Humanizm
Pomoc niewidomym z echolokacją. Tak dźwięk wspiera orientację
13 listopada 2024
Magda i Piotrek, z dnia na dzień, postanowili na kilka miesięcy przeprowadzić się do puszczy. „Ludzie od tysięcy lat mieli poczucie, że są częścią systemu natury. Żeby żyć dobrze, musimy żyć w symbiozie z tym, co nas otacza” - tłumaczą
ANNA WILCZYŃSKA: Wraz z powakacyjnym powrotem do pracy i szkół wiele osób marzy, by rzucić wszystko i wyjechać na koniec świata, gdzie stres nie będzie codziennym towarzyszem życia. Tobie się to udało – czasowo przeniosłaś się do Puszczy Knyszyńskiej, żyjesz w lesie. Czym się tam zajmujesz?
MAGDA BĘBENEK*: To, co mnie zajmuje, to ekologia w życiu codziennym i życie coraz bliżej natury na wielu poziomach – na poziomie tego, jakimi produktami się otaczam, jak konsumuję, a także na poziomie odkrywania mojej natury i pozwalania sobie na to, by żyć coraz bardziej autentycznie i w zgodzie ze sobą. Mieszkając w Puszczy Knyszyńskiej, wraz z moim chłopakiem Piotrem prowadzimy projekt Las w nas, w którym przeplatają się dwa tematy.
Z jednej strony przedstawiamy kwestie edukacyjne i przyrodnicze – to jest działka Piotrka, który ma dużą wiedzę o polskim lesie i potrafi ją świetnie przekazywać. A z drugiej strony ja przemycam do naszych treści tematy szeroko rozumianej ekologii i życia bliżej natury. Opowiadamy o tym na naszym profilu na Instagramie oraz kanałach YouTube – Wracamy do natury i Piotr Horzela opowiada.
Z dnia na dzień zdecydowałaś, że przeprowadzasz się do lasu?
Pewnego dnia Piotrek zadzwonił do mnie i powiedział: „Słuchaj, może byśmy się wyprowadzili na kilka miesięcy do jakiejś starej chaty na Podlasiu?”. A że ja mam nawyk robienia ze wszystkiego projektów, odpowiedziałam: „Dobra, zróbmy z tego projekt!”. Tak zaczęliśmy się szykować do przeprowadzki do Puszczy Knyszyńskiej i jednocześnie budować projekt Las w nas, który dziś jest parasolem dla wielu naszych działań edukacyjnych, warsztatowych i pisarskich. Więc w tej decyzji był element spontaniczności, ale złożyło się na nią także wiele naszych dotychczasowych doświadczeń.
Bo wasze drogi do wyprowadzki do puszczy wiodły zupełnie innymi ścieżkami.
Zgadza się. Piotrek wychował się w środku lasu, dodatkowo z wykształcenia jest leśnikiem. Nigdy nie pracował dla Lasów Państwowych ani dla żadnego parku narodowego, za to przez lata jeździł po świecie i mieszkał w kilku krajach. Jego droga do puszczy wiodła więc chociażby przez przypadkową pracę w Polskiej Stacji Antarktycznej.
Jak można przypadkowo pracować w Antarktyce?
Jak widać można! (śmiech) Wrócił półtora roku później, pomieszkał trochę w Polsce, a potem na niecałe dwa lata zamieszkał w Sudanie Południowym. Po kolejnym powrocie wymyślił, że będzie opowiadał o swoich podróżach i doświadczeniach, które zdobył w trakcie wyjazdów. Zaczął prowadzić prelekcje podróżnicze w szkołach, instytucjach kultury, firmach czy w trakcie festiwali podróżniczych, równocześnie coraz bardziej tęskniąc do lasu. W końcu zaczął o nim opowiadać w ramach kanału na YouTube.
A jak wyglądała twoja droga do puszczy?
Wychowałam się w Warszawie, a po studiach, podobnie jak Piotrek, zaczęłam podróżować. Zawsze uważałam się za wielkomiejską dziewczynę i nie rozumiałam ludzi, którzy uważali, że w Warszawie jest zawrotne tempo życia. Wszystko zaczęło się zmieniać po tym, jak przez pięć miesięcy mieszkałam na Hawajach. W małej zatoczce, gdzie znajduje się ośrodek, w którym byłam wolontariuszką, poza campingiem i kilkoma domami, nie było prawie nic.
Wszystkie pomieszczenia były tak zorganizowane, że nawet jeśli było się wewnątrz, to i tak było się częściowo na dworze. Ściany z tyczek lub mat bambusowych sięgały na wysokość około jednego metra, a potem aż do dachu była tylko moskitiera. Dzięki mieszkaniu w takim domu bez przerwy słyszałam śpiew ptaków i szum oceanu, a czasem odgłosy wielorybiego ogona uderzającego o wodę. Powrót do kraju po tym doświadczeniu był sporym szokiem.
Tak dużym, że trzeba było uciec do lasu?
To nie była ucieczka, poza tym wyjazd do puszczy miał miejsce trzy lata po powrocie z Pacyfiku. W przeprowadzce nie chodziło o bycie antymiejską, a pro-leśną i pro-przyrodniczą. Chciałam pozytywnej zmiany otoczenia, ponieważ zaczęłam mieć problem z hałasem i tłumem, z brakiem natury dookoła siebie. Poza doświadczeniem życia nad oceanem najważniejsze w moim wyjeździe na Hawaje było dotarcie do społeczności rdzennych Hawajczyków, którzy wciąż operują zupełnie innymi kategoriami kulturowymi niż my. Szczególnie ci, którzy praktykują filozofię życia i rytuały swoich przodków.
Co w tym spotkaniu było wyjątkowego?
Dostałam nowe koncepcje kulturowe, w ramy których ująć mogłam zarówno swoje dotychczasowe doświadczenia, jak i to, jak chciałam dalej żyć. Prosty przykład – zarówno w chrześcijańskich, jak i rdzennych hawajskich opowieściach o stworzeniu świata człowiek pojawił się na Ziemi ostatni, jednak mamy zupełnie różną interpretację tego zdarzenia.
Opowieści, na których zbudowana jest nasza cywilizacja, mówią, że skoro pojawiliśmy się na Ziemi ostatni, to znaczy, że jesteśmy jej władcami i możemy robić z planetą i innymi jej mieszkańcami co chcemy. Hawajczycy uczą, że skoro człowiek pojawił się na Ziemi ostatni, to oznacza, że potrzebował wszystkich wcześniej powstałych elementów – zwierząt, roślin, minerałów, żywiołów – by móc przeżyć.
W tym ujęciu wszystkie zwierzęta, rośliny, a także minerały i żywioły są naszymi przodkami lub starszym rodzeństwem. Mamy obowiązek się od nich uczyć i o nie troszczyć, tak jak one, jako nasze starsze rodzeństwo, mają się nami opiekować i dawać nam wszystko, co potrzebne do dobrego życia. Zetknięcie z rdzennymi Hawajczykami nadało nowe ramy temu, gdzie w ekosystemie i w społeczeństwie widzę dla siebie miejsce.
I gdzie jest to miejsce?
Pomiędzy nimi. Nie gdzieś nad naturą, w roli władcy stworzenia, ale i nie niżej niż ona. Niektóre przekazy ekoaktywistyczne opierają się na założeniu, że ludzie są szkodnikiem Ziemi i nasza planeta świetnie by sobie bez nas poradziła. Ale w wielu odmiennych od naszego kręgach kulturowych uczy się, że my, ludzie, jesteśmy dziećmi Ziemi, która nas zrodziła i nieustannie nas karmi.
Ziemia, jako matka, nie chciałaby pozbyć się swoich dzieci. To nie jest tak, że byłoby jej lepiej bez nas. Tak samo jak wszystkie inne organizmy na naszej planecie my też pojawiliśmy się tutaj w konkretnym celu, tylko o nim zapomnieliśmy.
Na stronie projektu Las w nas, który prowadzisz razem z Piotrem, piszesz, że odcinając się od natury, dużo tracimy.
Tracimy przede wszystkim siebie – świadomość tego, kim jesteśmy i jakie jest nasze miejsce w świecie. Jesteśmy częścią natury i potrzebujemy do niej powracać. Osoby, które działają na rzecz sprawiedliwości społecznej, mówią często, że to, co przytrafia się jednemu człowiekowi, przytrafia się całej ludzkości. Tak samo jest z przyrodą – to, co się dzieje z jakimkolwiek elementem środowiska naturalnego, dotyka nas wszystkich.
Jesteśmy częścią nieustannej wymiany z innymi organizmami, minerałami i żywiołami, żyjemy w symbiozie z resztą ekosystemu. Gdy tego połączenia nie czujemy, nie mamy oporów, żeby zatruwać środowisko naturalne i zadawać cierpienie innym stworzeniom. Jednak robiąc to, trujemy i krzywdzimy samych siebie. A gdy nie mamy poczucia bycia częścią świata przyrody na poziomie duchowym czy emocjonalnym, robimy się niesamowicie samotni. Tracimy poczucie przynależności i związku zarówno z otoczeniem, jak i jego pozostałymi mieszkańcami – ludźmi i nie tylko.
Czym twoim zdaniem ma być powrót do natury? Czy wyprowadzka do lasu jest jedynym wyjściem?
Nie trzeba się od razu wyprowadzać do lasu, żeby mieć kontakt z naturą. Statystycznie mieszkamy w odległości 17 minut do najbliższego parku i 24 minuty do najbliższego lasu. Wiem, że lubimy narzekać na dostęp do zieleni, ale w Polsce prawie 30 proc. powierzchni kraju jest pokryta lasami, więc wcale nie jest tak źle. W mojej definicji szeroko rozumiany powrót do natury polega na tym, by w nowy sposób spojrzeć na systemy, które sobie zbudowaliśmy, i przekazy kulturowe, w których żyjemy, by po kolei odcinać te z nich, które nie służą ani nam, ani naturze – zarówno tej rozumianej jako środowisko naturalne, jak i naszej ludzkiej naturze, czyli temu, kim i jacy jesteśmy.
Do takiego podejścia wychowujemy w naszym systemie edukacji?
Mnie i pewnie wiele osób uczono, że do lasu idzie się na ognisko, na wycieczkę, ewentualnie pobiegać. Las nie jest przestrzenią zintegrowaną z naszą codziennością, jest oddzielony i zarezerwowany na wybrane czynności. Las jest tłem naszego życia, a nie aktorem, aktywnym podmiotem.
Gdy uświadamiamy sobie, że natura nie jest dla nas tłem tylko współtwórczynią naszej rzeczywistości, gdy zrozumiemy, że jesteśmy jej częścią nie tylko w sensie światopoglądowym, ale i biochemicznym, to zaczynamy zupełnie inaczej podejmować decyzje. Wtedy okazuje się, że nie do końca są nam potrzebne ekotrendy, triki na zdrowy tryb życia, listy ekoproduktów do kupienia. Oczywiście, inspiracja nimi jest super, jednak chodzi o to, by nie poprzestawać na poziomie trików, tylko schodzić głębiej i odkrywać, jakimi wartościami chcemy się kierować w życiu i jak uczyć się współdziałania z naturą.
Jakie prawa ty w ten sposób odkryłaś?
W naturze nic się nie marnuje, a każdy element ma swoje ściśle określone miejsce i rolę. Organizmy nieustannie ze sobą współpracują, ale nie oznacza to, że wszystkie ciągle harmonijnie wzrastają. Jedne gatunki zjadają inne, grzyby rozkładają drzewa, drzewa próchnieją i łamią się, robiąc przestrzeń nowemu pokoleniu roślin drzewiastych.
Warto zauważać złożoność i wieloaspektowość tych systemów, a szczególnie to, że wszystko jest ze sobą połączone. Gdy tak zaczynamy postrzegać świat, to okazuje się, że natura nie jest tylko ładnym obrazkiem, a nasze decyzje już nie są tylko naszymi decyzjami, bo wpływają na życie wszystkich innych organizmów.
W takim spojrzeniu ekologia przestaje być tymczasowym trendem, a staje się świadomym stylem życia. To, co wprowadza balans, Hawajczycy określają słowem „pono”, które można przetłumaczyć jako „sprawiedliwe, zrównoważone, dobre, moralne, szczere, odpowiedzialne, słuszne”.
Czy pono ma związek z odrzuceniem dotychczasowego sposobu życia, pozbyciem się smartfona i konta na Instagramie?
Nie, powrót do natury nie oznacza, że mamy spalić za sobą wszystkie mosty i zamieszkać w jaskini. Ekologia nie odrzuca zdobyczy technologicznych. Chodzi o to, żeby rozpoznać, co z dobytku cywilizacyjnego nam służy, a co nie, i sukcesywnie powracać do właściwych wzorców, a nie umacniać budowanie szkodliwych nawyków. Chodzi nie tylko o to, jak konsumujemy produkty i usługi, ale także treści, informacje, wiedzę. Warto rozpoznać, w jakim środowisku, z kim i dla kogo pracujemy, komu oddajemy swój czas i energię, kogo i co wspieramy naszymi pieniędzmi.
A ty czego musiałaś się pozbyć dla własnego pono?
Musiałam porzucić pośpiech oraz pozbyć się ciągłego poczucia braku i nauczyć się, w jaki sposób zastępować je poczuciem dostatku. W naszym zakątku świata mamy wszystkiego wystarczająco dużo, a często nawet w nadmiarze, tylko nasza kultura zdaje się nie uznawać kategorii „wystarczająco”. Oceny w szkole muszą być coraz lepsze, wyniki finansowe w firmie muszą być coraz wyższe, PKB musi cały czas rosnąć.
Ale niby dlaczego? Dlaczego ciągle mam zarabiać i produkować więcej? Być może to, co mam, już wystarczy? Być może już żyjemy w dostatku, tylko nie umiemy tego dostrzec i odpowiednio zdefiniować, czym jest bogactwo? W naturze nie ma takiego mechanizmu jak nieustanny wzrost. Jest okres wzrostu, stagnacji i rozkładu. Taka cykliczność jest naturalna, a my chcemy być zawsze aktywni, skuteczni, w fazie rozwoju. Nie dajemy sobie pozwolenia na cykliczność i regenerację. Gdy tak na to spojrzeć, systemy polityczne i ekonomiczne, w których żyjemy, są kompletnie nienaturalne – dosłownie i w przenośni.
Na tym polega ekoterapia? Znajdowaniu komfortu w tym, co jest naturalne?
Ekoterapia i ekopsychologia uznają nierozerwalne połączenie między dobrostanem człowieka a jego relacją ze środowiskiem naturalnym i dobrostanem ekosystemu, w którym żyje. Jednak mam poczucie, że nazywając to w ten sposób, wymyślamy jakiś nowy trend, a to w ogóle nie są nowe rzeczy. Ludzie od tysięcy lat mieli poczucie, że są częścią systemu natury oraz że są od niej zależni. Żeby żyć dobrze, musimy żyć w symbiozie z tym, co nas otacza.
O ruchu szeroko rozumianego powrotu do natury mówi się czasem jako o tworzeniu nowej-starej historii. Historia ta opiera się na korzystaniu z dóbr, które wypracowaliśmy dzięki dominującej obecnie cywilizacji z jednoczesnym powrotem do dobrych praktyk, które wszystkie cywilizacje pielęgnują w spadku po swoich przodkach. Powrót do lasu i widzenia świata przez pryzmat harmonii pozwala nam wrócić do ładu z otoczeniem, innymi i ostatecznie sobą samymi. Można by to nazwać autoterapią przez zapuszczanie korzeni w sobie i w naturze, w której żyjemy.
Planujesz, żeby za jakiś czas wyjechać z puszczy i wrócić do Warszawy?
Tak, niedługo wracam na kilka miesięcy do miasta. Jednak nawet gdy ja wyjadę z puszczy, puszcza nie wyjedzie ze mnie (śmiech).
*Magda Bębenek – edukatorka, podróżniczka, mówczyni publiczna, Ambasadorka Przedsiębiorczości Kobiet. Współautorka wraz z Piotrem Horzelą przyrodniczego projektu Las w nas. Autorka dwóch książek z serii Polka potrafi.