Nauka
Muzyka tylko dla wybranych. Bez słuchawek, bez hałasu
31 marca 2025
Według sondażu przeprowadzonego przez IBRIS w przypadku ataku Rosji na naszą ojczyznę tylko 16 proc. badanych zaciągnie się na ochotnika do wojska, by jej bronić. Ustalono ponadto, że prawie 80 proc. Polaków do 39. roku życia nie chce wprowadzenia zakazu wyjazdu z Polski dla mężczyzn w wieku poborowym w razie ewentualnego konfliktu zbrojnego.
Wojny są nieodłączną częścią ludzkiej historii i niestety występują w różnych formach we wszystkich społeczeństwach. Ludzie naturalnie łączą się w grupy oraz wytwarzają własną kulturę i wspólnotę interesów, które chronią. Struktura społeczna naciska na tych silniejszych fizycznie – czyli mężczyzn – żeby o tę wspólnotę walczyli. Z kolei dla nich samych decyzja o udziale w wojnie jest zawsze doświadczeniem ambiwalentnym.
– W momencie, kiedy widzisz, że czołgi wjeżdżają do miasta, że ci faceci biorą, co chcą, gwałcą kobiety czy w inny sposób zaznaczają swój teren, chcąc uniknąć upokorzenia, uruchamiasz swoją agresywną część. Naturalną skłonność do rywalizacji. Z drugiej strony jest zdroworozsądkowe podejście na zasadzie: „Ale co będzie, jak wojna się skończy, nikt już nie będzie pamiętał, o co ona była, a ja dalej nie będę miał nogi?”. Nie wspominając nawet o etycznych wątpliwościach: czy jesteś w ogóle w stanie zabić człowieka – opowiada psycholog Paweł Droździak.
Według specjalisty ów wewnętrzny konflikt nigdy nie zostaje rozwiązany. Postawa człowieka ciągle się zmienia, nawet w toku wojny:
– Taki mężczyzna standardowo przechodzi przez różne fazy. Od myślenia „my i oni”. Przez sytuację, gdy od sześciu dni leży w błocie, w okopie. Po prostu ma już tego dosyć i nie chce mieć żadnego przeciwnika. Po ponowną mobilizację, gdy dochodzi do walki w tych okopach – tłumaczy psycholog.
Co więcej, nigdy nie wiadomo, która postawa w człowieku wygra. Dużo zależy od tego, jak ta konieczność zostanie ludziom przedstawiona. I jaki panuje w danym momencie kulturowy imperatyw.
– Jeśli spojrzymy na historię pierwszej wojny światowej, na początku w Europie panował totalny entuzjazm wobec wojny, również ze strony kobiet. Była nawet akcja „Białe Pióro”. W Wielkiej Brytanii, gdy mężczyzna szedł ulicą – co oznaczało, że nie zgłosił się na ochotnika do wojska – feministki wręczały mu białe pióro jako symbol tchórzostwa. W dzisiejszym kontekście może nas dziwić, czemu akurat one to robiły, ale wtedy ten ruch udowadniał w taki sposób swoje polityczne zaangażowanie, co miało zmierzać do uzyskania przez kobiety praw wyborczych. A co do walki – całe społeczeństwo oczekiwało tego od mężczyzn. Jednak później nadeszła realność: do miast zaczęły docierać filmy z wojny, ludzie zobaczyli, jak to naprawdę wygląda. Że człowiek zderza się z maszynami, a wojna działa praktycznie jak maszynka do mięsa. Wtedy entuzjazm zamienił się w sceptycyzm – kontynuuje Droździak.
Do tej pory nasza kultura jasno definiowała, że obrona kraju to obowiązek mężczyzny. Natomiast dziś ta wartość (jak i wiele innych) jest mocno relatywizowana. W związku z tym młodzi panowie coraz częściej deklarują, że wybraliby ucieczkę z Polski. Co więcej, nie widzą w tym żadnego problemu. Choć z drugiej strony ci sami mężczyźni często popierają obronę Ukrainy.
Polecamy: Testosteron ojca wpływa na zachowania dzieci. Ale tylko niektórych
Żyjemy w czasach wolności i dobrobytu, w których komfort życia wygrywa z dążeniem do wartości większych niż my sami. Gdy jesteśmy bezpieczni, konsumpcyjny i hedonistyczny styl życia nie stanowi dla nas problemu.
– Nasze społeczeństwo było w ostatnich latach mocno rozleniwione. No i nagle mamy zaskoczenie. Bo okazuje się, że w tej superbezpiecznej Europie pojawiają się realne zagrożenia, na które nikt młodych ludzi nie przygotowywał. W procesie edukacji zaniechano podstawowych elementów, na które – na przykład w Stanach Zjednoczonych – kładzie się duży nacisk: przekonującej nauki patriotyzmu i społecznej odpowiedzialności. Tymczasem u nas na lekcjach historii można umrzeć z nudów. Dziś nawet w harcerstwie są duże zaniedbania: brakuje instruktorów, wszystko się skomercjalizowało – podkreśla gen. Roman Polko, były dowódca GROM-u.
