Nauka
Bezpieczna stymulacja mózgu. Rewolucja w neurologii
04 grudnia 2024
Władze Sudanu zgodziły się wydać byłego prezydenta Omara al-Baszira Międzynarodowemu Trybunałowi Karnemu. Oskarżony o ludobójstwo dyktator nie uniknie sądu. To brzmi jak długo oczekiwany triumf sprawiedliwości, ale pojawiają się też wątpliwości dotyczące funkcjonowania Trybunału
Przy okazji niespodziewanej wolty tymczasowego rządu Sudanu pojawia się jednak więcej pytań niż odpowiedzi – nie tylko o los Omara al-Baszira, ale przede wszystkim o skuteczność Międzynarodowego Trybunału Karnego (MTK).
Trybunał powołano do życia pod koniec lat 90. XX w. w idealistycznym przekonaniu, że wspólnota międzynarodowa jest w stanie rozliczyć winnych ludobójstwa, zbrodni przeciw ludzkości i zbrodni wojennych bez względu na to, kto i gdzie je popełnia. Po procesach norymberskich, które były pierwszą w historii próbą poddania największych zbrodniarzy międzynarodowej jurysdykcji, przez 50 lat nie podejmowano podobnych działań. Do tego pomysłu powrócono dopiero w latach 90., po okrutnych wojnach w Jugosławii i Rwandzie.
Trybunały powołane do sądzenia winnych zbrodni w obu krajach były po części wyrazem wyrzutów sumienia Zachodu, który nie zrobił nic, albo prawie nic, by zapobiec tym tragediom. Trybunały nie były idealne, krytykowano je za nieudolność, upolitycznienie i wydawanie zbyt łagodnych wyroków, ale najpoważniejszy zarzut miał inny charakter. Wielu Serbów, Chorwatów, Bośniaków czy Rwandyjczyków traktowało międzynarodowe sądy zajmujące się ich dramatami jako ciała obce, nierozumiejące istoty konfliktów i pogłębiające ich tragiczne skutki.
Mimo wszystko obie instytucje doprowadziły do osądzenia i skazania ponad 150 zbrodniarzy, dały też nadzieję na stworzenie stałej międzynarodowej instytucji wymiaru sprawiedliwości, przed którą nie ucieknie żaden zbrodniarz. W 1998 r. 120 państw podpisało traktat rzymski powołujący Międzynarodowy Trybunał Karny z siedzibą w Hadze. Jego działalność rozpoczęła się cztery lata później. Do dziś traktat ratyfikowały 123 kraje, a prawie 30 kolejnych go podpisało. Są też jednak państwa – wśród nich USA, Rosja, Izrael, Chiny i Indie – które nie uznają jurysdykcji Trybunału.
Już pierwsza sprawa skierowana do Trybunału pokazała, jak trudne może być ściganie ludzi oskarżanych o ludobójstwo i zbrodnie wojenne. W 2003 r. prezydent Ugandy Yoweri Museveni poprosił MTK o przeprowadzenie śledztwa w sprawie działań Armii Bożego Oporu, rebelianckiej grupy kierowanej przez Josepha Kony’ego, siejącej terror w Ugandzie, Sudanie i Demokratycznej Republice Konga. Jednym z dowódców sił Kony’ego był Dominic Ongwen, który jako dziecko został porwany przez bojówkarzy i spędził w organizacji 30 lat. Popełnił okrutne zbrodnie, za które był ścigany przez MTK.
Ongwen popadł jednak w niełaskę u Kony’ego, ale w 2015 r. – dzięki skoordynowanej akcji armii ugandyjskiej i amerykańskiej – udało mu się uciec z terenów kontrolowanych przez Armię Bożego Oporu. Ongwen miał być pokazowym przykładem zbrodniarza, który wchodzi na drogę pokoju i być może pociągnie za sobą kolejnych oficerów Kony’ego, co mogłoby doprowadzić do rozbicia jego organizacji. Nie tylko politycy, ale nawet ugandyjscy obrońcy praw człowieka uważali, że Ongwen – choć winny zbrodni – powinien być traktowany jak inne ofiary Kony’ego wcielone w dzieciństwie do jego armii.
Administracja Baracka Obamy (USA wówczas silnie wspierały MTK) miała inne zdanie. Ongwen został przekazany do Hagi, gdzie od 2016 r. trwa jego proces. Prezydent Museveni, który wcześniej zainicjował działania MTK wobec Ongwena uważa dziś jednak Trybunał za instytucję „nieużyteczną” i „ziejącą zachodnią arogancją”. Zapytany o działania MTK przez dziennikarza magazynu „Der Spiegel” powiedział: „To jest nasz kontynent, a nie wasz”.
Takim opiniom trudno się dziwić. Ze spraw podjętych przez MTK do 2016 r. wszystkie dotyczą zbrodni popełnionych na kontynencie afrykańskim. To w dużym stopniu wynik działań pierwszego prokuratora Trybunału, Argentyńczyka Luisa Moreno Ocampo. Sytuacji nie zmieniło przejęcie stanowiska przez pochodzącą z Gwinei Fatou Bensoudę – próby podejmowania dochodzeń poza Afryką kończą się fiaskiem, a dla mieszkańców kontynentu Trybunał staje się instytucją coraz bardziej oderwaną od rzeczywistości i działającą na podstawie niejasnych zasad.
