Humanizm
Wieczna młodość staje się obsesją. Cena za nią bywa zatrważająca
19 stycznia 2025
Haiti – kraj w rękach gangsterów. Nawet już nie tych w białych kołnierzykach, ale zwykłych rzezimieszków stanowiących „prawo” za pomocą karabinów, maczet i czarów voodoo. To jedno z państw upadłych, któremu trzeba pomóc. Jednak mieszkańcy Haiti obawiają się pomocy z zewnątrz. Uważają, że właśnie przez nią są w tak dramatycznej sytuacji.
Definicja „państwo upadłe” nie jest do końca jednoznaczna. Samo określenie „failed states” przypisuje się dwóm autorom artykułu, który ukazał się w amerykańskim magazynie Foreign Policy. Dyplomata Gerald B. Helman i prawnik Steve R. Ratner (obydwaj zaangażowani w misje ONZ) na początku lat 90. ub. wieku zwracali uwagę na niebezpieczne zjawisko „upadłych państw narodowych” i konieczność ich ratowania. Określali je jako „całkowicie niezdolne do utrzymania się jako członek społeczności międzynarodowej„. A także jako„pogrążające się w przemocy i anarchii, narażające inne państwa na niekontrolowany przepływy uchodźców, niestabilność polityczną i spontaniczne konflikty zbrojne”.
Helman i Ratner szukali przyczyn „upadku państw” m.in. w ich przeszłości kolonialnej. Ich zdaniem państwa te wraz z osiągnięciem suwerenności nie podołały wyzwaniom, jakie niesie za sobą niezależność. Jeszcze w okresie „zimnej wojny” dostawały zastrzyk środków od mocarstw, które wciągały je w swoją strefę wpływów. Potem ustalany przez dekady „porządek” w świecie zaczął się nieco zacierać.
Na początku lat 90. coraz częściej powtarzano więc, że kraje, które kilkadziesiąt lat wcześniej były jeszcze koloniami, powinny dopuścić szerzej pomoc, a nie zasłaniać się „talizmanem suwerenności”. Tę ostatnią zaczęto uznawać za przesadnie rozreklamowaną wartość, a ówczesny sekretarz generalny ONZ Boutros Boutros-Ghali w swoim raporcie z czerwca 1992 r. zauważył, że „czas absolutnej i wyłącznej suwerenności minął; jej teoria nigdy nie znalazła odzwierciedlenia w rzeczywistości”. Jak podobna koncepcja sprawdziła się w praktyce? Dziś można to ocenić choćby z perspektywy Haiti, wymienianego w gronie państw upadłych zarówno 30 lat temu, jak i teraz.
Warto przeczytać: Gruzja rozdarta między Rosją a Unią. „Sytuacja jest trudna”
Kraj na karaibskiej wyspie, dzielonej z Dominikaną, był w XVIII i XIX w. kolonią francuską, a w pierwszej połowie zeszłego stulecia trafił pod okupację amerykańską. Haiti, wstrząsane przez ciągłe konflikty wewnętrzne, wyjaławiane gospodarczo przez Zachód i dziesiątkowane przez kataklizmy czy zarazy, jest najbiedniejszym państwem regionu. Państwem upadłym.
Od 2021 r., gdy zamordowano prezydenta Jovenela Moise, w kraju rosną w siłę pospolite gangi uliczne. Wyposażone są, oprócz maczet, w broń, której mogłoby pozazdrościć niejedno państwo Ameryki Środkowej. Celem gangsterów jest ostateczne przejęcie władzy w państwie. Już wiosną zeszłego roku kontrolowali oni ponad 80 proc. stolicy Port-au-Prince. Ich siły powiększyły się znacznie w kwietniu po szturmie na więzienie, z którego uciekło ok. 4 tys. przestępców. Gangi podporządkowały sobie północne tereny, uważane za spichlerz kraju, jak i obszary na południe od stolicy, kluczowe dla gospodarki Haiti.
Gangsterzy na Haiti rządzą bezwzględnie i krwawo. Ich przywódcy, Jimmy’emu Cherizierowi przypisuje się przydomek „Barbecue”, a to dlatego, że jego ofiary miały ginąć w płomieniach. Na początku grudnia inny watażka wymordował prawie 200 starszych osób, oskarżając je o czary voodoo. Z kolei w wigilię kilka osób zginęło po ataku na szpital.
W kraju panuje chaos, do wielu dzielnic stolicy policja i siły bezpieczeństwa nawet nie próbują wjechać. Szerzą się morderstwa, gwałty i grabieże. Brakuje lekarstw, żywności i paliwa.
Dramatyczna sytuacja Haiti praktycznie nie opłaca się nikomu ze społeczności międzynarodowej, choćby dlatego, że jest nieprzewidywalna i może wpływać destabilizacyjnie na cały region. Jak dalece jednak obcym siłom opłaca się pomagać Haitańczykom w powrocie do stabilności? Na razie są to bardzo ograniczone środki. Kenia po burzliwych obradach swojego parlamentu, wysłała w połowie zeszłego roku 400 funkcjonariuszy sił bezpieczeństwa. Koszty tej misji w dużym stopniu pokryły Stany Zjednoczone, ale i tak liczba mundurowych była o ponad połowę mniejszą od początkowo deklarowanej. Potem dołączyło do nich ponad stu funkcjonariuszy z Gwatemali, Jamajki i Belize.
