Nauka
Ziemia straciła siostrę. Badanie Wenus dowodzi, że nie jest podobna
17 grudnia 2024
Co by się stało, gdyby kobiety były obowiązkowo wcielane do wojska? Czy społeczeństwo mogłoby nadal normalnie funkcjonować? A może domaganie się poboru dla kobiet wynika z rozgoryczenia części mężczyzn i niedostrzegania przez nich, że wcale nie chcieliby się zamienić z kobietami na społeczne obowiązki?
Trwa obecnie gorąca dyskusja na temat kobiet w służbach mundurowych, zwłaszcza w wojsku i policji. Czy kobiety nadają się do resortów związanych z używaniem siły? Niewątpliwie tak, skoro pracuje w nich całkiem duża liczba osób płci żeńskiej i skoro jakość ich pracy nie budzi zastrzeżeń. Na tym mogłabym zakończyć odpowiedź, gdyby nie to, że pytanie dotyczy powszechnego poboru do armii w przypadku wybuchu wojny. Argument jest następujący: skoro kobiety mogą pracować w siłach zbrojnych i resortach pokrewnych, to dlaczego nie miałby ich dotyczyć pobór do wojska w sytuacji zagrożenia kraju?
Odpowiadając na to pytanie, warto mieć w pamięci, że kobiety wykonują większość prac opiekuńczych zarówno przy dzieciach, jak i osobach starych i niepełnosprawnych. Dane GUS mówią o tym, że rezygnują one z pracy lub ją ograniczają cztery razy częściej niż mężczyźni, jeśli chodzi o opiekę nad dziećmi, a trzy razy częściej, jeśli chodzi o opiekę nad innymi członkami rodziny. Widać więc, że wysłanie kobiet na front lub zafundowanie im obowiązkowej służby wojskowej z innego powodu wywołałoby poważny kryzys. Mówiąc wprost, większość podopiecznych zaznałaby obniżenia poziomu życia, a część mogłaby tego w ogóle nie przeżyć.
Załóżmy więc, że z poboru zwolnione byłyby matki niepełnoletnich dzieci oraz opiekunki ludzi starych i niepełnosprawnych. Do jakiego wieku kobiety mogłyby zostać powołane do armii, zważywszy, że na emeryturę w wojsku zawodowym, podobnie zresztą jak w policji, przechodzi się wcześnie? Niech będzie, że do 45. roku życia. Kobiety powyżej tego wieku, ale przed wiekiem emerytalnym, jak również matki opiekujące się dziećmi, mogłyby zająć się tym, czym zajmowały się wcześniej kobiety powołane do wojska.
W wyniku takiego działania mogłoby zabraknąć opiekunek w żłobkach i przedszkolach oraz kadry nauczycielskiej w szkołach podstawowych i średnich. Należy bowiem pamiętać, że zawód pedagoga jest wybitnie sfeminizowany. Kobiety stanowią 82% kadry nauczycielskiej, zaś jeśli chodzi o żłobki i przedszkola – praktycznie 100%. Znowu zatem pokrzywdzone byłyby dzieci i młodzież, nad którymi to głównie kobiety sprawują pieczę instytucjonalną i dbają o wykształcenie. We wspomnianych zawodach, bez wyjątku słabo płatnych, wciąż brakuje rąk do pracy. Kobiety po 45. roku życia i te mające niepełnoletnie dzieci oraz inne osoby zależne pod opieką, mogłyby nie dać rady unieść na swoich barkach całego nawału obowiązków związanych z edukacją i opieką instytucjonalną. Znowu zatem widać, że los dzieci i młodzieży w większym stopniu zależy od kobiet niż od mężczyzn. Przymusowe wcielenie nawet mniejszości tych pierwszych do armii miałoby daleko idące negatywne reperkusje. Summa summarum, przyniosłoby więcej szkody niż pożytku.
Z mniej dotkliwymi konsekwencjami mielibyśmy do czynienia w przypadku obciążenia przymusowym poborem tylko osób obu płci w określonym wieku. Mając 19–21 lat, rzadko ma się dzieci, więc dotyczyłoby to absolutnej większości młodych kobiet. Tak się zresztą dzieje w kilku krajach na świecie. Poza Izraelem należy do nich, chociażby Finlandia, która od dawna nie uczestniczyła w żadnej wojnie, nawet w kontekście międzynarodowym (przystąpiła wszak do NATO dopiero rok temu). Czy taki pobór przyjąłby się w Polsce? Lepszym rozwiązaniem wydaje się armia zawodowa, która rekrutuje w przypadku zagrożenia konfliktem zbrojnym więcej chętnych niż w czasach stabilności. Tym bardziej że żołnierze z obowiązkowego poboru, niezależnie od płci, są zwykle gorsi w tym fachu od tych, którzy go wybrali.
Polecamy: Feminizm jako humanizm (Katarzyna Szumlewicz)
Jak się wydaje, w żądaniu, by kobiety przymusowo wcielać do wojska, nie chodzi o żadną korzyść. Pobrzmiewa w nim natomiast rozgoryczenie mężczyzn tym, że to głównie na nich spoczywa obowiązek obrony kraju. To nic, że kobiety rodzą dzieci i znacznie częściej się nimi zajmują, zarówno prywatnie, jak i zawodowo. Nie należy ich z tego powodu traktować ulgowo! Do tego samego repertuaru należy pytanie: „Dlaczego kobiety nie mają norm dźwigania jak mężczyźni?”. Uderza w tym podejściu fakt, że tylko pozornie opiera się ono na żądaniu równości. W istocie chodzi o „ukaranie” kobiet za obciążenia, spoczywające – nawet potencjalnie – na mężczyznach. Jak inaczej można głosić jednocześnie dwa sprzeczne twierdzenia: że kobiety powinny być obowiązkowo wcielane do armii i że do roli żołnierza się nie nadają, bo gdzie pomadki, a gdzie karabiny?
