Humanizm
Życie to nie bajka, ale istnieje narrator. Wewnętrzny głos umysłu
21 grudnia 2024
Szczyt klimatyczny ONZ w Katowicach uruchomił kolejną falę kasandrycznych przepowiedni zagłady ludzkości. W rzeczywistości zmiany klimatu nie są aż tak groźne, jak nam się wmawia. Ale, niestety, ich powstrzymanie nie będzie aż tak proste, jak nam się wydaje. Wygląda na to, że ten temat – ocieplenie klimatu – paraliżuje naszą zdolność krytycznego myślenia. Zastanówmy się choćby nad anomaliami pogodowymi w kontekście zmian klimatycznych. Gdy dochodzi do jakiejkolwiek powodzi, media tłumaczą ją zjawiskiem globalnego […]
Wygląda na to, że ten temat – ocieplenie klimatu – paraliżuje naszą zdolność krytycznego myślenia.
Zastanówmy się choćby nad anomaliami pogodowymi w kontekście zmian klimatycznych. Gdy dochodzi do jakiejkolwiek powodzi, media tłumaczą ją zjawiskiem globalnego ocieplenia i ostrzegają, że liczba takich klęsk żywiołowych ciągle rośnie. Jednak nawet Międzyrządowy Zespół ds. Zmian Klimatu przy ONZ (IPCC) przyznaje, że nie wiadomo nawet, czy liczba powodzi w ciągu ostatniego stulecia uległa zwiększeniu czy zmniejszeniu!
Zjawisko globalnego ocieplenia ma być także głównym winowajcą ostatniej fali pożarów lasów w Europie i huraganów w USA.
Tymczasem pożary z 2018 r., którym media poświęciły więcej uwagi niż zwykle, strawiły w Europie tereny o powierzchni dwa razy mniejszej niż średnia roczna! W krajach Europy Południowej powierzchnia dotknięta pożarami zmniejszyła się o połowę w ciągu ostatnich 35 lat.
Jeśli chodzi o huragany, naukowcy z IPCC podkreślają, że nie zaobserwowano żadnych jednoznacznych trendów w skali globalnej w okresie ostatnich 100 lat. Jeśli idzie o huragany, które nawiedziły terytorium USA, ich liczba od 1900 r. zmniejsza się!
Prawda o zmianach klimatycznych jest zniuansowana – jest to zjawisko realne, które w przyszłości stanie się problemem, ale jego skala nie jest aż tak przerażająca, jak sobie wyobrażamy.
Według ostatniego raportu IPCC zmiany klimatyczne – jeśli w ogóle nie będziemy ich powstrzymywać – mogą doprowadzić do 2-proc. spadku globalnego dochodu do 2070 r. Strata taka będzie ekwiwalentem jednej zapaści gospodarczej w ciągu następnego półwiecza.
Ostatnio ekolodzy uczestniczą w wyścigu na największą żenadę z tymi, którzy twierdzą, że efekt cieplarniany jest wymysłem (lub spiskiem naukowców wyłudzających kolejne granty – red.). Wpływowy aktywista George Monbiot stwierdził np., że określenie „zmiany klimatyczne” nie ma wystarczająco alarmistycznego charakteru, dlatego zaproponował, by stosować ostrzejszy termin – „załamanie klimatu”.
Ale klimat się nie załamuje – co najwyżej załamuje nas. Sto lat temu katastrofy pogodowe zabijały ok. 500 tys. ludzi rocznie. A teraz, choć liczba ludzi żyjących na terenach dotkniętych klęskami żywiołowymi znacznie wzrosła, ofiar pogody i klęsk żywiołowych jest o ponad 95 proc. mniej.
Aktywiści i media – wiążąc każdy pożar, powódź i huragan ze zmianami klimatu – nie tylko niepotrzebnie sieją strach, ale także wywołują fałszywe przeświadczenie, że istnieją proste rozwiązania tego problemu, jeśli tylko politycy i opinia publiczna poświęcą im odpowiednią uwagę.
Promowany jest pogląd, że przejście ludzi na wegetarianizm powstrzyma niekorzystne zmiany, gdy w rzeczywistości oznaczałoby to zmniejszenie emisji gazów cieplarnianych zaledwie o kilka procent.
