Nauka
Topnienie lodowców na Antarktydzie. Wulkany mogą się obudzić
29 grudnia 2024
„Sprawdźmy obecność!”, „Poproszę do odpowiedzi, a nie, przepraszam, ty już masz ocenę!”, „Otwórzcie podręcznik na stronie…”, „Dzisiaj miała być kartkówka z…”, „Czy mogę wziąć nieprzygotowanie?”, „Chciałem/chciałam zgłosić brak pracy domowej”, „Nie huśtaj się na tym krześle!”, „Patrz na mnie, gdy do Ciebie mówię!”. To zwroty, które autorka niniejszego eseju słyszała na lekcjach języka polskiego, matematyki, biologii… Zwroty, które pamięta do dziś i marzy, by jakimś cudem zostały przez jej pamięć wymazane, ponieważ są to zdania, które nie powinny kojarzyć się ze szkołą, ani szkoły definiować.
Odkąd pamiętam „buda” kojarzyła mi się z opresją, starotestamentowym „za dobre wynagradza, a za złe karze”. Gdy pierwszy raz przekroczyłam próg podstawówki w moim życiu pojawił się świat niekończących zakazów, oczekiwań, ocen oraz „szufladek”, do których zostałam wtłoczona niby śledź do puszki. Ależ mi ta puszka doskwierała, tłamsiła i sprawiała, że z każdym dniem coraz mniej lubiłam „TO” miejsce. Paradoksalnie owo „puszkowanie” wyzwoliło we mnie marzenie. Postanowiłam, zostać współczesnym, kobiecym wcieleniem Konrada Wallenroda! Wszak „są dwa sposoby walczenia, trzeba być lisem i lwem”! Tak! Drogi Czytelniku! Zostałam nauczycielką, by ten system od środka rozwalić!
Gdy pierwszy raz, już jako nauczycielka, weszłam do klasy, towarzyszyło mi przekonanie, że z uczniami jesteśmy zakładnikami jaskini Platona. Siedzimy bezwolni, spoglądając na cienie przesuwające się na kamiennej ścianie. Te cienie symbolizowały świat, którego nigdy nie dotkniemy – rzeczywistość, ponieważ ugrzęźliśmy w oparach teorii, zadań, klasówek, czerwonych pasków. Wtedy przypomniałam sobie, że mam marzenie, że Konrad, że lis…, że dość i basta! Pożyczyłam zbroję od Don Kichota, osiodłałam „Rosynanta buntu” i ruszyłam na podbój „edukacyjnego betonu”. Moja nierówna z nim walka trwa do dzisiaj i choć końca jej nie widać, uważam, że warto było iść pod prąd. Zapytasz drogi czytelniku, dlaczego? Otóż moja peregrynacja przyniosła owoce w postaci feerii dziecięcych pytań, zdziwień, przyjaźni. Byłam świadkiem niezapomnianych i chwytających za serce chwil, w których mogłam obserwować narodziny ciekawości i pasji. Widziałam motywację i zaangażowanie płynące wprost z głębi uczniowskich serc i umysłów.
Postąpiłabym nieuczciwie, gdybym nie wspomniała także o porażkach, zwątpieniu czy łzach bezsilności, gdy „lądowałam na dyrekcyjnym dywaniku” w moim pierwszym miejscu pracy i słyszałam, że zachowuję się jak „uczennica”. Jednak hołdując zasadzie, „że porażka jest przyprawą, która nadaje sukcesowi swój smak” rozpoczynałam raz jeszcze swoją batalię o lepszą szkołę. O szkołę, która uczyłaby krytycznego myślenia, odpowiedzialności, empatii. O szkołę poza szkołą, by ściany lekcyjnego prostopadłościanu nie wyznaczały jedynej, ostatecznej ontologii kształcenia. O szkołę bez stopni. Szkołę dialogu, innowacyjnych rozwiązań i nauczania wspierającego podmiotowość oraz autonomię osób uczniowskich.
Polecamy eseje z pozostałych kategorii: Słońce na szkle, czyli dlaczego różnorodność edukacji jest jej potencjałem
Lata mijały, a ja na swej szkapie dotarłam do Konstancina-Jeziorny, do No Bell Szkoły Podstawowej Montessori i… „słowo stało się ciałem”. Przekonałam się, że można uczyć bez oceny sumującej (1,2,3,4,5,6), że można treści nauczania wzbogacić o nowy przedmiot -„inteligencję emocjonalną”, na którym dzieci w końcu mogą zajrzeć do swojej psyche. To tutaj zrozumiałam, że są wyspy, miejsca, ludzie, którzy chcą innej oświaty. Owych przylądków dobrej myśli edukacyjnej jest w Polsce coraz więcej. Rodzą się inicjatywy, takie jak Holistic Think Tank, by „walczyć o szkołę, w której najważniejszy jest Człowiek, a nie oceny, rankingi i sprawdziany”. Niestety Czujne Oko Systemu wciąż stoi na straży edukacji opresyjno-behawioralnej. Edukacji opartej na podręczniku i systemie feudalnym, który widzi ucznia jako przedmiot nie podmiot. Pomimo rozmaitych zaleceń MEN-u, zapisów dotyczących indywidualizacji procesu kształcenia wciąż w szkołach machamy kijem i marchewką.
