Więcej recyklingu czy mniej odpadów? Jak przerwać toksyczną relację z plastikiem?

Niestety, każdego kolejnego roku wytwarzamy coraz więcej odpadów z tworzyw sztucznych. Według raportu OECD w 2020 roku wyprodukowano 450 mln ton tworzyw sztucznych, a przybliżone szacunki mówią, że do 2060 r. będzie to 1,2 mld ton. Tak wysokie liczby nie powinny dziwić, to tani i wygodny materiał niezbędny w większości sektorów gospodarki, a jego producenci czerpią z tego tytułu olbrzymie zyski. Sama Coca-Cola jest dostawcą blisko 100 miliardów plastikowych butelek PET rocznie.

Mimo to, problem nadmiernej produkcji syntetyków i związanych z tym zagrożeń środowiskowych jest nadal postrzegany jako kwestia indywidualnego sumienia konsumentów. Jedynym beneficjentem takiego sposoby myślenia o odpadach jest przemysł tworzyw sztucznych. Kiedy w 2018 roku Theresa May (była premier Wielkiej Brytanii i przewodnicząca Partii Konserwatywnej) zaproponowała wprowadzenie pierwszego na świecie podatku od plastikowych opakowań, przedstawiciele British Plastics Federation (BPF) oficjalnie wyrazili zaniepokojenie obrotem sytuacji i dali do zrozumienia, że masowa zmiana plastikowych opakowań na biodegradowalne nie ograniczy problemu zaśmiecania, ponieważ jest to kwestia indywidualnego zachowania konsumentów i obywateli („It is highly doubtful that simply providing alternative materials will actually reduce littering in the UK, as this is an issue of personal behaviour”).

Co z tym recyklingiem?

W tym samym liście „polimerowi lobbyści” przedstawili własny pomysł na rozwiązanie problemu – minimalizacja odpadów z tworzyw sztucznych poprzez maksymalizację recyklingu. Nie jest to nic nowego, bowiem ten model od dekad zapowiadany jest jako ostateczne rozwiązanie palącej kwestii. Skrupulatniejsza segregacja prowadzona przez mieszkańców, jeszcze lepsze metody przetwarzania, a zredukowanie gargantuicznego tonażu nowych tworzyw sztucznych stanie się kwestią czasu. Niestety, wprowadzenie i „pielęgnacja pełnokrwistej kultury recyklingu” (kolejny cytat z listu BPF) to scenariusz niemożliwy do zrealizowania.

Choć obecnie produkcja tworzyw sztucznych pochodzących z recyrkulacji stale rośnie, to stanowi zaledwie 6 proc. całkowitej produkcji. Powodów tak słabych wyników jest wiele i nie chodzi tutaj ani o niechęć społeczeństwa do odzyskiwania zużytych materiałów, ani o brak odpowiedniej infrastruktury. Recykling plastiku jest po prostu nieopłacalny. Syntetyki z odzysku kosztują więcej niż produkcja nowych, ponieważ zbieranie, sortowanie, transport i ponowne przetwarzanie odpadów z tworzyw sztucznych jest niebotycznie drogie. Na dodatek przemysł petrochemiczny rozwija się tak szybko, że co rok jest on w stanie obniżać koszty produkcji.

Dla producentów recykling to ogromne pieniądze. Natomiast dla konsumentów część ideologii, której zadaniem jest przemianowanie problemu z nadprodukcji tworzyw sztucznych i braku chęci rozwijania alternatywnych rozwiązań przez producentów, na zagadnienie nieodpowiedzialnych wyborów konsumenckich i indywidualnego stylu życia.

Fot.: Tom Fisk / Pexels

Plastik plastikowy nierówny

Pierwszym problemem jest to, że istnieją tysiące różnych tworzyw sztucznych, z których każde ma inny skład i właściwości. Wszystkie syntetyki zawierają różnego rodzaju dodatki chemiczne i barwniki, które nie mogą być poddawane odzyskiwaniu razem, co uniemożliwia posortowanie miliardów odpadów i ponownie wykorzystanie ich w produkcji nowego plastiku. Na przykład zielone butelki PET#1 nie mogą być poddawane recyklingowi razem z przezroczystymi – dlatego Korea Południowa zakazała już ich produkcji.

W przeciwieństwie do metalu i szkła wszelkie syntetyki nie są obojętne dla środowiska. Produkty z tworzyw sztucznych mogą zawierać toksyczne dodatki i wchłaniać chemikalia. Zgodnie z raportem opublikowanym przez kanadyjski rząd, wysoka toksyczności materiałów pochodzących z recyklingu sprawia, że zdecydowana większość produkowanych wyrobów i opakowań z tworzyw sztucznych nie może zostać użyta ponownie m.in. w branży spożywczej.

Spalarnie śmieci to kolejna pułapka

Większość prawidłowo posortowanych odpadów z tworzyw sztucznych (wysokiej jakości) trafia na wysypiska lub do spalarni. Resztę pakuje się na statki i transportuje poza horyzont, do krajów Afryki lub Azji Południowej; jednak i ten proceder staje się coraz trudniejszy, bowiem od 2018 roku Chiny i kilka innych krajów Azji zakazały przywozu śmieci na ich teren.