Trzeba tutaj wspomnieć dziwaczną sugestię sekretarza generalnego ONZ Antonio Guterresa, który twierdzi, że odpowiednio realizowana polityka klimatyczna przyniesie „korzyści gospodarcze o wartości 26 bln dol.”. Jego opinie oparte są jedynie na powierzchownym raporcie, którego źródła i szczegółowe wyliczenia nie zostały nigdy ujawnione.
Opinia szefa ONZ jest całkowicie sprzeczna z realiami ekonomicznymi. Zamiana paliw kopalnych na nieefektywne alternatywy spowolni wzrost gospodarczy (a nie odwrotnie). To dlatego wdrożenie porozumienia klimatycznego z Paryża z 2015 r. kosztowałoby globalną gospodarkę 1–2 bln dol. rocznie.
Kolejna zgrana śpiewka to opinie, według których energia słoneczna i energia wiatru mogą już teraz stanowić realną konkurencję dla paliw kopalnych. Tymczasem w rzeczywistości alternatywne źródła energii są pompowane subsydiami rzędu 160 mld dol. rocznie! Jeśli z nich zrezygnujemy, inwestycje w energię słoneczną i energię wiatru ulegną załamaniu.
Oczywiście, są przypadki i miejsca, w których alternatywne źródła energii są tańsze od paliw kopalnych, ale raczej odwrotna teza jest prawdziwa: przestawienie się na energię słoneczną i wiatrową byłoby niesłychanie kosztowne tam, gdzie słońce świeci krótko, a wiatry wieją słabo.
W skali globalnej energia słoneczna i wiatrowa zaspokajają dziś mniej niż 1 proc. naszego zapotrzebowania na energię. Międzynarodowa Agencja Energetyczna (IEA) oszacowała, że do 2040 r. – jeśli porozumienie paryskie będzie zrealizowane – słońce i wiatr dostarczą nam 4 proc. energii, którą będziemy wtedy produkować.
Jeśli chcemy naprawdę zmierzyć się z problemem, powinniśmy posłuchać Williama Nordhausa, pierwszego noblisty, który badał wpływ klimatu na ekonomię. Jego zdaniem w walce ze zmianami klimatu kluczowe jest znalezienie odpowiedniej równowagi.
Nordhaus opracował specjalny model ekonomiczno-klimatyczny, z którego wynika, że wprowadzenie globalnego, stopniowo rosnącego podatku od emisji CO2 spowolni ocieplenie planety. Będziemy musieli w to zainwestować 20 bln dol., ale w zamian osiągniemy korzyści rzędu 30 bln dol.
Jeśli narzucimy sobie bardziej radykalny cel – utrzymanie temperatur na poziomie sprzed rewolucji przemysłowej +2,5 st. C – wydamy 130 bln dol., a zyskamy tylko 80 bln dol., summa summarum skazując się na stratę 50 bln dol.
Skoro Nordhaus pokazał, że zatrzymanie się na pułapie +2,5 st. C jest praktycznie niemożliwe, to jak traktować apele i zaklęcia, żeby nie dopuścić do wzrostu o więcej niż 1,5 st.? W tym celu musielibyśmy za 10 lat przestać wykorzystywać paliwa kopalne – i to jest kompletna mrzonka.
W ciągu ostatniego stulecia nieprzerwanie zwiększaliśmy emisję CO2, ale dzięki temu możliwe stało się wydobycie z biedy miliardów ludzi.
Mówi się nam także, że w ciągu kilku dekad musimy już nie tylko wstrzymać emisję CO2, ale nawet usuwać ten gaz z atmosfery. Tymczasem technologia, która miałaby to umożliwić, jest zupełnie niesprawdzona.
To wszystko tylko pobożne życzenia. Międzynarodowa Agencja Energetyczna ocenia, że w 2040 r. paliwa kopalne będą wciąż zaspokajać trzy czwarte globalnego zapotrzebowania na energię.
Deficyt technologiczny może zostać przezwyciężony jedynie przez drastyczne zwiększenie naszych wydatków na badania nad alternatywnymi źródłami energii.
Przechodząc to konkluzji: tak, zmiany klimatyczne to poważny problem. Ale to nie koniec świata. By ten problem rozwiązać, musimy skoncentrować się na szukaniu przyjaznych dla środowiska innowacji, a nie roztaczać przerażające, katastroficzne wizje przyszłości.
© Project Syndicate, 2019. www.project-syndicate.org