Nauka
Ziemia straciła siostrę. Badanie Wenus dowodzi, że nie jest podobna
17 grudnia 2024
Od wyzwolenia obozu Auschwitz-Birkenau minęło 75 lat. Odchodzą kolejni świadkowie tamtych wydarzeń, pozostają przedmioty, ale także one powoli poddają się upływowi czasu. Przed naturalnym destruktem chronią je konserwatorzy, którzy potrafią przywołać kryjące się za nimi cienie ludzi
Splątane poczerniałe od ognia oprawki okularów bardzo długo traktowane były jako masa. Dopiero niedawno, przy okazji remontu gabloty, konserwatorzy postanowili je dokładnie obejrzeć i policzyć. Zaczęli je rozplątywać. Przed wojną produkowano metalowe ramki pokrywane tworzywem sztucznym. Roztopiły się na skutek pożaru, zostały same szkielety. W większości takie same, choć nie zawsze.
„Czasem zdarza się symbol producenta, a czasem, co ważniejsze, ślad człowieka” – mówi Andrzej Jastrzębiowski, konserwator z Muzeum Auschwitz zajmujący się przede wszystkim obiektami metalowymi. „Każdemu z nas zdarza się stracić śrubkę przy okularach i tak też było wtedy. Znajdujemy więc okular, w który ktoś włożył zagiętą szpilkę albo drucik w miejsce śrubki i to już jest cień jakiegoś człowieka. Nie potrafimy go zidentyfikować z imienia i nazwiska, ale pojawia się mała historia. Taki przedmiot możemy pokazać, a ktoś, kto na niego spojrzy, zauważy tę szpilkę i zacznie myśleć o człowieku, który ją tam włożył i tutaj zginął” – dodaje.
Teren miejsca pamięci obejmuje prawie 200 ha, na których znajduje się około 150 budynków i 300 ruin. Oprócz tego muzeum ma 110 tys. butów, 3,8 tys. waliz, 12 tys. garnków, 470 protez, odzież obozową i tałesy, czyli szaty modlitewne. Są też tysiące okularów, listy, zdjęcia i wiele innych przedmiotów znalezionych podczas prac badawczych lub przez turystów.
„Każda z rzeczy pochodząca z tamtego okresu jest pod opieką konserwatorów. Nie jesteśmy w stanie zatrzymać upływu czasu, ale możemy go spowolnić tak, żeby kolejne pokolenia mogły je zobaczyć” – podkreśla Bartosz Bartyzel, rzecznik muzeum.
Prace konserwatorskie rozpoczynają się w pracowni fotograficznej, gdzie każdy przedmiot jest fotografowany przed i po konserwacji.
„Zdjęcia robione przed konserwacją są bardzo ważne, żeby pokazać na przykład stan walizki, gdy do nas trafia” – wyjaśnia Jastrzębiowski. „Widzimy nie tylko, dlaczego trafiła do konserwacji, lecz także jak się zmienia, bo nasza konserwacja w dużym stopniu polega na usunięciu śladów wcześniejszej konserwacji. Bardzo wiele naszych obiektów było już konserwowanych w latach 70. i 80. – z różnym skutkiem. Na pewno udało się zatrzymać, zahamować pewne procesy, ale środki wtedy stosowane już nie działają, a niekiedy nawet zaczynają szkodzić. Dlatego musimy zidentyfikować te środki i je usunąć” – zaznacza.
Po sfotografowaniu przedmioty trafiają do laboratorium, gdzie wykonywane są nieniszczące badania materiałowe. Oznacza to, że bez pobierania próbek można określić, jaką żywicą pokryty został dany przedmiot, co z kolei pozwala na jej usunięcie i ponowne utrwalenie obiektu na kolejne lata.
To walka z czasem, a raczej z destruktem. Każdy przedmiot podlega stopniowej degradacji, a zadaniem konserwatorów jest ten proces spowolnić tak, aby kolejne pokolenia odwiedzających Auschwitz mogły widzieć to miejsce w takim stanie, w jakim pozostało po wojnie. Dotyczy to zarówno budynków, jak i drobnych pamiątek, guzików, medalików czy monet. Z przyczyn czysto naturalnych konserwację należy powtarzać co 25 – 30 lat.