Te siły mają jednak nieznaczny lub zgoła żaden wpływ na sytuację w Haiti. Kto zatem powinien realnie poczuwać się do pomocy i kto ponosi odpowiedzialność za obecną sytuację w kraju?
Temat na czasie: Łotwa likwiduje rosyjskie wpływy. Koniec kremlowskich sentymentów
Dr Joanna Gocłowska-Bolek z Wydziału Nauk Politycznych i Studiów Międzynarodowych UW nie ma wątpliwości:
– Obecny kryzys jest dziełem podmiotów zagranicznych i to w dużym stopniu USA. Zewnętrzna pomoc przywodzi Haitańczykom złe skojarzenia. Ich zdaniem są to rozwiązania narzucane siłą i nie ma większego znaczenia, czy zaangażują się w nie Stany Zjednoczone, Wspólnota Karaibska CARICOM czy szeroko pojęty Zachód, kojarzący się rdzennej ludności z Francją, odpowiedzialną w dużym stopniu za zapaść gospodarczą kraju – mówi ekspertka od rozwoju gospodarczego i społecznego krajów Ameryki Łacińskiej i Karaibów.
Wspomina przy tym choćby ostatnią interwencję ONZ rozpoczętą w 2004 r. po obaleniu demokratycznie wybranego prezydenta Jean-Bertranda Aristide’a. Wzięły w niej udział m.in. siły Brazylii, Kanady, przedstawicieli Unii Europejskiej i USA.
– Ta misja okazała się całkowitym niewypałem. Grupa pod auspicjami ONZ starała się wywierać wpływ na sprawy polityczne i gospodarcze. Dyktowała, kto ma rządzić krajem. Ułatwiała zewnętrzne ingerencje, w dodatku zakończyła się ogromną epidemią cholery, w której zginęło blisko 10 tysięcy ludzi.
Haitańczycy dobrze to wszystko pamiętają i uważają, że właśnie tamte wydarzenia doprowadziły do pogłębiającego się kryzysu wewnętrznego, społecznego i gospodarczego, na skutek którego doszło ostatecznie do rozpadu władzy państwowej i przejęcia jej przez gangi – wyjaśnia dr Gocłowska-Bolek.
Dodatkowo, jak dodaje ekspertka, Haitańczycy bezpośrednio kojarzą wzrost znaczenie gangów z amerykańskimi handlarzami bronią, zaopatrującymi gangsterów w najnowocześniejszy sprzęt. W świadomości Haitańczyków to właśnie Stany Zjednoczone są bezpośrednio odpowiedzialne za rozprzestrzenianie się gangów. Dlaczego? Ponieważ amerykańskie władze nie robią nic, aby zwalczyć nielegalny handel bronią w kraju.
Ciekawy temat: Pacyfik w ogniu. Starcie między USA i Chinami jest nieuniknione
Czy istnieje zatem realna możliwość skutecznej pomocy Haiti? Według dr Gocłowskiej-Bolek jedyną szansą jest umiejętne finansowanie obliczone na lata, a może nawet dekady.
– Doraźne akcje nie zdają egzaminu. Skutki przyniosłoby mądre wspomaganie edukacji i organizacji, które budują społeczeństwo obywatelskie, a takie istnieją w Haiti. Ponadto do głosu muszą dojść miejscowi eksperci, a nie tylko przybysze z Europy czy Stanów, którzy będą chcieli narzucić obce kulturowo rozwiązania – mówi specjalistka.
Haiti mimo kłopotów ma swój potencjał i jest też łakomym kąskiem dla innych. Nieumiejętne podejście Zachodu systematycznie wykorzystuje Moskwa. Kreml prowadzi sprytną grę, przedstawiając się na Karaibach jako obrońca praw człowieka i w kontrze do Stanów Zjednoczonych. Okazuje również wrażliwość i poszanowanie dla niezależności Haiti.
– Rosja ze swoją dobrze skrojoną propagandą tradycyjnie jest mocno osadzona w Ameryce Środkowej, ale zyskuje też coraz większą popularność w Haiti i to nie od dzisiaj. Już w 2018 r. podczas rozkręcających się wówczas demonstracji w Port-au-Prince widoczne były rosyjskie flagi na znak wzajemnej solidarności z Kremlem – przypomina dr Joanna Gocłowska-Bolek.
Maria Zacharowa, potrafiła też wykorzystać sytuację w Haiti, ostrzegając przed podobnym scenariuszem dla Ukrainy. „Właśnie w taki, a nie inny sposób, żyją kraje, które znajdują się w strefie wpływów i zależności od Stanów Zjednoczonych” – pisała w połowie 2023 r. rzeczniczka rosyjskiego MSZ.
Na razie nie widać realnego rozwiązania dramatycznej sytuacji w Haiti, choć USA teoretycznie opracowały nawet plan pomocy obliczony na dekadę. Najpierw jednak trzeba powstrzymać przemoc, która zjada kraj od wewnątrz. Według ostatnich szacunków ONZ w zeszłym roku zginęło tam ok. 5,6 tys. osób, czyli dwa razy więcej niż dwa lata wcześniej.
Przeczytaj inny tekst tego Autora: Sukces zaczyna się w głowie. Tak wiara w siebie wpływa na wyniki