W rzeczywistości kobiety od dawna są zatrudnione w zawodowym wojsku, jak i we wszystkich innych służbach mundurowych. Zainteresowanie tego rodzaju pracą cały czas się u nich zwiększa. Ja sama kształcę w ramach społecznych nauk stosowanych między innymi przyszłą służbę więzienną. Na każdym z kilkunastu ostatnich roczników występowała przewaga liczebna studentek nad studentami. Nie znaczy to, że kobiety nie różnią się od mężczyzn siłą fizyczną czy wytrzymałością. Gdyby tak było, nie byłyby potrzebne odrębne klasyfikacje dla kobiet i mężczyzn na przykład w sporcie. Kwestia tej różnicy jest ważna także w omawianym zagadnieniu. Kobieta w resorcie siłowym nie budzi zdziwienia, zwłaszcza gdy jej praca dotyczy głównie kwestii intelektualnych, takich jak strategia czy wnioskowanie, na przykład w działalności wywiadowczej.
Polecamy: Mit piękna wczoraj i dziś. Obserwacje Naomi Wolf nie tracą na aktualności
Trudno jednak wyobrazić sobie armię, w której większość żołnierzy stanowiłyby kobiety. Istnieją oczywiście mity o Amazonkach, istnieją też kobiety wyjątkowo silne i wojownicze. Niemniej jednak mamy wszyscy głębokie poczucie, że jeśli ktoś ma ryzykować życie dla wspólnoty, to raczej nie kobiety, gdyż ich rolą jest życie dawać. Warto tu wspomnieć, że przed XX wiekiem duży odsetek kobiet z każdego pokolenia umierał przy porodach. Nie były to wcale procenty mniejsze niż w przypadku mężczyzn ginących na wojnach.
Kobiety są z reguły bardziej od mężczyzn odporne na intensywny ból fizyczny właśnie z powodu zaprogramowania kobiecego organizmu na poród. Przeciętny mężczyzna mógłby nie znieść bólu, który się z tym wiąże. Wszystko wskazuje więc na to, że organizm kobiecy jest nastawiony bardziej na dzieci niż na walkę z innymi ludźmi – choć oczywiście może ją podejmować, zwłaszcza jeśli w tym kierunku się ćwiczy. Kobiety są jak najbardziej zdolne do wypracowania dużej sprawności fizycznej, która przydaje się nie tylko w sporcie i służbach mundurowych.
Zastanawiając się nad obowiązkowym poborem do wojska, warto rozszerzyć zagadnienie w ogóle o służbę społeczną. Amerykańska filozof Martha Nussbaum ma konkretny pomysł na obowiązkowy pobór dla osób obu płci w wieku 19–21 lat (lub podobnym). Pobór ten jednak nie dotyczyłby tylko wojska, ale także opieki nad ludźmi niepełnosprawnymi, którzy nie są w stanie funkcjonować bez pomocy. Kto z młodych ludzi byłby przydzielony do opieki nad nimi, a kto do armii, zależałoby od indywidualnej decyzji. Dzięki temu kobiety, które chciałyby służyć w wojsku, mogłyby to robić. Z kolei mężczyźni, którzy bardzo by tego nie chcieli, mogliby tego uniknąć. Biorąc pod uwagę różnice między płciami, w wojsku byłoby więcej mężczyzn, a w opiece – większość kobiet. W obu przypadkach nigdy jedna płeć nie miałaby wyłączności na daną dziedzinę.
Mimo że Nussbaum określana jest zwykle jako myślicielka liberalna, widać w jej pomyśle wielki nacisk na wspólnotę. Dawne określenie „służba wojskowa” także do niej się odnosiło. Mężczyźni byli powoływani do wojska w ramach służby dla społeczeństwa, którego byli częścią. Podobnie działałaby proponowana przez Nussbaum (i niekiedy wdrażana, na przykład w Niemczech) „służba społeczna” na polu opieki. Dzięki temu młodzi ludzie byliby przygotowani do dwóch rzeczy: część do umiejętności obrony siebie, bliskich i kraju, a część do troski o innych ludzi, którzy nie byliby w stanie poradzić sobie sami. Zważywszy na starzenie się społeczeństw, trudno przecenić ten drugi aspekt. Nie należy jednak stawiać wyłącznie na opiekę. Zagrożenia zewnętrzne mogą się pojawić, a poza tym wojsko uczy wielu umiejętności praktycznych, które przydają się również w czasach pokoju.
Podsumowując, zarzuty, że od kobiet społeczeństwo wymaga mniej niż od mężczyzn, ponieważ to nie od nich oczekuje się obrony kraju, są kompletnie demagogiczne, a jednocześnie inspirują do zadania ważnych pytań. Dlaczego większość kobiet nie chciałaby nigdy walczyć, a jest gotowa zajmować się innymi ludźmi? Dlaczego większość mężczyzn interesuje się zagadnieniami związanymi z wojną, a unika zajęć związanych z opieką? Czy ten podział to działanie natury lub społeczeństwa, które wiąże opiekę z kobietami, a wojnę z mężczyznami? Niezależnie od odpowiedzi pomysł Nussbaum wychodzi naprzeciw zarówno tym mężczyznom, których ciągnie do wojska, jak i tym, którzy się go brzydzą czy boją. Ciekawe, jak wybraliby ci, którzy żądają powszechnego poboru dla kobiet?
Może Cię zainteresować: Coraz większa samotność seniorów. „Możemy im pomóc”