Joanna Słońska pochyla się nad kilkoma skorodowanymi aluminiowymi monetami, które w 1967 r. znaleziono niedaleko krematorium nr 3. Z jednej niewiele zostało, a na innej widać szarfę, gwiazdę Dawida, napis „Getto Litzmanstadt” i nominał 10 marek.
„Zapewne zostały przywiezione w ramach ostatnich transportów z getta łódzkiego w połowie 1944 r.” – mówi Słońska „To była waluta obowiązująca wyłącznie na terenie getta, poza nim była bezwartościowa. Znalezienie monety mówi nam o pochodzeniu ofiar, jeśli uda nam się je zidentyfikować jako walutę. W zbiorach mamy m.in. monety z getta łódzkiego, ale także węgierskie i pojedyncze z dawnej Czechosłowacji, Niemiec, Grecji, Serbii, Związku Radzieckiego. Jest też jedna wyjątkowa z Egiptu. Może ktoś miał przy sobie pamiątkę?” – zastanawia się.
Monety o swoich właścicielach mówią niewiele, ale nadal są bezcennymi obiektami, które trzeba oczyścić i zabezpieczyć przed postępującą korozją. Pomoc nieoczekiwanie przyszła ze strony przemysłu motoryzacyjnego, który na potrzeby transportu części metalowych między fabrykami wyprodukował specjalną folię z lotnymi inhibitorami korozji. Obiekty metalowe wymagają konserwacji co 15 lat, tymczasem sam fakt włożenia ich do żółtego woreczka wydłuża ten okres o kolejnych 5 lat.
„W muzeum pracuję od 11 lat, choć nie jestem tu najstarszy stażem. Wydawać by się mogło, że pracując z tymi obiektami przez lata, wpada się w rutynę, ale tutaj nie ma na to miejsca” – podkreśla Jastrzębiowski.
„Ostatnio pracowałem z naczyniami emaliowanymi. Niektóre mają doczepiony kawałek drutu czy jakąś szmatkę. Zbierałem materiał ikonograficzny i przeglądałem Auschwitz Album ze zdjęciami ostatnich transportów Żydów z Węgier. Tam jest chłopiec, który ma przyczepiony do ubrania na kawałku szmatki jakiś kubeczek, albo inny – z kubkiem na jakimś sznurku przewieszonym przez głowę. Ktoś mu pewnie powiedział, żeby to miał przy sobie, bo wtedy łatwiej dostanie coś do picia albo do zjedzenia. Zobaczyłem tu dowód, związek między tym kubkiem i historią jakiegoś człowieka. Na tym polega ogromna siła tych obiektów” – tłumaczy.
Zbiory muzeum przez cały czas rosną. Podczas konserwacji dwóch murowanych baraków w kobiecej części obozu Birkenau znaleziono ok. 4 tys. obiektów, w tym guziki, ale także medaliki czy scyzoryki wciśnięte, schowane między spoinami cegieł. Czasem to tylko rozklepany i zaostrzony gwóźdź oprawiony w kawałek drewna. Są też osobiste przedmioty, takie jak obrączki czy broszki, które mogły stanowić dla kogoś łącznik ze światem spoza obozu, źródło chęci przetrwania.
Dlatego tak ważne jest, żeby turyści oddawali muzeum każdy znaleziony przedmiot na tym terenie. Obecnie poziom gruntu jest 30 – 50 cm wyższy niż 75 lat temu, ale na skutek naturalnych cyklów ruchu Ziemi, przemarzania gruntu, przedmioty regularnie wychodzą na powierzchnię. Jastrzębiowski wspomina odnalezienie medalu przyznanego za rany odniesione przez uczestnika I wojny światowej. To kawałek metalu, który zapewne jakiś więzień, weteran armii austro-węgierskiej, przemycił do obozu.
Zachowaniu dla przyszłych pokoleń zarówno małych przedmiotów, jak i całych budynków służby plan konserwacji realizowany przez zespół, którym kieruje Agnieszka Tanistra-Różanowska. Prace rozpoczęto w 2009 r. od kompleksowych badań obozu i określenia priorytetów. Za priorytet uznano znajdujące się w bardzo złym stanie murowane baraki na kobiecym odcinku B1 w Birkenau.
