Humanizm
Pomoc niewidomym z echolokacją. Tak dźwięk wspiera orientację
13 listopada 2024
Jamuna, która przepływa przez Delhi, kilkaset kilometrów dalej wpada do Gangesu - jako ściek. A świętych rzek nie wolno przecież źle traktować. Obie mają osobowość prawną - tak jak każdy człowiek
Uczniowie szkoły podstawowej w Agrze modlą się do Saraswati, bogini nauki i mądrości. W Wedach, świętych dla hindusów tekstach z XVI w. p.n.e., nazywana jest „najlepszą z matek, najlepszą z rzek, najlepszą z bogiń”. Poranne powietrze unosi prośby o światłość umysłu. Bo boże błogosławieństwo uspokaja umysł i pozwala na zdobywanie wiedzy.
Szkoła znajduje się tuż przy Taj Mahal, cudzie architektonicznym z epoki cesarza Wielkich Mogołów Szahdżahana. Poniżej błyszczące wody Jamuny wiją się w spękanym od upału korycie rzeki.
Prawin Kumar przywozi do szkoły mleko. Czy poją zwierzęta wodą z rzeki? Zarzeka się, że nie. Mają studnie głębinowe. Trójkołową rykszą, czyli motorowym tuk-tukiem, jadę kilka kilometrów na południe od Taj Mahal. Do wsi Kumara, w której jego rodzina od pokoleń hoduje krowy i bawoły. Po drodze mijam dzieci, które rano widziałem w szkole pana Anila, modlące się przed zajęciami do bogini.
Z umówionego spotkania nici. Kumar nie odbiera telefonu. Na brzeg rzeki idę w towarzystwie rikszarza oraz dzieci zainteresowanych moim przybyciem. Przygotowany na obraz wielkiego śmietniska, zaskoczony wchodzę do Jamuny. Na wielu filmach widziałem wyławiane śmieci wszelkiego rodzaju. Stan wody jest na tyle wysoki, że przykrywa nieczystości.
Te najgroźniejsze są oczywiście niewidoczne. To skażenie pestycydami, środkami chemicznymi z garbarni czy ścieków z oddalonego o 200 km Delhi. Ostatnio zlokalizowano tam kolejnych 116 miejsc, z których spływają nieczystości w ponad 20 ściekach prowadzących do rzeki.
Najgroźniejszym dla Jamuny jest ściek – kanał Najafgarh. Odpowiada za 60 proc. zanieczyszczeń. W Delhi i okolicach system ich wywozu i składowania śmieci na wysypiskach jest niezbyt sprawny. Pod uwagę trzeba wziąć także fakt, że wielu ludzi mieszka na ulicach, a nieraz pod mostami zakładanie są osiedla domków skleconych z czego tylko się da. Mowa łącznie o pięciu milionach osób wyrzucających śmieci do nielegalnych kanałów ściekowych.
Tylko z kanału Najafgarh i tylko w jednym dniu do Jamuny wpada 220 mln litrów ścieków. Takie dane podaje Centre for Environmental Management of Degraded Ecosystem z Uniwersytetu Delhijskiego. Jeden z profesorów z tej uczelni pomaga władzom miasta przywracać życie w Jamunie. Z części badań wynika, że w świętej rzece na wielu odcinkach nie ma dosłownie żadnych form życia.
Na początku października odkryto, że w miastach Waranasi i Prayagraj Ganges jest tak zanieczyszczony i zatruty bakteriami koli, że nie powinno się w nim kąpać. A jest to przecież jeden z najważniejszych celów pielgrzymek Hindusów, zupełnie nie do wyobrażenia bez rytualnego obmycia się w rzece.
