Prawda i Dobro
Ogień, rakija i tajemniczy wędrowiec. Wieczór Badnjaka na Bałkanach
20 grudnia 2024
Strajk nauczycieli zamienił się w polityczną pyskówkę. Tymczasem polska edukacja nadal jest tam, gdzie była, czyli blisko dna
„Gdzie ta manifestacja, przecież miała już trwać?” – pyta siwy mężczyzna, który wolnym krokiem, podpierając się na wysłużonej lasce, dociera przed Stadion Narodowy. „Rozpocznie się w samo południe” – odpowiadam. „Na moim zegarku jest 12:05” – dziwi się starszy pan.
„Według mnie jest 11:05” – mówię delikatnie, by nie urazić zakłopotanego człowieka. „O cholewcia, po zmianie czasu chyba nie przestawiłem jeszcze zegarka. Wie pan, dla emerytowanego polonisty upływający czas nie ma znaczenia”.
Staruszek siada zmęczony na zacienionej drzewami ławeczce, tuż obok szerokiej asfaltowej alei prowadzącej na koronę stadionu. Z czarnego plecaka wyciąga starganą książkę i spokojnie zaczyna czytać. Czeka. Cień się przydaje, bowiem skwar i wybetonowana okolica są bezduszne. Jest bardzo gorąco.
Za 55 minut w klimatyzowanej sali konferencyjnej „Warszawa” skrytej w salach recepcyjnych Stadionu Narodowego ma się rozpocząć okrągły stół z udziałem premiera, ministrów, polityków i kilkuset zaproszonych gości związanych z oświatą. W tym samym czasie za bramą stadionu, na placu, gdzie stoimy, nauczyciele zapowiedzieli ostatni protest w ramach trwającego już 19. dzień strajku.
Po decyzji centrali strajk zawieszą, ale dopiero jutro. Dziś, w piątek, chcą po raz ostatni wykrzyczeć swój sprzeciw. Tuż przy wysokim płocie parkuje masywna ciężarówka. Po kilkunastu minutach zamienia się w zadaszoną scenę z profesjonalnym nagłośnieniem. Wszystko gotowe, ale uczestników zgromadzenia w dalszym ciągu nie widać.
Na ogromnym, szutrowym parkingu na błoniach Stadionu Narodowego stoi zaledwie kilka autokarów. Według zapowiedzi miały być ich setki, a na pewno dziesiątki. Miały przywieźć dosłownie z całej Polski przeciwników minister edukacji narodowej, ale przede wszystkim jej zwolenników. Przed ostatnie dni ludzie spontanicznie skrzykiwali się przez internet. Do Warszawy wybierali się strajkujący działacze Związku Nauczycielstwa Polskiego i Forum Związków Zawodowych z jednej strony, a z drugiej -członkowie Klubów „Gazety Polskiej” i słuchacze Radia Maryja.
Tymczasem wzdłuż pozamykanych na głucho autokarów PKS-u hula ciepły wiaterek. Tuż obok pracownicy zieleni miejskiej leniwie przycinają trawnik. Zapowiadanych tłumów nie ma. Gorzej, nie ma nikogo. Decyzja ZNP o zawieszeniu strajku najwyraźniej zrobiła swoje. Ludzie zrezygnowali z przyjazdu do stolicy.
Na koronie stadionu w równiutkim rządku stoją wozy transmisyjne stacji radiowych i telewizyjnych. Tuż obok pomnika trenera tysiąclecia Kazimierza Górskiego jest Polskie Radio, Radio Zet, TVP czy Polsat. Brakuje RMF FM i TVN-u. Dziennikarze są gotowi do relacjonowania przebiegu salonowych obrad i pokazywania na żywo ulicznej manifestacji. Niektórzy przedstawiciele mediów nagrywają stand-upy z dużej odległości – by w tle było widać cały stadion – inni, z małymi kamerkami biegają blisko obiektu, szukając bezowocnie sensownych rozmówców.
Co ciekawe, nikt nie zaczepia dzieci i młodzieży. Młodzi ludzie w towarzystwie nomen omen swoich nauczycieli i stewardów zwiedzają najsłynniejszą atrakcję turystyczną prawobrzeżnej Warszawy. O rozpoczynającym się za moment spotkaniu, które może decydować o ich przyszłości, nie słyszeli. Uczniowie podstawówek wolą pstryknąć sobie selfie z bramkami, w które gole dla piłkarskiej reprezentacji Polski wbija Robert Lewandowski.
Do ogromnej sali konferencyjnej „Warszawa” dostać się nie sposób. Dla postronnych obserwatorów drzwi są pozamykane. Goście oraz przedstawiciele rządu przyjeżdżają na stadion eskortowanymi samochodami i autobusami od strony Wisły. Po chwili znikają w przepastnych podziemiach gigantycznego obiektu. Z zamkniętych parkingów dla VIP-ó, windami trafiają bezpośrednio na salę obrad, gdzie czeka na nich prostokątny stół zasłany białym obrusem.
W momencie, gdy obrady okrągłego stołu otwiera premier Mateusz Morawiecki, za płotem Stadionu Narodowego i zamkniętą bramą swoje spotkanie rozpoczynają zbuntowani nauczyciele.
