Humanizm
Zagadki umysłu. Możliwe, że Twój przyjaciel to zombie
12 października 2024
Wyróżnienie Olgi Tokarczuk przez Akademię Szwedzką być może zmobilizuje wyborców, którzy podzielają jej troskę o środowisko, praworządność i prawa kobiet. Ale nie zmieni sceny politycznej. Możemy ją zmienić tylko my sami
Do poniższego artykułu otrzymaliśmy z Instytutu Książki sprostowanie, które – wraz z naszym komentarzem – publikujemy na końcu artykułu.
Nie jest żadną tajemnicą, że Prawo i Sprawiedliwość i zarządzane przez tę partię instytucje kultury mają problem z Olgą Tokarczuk. Bardzo poczytna, wpływowa i chętnie przekładana na obce języki autorka ze swoją twórczością i całym entourage’em zupełnie nie wpisuje się w kanony literackie, jakich życzyliby sobie polscy konserwatyści. Wygląd podstarzałej hipiski, krytyczne wypowiedzi o Kościele, naszej polityce historycznej, tęczowe marsze. Na domiar złego wegetarianka i pionierka polskiego kryminału ekologicznego.
Nic więc dziwnego, że w 2016 r. nowy dyrektor Instytutu Książki Dariusz Jaworski w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” zapowiadał, że pod jego kierownictwem instytucja ta, odpowiedzialna za promocję polskiej literatury, „zdecydowanie poszerzy spektrum”. Każda z osób, które choć trochę interesują się kulturą i polityką, odczytała te słowa jako zapowiedź mniejszego wsparcia takich pisarzy jak Olga Tokarczuk, Adam Zagajewski czy Andrzej Stasiuk – czyli nowej władzy niechętnych.
Te przewidywania okazały się całkowicie słusznie, a prawica odkręciła strumień pieniędzy płynący w kierunku swoich pisarzy. Wsparcie jednak nie przełożyło się na ich spektakularne sukcesy w Polsce czy za granicą.
Czas pokazał, że Tokarczuk, Zagajewski czy Stasiuk nie potrzebują wsparcia PiS. To pisarze o ugruntowanej już pozycji międzynarodowej, chętnie czytani za granicą i tam nagradzani. W obliczu chociażby takich wyróżnień jak Austriacka Nagroda Państwowa dla Stasiuka, Nagroda Księżnej Asturii dla Zagajewskiego czy The Man Booker International Prize dla Tokarczuk, działania naszej władzy przypominały raczej mało niebezpieczne i co najwyżej irytujące brzęczenie osy nad uchem niedźwiedzia. Polskich pisarzy wyklętych można spokojnie wymieniać obok takich nazwisk jak Michel Houellebecq, Margaret Atwood czy Philip Roth.
Od objęcia rządów – w tym rządów nad kulturą – przez Prawo i Sprawiedliwość władza w ramach programu Sample Translations odmówiła m.in. wsparcia finansowego litewskiemu tłumaczowi Biegunów Olgi Tokarczuk. Wałbrzyscy PiS-owcy wyszli z sali sesyjnej, gdy większość radnych przyznała Oldze Tokarczuk honorowy tytuł „Zasłużonej dla Miasta Wałbrzycha”. Dosłownie kilka dni przed tym jak Oldze Tokarczuk przyznano Literacką Nagrodę Nobla 2018, minister kultury Piotr Gliński zasłynął swoją wypowiedzią w programie Moniki Olejnik. Zapytany, jaką książkę nominowanej przeczytał, powiedział, że „próbował”, ale „nigdy nie dokończył”. Tych – zapewne mało przyjemnych – prztyczków w nos było więcej.
Olga Tokarczuk nie kryje swoich krytycznych poglądów wobec prawicy. Wspierała Jurka Owsiaka, lidera WOŚP. Otwarcie mówiła o propagandzie TVP, współodpowiedzialności Polaków za wymordowanie Żydów. Po śmierci prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza stwierdziła, że „reprezentował wszystko to, czym nie jest Prawo i Sprawiedliwość. Choć był tradycjonalistą, przeciwstawiał się zaściankowości otwartością serca i umysłu. Zamach na niego to także zamach na wizję liberalnej i postępowej Polski”.
Wydaje się więc, że literacki Nobel ostatecznie rozwiewa nadzieje, że autorkę Ksiąg Jakubowych da sie wymazać z pamięci i świadomości czytelników zarówno polskich, jak i zagranicznych. Mało tego, pojawił się w momencie, w którym wielu skłonnych jest odczytywać werdykt Akademii Szwedzkiej jako głos otuchy i wsparcia płynący z Zachodu ku uciśnionym polskim opozycjonistom.