Bakterie koli pochodzą z różnych źródeł, m. in. z odchodów ludzi i zwierząt. Norma ich obecności przekroczona została kilkakrotnie za sprawą ok. 20 ścieków omijających oczyszczalnie. Tak sytuacja wygląda w Prayagraju, miejscu w którym wpływa do niego Jamuna. To najświętszy sangam, czyli zbieg rzek w całych Indiach. Nazywa się go Triweni Sangam, bo – według wierzeń – oprócz Gangesu i Jamuny płynie tam jeszcze rzeka Saraswati, nazwana od imienia bogini. Grupy naukowców starają się udowodnić to, w co wierzą mistycy – że rzeka płynęła tutaj co najmniej 6 tys. lat temu i na pewno gdzieś pozostały ślady jej obecności.
Poszukiwania mitycznej Saraswati to część polityki władz, które chcą, by w kulturze i historii Indii dominował hinduizm. Dlatego Prayagraj do niedawna znany był jako Allahabad. Władze stanu Uttar Pradesh rok temu zmieniły jej nazwę. Wielu doszukiwało się przyczyn tej decyzji w tym, że nazwę Allahabad nadano ponad 400 lat temu, w okresie muzułmańskiego imperium Wielkich Mogołów. I nie miał znaczenia fakt, że Allahabad był miastem rodzinnym pierwszego premiera niepodległych Indii Jawaharlala Nehru. Część z jego prochów ofiarowano – zanurzono w sangamie Gangesu i Jamuny, a świadkami tego wydarzenia było ponad pół miliona ludzi.
W miejscu, w którym Jamuna łączy się z Gangesem, odbywa się Kumbh Mela – rytuał wchodzenia i oczyszczania w wodzie. Niezwykła popularność i malowniczy charakter tego święta przyciąga dziennikarzy z całego świata. Hindusi wierzą, że dzięki kąpieli w można zakończyć cykl odrodzeń – reinkarnacji. Kumbh Mela organizowana jest co trzy lata w czterech miejscowościach nad Gangesem, ale to pod Prayagraj przybywa największa liczba wiernych, wśród nich ascetyczni sadhu, jogini czy zwykli pielgrzymi. W tym roku na uroczystości przybyło ok. 220 mln ludzi. To absolutny rekord.
Nad brzegiem Jamuny w oddali majaczy biały Taj Mahal. Pytam rikszarza, z którym przyjechałem, czy zanurzają prochy zmarłych w Jamunie. Odpowiada, że tak, ale jeśli ktoś ma pieniądze, to jedzie nad Ganges. „Jamuna też jest święta, ale tam jest szybsze odrodzenie” – odparł.
Problem z zanieczyszczeniem świętej rzeki paradoksalnie dotyczy także rytuałów religijnych. I nie chodzi tu o prochy zmarłych, lecz o to, jak są ofiarowane.
Aesha Datta, dziennikarka, zastępca redaktora naczelnego „Economic Times Prime”, zajmuje się tematyką ochrony środowiska w Indiach. Zwraca uwagę na sposób, w jaki wiara w świętość Jamuny przyczynia się do zanieczyszczenia rzeki. „W Jamunie zanurza się prochy skremowanych zmarłych w charakterze ofiary dla świętej rzeki. Poza tym pudźa, czyli ofiara dla bóstw, te wszystkie dary – kwiaty, owoce – są także do niej wrzucane, ale ludzie pakują je w plastikowe torebki” – zaznacza.
Władze Delhi nad brzegiem Jamuny chcą utworzyć strefy ekologiczne, rozrywkowe, miejsca zielone i trasy do spacerów. Przeznaczą na ten cel kilka milionów dolarów. W przyszłym roku mają zakazać upraw na terenach zalewowych. To będzie ogromny cios dla mieszkających tam ludzi, trudniących się uprawą warzyw i hodowlą krów.
Z Aeshą rozmawiam na dachu jednego z domów w Delhi. „Tam żyją ludzie, niedaleko stąd, pod mostem. Są tam pola uprawne, łowi się ryby, wodą z rzeki nawadnia się pola, ale ludzie nie jedzą tych warzyw, bo wiedzą, że poziom toksyn jest naprawdę bardzo wysoki. Oni te warzywa sprzedają na rynku” – mówi, pokazując w kierunku rzeki.