Dodaje on, że owo „rozleniwienie” dotyczy także młodych wojskowych, a komercjalizacja wypiera obecnie etos służby.
– Zachęta do wojska wygląda dziś jak reklama obozu wypoczynkowego. Przyjdź do nas, nie będziesz nic robił. Będziesz leżał, my Ci będziemy płacić, a Ty będziesz gotowy do obrony. Będziesz miał dużo pieniędzy, wcześniejszą emeryturę i inne bonusy. Nie jest podkreślany etos służby, tylko te nagrody. A one prowadzą do postawy roszczeniowej wśród samych żołnierzy. Część młodych ludzi dziwi się, że trzeba wyjechać poza koszary. Pojawia się myślenie: „Zrobię coś tylko wtedy, jak mi dodatkowo zapłacą” – opowiada generał.
Polecamy także artykuł: Męska jaskinia w naszym domu. Faceci jej potrzebują
Tradycyjne modele męskości, które kładły nacisk na siłę fizyczną, samodzielność czy pewnego rodzaju „stoicyzm” w postawie są dziś kwestionowane. Ich miejsce zajmuje model, wedle którego mężczyzna powinien być czuły, wrażliwy, empatyczny i zdolny do komunikowania swoich potrzeb. Od lat szeroko mówi się o tym, że męskość jest redefiniowana. W parze z tak zwanym kryzysem męskości idzie dewaluacja pojęcia tożsamości narodowej.
– Ostatnich trzydzieści parę lat to jest bardzo intensywna praca mediów głównego nurtu i autorytetów humanistycznych nad dekonstrukcją tej tożsamości. Wszystkie próby jej demonstrowania były potępiane, wyśmiewane. Faceci byli generalnie szkoleni w tym, żeby wierzyć, że patriotyzm to jest symbol jakiegoś „przegrywa”. Chodziło o to, żeby wytworzyć nowego człowieka, który właściwie nie ma płci, który ma tożsamość bardziej „światową”. I teraz nagle zrobiła się panika [i zaczęto się zastanawiać], na ile ci mężczyźni w to uwierzyli. Bo jeżeli uwierzyli w to do końca, to nie pójdą na wojnę. No bo dlaczego mieliby teraz pójść, jeżeli słyszeli przez 30 lat, że mężczyźni są winni opresji kobiet, a wojna jest po prostu przejawem jakiegoś patriarchalnego myślenia? – pyta retorycznie Droździak.
Gdziekolwiek się nie znajdziemy, tworzymy z ludźmi wokół siebie jakąś wspólnotę. Gdyby każdą kolejną społeczność, do której decydowalibyśmy się przyłączyć, dopadała wojna, nasze życie składałoby się z nieustających ucieczek.
– Na wyjeździe, na wygnaniu, będziemy jak cichociemni. Oni nigdy nie czuli się u siebie, byli wyobcowani. Czy porzucisz swoich najbliższych i oddasz wrogowi wszystko, co było dorobkiem wielu pokoleń? Otóż to jest tak naprawdę kwestia sensownej edukacji. Takiej, która nie sprowadza się do jakichś formułek, dat itd., ale do zrozumienia, że przegrana wojna to również przegrane życie – nasze. Ponieważ jeżeli nie będziemy walczyć o swoje, okażemy się tchórzami. Nikt nas nigdy nie będzie szanował – mówi gen. Polko.
Słowa generała uwidaczniają się w naszym szacunku do postawy Ukraińców. Co więcej – jak donosił między innymi „The New York Times” – sami obywatele tego państwa, którzy na początku wojny uciekli, nierzadko wracają do swojej ojczyzny, mimo że kraj znajduje się w ruinie.
– Żeby wziąć udział w wojnie, musisz mieć właściwie dwie cechy: pewną skłonność do agresji i do rywalizacji oraz zdolność do współpracy. Musisz preferować własną grupę nad inne, ale jednak w ramach tej własnej grupy musisz być lojalny. Natomiast my dziś nie jesteśmy wychowywani w tej samej kulturze. Faceci z jakiegoś ruchu kibicowskiego mają zupełnie inne wzorce od tych z placu Zbawiciela. No i teraz można zastanawiać się, czy istnieje jakaś identyfikacja na zasadzie wspólnoty konsumentów. Że na przykład konsumujemy te same produkty kultury, żyjemy mniej więcej na podobnym poziomie i trochę nie ma znaczenia, w jakim państwie mieszkamy – podsumowuje Droździak.
Historia pokazuje, że w sytuacji zagrożenia Polacy potrafią się jednak zmobilizować. Natomiast społeczna polaryzacja, kulturowy hedonizm i kult empatii nie sprzyjają naszemu przetrwaniu. Pamiętajmy, że od naszego stosunku do obrony kraju zależy też, czy odważnie będziemy o niego walczyć. Jak twierdził Napoleon, „na wojnie morale to trzy czwarte, a równowaga sił materialnych to jedynie pozostała jedna czwarta”.
Przeczytaj: Łotwa likwiduje rosyjskie wpływy. Koniec kremlowskich sentymentów