Humanizm
Hulaj dusza, piekła nie ma. Zetki, influencerzy i pieniądze
16 listopada 2024
Powszechnie przyjmuje się, że medycyna rozwinęła się przede wszystkim dzięki działalności lekarzy, którzy mieli odwagę, wizję, a czasami tupet, dzięki czemu nie bali się przekraczania granic i ryzykowania. W ten sposób doprowadzali do przełomów. Gdyby nie nie nowatorstwo wielu medyków, nie mielibyśmy tych rzeczy, które dla nas są dzisiaj oczywiste: operacji pod narkozą, dezynfekcji, zabiegów na sercu. Jednak żaden przełom w medycynie nie mógłby mieć miejsca, gdyby nie równie bohaterska postawa pacjentów, którzy byli gotowi położyć się na stole operacyjnym.
Pacjenci, którzy zgadzali się na nowatorskie zabiegi, rzadko mieli wiedzę taką jak lekarze-wizjonerzy, ale nie brakowało im woli życia i gotowości do poświęcenia.
Każdy przełom w medycynie niejednokrotnie wiąże się z latami pracy, prób czy testów na zwierzętach. Ponadto za każdym stoi wielu ludzi, którzy mimo najszczerszych chęci i zapewnień doktorów nie przeżyli pierwszych eksperymentalnych zabiegów. Czasami trudno jednoznacznie ocenić postawę tak lekarzy, jak i pacjentów, którzy w imię poprawy zdrowia lub zaledwie krótkiego przedłużenia życia byli w stanie poświęcić tak wiele. Wśród nich są dwie osoby, których historie otwierają drzwi do rozważań na temat roli pacjenta i lekarza w procesie leczenia.
Jane Crawford wraz z mężem Thomasem oraz piątką dzieci mieszkała w hrabstwie Green w Kentucky. W trudnych warunkach, wśród dzikiej przyrody, z dala od ludzi, zajmowała się pracą na plantacji tytoniu oraz polowaniem na bizony. Opiekowała się także dziećmi, z których niestety kilkoro zmarło w młodym wieku. Wiosną 1908 roku jej brzuch zaczął ponownie rosnąć i wszyscy spodziewali się narodzin kolejnego potomka. Jednak po dziewięciu miesiącach nic się nie wydarzyło, brzuch ciągle rósł i coraz bardziej bolał.
Do oddalonej od innych miejscowości farmy udało się sprowadzić dr. Efraima McDowella. Po przebadaniu pacjentki stwierdził, że to przypadek ogromnego torbiela i jedyne, co może dla niej zrobić, to przedziurawić szklaną rurką brzuch, by wypuścić nadmiar płynu. Wiedział, że nie mógł pomóc kobiecie. Żaden człowiek nie przeżył wcześniej otwarcia powłok brzusznych. Sam doktor dobrze znał ten temat i miał świadomość, że podjęcie się tej operacji będzie się wiązało ze śmiercią tak kobiety, jak i jego samego. Ówczesne prawo twierdziło bowiem, że jeśli lekarz otworzy brzuch pacjenta, a ten umrze pod jego nożem, to jest to równoznaczne z zabójstwem. Jane powiedziała jednak:
Doktorze, proszę to wyciąć. Zniosę każdy ból.
Doktor zabrał kobietę do swojego domu. Podróż trwała dwa dni, ale zahartowana Crawford przetrwała mroźną wędrówkę. Po wielu dylematach i rozważaniach 25 grudnia doktor McDowell przystąpił do operacji. Za oknem zgromadzili się miejscowi, z szeryfem na czele, i wybudowali szubienicę, na której chcieli powiesić doktora-zabójcę.
Operacja odbyła się niemal 40 lat przed wynalezieniem narkozy. Doktor położył kobietę na kuchennym stole, a potem bez znieczulenia i bez antyseptyków rozciął jej brzuch i wyciął ponad 10-kilogramowy torbiel. Szybko zamknął ranę i po 25 minutach zakończył operację. Jane przez cały czas była przytomna. Aby poradzić sobie z oszałamiającym bólem, śpiewała psalmy. Po pięciu dniach od operacji wstała z łóżka, a po 25 wróciła do oddalonego o 100 kilometrów domu. Dożyła 78 lat.
Polecamy: Frankenstein stworzył potwora. Czy nauka musi przegrać z prawami natury?
Jak udało się jej przeżyć? Na pewno była bardzo silną kobietą – przez lata radziła sobie z trudną i wyczerpującą pracą na pustkowiu. Udało się jej także dlatego, że miała w sobie ogromną wolę życia i miała do kogo wracać: do męża i dzieci. Crawford stanęła przed niezwykle trudnym dylematem: czy wybrać życie w ciągłym bólu i śmierć z powodu torbieli, czy zgodzić się na próbę operacji, która niemal na pewno miała skończyć się porażką i zgonem kobiety. Pozostaje zagadką, czy zdawała sobie sprawę, co naprawdę czekało ją na kuchennym stole dr. McDowella. Czy lekarz był w stanie jasno wytłumaczyć, co tak naprawdę zamierza? Nie wiemy, czy gdyby Jane była w pełni świadoma sytuacji, zdecydowałaby się na zabieg chirurgiczny, który bardziej przypominał tortury.
Mimo wszystko zaufanie, którym Jane obdarzyła lekarza Efraima McDowella, pozwoliło udowodnić, że rozcięcie brzucha pacjenta nie zawsze kończy się śmiercią. Że są sposoby, aby ustrzec przed nią operowaną osobę. Sam doktor doszedł do wniosku, że ważnym czynnikiem, który sprawił, że kobieta przeżyła po operacji, było to, że jego dom był po prostu czysty. Dla miejscowych był to zaś dowód na to, że próba ratowania czyjegoś życia, nawet zakończona niepowodzeniem, nie jest tym samym co zabójstwo.
