Od biskupów zależy, czy Polska będzie drugą Irlandią

Pozycją irlandzkiego Kościoła wstrząsnęło tuszowanie aktów pedofilii. A wyniki niedawnego referendum w sprawie „szybkich rozwodów” jasno potwierdziły, że kler stracił rząd dusz w tym kraju

Przygniatający triumf zwolenników „szybkich rozwodów” w referendum w Irlandii jasno potwierdza, że kler stracił rząd dusz w tym kraju. Tuszowanie pedofilii i aktów przemocy wobec dzieci popełnianych przez duchownych zdruzgotały autorytet tamtejszego Kościoła. Hierarchowie przyznali się jednak do popełnionych błędów, dzięki czemu w Irlandczykach wciąż tli się jeszcze iskierka wiary. Polscy hierarchowie powinni wziąć sobie do serca doświadczenia irlandzkich kapłanów

Wybory do Parlamentu Europejskiego odbyły się w Irlandii już w piątek. Irlandczycy głosowali także w referendum, które budziło emocje nie mniejsze niż same wybory. Mieszkańcy Zielonej Wyspy zdecydowali w nim o zmianie obowiązującego prawa, które umożliwia rozwód dopiero po czteroletnim okresie separacji w ostatnich pięciu latach małżeństwa. Za liberalizacją prawa rozwodowego, polegającą na skróceniu wymaganego okresu separacji do dwóch lat, opowiedziało się 82 proc. głosujących przy frekwencji wynoszącej ponad 50 proc.

Karta do głosowania w referendum konstytucyjnym w sprawie rozluźnienia przepisów dotyczących rozwodów. Dublin, 24 maj 2019 r. (PAUL FAITH / AFP / EAST NEWS)

Denis Nulty, biskup Kildare-Leighlin, zmiany w procedurze rozwodowej określił jako „dążenie do unicestwienia małżeństwa”. „Katoliccy wyborcy muszą rozważyć, czy proponowana zmiana konstytucyjna nie osłabi bardziej przywiązania do małżeństwa” – to z kolei wyrażona przed głosowaniem opinia biskupa Elphin Kevina Dorana.

Irlandczycy pozostali jednak głusi na apele duchownych, a prasa zwycięstwo zwolenników liberalizacji określiła jako „przytłaczające”. Trudno o lepszy dowód na potwierdzenie tezy, że Kościół katolicki nie ma w tej chwili w Irlandii żadnego autorytetu. Coraz częściej można wręcz usłyszeć opinię, że jest on na wyspie martwy – o co może obwiniać głównie samego siebie.

Katolicyzm znaczy prawo

Przez stulecia Irlandia uchodziła za jeden z najsilniejszych bastionów katolicyzmu. Był on dla jej mieszkańców fundamentem tożsamości narodowej i oporu wobec brytyjskich, protestanckich ciemiężycieli. Nie zmieniło się to przez długi czas po odzyskaniu niepodległości przez Republikę Irlandii – pod koniec lat 70. XX w. aż 90 proc. obywateli deklarowało się jako praktykujący katolicy. Kwestie wyznaniowe miały też decydujące znaczenie w pozostającej pod władzą brytyjską Irlandii Północnej, gdzie wyznawanie katolicyzmu było wyrazem sprzeciwu wobec rządów Londynu.

W parze z pobożnością Irlandczyków szła uprzywilejowana pozycja Kościoła rzymskokatolickiego w Republice, do 1972 r. gwarantowana konstytucyjnie. W realiach irlandzkich etyka katolicka była niemalże tożsama z prawem – wystarczy powiedzieć, że w latach 1937-1995 rozwody były nielegalne. Co więcej, Irlandczycy przez długi czas naprawdę aprobowali moralny prymat Kościoła – jeszcze w 1983 r. w referendum opowiedzieli się za zakazem aborcji i prawem nienarodzonych dzieci do życia.

Kler pozostawał nieodłącznym elementem społecznego krajobrazu państwa, wręcz jego fundamentem – w rękach duchownych i zakonnic znajdowały się szkoły, sierocińce i szpitale. Młodzi Irlandczycy wychowywali się w poczuciu bezwzględnego autorytetu Kościoła, ale wkrótce miało się to obrócić przeciwko niemu.

Koniec mitu dobrego księdza

Pierwsze wstrząsy, które doprowadziły do trzęsienia ziemi, pojawiły się w latach 80. Tragedia 15-letniej Ann Lovett, uczennicy katolickiej szkoły, pobudziła narodową dyskusję na temat aborcji i antykoncepcji – wówczas dozwolonej tylko dla małżeństw, w dodatku na receptę. W styczniu 1984 r. dziewczyna zmarła po tym, jak urodziła dziecko w kapliczce Marii Panny.