Jan Hartman tweetował, że Olga Tokarczuk powinna nas poprowadzić 13 października na wybory. „Olga, wykorzystaj to dla Polski! Możesz posłać do urn tysiące ludzi!” – pisze. Robert Biedroń popada w ton biblijny: „W czasach gdy ciemności zawładnęły naszym krajem piszesz ku pokrzepieniu serc”. Pojawił się nawet komentarz, że nagroda dla Tokarczuk może mieć rangę Nobli dla Czesława Miłosza i Lecha Wałęsy. „Ten Nobel będzie niewygodny dla władzy podobnie jak ten w 1983” – napisał Wojciech Pelowski, dziennikarz i wydawca do niedawna związany z „Gazetą Wyborczą”.
Świeżo upieczonej noblistce pogratulowali nie tylko Tomasz Lis i Donald Tusk, ale także prezydent Andrzej Duda. Zresztą nic dziwnego – jak bardzo niewygodna dla partii rządzącej byłaby Olga Tokarczuk, ilu manifestów antymyśliwskich i antypisowskich by nie napisała, nagroda jest po prostu ogromnym wyróżnieniem dla polskiej kultury. Na zjadliwe komentarze pozwalają sobie tylko skrajnie prawicowe media, np. Tygodnik „Solidarność”: „Olga Tokarczuk, żarliwy »obrońca demokracji« nazywająca Polaków »mordercami Żydów« z Noblem”.
To, co zadziało się na Twitterze i Facebooku, jest kolejnym dowodem na to, że nad Wisłą mamy bardzo silne przekonanie, że nasze losy odmienią się dzięki pomocy, która przybędzie z mitycznego Zachodu.
O nasze bezpieczeństwo zadbają Donald Trump i Amerykanie, a o naszą demokrację – słowacka prezydentka Zuzana Čaputová albo komisja noblowska. Dla wszystkich, którzy to przekonanie podzielają, mamy złą wiadomość: nic się nie zmieni, jeśli my sami nie weźmiemy się wreszcie na poważnie za politykę i nie przestaniemy szafować populistycznymi hasłami. Owszem, dobre książki (niekoniecznie Olgi Tokarczuk) czytać trzeba, warto też o nich rozmawiać. Ale nie zmienia to faktu, że jeden Nobel demokracji nie czyni. Porównywanie sytuacji z 2019 roku do Nobla dla Czesława Miłosza z 1980 roku albo, nieco późniejszego, dla Lecha Wałęsy, świadczy o tym, że w krytyce rządów prawicy zaczynamy tracić kontakt z rzeczywistością. Pozostaje nam serdecznie pogratulować laureatce – i doczytać w końcu Księgi Jakubowe.
***
21 października br. otrzymaliśmy z Instytutu Książki następujące sprostowanie:
Nieprawdziwa jest informacja podana w artykule Łukasza Grzesiczaka i Dominiki Kardaś pt „Nobel nie obali władzy”, jakoby od 2016 r. Instytut Książki nie wspierał tłumaczeń książek Olgi Tokarczuk i odmówił finansowania książki Bieguni. W latach 2016-2019 IK sfinansował 25 przekładów książek noblistki na 19 języków – w tym 7 przekładów Biegunów. Łącznie w latach 2016-2019 na przekłady książek O. Tokarczuk wydano ponad 700 tys. zł – więcej niż w latach 1999-2015 (w sumie 679 tys. zł).
Musimy sprostować to sprostowanie – otóż nigdzie nie napisaliśmy, że „od 2016 r. Instytut Książki nie wspierał tłumaczeń książek Olgi Tokarczuk”. Napisaliśmy, że „odmówiono m.in. wsparcia finansowego litewskiemu tłumaczowi Biegunów Olgi Tokarczuk”. To jest prawda, którą potwierdziliśmy w dwóch źródłach, i z tego się nie wycofujemy.
Paradoksalnie, jedynego błędu w naszym artykule Instytut Książki nie sprostował, ale niniejszym prostujemy się sami. Mianowicie, program w ramach którego odmówiono litewskiemu tłumaczowi Olgi Tokarczuk wsparcia nazywał się Sample Translations, a nie CopyRight Poland. Zmieniliśmy to w tekście powyżej.
Summa sumarum, sprostowanie nie odnosi się do naszego artykułu, ale postanowiliśmy je opublikować, ponieważ – pomimo tej zasadniczych usterek – posiada pewne walory informacyjne.
Cieszy nas, że w latach 2016-2019 Instytut Książki wydał 700 tys. zł na tłumaczenia prozy Tokarczuk. Ale to nikogo nie zaskakuje, bo właśnie w ostatnich latach pisarka zdobyła światowy rozgłos i trudno wyobrazić sobie, żeby IK jej nie wspierał. Zaskakujący (i rozczarowujacy) jest dopiero fakt, że obecne władze – na różnym szczeblu – okazywały noblistce niechęć lub prawiły jej złośliwości. O tym właśnie piszemy powyżej i z tego również się nie wycofujemy.