Nauka
Obserwacja galaktyk zmienia naukę. Webb bada początki kosmosu
05 grudnia 2024
Biedni mieszkańcy puszczy są zwykle na straconej pozycji w starciu z interesami wielkich firm. Dla tych pierwszych Amazonia jest bezcennym darem Matki Natury. Dla tych drugich to kopalnia pieniędzy bez dna
Na tereny zamieszkane przez plemiona Tenharim ogień dotarł kilka dni temu.
„Pojawił się nagle w różnych miejscach. Terroryzuje naszych ludzi, sprawia, że dzieci chorują, zwierzęta giną, przynosi tylko złe rzeczy” – mówi rdzenny przywódca Antonio Enésio Tenharim.
Jego wspólnota żyje na południu brazylijskiego stanu Amazonia. W tym roku odnotowano tam ponad 8 tys. pożarów, dwukrotnie więcej niż w poprzednim. W skali całej Puszczy Amazońskiej to jednak tylko niewielka część płonącego obszaru. Brazylijski Narodowy Instytut Badań Kosmicznych (INPE) od stycznia do końca sierpnia na terenie dziewięciu brazylijskich stanów zarejestrował ponad 64 tys. pożarów. W całym kraju naliczono ich już 90,5 tys.
„Fizyczne, środowiskowe i kulturowe ludobójstwo” – tak o tym, co się dzieje, mówią organizacje tubylców zamieszkujących Nizinę Amazonki (COICA). Prezydenta Brazylii Jaira Bolsonaro oskarżają o to, że swoją polityką i ignorancją doprowadza do „nieodwracalnych strat dla ludzkości”. Ekolodzy biją na alarm. „Amazonia jest oblężona jak nigdy wcześniej” – ostrzega WWF. Zachodni politycy proszą i grożą, próbując nakłonić brazylijskie władze do skuteczniejszej walki z ogniem.
Te początkowo traktowały pożary jako coś normalnego. W końcu wysłały jednak żołnierzy na płonące tereny i tymczasowo zakazały wypalania lasów. Prezydent Bolsonaro wzgardził jednak ofertą pomocy międzynarodowej (poza Chile i Izraelem), a o wzniecanie pożarów oskarżył organizacje pozarządowe. Podczas gdy eksperci twierdzą, że za tragedią muszą stać podpalacze (w domyśle wielcy właściciele ziemscy, którzy potrzebują pustych terenów), minister środowiska Ricardo Salles winą obarcza naturę – suszę, złą pogodę, wiatr i upały.
Ogień w Brazylii w porze suchej nie jest niczym nowym (INPE rejestruje pożary od 21 lat). Tegoroczne pożary nie są też największe w historii. Dane z ostatnich ośmiu miesięcy nie pobiły rekordu z roku 2005, gdy w Amazonii paliło się w ok. 110 tys. miejsc. W tym roku, według Weather Channel, w Środkowej Afryce było zdecydowanie więcej pożarów niż w Brazylii.
Istotny jest jednak kontekst wydarzeń na zachodniej półkuli. Amazonia jest najbogatszym pod względem różnorodności gatunków i ekosystemów kompleksem leśnym na świecie. Około 20 proc. tlenu produkowanego przez Ziemię pochodzi właśnie z amazońskich lasów deszczowych – stąd określenie „zielone płuca Ziemi”.
Tymczasem od wielu dekad postępuje proces niszczenia puszczy wycinanej i wypalanej na potrzeby przemysłu drzewnego, hutnictwa, rolnictwa (upraw soi, trzciny cukrowej i palmy oleistej) czy hodowli bydła. Co więcej, od czasu objęcia władzy przez Bolsonaro proces ten dynamicznie przyspieszył.
Plany większego otwarcia Amazonii na farmerów i wykorzystania jej jako siły napędowej gospodarki zaczynają nabierać kształtów. Kraje zachodnie są oburzone, co tylko irytuje brazylijskiego prezydenta, który uważa, że tak jak Zachód miał prawo rozwijać się kosztem swoich lasów, tak Brazylia może robić z Amazonią, co chce. Zgadza się z nim wielu rodaków.
Bolsonaro nie jest jednak pierwszym, który wymyślił, że Amazonia może być kopalnią pieniędzy. Taki pomysł pojawił się już pod koniec XIX w. Najpierw znaleziono kauczuk, potem diamenty i złoto. W latach 20. XX w. nastał z kolei boom na kasztanowca. Wtedy też latyfundyści zaczęli zawłaszczać tereny lasów amazońskich i wycinać je pod pastwiska dla bydła. Po przewrocie wojskowym w 1964 r. ich śladem poszli generałowie.
