Niesporczaki zahibernowane na Księżycu

Niesporczaki – mikroskopijne bezkręgowce nazywane ze względu na fizyczne podobieństwo do niedźwiedzi wodnymi misiami – stały się „kolonizatorami” Srebrnego Globu. Przybyły tam na pokładzie sondy Bereszit

Niesporczaki – mikroskopijne bezkręgowce nazywane ze względu na fizyczne podobieństwo do niedźwiedzi wodnymi misiami – stały się „kolonizatorami” Srebrnego Globu. Przybyły tam na pokładzie sondy Bereszit

Izraelska sonda wprawdzie nie przetrwała kwietniowej próby lądowania na powierzchni Srebrnego Globu, ale wygląda na to, że część jej ładunku wytrzymała „twarde lądowanie”.

Wśród ocalałych części składowych transportu najprawdopodobniej jest stworzony przez Arch Mission Foundation dysk zawierający dane o życiu na Ziemi i cywilizacji ludzi. To 25 ultracienkich niklowych płytek przypominający kształtem DVD. Na części z nich zapisane są dane w formie analogowej. To m.in. książki i obrazy widoczne jedynie pod mikroskopem. Na innych informacje są zapisane w formie cyfrowej.

Kolonia niesporczaków na Srebrnym Globie

Oprócz niklowych płytek ładunek zawierał jeszcze jedną zaskakująca składową zanurzony w syntetycznej żywicy materiał biologiczny, m.in. próbki DNA 25 osób oraz kolonię niesporczaków.

Te mikroskopijne żyjątka są uznawane za najbardziej wytrzymałe organizmy na Ziemi. Znoszą ekstremalne temperatury, zarówno dodatnie, jak i ujemne, a także dawki promieniowania zabijające niemal wszystkie inne znane nam formy życia. Eksperymenty orbitalne potwierdziły, że te bezkręgowce są w stanie przerwać przynajmniej kilka dni bez żadnej osłony w warunkach próżni kosmicznej!

Niesporczaki nie są pierwszymi żywymi organizmami, które ludzie zostawili na powierzchni Księżyca. Trudno zliczyć, ile bakterii znajdowało się chociażby w pojemnikach z odchodami pozostawionymi tam przez uczestników misji Apollo. Niedawno zaś Chińczycy wysłali na powierzchnię ziemskiego satelity kapsułę zawierającą m.in. nasiona bawełny, które nawet wykiełkowały; sama roślina nie przetrwała jednak zbyt długo.

Zdjęcie powierzchni Księżyca wykonane przez zbliżającą się do niego sondę Bereszit (AFP / HO / ISRAELI AEROSPACE INDUSTRIES)

Jednak te ślady ziemskiego życia nieco różnią się od nieudanego lądowania niesporczaków. Są one bowiem szczelnie zamknięte. Arch Mission Foundation zapewnia jednak, że zarówno zanurzenie żyjątek w syntetycznej żywicy, jak i wcześniejsze wprowadzenie ich w formę przetrwalnikową (poprzez odwodnienie ich organizmów) wyklucza, by mogły się swobodnie poruszać czy rozmnażać. Są w pewnym sensie zahibernowane i tylko przeniesienie je do bardziej korzystnych warunków, z wodą i powietrzem, może pozwolić powtórnie tchnąć w nie życie.

Co z planetarna ochroną?

To niezwykle istotne zapewnienie z punktu widzenia idei ochrony planetarnej (ang. planetary protection). Jej zasady na gruncie prawnym reguluje międzynarodowy traktat o przestrzeni kosmicznej z 1967 r. Przepisy zabraniają „szkodliwej kontaminacji”, jaka może towarzyszyć eksploracji kosmosu.

W praktyce odnosi się to do kilku kwestii. Po pierwsze, chodzi o to, by jakiekolwiek powracające z kosmosu na Ziemię próbki były zabezpieczone w taki sposób, by obce formy życia nie miały szansy dostać się do naszej biosfery. Wynika to z obawy, że np. hipotetyczne pozaziemskie wirusy i bakterie mogłyby stanowić śmiertelne zagrożenie dla życia na Ziemi.

Dlatego nieliczne jak dotąd bezzałogowe misje sond pobierających próbki z obiektów pozaziemskich (np. japońska Hayabusa) projektuje się tak, by po powrocie na orbitę wysyłały na powierzchnię naszej planety jedynie zawierającą próbki kapsułę, która nie miała kontaktu z gruntem, a jej zawartość jest następnie poddawana kwarantannie.

Kolejnym aspektem planetary protection jest chęć ochrony ewentualnego życia pozaziemskiego przed konsekwencjami kontaktu z naszymi mikroorganizmami. Dlatego sprzęt wysyłany w kosmos jest poddawany drobiazgowej sterylizacji, tym dokładniejszej, im lepsze są warunki do istnienia życia w miejscu docelowym. I tak np. sprzęt wysyłany na Księżyc, gdzie nie ma atmosfery, nie jest tak dokładnie czyszczony, jak ten wysłany na Marsa. Na Czerwoną Planetę nikt nie zdecydowałby się wysłać niesporczaków, nawet zahibernowanych.

Wreszcie jest też trzeci aspekt ochrony planetarnej, całkiem praktyczny z naukowego punktu widzenia jeśli gdzieś niechcący przetransportujemy jakieś mikroorganizmy, np. właśnie na Marsa, to jeśli kiedyś znajdziemy tam jakieś proste formy życia, nie będziemy mogli być pewni, czy sami ich tam wcześniej nie wyhodowaliśmy.

Źródła: Wired, Iflscience.com, Archmission.org, NASA

Opublikowano przez

Michał Niepytalski


Specjalizuje się w tematach naukowych, nowej technologii i jej społecznym oddziaływaniu. Jest zafascynowany eksploracją kosmosu i tym, co jeszcze niedawno wydawało się domeną science-fiction, a staje się częścią codzienności.

Chcesz być na bieżąco?

Zapisz się na naszą listę mailingową. Będziemy wysyłać Ci powiadomienia o nowych treściach w naszym serwisie i podcastach.
W każdej chwili możesz zrezygnować!

Nie udało się zapisać Twojej subskrypcji. Proszę spróbuj ponownie.
Twoja subskrypcja powiodła się.