W dobie sztucznej inteligencji i postępującej technologizacji pytanie o to, czego powinna uczyć szkoła nabiera nowego, jeszcze głębszego wymiaru. Jakie powinny być fundamenty edukacji w świetle zachodzących zmian? Jakie umiejętności i wartości powinna ona przekazywać? W dobie powszechnej automatyzacji, sztucznej inteligencji i postępującej technologizacji w szkole powinno przede wszystkim „chodzić o człowieka”. Aby sprostać wyzwaniom XXI wieku, edukacja musi być wszechstronna i ukierunkowana na rozwój osoby uczniowskiej jako istoty myślącej, empatycznej i odpowiedzialnej. Szkoła nie może zapominać o fundamentalnych humanistycznych wartościach. Oprócz rozwijania umiejętności intelektualnych, kluczowym aspektem edukacji powinno być kształtowanie etycznego postępowania i empatii, bo nie wiedzieć czemu zatraciliśmy „antropocentryczny” charakter szkoły, tworząc z niej bastion „wiedzocentryzmu”, klasówkocentryzmu”, „wyścigocentryzmu”. Wznieśliśmy fabryki produkujące konformistycznych, konsumpcjonistycznych, wyzutych z empatii absolwentów. Zapodzialiśmy człowieczeństwo, zniszczyliśmy mikrokosmos relacji, kalokagatii i współpracy. Żadna technologia i kolejne odsłony rewolucji naukowo-technicznej nie są w stanie uzdrowić zdehumanizowanej tkanki szkoły, dlatego powinniśmy przywiązywać wagę do rozwijania umiejętności komunikacyjnych i współpracy. W świecie, gdzie cyfrowa komunikacja często zastępuje osobiste relacje, umiejętność skutecznej komunikacji staje się niezwykle istotna. Szkoła powinna więc dążyć do tego, by osoby uczniowskie potrafiły wyrażać swoje myśli, słuchać innych i budować zdrowe relacje międzyludzkie. Szkoła winna ukazywać jak wykorzystywać zdobytą wiedzę i umiejętności w sposób moralny i odpowiedzialny. Wraz z postępem technologicznym pojawiają się bowiem nowe wyzwania związane z etyką używania i przetwarzania danych, prywatnością. Młodzi ludzie powinni być świadomi tych problemów oraz zostać wyposażeni w narzędzia pozwalające im podejmować świadome, moralnie, uczciwe decyzje.
Kolejnym, rudymentarnym zadaniem szkoły w obliczu ekspansji sztucznej inteligencji i „mechatronicznej” rzeczywistości powinno być kształtowanie umiejętności krytycznego myślenia i elastyczności intelektualnej. W erze, w której maszyny przejmują rutynowe czynności i zadania – analiza, syntezowanie informacji i kreatywne rozwiązywanie problemów stają się nieocenione.
Warto przeczytać inne nagrodzone eseje: Współczesny zmierzch humanizmu. Czy istnieje sposób na jego odrodzenie?
Z przekorą i nieukrywaną satysfakcją na „kartach” tegoż niesfornego „wywodu jestemu” zapytuję przekornie (aczkolwiek też nieco retoryczne), dokąd zmierza szkoła, w której nie ma miejsca dla człowieka? Czyż właśnie nie nadszedł czas rewolty i przewrotu edukacyjnego? Wznieśmy zatem sztandary wolności i progresywizmu! Uwolnijmy edukację od schematów i rutyn! Zaintonujmy:
Wyklęty powstań, uczniu z ziemi,
Powstańcie, których dręczy schemat.
Myśl nowa blaski promiennymi
Dziś wiedzie nas na bój, na trud.
Przeszłości ślad dłoń nasza zmiata,
Przed ciosem niechaj belfer drży!
Ruszymy z posad bryłę szkoły,
Dziś niczym – jutro wszystkim my!
…Ruszmy z posad bryłę szkoły! Pchnijmy ją w stronę prawdy, dobra, piękna. Niech stanie się miejscem pełnym spontanicznych pytań, dziecięcych zdziwień i prawa do błędu. Miejscem, w którym słowo człowiek w końcu zabrzmi dumnie…
Powyższy esej zdobył wyróżnienie w kategorii Edukacja w konkursie Holistic News.
Tekst publikujemy w wersji oryginalnej, bez redakcyjnych ingerencji.
Wszystkie eseje konkursowe znajdziesz TUTAJ.
Polecamy: Upadek Secret Service. Jak stawianie na „różnorodność” zabija profesjonalizm służb