Pojawiają się nagle. Jeszcze pięć minut przed południem jest ich garstka. Równo o godzinie 12 z tramwajów i autobusów komunikacji miejskiej przy rondzie Waszyngtona wylewa się fala ludzi, choć może lepszym określeniem byłby strumień. Jest 300, może 350 nauczycielek i nauczycieli.
Na ich twarzach widać zmęczenie, rozgoryczenie, a nawet frustrację. Jednak przyszli. Są. Stoją z transparentami, gwizdkami, kołatkami, z nieodłącznymi wykrzyknikami w dłoniach i na koszulkach. Flag narodowych brak. Dominuje kolor czarny, biały, żółty i pomarańczowy. Co chwila na scenę wchodzą kolejni przedstawiciele strajkujących. Dziękują za wytrwałość oraz proszą, by do protestu wrócić po wakacjach. Wszyscy starają się wspólnie podtrzymywać na duchu. Padają słowa przeprosin skierowane do najbliższych i własnych dzieci. Niektórzy ukradkiem płaczą, nie chcą pokazywać słabości, rozczarowania, przyznawać się do porażki.
Bo przecież, jak mówi szef ZNP Sławomir Broniarz, strajk to sukces. Pokazał, że środowisko potrafi się zjednoczyć.
Zwolenników minister Anny Zalewskiej jest dokładnie trzech. Od razu rzucają się w oczy. Każdy z nich ma swoiste przesłanie dla protestujących. Pan Kazimierz, emeryt, trzyma transparenty z hasłami: „Nauczyciele: dzieci to nie tarcze wojenne. Hańba wam!!!” i „PO, PSL, KOD, Obywatele RP z Nowoczesną = Targowica”. Pan Andrzej, także emeryt, w jednym ręku dzierży biało-czerwoną flagę, a w drugiej transparent z napisem „Broniarzu, Guzie. Latami kasa dla was, a nauczycielom nic. Podzielcie się swoją kasą i majątkiem z nauczycielami i po sprawie”. Pan Zygmunt w błękitnej koszulce z napisem „Wolna Polska bez Michnika i Wyborczej” bardzo chętnie wchodzi w dyskusje z protestującymi, a w zasadzie na głos komentuje niespodziewane zakończenie strajku.
„Ale was wydymał ten Broniarz. Daliście się wykorzystać jak gówniarze, a on teraz sobie zimne piwko pije” – krzyczy prowokacyjnie do przechodzących tuż obok nauczycieli. Ci nie reagują.
W prawdziwą dyskusję z protestującymi wdaje się pan Kazimierz. Emeryt, w specyficznym kapelusiku i schowaną do kieszeni znoszonej, niebieskiej marynarki „Gazetą Polską” chodzi od grupki do grupki manifestujących.
„Dlaczego to zrobiliście kosztem dzieci? Przecież one są najważniejsze. Nie krzywdźcie ich” – mówi. Zaraz odpowiada mu młody nauczyciel: „To nie my krzywdzimy dzieci, tylko rząd robi z dzieci zakładników”. Na co pan Kazimierz odparowuje tekstem podobnym do wpisów z internetu: „Wy sobie ciasteczka zjadacie i roześmiani popijacie kawki w drogich kawiarniach, a biedne dzieci cierpią”.
Po tej wypowiedzi dyskusja wygasła.
Manifestacja kończy się po dwóch godzinach. Już po kilku minutach plac przed stadionem pustoszeje. Na rozgrzanym asfalcie widzę porzucone żółte plakietki z napisem „PROTEST. Wysokie wymagania, niskie płace. Protestujemy, bo zależy nam na przyszłości edukacji”.
Tymczasem na ławce, tam gdzie go zostawiłem, nadal siedział starszy, siwy pan, który ciągle żyje w czasie zimowym. Poznaje mnie i zdejmując z nosa druciane okulary mówi:
„Wie pan, jest taki cytat w opowiadaniu Hemingwaya Stary człowiek i morze. Pasuje jak ulał do tego, co się działo w ostatnich dniach: »Człowieka można zniszczyć, ale nie pokonać«. Rozumie pan?”.
Niby rozumiem, ale tak naprawdę to nie rozumiem.
***
My w portalu Holistic.news też nie rozumiemy, czemu zamiast poważnej debaty o polskiej edukacji mamy tylko przekrzykiwanie się, wyzwiska, polityczne przepychanki i teatr. „It is a tale told by an idiot, full of sound and fury, signifying nothing” – pisał Szekspir o życiu, ale jak ulał pasuje to do trzech tygodni strajku.
Tak, nauczyciele muszą więcej zarabiać, ale muszą to być lepsi nauczyciele, w lepszych szkołach, które uczą dzieci tego, co przyda im się w życiu. Co zrobić, żeby było to możliwe? Przez najbliższe tygodnie i miesiące będziemy się nad tym zastanawiać, pytać, debatować. Ogłosiliśmy konkurs na pomysły na lepszą edukację, główna nagroda to 30 000 zł.
Jedno jest pewne: szkoła – mówiąc obrazowo – wymaga wyburzenia i postawienia na nowo. Tak, żeby była dostosowana do realiów XXI w.