Nauka
Ziemia straciła siostrę. Badanie Wenus dowodzi, że nie jest podobna
17 grudnia 2024
Wybory trwały ponad miesiąc i składały się z siedmiu faz. Głosowanie było ogromnym przedsięwzięciem logistycznym
W Bhagsu, małej miejscowości położonej niedaleko himalajskiej Dhramasali, na wielkim telebimie ludzie z zadowoleniem oglądali wyniki wyborów. Raviemu, który pracuje jako ayurwedyjski masażysta, z nadmiaru emocji nieco łamał się głos. „Modi to prawdziwy lider. Pracuje po kilkanaście godzin dziennie i nigdy nie jeździ na wakacje” – mówi, nie kryjąc podziwu dla premiera.
Tu, w Himalajach, niepodzielnie rządzi Indyjska Partia Ludowa (BJP), która zgarnęła wszystkie cztery lokalne mandaty. „Rządzący robią tutaj bardzo dużo. Budują drogi, a miasto się rozwija” – nie kryje zadowolenia Anand, który jest kelnerem w pobliskiej restauracji. „Modi robi wiele dla biednych ludzi. Dociągnął elektryczność do wiosek, biedni mają teraz wodę i gaz” – dodaje Ranya, która o powodzenie Modiego modliła się do samego Kryszny.
Modlitwy najwyraźniej pomogły. Indyjska Partia Ludowa (BJP) zdecydowanie wygrała drugie z rzędu wybory parlamentarne. Członkowie ugrupowania Narendry Modiego będą zasiadać w 303 z 542 foteli w Lok Sabha – czyli izbie niższej parlamentu. Wraz z koalicjantami będą jednak dysponować 352 mandatami.
Rządząca partia znacznie poprawiła tym samym swój dorobek sprzed pięciu lat, gdy zdobyła 282 mandaty. Komentatorzy podkreślają, że będzie to pierwszy jednopartyjny rząd Indii od 1984 r. Z kolei Partia Kongresowa, główne ugrupowanie opozycyjne, i przez wiele lat wiodąca siła w Indiach, zdobyła tylko 52 mandaty (87 miejsc łącznie z koalicjantami).
Impreza w sztabie Indyjskiej Partii Ludowej trwała właściwie do rana. Panowała atmosfera święta, bo sondaże dawały zwolennikom Modiego dużo powodów do optymizmu. Po pierwszych wynikach emocje sięgnęły zenitu. 68-letni Modi na przywitanie został obsypany przez swoich zwolenników płatkami róż.
„To nie był wybór między partiami politycznymi, to był wybór o przyszłym kształcie Indii” – powiedział Modi swoim licznym zwolennikom. „Nigdy nie porzucimy naszych ideałów, naszej pokory wobec ludzi i naszej kultury” – dodał.
Rahul Gandhi, lider Partii Kongresowej, uznał swoją porażkę. Przywódcę opozycji spotkała jeszcze jedna bardzo niemiła niespodzianka, gdyż przegrał w swoim okręgu wyborczym (Amethi w Uttar Pradesh). Mimo że zapewnił sobie miejsce w parlamencie, kandydując z innego miejsca, była to wyjątkowo dotkliwa porażka. Gandhi kandydował z tego miejsca od 2004 r., a jego rodzina od dziesięcioleci, zawsze zapewniając sobie zwycięstwo.
Gratulacje Narendrze Modiemu złożyli już najważniejsi liderzy świata. Depesze gratulacyjne nadesłali m.in.: prezydent USA Donald Trump, premier Izraela Benjamin Netanjahu oraz przywódca Chin Xi Jinping.
Kampania wyborcza dla partii Modiego była jak podróż z piekła do nieba. Pod koniec zeszłego roku nastroje w rządzącym ugrupowaniu nie były dobre. BJP przegrała lokalne wybory w trzech indyjskich stanach. Powodem było niezadowolenie z szybujących w górę cen i rosnącego bezrobocia, najwyższego od czterech dekad.