Oficjalnie nikt nie wiedział o jej ciąży. Irlandczycy pytali: Jak to możliwe, że uczące ją zakonnice niczego nie zauważyły? Dobre imię kleru podważyła też sprawa Micheala Ledwitha, przełożonego seminarium w Maynooth pod Dublinem, którego oskarżono o molestowanie kleryków.

Przełomowe dla irlandzkiego Kościoła okazały się lata 90. W 1994 r. aresztowano Brendana Smytha, zakonnika z Irlandii Północnej, który na terenie całej wyspy przez cztery dekady posługi duchownej wykorzystał seksualnie co najmniej 143 dzieci. Odkryto też, że jego zbrodniczy proceder był dobrze znany przełożonym z zakonu norbertanów.

Może nawet jeszcze bardziej wstrząsające, bo dotykające osobistego doświadczenia bardzo wielu Irlandczyków, było ujawnienie w serii telewizyjnych dokumentów skali znęcania się nad dziećmi w katolickich szkołach i sierocińcach. Runął również mit księdza jako „pasterza bez skazy” – w 1992 r. wyszło na jaw, że biskup Galway Eamonn Casey ma dorosłego syna z Amerykanką Annie Murphy.

Niedługo przyszło czekać na reakcję społeczeństwa. Nie jest przypadkiem, że w 1993 r. homoseksualizm przestał być w Irlandii przestępstwem, a dwa lata później w kraju zalegalizowano rozwody.

Molestowanie dzieci jak „irlandzki Holokaust”

Okazało się, że był to jedynie wierzchołek góry lodowej, z jakim Kościół zderzył się w kolejnej dekadzie. W 2005 r. opublikowano pierwszy oficjalny raport na temat molestowania seksualnego dzieci przez duchownych w latach 60. Opisano w nim przypadki 21 księży pedofilów z diecezji Ferns, dla których jedyną karą było przeniesienie do innej parafii lub diecezji. W kolejnych latach przedstawiono także podobne raporty dla diecezji Dublin i Cloyne.

Raport z 2009 roku dotyczący wykorzystywania dzieci liczy 2,5 tysiąca stron (PETER MUHLY / AFP / EAST NEWS)

Z kolei w 2009 r. w raporcie sporządzonym przez sądową komisję (popularnie zwaną komisją Ryana) skupiono się na przypadkach molestowania i znęcania się nad dziećmi w kierowanych przez Kościół placówkach opiekuńczych. Zeznania złożyło ponad tysiąc osób, które były przez duchownych opiekunów głodzone, bite, torturowane i gwałcone. Ich publikacja wywarła tak ogromne wrażenie na opinii publicznej, że media proceder, jakiego dopuszczali się duchowni, określiły mianem „irlandzkiego Holokaustu”.

Zaufanie Irlandczyków straciły także siostry zakonne. W 2013 r. rządowa komisja ujawniła skalę nadużyć w prowadzonych przez zakonnice azylach dla kobiet, nazwanymi pralniami magdalenek. Władze przymusowo kierowały do nich kobiety uznawane za „upadłe” (w tym te, które zaszły w nieślubną ciążę), by wykonywały ciężkie prace fizyczne na rzecz zakonów. Oczywiście bezpłatnie – w teorii była to forma pokuty.

Ku pamięci 800 pochowanych dzieci, w miejscu dawnego katolickiego domu dla niezamężnych matek w mieście Tuam w Zachodniej Irlandii, gdzie wciąż przybywają szkolne wycieczki (PAUL FAITH / AFP PHOTO / EAST NEWS)

W latach 1922-1996 do takich instytucji trafiło 10 tys. Irlandek. Jeszcze większe oburzenie siedem lat temu wywołało ujawnienie faktu, że siostry ze zgromadzenia Bon Secours, prowadzące dom samotnej matki w Tuam w hrabstwie Galway, w latach 1925-1961 maskowały zatrważająco wysoką umieralność dzieci, „chowając” martwe niemowlęta w szambie na terenie placówki. Według szacunków spoczęło ich tam prawie 800.

„Jesteśmy zawstydzeni i upokorzeni”

Kościół katolicki w Irlandii, przytłoczony tak wstrząsającymi zarzutami, musiał uderzyć się w piersi. W opublikowanym w odpowiedzi na raport Ryana oświadczeniu biskupów napisano: „Straszne zbrodnie popełniono przeciwko najbardziej niewinnym i wrażliwym… Przypadki molestowania są poważną zdradą zaufania, jakim darzony jest Kościół”. Kardynał Sean Brady mówił w tym czasie: „Jesteśmy zawstydzeni i upokorzeni. Chcemy wyrazić skruchę za to, że nasi ludzie odeszli tak daleko od chrześcijańskich ideałów. Prosimy o wybaczenie”.