„To nie są typowe budynki. Są inne niż chociażby bloki w Auschwitz” – podkreśla Agnieszka Tanistra-Różanowska. „Baraki stawiano w pośpiechu od listopada 1941 r. do kwietnia 1942 r. z materiałów pochodzących z rozbiórki domów we wsi Brzezinka. Wykorzystano cegły, elementy więźby dachowej czy drzwi wewnętrzne. Materiały były złej jakości, a do tego budynki stawiano w bardzo niekorzystnym miejscu, na podmokłym gruncie i na otwartej przestrzeni, gdzie narażone są na oddziaływanie wiatru” – dodaje.
Konserwatorzy musieli przeprowadzić kompleksowe badania obejmujące nawet stosunki wodne w tym miejscu, aż po lokalną florę i wpływ mikroorganizmów. Ponadto pamiętać należy o unikalnym, niepowtarzalnych charakterze obiektów. Tutaj nie ma miejsca na pomyłkę.
„Gdybyśmy zniszczyli element lub warstwę historyczną, to już nie dałoby się tego odwrócić” – zaznacza Agnieszka Tanistra-Różanowska. „Nawet zmiany wprowadzamy bardzo ostrożnie. Co do zasady nie odtwarzamy wcześniejszego stanu, bo nikt nie jest w stanie go określić. Nasza filozofia zakłada, że jeżeli nie mamy pewności, że jakiś element jest wtórny, to go konserwujemy, bo może być oryginalny. Staramy się nie zmieniać formy i jak najmniej ingerować w estetyczny wygląd obiektów. Usuwamy jedynie elementy ewidentnie wtórne, skutki wandalizmu czy elementy, które szkodzą obiektowi, takie jak zdegradowane, zakażone drewno” – tłumaczy.
Celem konserwatorów jest zachowanie momentu w historii, w którym funkcjonował obóz Auschwitz-Birkenau, tak by odwiedzający mieli możliwość obcowania z autentycznym miejscem. Przez wiele lat konserwacja była prowadzona interwencyjnie, co tylko na pewien czas spowalniało nieuchronny proces niszczenia. Stąd co 25 – 30 lat trzeba wracać do kompleksowej konserwacji tego samego obiektu.
W celu prowadzenie tych prac w przyszłości utworzono fundusz wieczysty, z którego odsetki przekazywane są na konserwację. Fundacja Auschwitz-Birkenau czuwa nad bezpieczeństwem zgromadzonego kapitału. Dzięki temu powstał Globalny Plan Konserwacji i realizowane są prace konserwatorskie.
„Fizycznie upływu czasu nie zatrzymamy, ale dzięki opiece konserwatorskiej te rzeczy ocaleją” – podkreśla Bartosz Bartyzel. „Pracuje nad tym wielu ludzi, w tym 30 konserwatorów dyplomowanych i ponad 100 osób zaangażowanych w procesy konserwatorskie, z ekipami remontowymi włącznie. Mówimy o budżecie rzędu ok. 4 mln euro rocznie” – wylicza.
Pierwotnie na bezpiecznych lokatach funduszu miało zostać zgromadzonych 120 mln euro, z czego zdeponowano ok. 111 mln. Jednak pieniądze gromadzono w czasie koniunktury gospodarczej, co spowodowało, że z czasem kwota ta przestała wystarczać. Stąd decyzja Niemiec o podwyższeniu funduszu i wpłaceniu dodatkowych 60 mln euro, dzięki czemu odsetki ze zgromadzonych pieniędzy zapewniają tzw. bezpieczeństwo konserwatorskie.
„W tej chwili odchodzą ostatni świadkowie tamtych wydarzeń i zostają tylko przedmioty. Jednak dzięki funduszowi umożliwiającemu pracę konserwatorów mamy pewność, że ogrom tych miejsc i przedmiotów będziemy mogli zachować dla przyszłych pokoleń” – podkreśla Bartyzel.