Były i inne zarzuty.
Jak podkreśla Polski Instytut Spraw Międzynarodowych, „opozycja skupiła się w kampanii na krytyce rządu, m.in. za źle przeprowadzoną wymianę banknotów (tzw. demonetyzację) w 2016 r., która uderzyła głównie w najbiedniejszych obywateli i drobnych przedsiębiorców”.
Na wynik wyborów wpłynął jednak lutowy atak islamskich ekstremistów w Kaszmirze, w którym zginęło 40 indyjskich policjantów. To całkowicie przestawiło akcenty w debacie publicznej i skierowało kampanię na inne tory – z gospodarki na bezpieczeństwo i konflikt z odwiecznym wrogiem, muzułmańskim Pakistanem. Udana akcja militarna na terytorium regionalnego rywala wzmocniła popularność rządzących i podbudowała patriotyczny entuzjazm. Twarda odpowiedź Modiego wyraźnie spodobała się Hindusom.
„Tak trzeba było zareagować! Jak nie będziemy twardzi, to nikt nie będzie nas szanował!” – powiedział Mehal, który wyborczą euforię od kilku godzin zapijał miejscowym rumem.
Modi postrzegany jest przez większość hinduskich wyborców jako charyzmatyczny i twardy lider. Budzi zaufanie, co było jednym z kluczy do wyborczego zwycięstwa. Uważany jest za uczciwego i sprawnego administratora, nieuwikłanego w korupcję i brudne polityczne rozgrywki.
„On jest jak mnich. Tylko pracuje i nic nie kradnie w przeciwieństwie do tych złodziei z Partii Kongresowej, którzy budowali sobie wille za publiczne pieniądze” – powiedział zaczepiony przez mnie na ulicy mężczyzna. „Poza tym, zobacz, jak on mówi i patrzy. To lider, prawdziwy mężczyzna” – dodał.
Modi ma również opinię sprawnego technokraty, który z wyczuciem porusza się na arenie międzynarodowej i zręcznie buduje międzynarodowe sojusze. Potrafi również sprawnie łączyć narodowy szowinizm z modernizacją kraju.
Premier, który polityczne losy od młodości związał ze skrajnie prawicowymi partiami, odrzuca świecki nacjonalizm promowany przez Partię Kongresową i stawia na ideę „wielkich Indii hinduistycznych”. Podsyca to niepokoje etnicznie i prowadzi do wielu religijnych napięć, głównie z muzułmanami, którzy stanowią jedną piątą mieszkańców Indii.
Modi systematycznie kreuje własną politykę historyczną i podkopuje dziedzictwo Jawaharlala Nehru – sekularysty i pierwszego premiera niepodległych Indii oraz jego następców.
Na ich miejsce stawia własnych bohaterów. Jednym z nich jest Sardar Patel (Vallabhbhai Jhaverbhai), pierwszy wicepremier i minister spraw wewnętrznych Indii. Dzięki dyplomatycznym zdolnościom przekonał liczne księstewka indyjskie (było ich ponad 500!) do zjednoczenia się pod hinduskim sztandarem.
W zeszłym roku „zapomnianemu” bohaterowi w stanie Gudźarat na zachodzie Indii postawiono pomnik wysokości… 182 m. To największy monument na świecie symbolizujący jedność i potęgę kraju. To ukłon wobec hinduskich nacjonalistów i zarazem pokaz siły oraz aspiracji kraju – rodzącego się imperium.
Wybory w Indiach trwały ponad miesiąc i składały się z siedmiu faz. Czynne prawo wyborcze miało w nich ok. 900 mln osób. Frekwencja wyniosła 67 proc., co oznacza, że głos oddało ok. 600 mln obywateli. O 542 mandaty ubiegało się 8 tys. kandydatów.
Źródła: Reuters, India Today, BBC, PISM, Gazeta Wyborcza, RMF FM