Retoryka to jedno, ale realne zadośćuczynienie – to coś innego. Trzeba oddać irlandzkiemu klerowi, że rzeczywiście starał się w jakimś stopniu naprawić swoje błędy – 15 tys. poszkodowanych osób otrzymało odszkodowania finansowe. Nie zmienia to jednak faktu, że spośród 1300 oskarżonych o molestowanie księży ukarano zaledwie 82.

Ludzie Kościoła wyrządzili Irlandczykom zbyt wielkie krzywdy, by ci mogli o nich tak po prostu zapomnieć. Pełne skruchy słowa hierarchów nie powstrzymały odpływu wiernych z kościołów. Na niedzielną mszę regularnie uczęszcza już tylko co trzeci Irlandczyk (36 proc.), a w diecezji dublińskiej kościół w niedzielę odwiedza mniej niż co piąta osoba. Mimo wszystko, jako katolicy, wciąż deklaruje się ok. 72 proc. mieszkańców Republiki, choć 12 proc. z nich to obcokrajowcy, głównie Polacy.

Jeszcze dramatyczniej wygląda kwestia powołań duchownych. Według wyliczeń Association Of Catholic Priests od 1995 r. liczba aktywnych księży na terenie kraju spadła o 45 proc. W ubiegłym roku zamknięto przedostatnie seminarium w Irlandii – przez 26 ostatnich lat zakończyło działalność osiem placówek tego typu. W jedynym w tej chwili seminarium w Maynooth kształci się obecnie ponad 30 młodych kleryków, a powołanie do stanu duchownego deklaruje rocznie dosłownie kilku Irlandczyków. Przeciętny wiek księdza na Zielonej Wyspie wynosi obecnie 70 lat.

Połowa Irlandczyków nie chce księdza na ślubie

Ostatnie lata przyniosły Kościołowi także kilka innych ciosów świadczących dobitnie o spadku jego autorytetu. Choć katoliccy hierarchowie wciąż zajmują nieprzejednanie negatywne stanowisko w sprawie małżeństw osób homoseksualnych, to w 2015 r. Irlandczycy w referendum opowiedzieli się za legalizacją związków jednopłciowych.

Sceny radości w Dublinie tuż po ogłoszeniu wyników referendum na temat zmian przepisów antyaborcyjnych w Irlandii, maj 2018 r. (PAUL FAITH / AFP / EAST NEWS)

W ubiegłym roku przyjęto poprawkę do konstytucji liberalizującą politykę aborcyjną – w tej chwili dozwolona jest ona do 12. miesiąca ciąży, w sytuacji bezpośredniego zagrożenia zdrowia i życia matki, a także jeśli płód ma minimalne szanse przeżycia.

Upadek etyki katolickiej w sferze rodziny można z powodzeniem mierzyć w liczbach. Od 1995 r. pięciokrotnie więcej par decyduje się na życie w konkubinacie. W tej chwili 37 proc. dzieci w Irlandii rodzi się z nieślubnych związków. Opublikowane w kwietniu 2019 r. przez Central Statistics Office wyniki badań wykazały, że tylko 61 proc. ślubów w ostatnim czasie miało wymiar religijny, a mniej niż połowa z nich odbyła się w obrządku katolickim.

Wciąż podwyższa się średni wiek wstępowania w związek małżeński – w tej chwili jest to 36,4 lat dla mężczyzn i 34,4 dla kobiet. To znacznie więcej niż w Polsce, gdzie statystyczny pan młody ma lat 29, a panna młoda – 27. Mimo wszystko Irlandia nadal ma jeden z najniższych wskaźników rozwodów w Unii Europejskiej – rozpada się zaledwie 0,8 proc. małżeństw. Trzeba jednak zaznaczyć, że w porównaniu z 2015 r. wskaźnik ten wzrósł o 0,2 punktu procentowego, a zmiana regulacji dotyczących rozwodów może oznaczać dalszy wzrost.

Zielona Wyspa wciąż w religijnej czołówce

Irlandia odchodzi dziś od religii, ale podobną tendencję obserwuje się we wszystkich państwach Europy Zachodniej. Może zatem gdyby nie było pedofilii księży, przypadków bestialstwa nauczycieli w szkołach katolickich i zakonnych obozach pracy, scenariusz potoczyłby się inaczej?

Dr Gladys Ganiel z Queen’s University Of Belfast wśród głównych powodów sekularyzacji Irlandii wymienia wpływ telewizji, coraz częstsze rzucanie wyzwania Kościołowi przez media i wzrost roli społecznej kobiet. Dopiero w dalszej kolejności wspomina o skandalach pedofilskich i sposobach, jakimi sobie z nimi radzi hierarchia. Badaczka z Irlandii Północnej w książce Transforming Post-Catholic Ireland podkreśla jednak, że w Republice wciąż nie doszło do tak gruntownego zeświecczenia, jak w innych krajach zachodnich.

