. ze słodu, a nie w 51 proc. Poza tym istnieją też inne tradycje niż nasza. Na przykład wspomniane tradycyjne piwo pszeniczne z Belgii z 50 proc. niesłodowanej pszenicy, które do tej pory w rozumieniu skarbówki nie było piwem.
A co ze sprawą małego browaru, który sądził się z urzędem skarbowym? Czy wyrok trybunału zapewnia mu wygraną?
Napoje, o które pytał sąd w Piotrkowie, nie wyglądają i nie smakują jak piwo. W świetle nauki, tradycji i terminologii więc nim nie są. I w świetle wyroku TSUE też nim nie są. Marcowy wyrok trybunału m.in. dał właśnie narzędzie do ukrócenia takich praktyk, jak podszywanie się pseudowin czy pseudonalewek pod piwo.
Teraz sprawa ponownie trafi do polskiego sądu. Zostanie powołany biegły, który rozsądzi, czy napój przypomina piwo, smakuje jak ono i w związku z tym zasługuje na niższy podatek akcyzowy. TSUE powiedział jeszcze bardzo ważną rzecz: mianowicie, że tradycja czy nie tradycja, ale urząd w Polsce nie ma prawa orzekać arbitralnie na podstawie własnego widzimisię.
Jeśli napój nie ma tych 51 proc. słodu, ale smakuje jak piwo, czyli na pierwszy rzut oka jest piwem, to nie ma powodu, żeby mu odmawiać akcyzy dla piwa. Bo co ostatecznie zmienia, czy to jest 49 czy 51 proc.? Praktycznie nic. Na pewno nie grozi nam teraz zalew produktów nalewkopodobnych przebranych za piwo, jak ostrzegają niektórzy. Dlatego że dopiero teraz sąd polski ma prawo powiedzieć, posługując się wyrokiem TSUE, że nie są to produkty, które wyglądają i smakują jak piwo, tylko jak nalewki owocowe. I w związku z tym nie mogą być objęte akcyzą przeznaczoną dla piwa.
Nie do wiary, że po tak intuicyjny wniosek trzeba się było pofatygować aż do samego Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej.
TSUE przyjął rozsądne stanowisko w kilku istotnych sprawach. Orzekł, że nie można tak sobie arbitralnie powiedzieć: albo w piwie jest 51 proc. słodu, albo to nie piwo. Wyrok jest salomonowy, bo z jednej strony zapewnia wolność gospodarczą i chroni kreatywność piwowarską, a z drugiej pozwala walczyć z producentami produktów, które podszywają się pod tanie wina lub nalewki, a oficjalnie są piwami.
Przy tym udało się uniknąć mnożenia regulacji i zakazów. Również dlatego jest to wyrok salomonowy. Jestem zdecydowanym przeciwnikiem mnożenia nie tylko zakazów, ale i wszelkich przepisów czy regulacji. Im ich mniej, tym mniejsza szansa, że będą ze sobą sprzeczne. Oczywiście może być tak, że teraz ktoś zabierze się za produkcję piwa z przeważającą ilością syropu glukozowego. Ale umówmy się – jeśli to będzie kiepskie, rynek sam bardzo szybko to zweryfikuje.
Co ten wyrok zmieni w sprawie polskiego piwa?
Chyba niewiele. W Polsce panuje dobra i – co ważne – całkowicie oddolna praktyka. Zrzeszone w Związku Pracodawców Przemysłu Piwowarskiego (ZPPP) browary same przyjęły za cel, że słodu w ich piwie ma być nawet 55 proc. – już nie 51 proc. Wydaje mi się, że na rynku zaszły pewne zmiany, które sprawiają, że osiągnięcie jak najniższej ceny nie jest już dla nikogo priorytetem. Klient również zaczął szukać czegoś innego. Trochę też pewnie za sprawą piwnej rewolucji.
*Tomasz Kopyra – prosument, piwowar domowy i rzemieślniczy, ekspert branży piwowarskiej. Członek założyciel Polskiego Stowarzyszenia Piwowarów Domowych, sędzia certyfikowany PSPD i BJCP. Krytyk piwny, bloger i publicysta („Piwowar”, „Agro Industry”), vloger, autor receptur kilkunastu piw.