„Generałowie mieli dwa powody polityczne, żeby dążyć do opanowania Amazonii” – zauważa w swojej książce Śmierć w Amazonii Artur Domosławski. „Obawiali się, że odległy i odizolowany od reszty kraju region może być przyczółkiem czerwonej partyzantki na wzór boliwijskiej guerilii Che Guevary. (…) Drugim motywem były dyskusje na świecie, w szczególności w Stanach Zjednoczonych, o eksploatowaniu bogactw puszczy przez zagraniczne potęgi. (…) Pogłoski, w których prawda mieszała się z fikcją i spekulacjami, uderzały w czuły punkt dumy narodowej” – pisze Domosławski.
Jednym z głośnych pomysłów generałów było rozpoczęcie budowy Transamazoniki, drogi krajowej biegnącej dziś od wschodniego wybrzeża do stanu Amazonia. Już na początku swojej historii Transamazonika przecięła na pół wioskę jednej z grup Tenharim, a inną otworzyła na inwazję garimpeiros, wydobywców rudy cyny, którzy zniszczyli teren i odjechali. Dziś prezydent Bolsonaro ma swoje plany związane ze słynną trasą, którą chce sprywatyzować i w pełni wybetonować.
Podczas gdy poprzednie brazylijskie rządy próbowały, z mniejszym lub większym sukcesem, ograniczać destrukcję Amazonii, Bolsonaro dostrzega w niej przede wszystkim źródło bogactwa, i to bynajmniej nie naturalnego. Wielkiemu biznesowi i właścicielom ziemskim chce dawać coraz szersze uprawnienia do wykorzystania puszczy dla realizacji kontraktów z Chinami i innymi krajami Zachodu.
Grat toczy się o wielkie dostawy mięsa (Brazylia jest jednym z największych eksporterów wołowiny na świecie), soi czy szlachetnego drewna. Ten ostatni towar jest szczególnie ciekawy, biorąc pod uwagę, że tylko jedna trzecia wywożonego z Brazylii drewna pochodzi z legalnego wyrębu. Amerykańskie, kanadyjskie czy francuskie firmy meblarskie, importujące brazylijskie drewno, często nie wiedzą (lub nie chcą wiedzieć), że towar pochodzi z bezprawnej wycinki. Tymczasem prezydent Bolsonaro nie tylko przymyka oko na ten proceder, ale także postanowił zganić agencje, które za niego karzą.
„Przychodzi koleś z długopisem i nakłada astronomiczne kary… Skończymy z tym” – oświadczył.
W rezultacie od inauguracji jego prezydentury liczba kar nakładanych przez Brazylijski Instytut Środowiska i Naturalnych Źródeł Odnawialnych (IBAMA) spadła o prawie 30 proc. Kontrowersyjny przywódca uznał też, że należy zabić posłańca, czyli zwolnić szefa instytutu INPE za to, że zbyt głośno alarmował o skali zniszczeń w Amazonii. Na stanowisko przewodniczącego fundacji zajmującej się prawami Indian w Brazylii (FUNAI) nominował federalnego policjanta związanego z agrobiznesem. Ministerstwu rolnictwa (zdominowanemu przez lobby rolnicze) przyznał zaś kompetencje do wyznaczania granic obszarów chronionych.
Ze względu na chaotyczną sytuację własnościową na terenach brazylijskiej Amazonii rdzenna ludność obawia się, że będzie coraz bardziej wypychana z lasów, które uznaje za swoje.
„W niektórych częściach Amazonii wspólnoty rdzenne nie mają własności nad ziemią, na której żyją, a rząd daje przyzwolenie jej właścicielom do oczyszczania terenu. Na innych terenach ci, którzy chcą wycinać drzewa, po prostu dokonują inwazji” – mówi Alejandro Parellada z międzynarodowej organizacji zajmującej się ludnością rdzenną IWGIA.
Sam Bolsonaro nie ukrywa, że ludność rdzenną postrzega jako przeszkodę hamującą wzrost gospodarczy kraju.
„Ludzie rdzenni nie lobbują, nie mówią naszym językiem, a mimo to zarządzają 14 proc. naszego narodowego terytorium. Jednym z ich celów jest ograniczanie nas” – powiedział na spotkaniu z gubernatorami stanów Amazonii.
Dyplomaci w jego rządzie przekonują zaś, że polityka władz tak naprawdę wynika z potrzeb tubylców.
