Humanizm
Mroczna triada. Takie cechy wpływają na osobowość kryminalną
23 listopada 2024
Na początku XX w. sądzono, że kapitalizm zmierza ku zagładzie z powodu miażdżących nierówności, która pojawiają się także dzisiaj. Jednak, jak się okazało, doniesienia o jego śmierci były mocno przesadzone
Binyamin Appelbaum w komentarzu na łamach dziennika „New York Times” winą za narastające nierówności w Stanach Zjednoczonych obarczył ekspertów w dziedzinie ekonomii. W swoim artykule powołał się m.in. na słowa ekonomisty i laureata Nagrody Nobla Roberta Lucasa, który zwracał uwagę na kwestię wzrostu gospodarczego i odchodzenie od polityki redystrybucji. Appelbaum zacytował także dane statystyczne dotyczące średniej długości życia w USA, która obniżyła się w ostatnich latach, częściowo z powodu rosnącej narkomanii i fali samobójstw w grupie ludzi znajdujących się w trudnej sytuacji ekonomicznej.
Trzeba jednak podkreślić, że ekonomiści nie bagatelizują problemu nierówności. Wręcz przeciwnie. Na przestrzeni ostatniej dekady to zagadnienie stało się centralnym obszarem badań, wkraczając do publicznego dyskursu dzięki dokonaniom Anne Case z Uniwersytetu w Princeton czy Angusa Deatona, laureata Nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii.
Co więcej, coraz bardziej nasila się współpraca między ekonomistami i naukowcami z innych dziedzin. Jest to podejście, które wspieram poprzez moje zaangażowane w projekt Przebudowa Makroekonomii (Rebuilding Macroeconomics) realizowany w Narodowym Instytucie Badań Ekonomicznych i Społecznych w Wielkiej Brytanii.
Oczywiście, ekonomiści nie są wszechwiedzący, ale spostrzeżenia wynikające z pracy naukowej – w szczególności promowanie polityki działającej na podstawie mechanizmów wolnego rynku – wielokrotnie udowodniły swoją wartość.
Gdy zaczynałem udzielać się na polu makroekonomii w latach 80. XX w., ten dział nauki był zdominowany przez keynesizm. Ale kwestie, którymi zajmowaliśmy się wtedy, teraz wróciły do mody. Co wywołuje cykle koniunkturalne? Czy istnieje kompromis między bezrobociem a inflacją? Jak możemy projektować politykę gospodarczą, by polepszyć wyniki ekonomiczne i zapobiec recesji? To tylko kilka przykładów debaty.
Jednak w ciągu dwóch dekad (od końca lat 80. do wielkiej recesji w 2008 r.) makroekonomiści przestali koncentrować się na cyklach biznesowych, a skupili się bardziej na kwestiach związanych ze wzrostem. Do tej zmiany wydatnie przyczynili się ekonomiści z Uniwersytetu Chicagowskiego, tacy jak właśnie Lucas.
Nadal pamiętam spotkania w amerykańskim Krajowym Biurze Badań Ekonomicznych w połowie lat 80., w trakcie których powtarzano, że „Lucas nad czymś pracuje”. To było wręcz coś niewyobrażalnego – w tamtych czasach niepodzielnie rządzili ekonomiści matematyczni i teoretycy ekonomii, a ekonomia rozwoju znajdowała się na samym dole w hierarchii szanowanych dziedzin.
Mimo to w pamiętnym artykule z 1988 r. Lukas podkreślił konieczność zbadania, dlaczego gospodarki Hongkongu, Singapuru, Korei Południowej i Tajwanu osiągały zdecydowanie lepsze wyniki niż te, które znajdowały się na podobnym stopniu rozwoju dwie lub trzy dekady wcześniej.
„Konsekwencje dla dobrobytu obywateli związane z tymi kwestiami są po prostu szokujące (…). Gdy tylko o nich pomyślimy, trudno będzie nam myśleć o czymś innym” – pisał Lucas. Artykuł ten miał kluczowe znaczenie dla zmiany aspiracji badawczych kilku późniejszych grup ekonomistów.
Choć nie zawsze zgadzam się z moimi kolegami z Chicago, to uważam, że mieli rację, gdy propagowali politykę wolnorynkową jako sposób na stymulowanie wzrostu gospodarczego. Rynki nie są idealne, ale system, który nagradza ludzi w zróżnicowany sposób za ich wysiłki, jest bardziej efektywny w wyciąganiu ludzi z ubóstwa niż jakakolwiek inna znana nam organizacja społeczna. Przypływ rzeczywiście unosi wszystkie łodzie.
Jeśli redukowanie nierówności byłoby głównym priorytetem, być może odpowiedź wtedy stanowiłoby odejście od gospodarek kapitalistycznych i skierowanie się ku modelowi socjalistycznemu lub komunistycznemu. Jak twierdził Karol Marks, „każdy według swoich zdolności, każdemu według jego potrzeb”.
Jednak to podejście było testowane w XX w., zwłaszcza w Związku Radzieckim i Chinach za czasów reżimu Mao Zedonga, a skutki w obu przypadkach były przerażające. Obarczanie winą instytucji rynku za nierówności i inne problemy wynikające z szybko następującej globalizacji może skończyć się krokiem wstecz.
Na początku XX w. sądzono, że rynkowy kapitalizm zmierza ku zagładzie z powodu miażdżących nierówności, które pojawiają się także dzisiaj. Jednak doniesienia o jego śmierci były mocno przesadzone. Odporność rynków odzwierciedla ich niesamowitą skuteczność w rozwiązywaniu największych problemów społecznych. Ale funkcjonują one w ramach politycznych i instytucjonalnych ograniczeń, które rozwijają się tylko wtedy, gdy decydenci uczą się na swoich błędach.
Na przykład deregulacja rynków kapitałowych w latach 80. XX w. poszła za daleko. Oczywiście, jej rezultatem były ogromne zyski i raczej zredukowała ona nierówności, niż je pogłębiła. Ale zyski te trafiły głównie do miejskich elit na Zachodzie i mieszkańców obszarów wiejskich w Chinach i Indiach. Jak argumentuję w książce Prosperity for All, z pewnością istnieją lepsze struktury, które w bardziej efektywny sposób mogą zachować dwa stulecia demokratycznego postępu.
Zarówno w XIX w. jak i XX w. zachodnie demokracje wykształciły systemy praw politycznych, które umożliwiły obywatelom z klas robotniczej i średniej udział w podziale zysków płynących z rynków. Jednak przepływy światowego kapitału stopniowo wyeliminowały te prawa, ponieważ przeciążyły możliwości systemów demokratycznych w zakresie zatrzymywania korzyści z rynku walutowego dla obywateli.
Rozwiązaniem w tej sytuacji nie jest eliminacja wolnego rynku, lecz przekształcenie instytucji. A jeśli chcemy osiągnąć ten cel, potrzebujemy zdecydowanie więcej ekonomistów.
© Project Syndicate, 2019. www.project-syndicate.org