Aesha tłumaczy, że dla wielu biednych ludzi uprawy są jedynym źródłem zarobku. Poza tym świadomość, jak groźna jest zanieczyszczona woda, jest bardzo niska. Rzeczywiście. We wsi pod Taj Mahal pytałem dzieci, czy się kąpią w Jamunie. Jedne wskazywały na drugie, mówiąc: „Tamci się kąpią, bo umieją pływać”. Dopytuję, czy nie boją się zanieczyszczeń, śmieci. „Dla nas woda jest czysta. A skąd te śmieci? Napłynęły. My nie wyrzucamy ich do rzeki” – odpowiadały.
Skoro woda jest tak czysta, to można ją pić? „Nie, nie!” – gwałtownie zaprzeczają jednym głosem razem z rikszarzem. Co jednak w takim razie z nawadnianiem pól? Za dzieci odpowiedział rykszarz, który mieszka w okolicy: „A czego się bać, przecież to tylko woda, a zresztą święta rzeka!”.
Mleczarz Kumar zapewniał mnie, że lepiej nie poić zwierząt wodą z Jamuny, bo zarazki mogą wywołać choroby. Werdykt jednego z najnowszych raportów rządowego National Green Tribunal jest brutalny – w oczyszczaniu Jamuny nie poczyniono żadnych postępów. Kumar winą za obecną sytuację obarcza władze. „Rząd nie robi nic, a przecież to święta rzeka, łączy się z Gangesem” – podkreśla.
Dziennikarze śledzą poczynania rządu, ale ten zawód w Indiach bywa niebezpieczny. Aesha Datta przyznaje, że na pogróżki, a czasem nawet na utratę życia najbardziej narażeni są lokalni dziennikarze. Informują opinię publiczną o nielegalnym wydobywaniu piasku z terenów zalewowych Jamuny czy o niezgodnych z przepisami przypadkach budowy portów. Według Datty za takimi działaniami stoją oligarchowie.
A władze? „Weźmy Ganges – rząd nakazał fabrykom nad rzeką zainstalowanie systemów filtrujących, sprawdzających poziom zanieczyszczenia. Ja dowiedziałam się, że systemy nie działają albo pracują tylko częściowo” – mówi dziennikarka. „Zgodnie z prawem do informacji zapytaliśmy o dane dotyczące zanieczyszczenia. Okazuje się, że nie udaje się go zmniejszyć, tak jak głosi rząd. A jeśli władzom nie zależy na przestrzeganiu przepisów i ochronie środowiska, to dlaczego mają dbać o to ludzie?” – pyta retorycznie.
Sąd stanu Uttarakhand dwa lata temu zadecydował o nadaniu osobowości prawnej Jamunie i Gangesowi. Od tego czasu doradca i prawnik stanowy oraz sekretarz władz są „prawnymi rodzicami” rzek. Brij Khandelwal jest dziennikarzem, aktywistą środowiskowym i przywódcą River Connect Campaign. Walczy o czystość Jamuny, a tuż po wyroku sądu w Uttarakhand złożył na policję zawiadomienie o zamiarze popełnienia morderstwa i otrucia rzeki. Oskarżonymi były władze miasta Agra.
To był gest bardziej symboliczny, którego celem było zwrócenie uwagi na problem braku odpowiedzialności za zanieczyszczanie rzek. Khandelwal co jakiś czas organizuje akcje protestacyjne. Nie jest jedyny. Organizacja Yamuna Jiye Abhiyan przygotowuje raporty i naciska na władze w New Delhi, by zajęły się stanem rzeki, która jeszcze do lat 90. XX w. tętniła życiem.
Dziennik „Hindustan Times” opublikował niedawno zdjęcia z okresu od lat 60. do lat 90. Można na nich zobaczyć roześmianych ludzi na brzegach Jamuny, łódki z całymi rodzinami, a nawet zawody pływackie. Jeśli te obrazki ponownie mają stać się rzeczywistością, rzeka musi zostać oczyszczona. „Jamuna była kiedyś pełna życia. Jednak teraz to jest niestety ściek” – twardo ocenia Aesha Datta.