Polecamy:
Zanim doszło do pomyślnego przeszczepu ludzkiego organu, lekarze musieli poświęcić całe lata na badania na zwierzętach. Mierzyli się także z różnorakimi wyzwaniami. Po pierwszych udanych transplantacjach nerek medycy postanowili pójść krok dalej i spróbować z płucami. Jednym z pionierów w tej dziedzinie był dr James D. Hardy z oddziału chirurgicznego ośrodka medycznego Uniwersytetu Missisipi. Po wielu próbach na zwierzętach postanowił spróbować przeszczepu na człowieku. Szukał idealnego kandydata. Okazał się nim skazany za zabójstwo na dożywocie John Richard Russell.
W czasie pobytu w więzieniu u Russela stwierdzono raka płuca oraz ciężkie zapalenie kłębków nerkowych. Jego dni były policzone i dlatego wydawał się doskonałym kandydatem do przeprowadzenia próby. Dr Hardy pisał:
Pierwszą próbę z człowiekiem podejmiemy tylko wtedy, gdy otrzymamy pacjenta, który będzie z całą pewnością w ostatnim stadium śmiertelnej choroby, tak aby jego życie nie uległo skróceniu, gdyby przeszczep się nie udał. Po drugie, musi istnieć nadzieja na poprawę stanu pacjenta w wyniku transplantacji w okresie, jaki dany mu będzie jeszcze przeżyć. Po trzecie, powinno się przeszczepić tylko lewe płuco, ponieważ rokuje ono lepsze wyniki […]. Gdy przekazano nam Russella, spełniał wszystkie te warunki […]. Podjąłem więc decyzję.
Russell był człowiekiem prostym i niewykształconym. Wysłuchał wszystkich tłumaczeń, przyglądając się przedstawianym rysunkom. Dał sobie dzień na przemyślenie sytuacji i skontaktowanie z rodziną, po czym zgodził się na operację. To, czego chciał, to mieć nieco więcej powietrza i choć na chwilę uchronić się przed męką duszenia.
Po znalezieniu odpowiedniego dawcy przystąpiono do zabiegu. Mimo komplikacji udało się wyciąć zniszczone lewe płuco i przeszczepić nowe. Jak pisze Jürgen Thorwald w książce Pacjenci:
Było to największe przeżycie w ponurej, napiętnowanej nieszczęściem egzystencji Johna Richarda Russella. Czuł, jak powietrze znowu bez trudności dociera do jego płuc.
Po tej pionierskiej operacji mężczyzna żył jeszcze 17 dni. Przyczyną zgonu były niesprawne nerki.
Czy zachowanie dr. Hardy’ego jest moralnie dopuszczalne? Wykorzystał człowieka w stanie terminalnym, i to osadzonego, jako obiekt swoich badań. Co więcej, pacjent i tym razem miał tak niewielką wiedzę, że nie do końca zdawał sobie sprawę, dzięki czemu w ogóle oddycha. Z drugiej strony sam Hardy wypowiadał się z wielkim szacunkiem i współczuciem o operowanym:
Russell nie był człowiekiem agresywnym. Może kiedyś był dzikim gangsterem. Teraz jednak jest już od dawna chorym, znużonym i zrezygnowanym człowiekiem, bardzo cierpiącym na skutek duszności.
Po konsultacjach z innymi lekarzami i dogłębnym przemyśleniu sprawy postanowił jasno przedstawić okoliczności Russellowi i zaoferować mu chwilę wytchnienia od duszności. Nie wybrał go do operacji dlatego, że mężczyzna był więźniem. Warto zaznaczyć, że gdy Russel zgodził się na operację, lekarz wnioskował o jego ułaskawienie.
Przypadki Jane Crawford i Johna Richarda Russella pokazują, że medycyna to dziedzina pełna niejednoznaczności i trudnych moralnie wyborów. Lekarze podejmujący się przełomowych operacji balansują na granicy etyki i heroizmu. Pacjenci, często nieświadomi wszystkich konsekwencji, stają się bohaterami w tej nierównej walce o życie. Bez odwagi lekarzy-wizjonerów i determinacji pacjentów, którzy zgadzali się na pionierskie zabiegi, nie byłoby postępu w medycynie, a wiele z obecnie stosowanych procedur i technik pozostawałoby jedynie w sferze teorii. Historia medycyny to historia współpracy, odwagi i poświęcenia, gdzie każda strona – zarówno lekarze, jak i pacjenci – odgrywa kluczową rolę.
Współczesna medycyna wciąż staje przed podobnymi dylematami. Z jednej strony postęp techniczny i naukowy pozwala na coraz bardziej skomplikowane i precyzyjne zabiegi. Z drugiej – etyka stawia pytania o granice eksperymentów na ludziach. Pacjenci wciąż muszą podejmować decyzje oparte na zaufaniu do lekarzy. Lekarze muszą kierować się nie tylko wiedzą, ale także sumieniem i empatią. Przypadki Crawford i Russella przypominają, że każda operacja, każde leczenie to nie tylko walka z chorobą. To także próba zrozumienia i docenienia ludzkiej determinacji i odwagi. W końcu to właśnie współpraca, wzajemne zaufanie i gotowość do ryzyka pozwalają medycynie na ciągły rozwój i niesienie pomocy tym, którzy jej najbardziej potrzebują.
Może Cię zainteresować: