Nauka
Naukowcy zbudowali elektroniczny nos. To technologia jutra
27 listopada 2024
Prezydent Brazylii poświęci miliony hektarów Amazonii pod plantacje. Przed masową wycinką lasów deszczowych i katastrofą ekologiczną może nas ochronić międzynarodowa zrzutka Brazylia dysponuje największymi obszarami lasów deszczowych na świecie. Tym samym rządzący nią politycy mają olbrzymi wpływ na ekosystem naszej planety. Wciąż powtarzana, dumna nazwa „płuca Ziemi” powinna wywoływać poczucie wspólnej odpowiedzialności za kondycję lasów równikowych. Jednak za pustymi sloganami nie kryje […]
Brazylia dysponuje największymi obszarami lasów deszczowych na świecie. Tym samym rządzący nią politycy mają olbrzymi wpływ na ekosystem naszej planety. Wciąż powtarzana, dumna nazwa „płuca Ziemi” powinna wywoływać poczucie wspólnej odpowiedzialności za kondycję lasów równikowych. Jednak za pustymi sloganami nie kryje się realna pomoc finansowa.
Europa uwielbia oburzać się na „złych polityków” z Ameryki Łacińskiej, którzy zezwalają na wyrąb bezcennej puszczy amazońskiej, co można uznać za zwykłą hipokryzję. Emocjonalne wypowiedzi, nie tylko ekologów, ale też zwykłych obywateli przejętych dewastacją środowiska naturalnego, są oczywiście zrozumiałe i potrzebne. Jednak warto zauważyć, że argumenty o egoizmie krajów takich jak Brazylia, Peru czy Sierra Leone, które dopuszczają się stałego „gwałtu na lasach deszczowych” (określenie z jednego z artykułów na ten temat) tracą siłę, gdy sami nie robimy niczego na rzecz ich ratowania.
Podczas debat, dyskusji i konferencji naukowych padają liczby i deklaracje. Rozpoczyna się światowe odliczanie! „Do katastrofy ekologicznej dojdzie za… 100/75/50 lat”. „Przy obecnej tendencji ocieplenia klimatu, jeśli temperatura wzrośnie o 3 st. C, to do 2050 r. amazońska dżungla zmniejszy powierzchnię o 75 proc.” W tekstach o rewolucyjnych tytułach: „Do końca stulecia Amazonia może przekształcić się w sawannę”, „Zatrzymać morderców lasów równikowych”, „Umierające płuca ziemi”, nie brakuje wezwań do międzynarodowego bojkotowania polityków zezwalających na wycinkę.
Jednym z nich jest Jair Bolsonaro, nowy prezydent Brazylii. Populista i wielbiciel Donalda Trumpa, niekwestionowany król latynoamerykańskiego Twittera, w styczniu 2019 r. podpisał dekret umożliwiający przekształcenie części obszarów chronionych Amazonii w wielkie agrobiznesy (m.in. pod uprawy soi). Bolsonaro widzi w nich olbrzymi potencjał ekonomiczny.
Chodzi o 106 mln hektarów ziemi (12,5 proc. terytorium kraju), które dotychczas zamieszkiwało ok. 900 tys. Indian i ludów quilombo (mieszkańców niezależnych osad). Kolejny dekret kontrowersyjnego polityka pozwoli na ich wysiedlenie.
Populiści na całym globie mają kilka wspólnych mianowników, jednym z nich jest krótkowzroczność, skupienie na słupkach poparcia w sondażach i podczas wyborów. Skrajnie nieodpowiedzialni, polityczni drapieżnicy zbliżają nas ku nieuchronnej katastrofie ekologicznej. Mimo to Bolsonaro cieszy się w Brazylii olbrzymim poparciem. Europa, doświadczona rządami podobnych polityków, powinna wiedzieć dlaczego.
Prezydent przedstawia sprawę prosto: lasy równikowe nie zapewnią pracy i pieniędzy biednym warstwom społeczeństwa, które dogorywają w fawelach i głodują na prowincji. Za to agrobiznesy już tak. Podobne przekazy „do mas” trafiają na niezwykle podatny grunt.
Społeczeństwa krajów rozwiniętych jednoznacznie sprzeciwiają się nowym regulacjom pozwalającym na wręcz nieograniczoną wycinkę amazońskiej puszy. Po podpisaniu dekretów przez prezydenta Brazylii opublikowano tysiące artykułów na temat globalnego ocieplenia, lecz wciąż nie widać refleksji nad pomocą dla ubogich społeczeństw, które kierują się podstawowymi potrzebami (choćby zaspokojeniem głodu), a nie wyższymi wartościami podnoszonymi przez Europejczyków i obywateli innych rozwiniętych państw.
Lasy tropikalne zapewniają „usługę klimatyczną”, tanio redukując emisję CO2. „Szczyt w Paryżu powinien uzgodnić płatności na programy przeciw wylesieniu regionów tropikalnych” – apelował w 2015 r. Pedro Pablo Kuczynski, były premier Peru, na łamach dziennika „The Guardian”:
„Musimy wymyślić innowacyjne rozwiązania, aby zająć się naszą planetą. Innowacyjność oznacza nie tylko nową technologię energetyczną i nowe ekologiczne mechanizmy finansowania. Musimy ponownie wyobrazić sobie lasy tropikalne jako dobro publiczne, takie jak elektryczność, służące ludziom i rządom, również tym z bogatego świata, którzy powinni się na nie składać”.
Kuczynski w prosty sposób wyjaśniał konieczność współpracy przy finansowym wsparciu procesu utrzymania i pielęgnowania lasów deszczowych, który ograniczyłby skalę problemu z populistami pokroju Bolsonaro: „Lasy są pięknymi ekosystemami żywych organizmów. Ale podobnie jak miejskie usługi wodne i lokalna firma energetyczna, lasy zapewniają szereg usług: magazynowanie tlenku węgla, produkcja tlenu i chłodzenie naszej planety, które większość ludzi dostaje za darmo. Podobnie jak płacimy za usługi elektryczne, a tym samym zapewniamy ich nieprzerwane świadczenie, tak – szczególnie w bogatym świecie – powinniśmy płacić za usługi klimatyczne, które zapewniają lasy tropikalne”.
Tę zależność zrozumiało sporo organizacji pozarządowych. Jedna z nich w 2013 r. doprowadziła do sukcesu akcji „Powierzchnia Walii” (ang. Size of Wales). Walijczycy zaangażowali się w zbiórkę charytatywną, a uzyskane w ten sposób środki (2 mln funtów) przeznaczono na utrzymanie lasów deszczowych w Peru i Sierra Leone o powierzchni równej obszarowi Walii.
John Griffiths, walijski minister środowiska, powiedział wtedy, że inne kraje powinny podążyć za przykładem Walii: „Jesteśmy pierwszym krajem na świecie, który pomaga chronić obszar lasów tropikalnych równoważny swojej wielkości. Wzywam inne kraje do podążania naszym śladem – z myślą o naszym klimacie, o lasach, zwierzętach i ludziach, którzy od nich zależą” – podkreślił.
Podobne projekty zainicjowały najbogatsze kraje Europy. Norwegia podpisała umowę z Brazylią, Gujaną, Indonezją, Liberią i Peru, w ramach której płaci za część usług związanych z wychwytywaniem dwutlenku węgla przez lasy deszczowe. Także Niemcy poszli śladem Norwegii i na mocy podobnej umowy zdecydowali się wesprzeć Peru. Niestety, na świadczenie takiej pomocy pozwalają sobie tylko najbardziej zamożne kraje. A to za mało.
Raport „Spójrz w stronę lasu” (ang. Look to the Forests), przygotowany przez dziennik „The Guardian”, stwierdza, że kraje rozwijające się chcą zwiększyć wysiłki na rzecz ograniczenia wylesiania, ale potrzebują jakiegoś rodzaju „rekompensaty”.
W 2015 r. 14 krajów posiadających lasy tropikalne zgłosiło się do programu Lima Challenge, zobowiązując się do rezygnacji z programów wylesiania do 2030 r. Niestety, po analizie zdjęć satelitarnych przedstawiających postępujący wyrąb lasów deszczowych i zmianie politycznej m.in. w Brazylii (dekrety Bolsonaro) i USA (Donald Trump nie wierzy w globalne ocieplenie klimatu) już teraz można stwierdzić, że program Lima Challenge nie osiągnie swoich założeń.
Również w 2015 r. Claude Martin, szef organizacji WWF w latach 1993–2005, przedstawił raport „Na krawędzi” (ang. On the Edge), w którym zaznaczono stan lasów deszczowych na świecie oraz prawdopodobne scenariusze ich losów w następnych dekadach.
Martin, omawiając wyniki raportu podczas konferencji w Berlinie, podkreślił kluczowe znaczenie lasów dla przyszłości ludzkości i stwierdził, że świat ignoruje ich los, a decyzyjni politycy potrzebują szybkiej „pobudki”.
„Tropikalne lasy deszczowe zniknęły z politycznego radaru, będąc w centrum debaty ekologicznej w latach 80. i 90.” – stwierdził. „Potrzebujemy odnowionej woli politycznej, aby poruszyć globalne sumienie w tej kwestii. Rządy są zbyt skoncentrowane na innych sprawach dotyczących środowiska naturalnego, tak jakby problemy lasów zniknęły, podczas gdy w rzeczywistości stale się pogarszają” – dodał.
Według danych przedstawionych przez program „Dla klimatu”, pozostałe na świecie tropikalne lasy deszczowe zajmują obecnie 16 mln km kw., czyli obszar zbliżony do terytorium Rosji. Jednak co roku tracona jest, głównie na rzecz rolnictwa, ich część wielkości Szwajcarii.
Jak wyjaśniał Claude Martin, około połowa światowych lasów tropikalnych wciąż pozostaje nietknięta. „Jeśli nie uda nam się ich ochronić, szóste masowe wymieranie gatunków stanie się rzeczywistością w trakcie życia naszych dzieci i wnuków” – ostrzegł. „Dosłownie pożeramy lasy deszczowe i jesteśmy już niedaleko od niebezpiecznego punktu krytycznego” – zaznaczył.
Według danych przytaczanych przez „The Guardian” tropikalna wycinka lasów co roku emituje więcej gazów cieplarnianych (10 proc. globalnej emisji) niż cała Unia Europejska. Jednocześnie wyrąb lasów niszczy najbardziej wydajny na świecie system wychwytywania i składowania dwutlenku węgla. Zachowanie lasów tropikalnych może pochłonąć nawet 30 proc. globalnej emisji CO2.
Dlaczego zatem wciąż wycinamy lasy? Główny problem polega na tym, że niszczenie lasów, często nielegalne, generuje ogromne zyski w krótkim okresie – poprzez eksport drewna, oleju palmowego, bydła, soi, minerałów. Politycy z krajów lasów tropikalnych dokonują wyboru między szybkimi przyrostami korzyści krótkotrwałych (praca dla obywateli, poparcie wyborcze) a tymi długotrwałymi (przeciwdziałanie pustynnieniu, zwalczanie suszy – ochrona rolnictwa, czysta woda, zabezpieczenie ludzkich plemion przed wymarciem, tak samo gatunków zwierząt i roślin, nie wspominając już o ratowaniu świata przed zagładą czy niepowiększaniu dziury ozonowej).
Pablo Kuczynski, do niedawna prezydent kraju zarządzającego amazońską puszczą, zdaje sobie sprawę, jak wielkie nakłady musi ponieść państwo, by sprzeciwić się wylesianiu. W swojej odezwie dla dziennika „The Guardian” napisał: „Egzekwowanie praw chroniących lasy jest kosztowne – przeciwstawienie się nielegalnemu pozyskiwaniu drewna lub rozwojowi plantacji pochłania pieniądze, przestrzeń polityczną i potencjał administracyjny”. Wspomina też o olbrzymich naciskach magnatów finansowych, od których zależy polityczny byt wielu przywódców oraz dramatyczna sytuacja ekonomiczna mieszkańców krajów z lasami deszczowymi.
Globalny handel zbyt często wygrywał z interesem publicznym. Przywłaszczanie lasów przez prywatne osoby, przekształcanie ich w intratne plantacje awokado, tak uwielbianego przez Europejczyków, bezpośrednio przyczynia się do „śmierci płuc Ziemi”, o której dziennikarze tak często wspominają.
Konsumenci również muszą stać się bardziej świadomi bezpośredniej roli, jaką mogą odgrywać w wywieraniu presji na polityków i biznes, z rozwagą wybierając produkty, które nie przyczyniają się do wylesiania.
Eksperci ostrzegają, że Amazonia, bez naszej pomocy, zostanie unicestwiona szybciej, niż nam się wydaje. Jak zwykle przy tak ogromnych dramatach powodem jej umierania będzie ludzka krzywda. Cierpienie, głód czy strach przed bezdomnością mieszkańców krajów równikowych będą wpływać na wzrost poparcia dla populistów. To właśnie politycy pokroju Jaira Bolsonaro obiecają szybkie rozwiązanie ich problemów. Być może odpowiedzią na wycinkę lasów deszczowych byłby innowacyjny projekt światowej pomocy humanitarnej dla krajów równikowych. Mówiąc: „Nas na to nie stać”, skazujemy potomków na życie w czasach, gdy tabloidowe tytuły artykułów o wycince lasów deszczowych staną się prawdą.