Ugandyjczycy uważają wręcz, że w sprawie Ongwena MTK pogłębił konflikt i cierpienie ofiar. Jak ujął to ugandyjski prawnik Nicholas Opiyo: „Dla ofiar sprawiedliwość oznacza zaprowadzenie pokoju, a nie wsadzenie do więzień kilku osób”. W związku z kontrowersjami władze RPA, Gambii i Burundi zapowiedziały nawet opuszczenie instytucji, choć po pewnym czasie wstrzymały swoje decyzje. Pomimo to działania Trybunału nadal są ostro krytykowane, a próby geograficznego zbalansowania jego działań jeszcze bardziej pokazują słabość tej instytucji.
A to dlatego, że światowe mocarstwa nie traktują Trybunału poważnie. Donald Trump uważa, że MTK nie ma prawa sądzić obywateli USA. John Bolton, były już doradca prezydenta USA w sprawach bezpieczeństwa narodowego, zagroził sędziom i prokuratorom Trybunału, że trafią do więzień, jeśli ośmielą się oskarżyć amerykańskich obywateli o zbrodnie wojenne w Afganistanie.
Premier Izraela Binjamin Netanjahu wezwał do nałożenia sankcji na członków MTK w przypadku rozpoczęcia dochodzenia w sprawie izraelskich zbrodni wobec Palestyńczyków. Z kolei prezydent Filipin ogłosił, że aresztuje prokurator Bensoudę, jeśli pojawiłaby się ona w jego kraju. Filipiny – jak podkreślił Rodrigo Duterte – nie są członkiem Międzynarodowego Trybunału Karnego, a nikt z zewnątrz nie ma prawa wymierzać sprawiedliwości Filipińczykom.
Do listy zarzutów o „afrykocentryzm” Trybunału i bezradność wobec najsilniejszych graczy na arenie międzynarodowej należy dodać jego małą skuteczność. Jak na ogromny budżet, którym dysponuje MTK (prawie 150 mln euro rocznie) wyniki jego działań są bardzo skromne – zaledwie ośmiu osądzonych zostało skazanych, dwie sprawy zakończyły się porażkami prokuratorów.
Częściowo jest to związane ze strukturą organizacji – bez własnych sił policyjnych musi ona polegać na współpracy państw członkowskich, która zwykle kończy się na granicy. Przykładem może być podjęta w 2018 r. próba ścigania winnych zbrodni na Rohindżach w Mjanmie. Kraj ten nie należy do MTK, w związku z czym Trybunał próbował dowodzić, że części zbrodni dokonano w Bangladeszu, który jest członkiem Trybunału. Ale gdyby nawet udało się ustalić winnych zbrodni, to musieliby oni zostać wydani do Hagi przez władze Mjanmy.
MTK przechodzi egzystencjalny kryzys właściwie od początku istnienia i niewiele wskazuje na to, by kryzys ten mógł zostać sensownie rozwiązany. W tej sytuacji niektóre kraje poszukują rozwiązań alternatywnych, np. afrykańscy przywódcy zaproponowali powołanie Afrykańskiego Trybunału Sprawiedliwości i Praw Człowieka. Innym rozwiązaniem jest korzystanie z zasady „represji wszechświatowej” (ang. universal jurisdiction), która pozwala na sądzenie winnych zbrodni wojennych i zbrodni przeciw ludzkości popełnionych poza granicami kraju. Opierając się na tej zasadzie w lutym 2019 r. szwedzki sąd skazał na dożywocie obywatela Syrii winnego zbrodni popełnionych podczas wojny w tym kraju. Podobne działania podejmują sądy w Niemczech, Francji, Norwegii, Holandii i Szwajcarii.
Czy sprawa Omara al-Baszira może być przełomem w działalności Międzynarodowego Trybunału Karnego? Gdy były dyktator zostanie wydany MTK, nie jest pewne, jak przebiegnie proces. Zarzuty wobec niego dotyczą zbrodni popełnionych w Darfurze w latach 2003–2008, kiedy w prowincji zginęło ponad 200 tys. osób. W 2008 r. Luis Moreno-Ocampo wniósł do MTK akt oskarżenia wobec al-Baszira obejmujący zbrodnie ludobójstwa, zbrodnie wojenne, morderstwa i tortury.
Ocampo twierdził, że al-Baszir jest osobiście odpowiedzialny za opracowanie planu eksterminacji miejscowej ludności i wykorzystanie całego aparatu państwa do jego realizacji. Rzecz w tym, że już 12 lat temu te zarzuty – zwłaszcza zarzut ludobójstwa – wydawały się nie od utrzymania. Sam Trybunał początkowo go odrzucił, ale zatwierdzono go w apelacji. W reakcji nawet przeciwnicy al-Baszira w Sudanie twierdzili, że oskarżanie go o ludobójstwo nie ma sensu. Jeśli były przywódca Sudanu trafi do Hagi, Fatou Bensouda będzie musiała się mocno natrudzić, bo pomniejszenie skali zarzutów będzie uznane za kolejną porażkę Trybunału. Na to MTK nie może sobie pozwolić.
Po obaleniu Omara al-Baszira Sudan znajduje się w bardzo delikatnej sytuacji politycznej. Nowe władze liczą, że wydanie byłego prezydenta pozwoli im odblokować zachodnią pomoc gospodarczą i uwiarygodnić prodemokratyczne przemiany w kraju. Trzeba jednak pamiętać, że wielu członków i doradców obecnych władz służyło w armii al-Baszira i brało udział w kampaniach nie tylko w Darfurze, ale też w brutalnej wojnie zakończonej uzyskaniem niepodległości przez Sudan Południowy. Sudańczycy nie wybaczyliby Międzynarodowemu Trybunałowi Karnemu gdyby po raz kolejny zachodnie poczucie sprawiedliwości stanęło na drodze do pokoju w afrykańskim kraju.