„Większość liderów wspólnot rdzennych chce mieć możliwość większego wykorzystania swoich ziem, w tym wydobywania zasobów w sposób racjonalny i zrównoważony. My ich słuchamy. Zależy nam na inwestycjach, by tworzyć miejsca pracy dla Brazylijczyków mieszkających w regionie Amazonii” – powiedział mi w niedawnym wywiadzie minister spraw zagranicznych Brazylii Ernesto Araújo. „Nie chcemy wycinać lasów Amazonii ani zabierać ziemi rdzennym mieszkańcom, wręcz przeciwnie” – dodał.
Wielu przedstawicieli rdzennych społeczności nie zgadza się z tymi argumentami.
„Grabieżcze działania drwali, wydobywców i farmerów, którzy mają silne lobby w brazylijskim Kongresie, stają się coraz gorsze, gdy u władzy jest rząd Jaira Bolsonaro, nastawiony przeciwko ludności rdzennej i wzmagający przemoc wobec środowiska i wobec nas” – twierdzi rdzenna liderka Sônia Guajajara. Wtórują jej inni przywódcy amazońskich grup.
Na ziemi Utiariti w stanie Mato Grosso przedstawiciele brazylijskiego rządu przyjmowani są z honorami. Lider mieszkającej tam wspólnoty Paresi, Arnaldo Zunizakae, przekonuje, że jest częścią ruchu rdzennych producentów, którzy chcą szerzej otworzyć swoje tereny na rolnictwo i przemysł wydobywczy. Według niego poprawi to warunki życia mieszkańców, ułatwi dostęp do żywności, usprawni edukację.
„Chcemy przyczyniać się do rozwoju, który widzimy wokół nas, a tymczasem żyjemy w biedzie na ziemi, która, zgodnie z konstytucją, jest nasza” – powiedział Zunizakae na spotkaniu z brazylijskim prezydentem.
Biorąc pod uwagę, że rdzenne wspólnoty w Brazylii to ok. 900 tys. osób i ponad 300 grup etnicznych, różne punkty widzenia nie muszą dziwić. Tym bardziej że pokusa współpracy z rolnikami, wydobywcami czy handlarzami drewnem zawsze była duża.
„Żeby wyprodukować litr oleju i zarobić na nim sto pięćdziesiąt reali, trzeba zebrać kasztany, wyłuskać je ręcznie na skorupki, przemielić. Sporo czasu i wysiłku. A można bez pracy, bez inwestycji, bez poświęcania nawet chwili zarobić setki reali. (…) Wystarczy wpuścić madereiros (handlarzy drewnem), dać im wolną rękę, wziąć swoją dolę” – pisze Artur Domosławski w książce Śmierć w Amazonii. „Trzeba silnej wiary w ideał życia zgodnego z otaczającą naturą, żeby oprzeć się pokusie” – podkreśla.
Rząd Bolsonaro skrzętnie wykorzystuje rozwarstwienie wśród biednych, rdzennych mieszkańców Brazylii, by trafić do tych, którzy widzą w jego polityce korzyści dla siebie. Według Alejandra Parellady są oni jednak w mniejszości.
„Myślę, że większość rdzennych mieszkańców ma własne zdanie na temat rozwoju swoich ziem. Nie sądzę, by pomysły, jakie prezentuje rząd, im odpowiadały. Oczywiście można spotkać liderów, którzy chcą rozwijać rolnictwo i hodowlę bydła, ale z mojego doświadczenia wynika, że większość wspólnot się z tym nie zgadza” – twierdzi aktywista.
Dodaje jednocześnie, że rząd musi rozmawiać ze wszystkimi wspólnotami na temat dalszego rozwoju. Jest to jednak trudne, bo grup jest wiele, a niektóre z nich żyją w izolacji. Są też takie, które zwyczajnie nie zdają sobie sprawy ze skutków działalności wielkich firm na ich terytorium.
„Na początku wierzą, że mogą szybko się wzbogacić, zapewnić wyżywienie, a po pięciu latach okazuje się, że nie mogą żywić się nawet tym, co daje im ich własna ziemia, bo jest zanieczyszczona przez przemysł wydobywczy” – podkreśla Paredalla.
Walka o Amazonię jeszcze długo się nie skończy i zawsze będzie nierówna. Zdaniem Paredalii dzisiejszy dramat puszczy może jednak, mimo wszystko, przynieść coś pozytywnego. Nagle bowiem świat skupił swoją uwagę na problemach jednego z najcenniejszych kompleksów leśnych na Ziemi.
„Nigdy nie mówiło się tak wiele o Amazonii, rdzennych wspólnotach i modelach produkcji. Teraz wszyscy o tym mówią. Mam nadzieje, że obecny kryzys zostanie wykorzystany do tego, by chronić Amazonię” – podkreśla aktywista.