Z opublikowanego w 2018 r. przez St. Mary’s University Twickenham London i Institut Catholique de Paris raportu na temat religijności wśród młodych mieszkańców 22 państw Europy wynika, że Zielona Wyspa wciąż należy do religijnej czołówki kontynentu. W grupie wiekowej 16-29 lat jako katolicy deklaruje się 54 proc. ankietowanych, 24 proc. uczęszcza na mszę niedzielną, a 43 proc. modli się przynajmniej raz w tygodniu. Bardziej pobożni okazali się tylko Polacy i Portugalczycy.

Młode pokolenie Irlandczyków wciąż jeszcze zatem odczuwa pewne przywiązanie do religii ojców, co może okazać się szansą dla następców św. Patryka na uratowanie katolicyzmu w tym kraju.

Czy Polska będzie drugą Irlandią?

Film „Tylko nie mów nikomu” Tomasza Sekielskiego, poruszający temat pedofilii w polskim Kościele, rozbudził debatę na temat jego społecznej pozycji. Wszystko wskazuje na to, że polscy hierarchowie będą musieli zmierzyć się z takimi samymi problemami jak irlandzcy duchowni. Jaką metodę postępowania obiorą?

Polski kler ma do wyboru albo iść w zaparte i udawać, że pedofilii wśród księży nie ma i nie było, albo tak jak irlandzki – uderzyć się w piersi i szczerze wyznać swoje winy. Duchowni mają jednak zapewne świadomość, że postawa skruchy wcale nie uratowała dotychczasowej pozycji Kościoła w Irlandii.

Z drugiej jednak strony wydaje się, że irlandzki katolicyzm największe zawieruchy ma już za sobą. Czy może przydarzyć mu się coś gorszego, niż gwałcenie dzieci w sierocińcach, kobiece obozy pracy i 800 niemowląt wrzuconych do szamba? Pomimo tych wszystkich grzechów popełnionych przez Kościół Irlandia wciąż należy do najbardziej religijnych państw kontynentu, a widać to szczególnie wyraźnie na tle reszty Europy Zachodniej. Wystarczy spojrzeć na Francję, gdzie w niedzielnej mszy uczestniczy zaledwie 5 proc. nominalnych katolików. Może więc dla chrześcijaństwa na wyspie jest jeszcze jakaś nadzieja?

Upaść, by wstać mocniejszym

Patsy McGarry, publicysta dziennika „The Irish Times”, w przededniu wizyty papieża Franciszka w Irlandii w 2018 r., która przyciągnęła zaledwie 300 tys. jej mieszkańców, pisał: „Jesteśmy świadkami nie tyle śmierci katolicyzmu, co śmierci pewnego modelu Kościoła katolickiego w Irlandii. Chrześcijaństwo jest w niej obecne od ponad 1500 lat. Kościół, który zbudował Paul Cullen [prymas Irlandii w latach 1850-1878 – red.], przetrwał jedną dziesiątą tego czasu, ok. 150 lat. Czas mu powiedzieć do widzenia”.

„To nie był dobry Kościół. Stał się dominujący, arogancki, napastliwy. Zdradził swoje nauki i swoich ludzi… Mimo tej zdrady niezwykła liczba irlandzkich katolików wciąż trzyma się swej wiary – nawet jeśli mają już niewielkie zaufanie do samej instytucji Kościoła” – podkreślił. 

Polskich duchownych czeka czas wielkich decyzji. Czy powinni w pierwszej kolejności ratować wiarę, czy instytucję? Może jednak lepiej dla naszego katolicyzmu byłoby, gdyby Polska stała się nową Irlandią? Mówi się wszak, że czasem warto upaść, by wstać dwa razy silniejszym.

Opublikowano przez

Maciej Koprowicz


Absolwent Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, z wykształcenia dziennikarz i historyk. Jego specjalnościami są muzyka i popkultura (jest autorem pierwszej polskiej biografii zespołu The Smiths), ale jego zainteresowania obejmują także historię, naukę, sztukę i politykę społeczną. Miłośnik futbolu i podróży po Europie.

Chcesz być na bieżąco?

Zapisz się na naszą listę mailingową. Będziemy wysyłać Ci powiadomienia o nowych treściach w naszym serwisie i podcastach.
W każdej chwili możesz zrezygnować!

Nie udało się zapisać Twojej subskrypcji. Proszę spróbuj ponownie.
Twoja subskrypcja powiodła się.