Branża zarządzania odpadami stara się używać języka neutralnego, który zdejmuje odium toksyczności i niebezpieczeństwa z miejsc, w których przetapia się ogromne ilości plastiku. W ustach marketingowców, którzy w mediach przedstawiają się jako eksperci od zarządzania odpadami, wysypiska śmieci to składowiska, śmieci to odpady, bo te pierwsze wyrzuca się do lasu, a spalarnie to „instalacje termicznego przekształcania odpadów komunalnych” lub „zakłady odzysku energii”, choć efektywność uzyskiwanej energii pozostawia wiele do życzenia. Jedna z najbardziej znanych spalarni śmieci, kopenhaska Amager Bakke, w ciągu roku wytwarza tyle energii elektrycznej, co siedem średniej wielkości turbin wiatrowych.

Większość ekologów stara się odkłamywać narrację przemysłu śmieciowego. Bez wątpienia spalanie plastiku powoduje znaczną emisję dwutlenku węgla oraz zwiększa ryzyko przedostawania się toksycznych substancji do ekosystemu. Badania zrealizowane na Université Côte d’Azur, dotyczące spalarni w Nicei, pokazały zwiększenie występowania raka płuc u mężczyzn zamieszkujących w pobliżu budynku. W miejscowości Vaux-le-Pénil, gdzie również działa tego typu zakład, francuski sąd przyznał odszkodowania okolicznym mieszkańcom. Według badań przeprowadzonych w 2019 roku w Pizie wśród członków rodzin w sąsiedztwie spalarni częściej występował chłoniak, choroby układu krążenia, a u kobiet – zwiększona tendencja do chorób układu oddechowego. Holenderski toksykolog, Abel Arkenbout, dzięki swoim badaniom udowodnił, że wokół miejsc spalania odpadów występuje zwiększona ilość niebezpiecznych trwałych zanieczyszczeń organicznych, które potrafią akumulować się w lokalnej roślinności.

Pomimo szkodliwej emisji, rządy często traktują spalanie jako zarobkowy suplement w polityce recyklingowej. Takie zabiegi prawne i marketingowe pomagają uzasadnić ogromne inwestycje w infrastrukturę spalania, która w Polsce rozwijana jest przez spółki należące do najbogatszych Polaków: Michała Sołowiowa, Sebastiana Kulczyka i Zygmunta Solorza. W tym roku władze Warszawy ogłosiły projekt rozbudowy instalacji termicznego przekształcania odpadów komunalnych na Targówku, który będzie kosztować blisko 1,7 mld złotych.

Według raportu OECD (Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju) ponad 40 proc. tworzyw sztucznych w Europie trafia do spalarni, a liczba ta ma jeszcze wzrosnąć. Dodatkowo polskie śmieci stanowią łakomy kąsek dla zagranicznych inwestorów. Zdaniem ekonomistów z branży zarządzania odpadami Polska dysponuje w tej chwili największym potencjałem śmieciowym do zagospodarowania w Europie – szacowanym na więcej niż 20 mln ton śmieci i odpadów rocznie, podczas gdy w Holandii jest to tylko 3 mln ton.

Fot.: Yogendra Singh / Pexels

Unijne propozycje

Propozycje unijne starają się uderzyć głównie w producentów tworzyw sztucznych, czyli tych, którzy czerpią z plastikowego biznesu największe korzyści. Proponowana przez Unię Rozszerzona Odpowiedzialność Producenta (ROP), weszła w życie na początku 2023 roku. Zmiany mają za zadanie wymuszać na producentach partycypowanie w kosztach gospodarowania odpadami na poziomie 80 proc. Zdaniem badaczy jest to prawidłowy kierunek zarządzania odpadami, gdyż przerzuca on odpowiedzialność na producentów i staje się motywacją do wprowadzania ekologicznych innowacji w dziedzinie produkcji zamienników plastiku.

Nowe przepisy powinny również tworzyć zachęty dla producentów, by już na etapie produkcji dążyli oni do tego, aby odpadów było mniej. Na efekty wprowadzonych zmian musimy jeszcze poczekać. Obecnie to wciąż samorządy i sami mieszkańcy ponoszą wszystkie konsekwencje nadmiernej produkcji śmieci. Jako konsumenci możemy wywierać presje na firmy, aby przestały zapełniać półki sklepowe tworzywami sztucznymi jednorazowego użytku, bojkotując ich towary. Jednak bez odpowiednich zmian w prawie niewiele osiągniemy. Na ten moment pozostaje nam jedynie wspieranie odzyskiwania surowców z papieru, puszek aluminiowych i szkła, który to model, w przeciwieństwie do recyklingu plastiku, naprawdę działa, przynosząc dużo dobrego dla środowiska i gospodarki. 

Źródła:

Opublikowano przez

Mateusz Schuler

Autor


Dziennikarz, filozof, Ślůnzok. Autor artykułów poświęconych filozofii techniki oraz etyce środowiskowej. Zainteresowany historią kapitalizmu oraz alternatywnymi ruchami politycznymi. W przeszłości prowadzący audycję radiową z muzyką eksperymentalną w tle. Mieszka w Katowicach.

Chcesz być na bieżąco?

Zapisz się na naszą listę mailingową. Będziemy wysyłać Ci powiadomienia o nowych treściach w naszym serwisie i podcastach.
W każdej chwili możesz zrezygnować!

Nie udało się zapisać Twojej subskrypcji. Proszę spróbuj ponownie.
Twoja subskrypcja powiodła się.